czwartek, 24 grudnia 2009

Rozdział 18


Rozdział 18

Strach



Przez kolejne dni w domu Weasleyów panowała grobowa atmosfera. Podczas wspólnych posiłków nikt się do siebie nie odzywał, dopiero w swoich pokojach domownicy prowadzili ze sobą rozmowy, głównie na temat zachowania Mary. Prawie cały czas spędzała w swoim pokoju, jedynie schodziła na dół coś zjeść bądź załatwić swoje potrzeby fizjologicznie. W środku dnia wychodziła na spacery do pobliskiego parku, pogrążona w ponurych myślach. Molly, Andromeda i Narcyza próbowały z nią porozmawiać, lecz na próżno. Wszyscy się o nią martwili, nawet państwo Prewettowie. Kto mógł doprowadzić Mary do takiego stanu? Przez kogo izoluje się od reszty świata?

Po powrocie do Hogwartu wszyscy przyjaciele Mary zauważyli, że coś z nią jest nie tak. Izolowała się od otaczającego świata, zaszywała się w chatce Hagrida i za wszelką cenę unikała towarzystwa bliskich jej osób. Nawet Marlena próbowała do niej zagadać, lecz została brutalnie spławiona. Nikt nie wiedział, o co jej chodzi. W końcu pewnego marcowego popołudnia John wysnuł pewną hipotezę.


*  *  *


- Nie wydaje wam się, że to Bella maczała w tym palce?

- Że co takiego? - żachnęła się Dorcas. - Żartujesz, prawda?

- To brzmi nawet logicznie - przyznała Marlena i przeanalizowała słowa Johna. - Bella mogła napisać do Mary, żeby zerwała z nami kontakty, inaczej ukatrupi całą jej rodzinę. Wiecie, jaka ona jest.

- Nie przesadzacie? Przecież ona…

- …mogła już dawno przejść inicjację na śmierciożercę - dokończył za nią John, choć dobrze wiedział, że nie to miała na myśli. - Po tym wszystkim Sama-Wiesz-Kto pewnie…

- Moglibyście się zamknąć? - wycedził Syriusz przez zaciśnięte zęby, próbując skupić się na pracy domowej z astronomii. Cała trójka spojrzała na niego wyraźnie zdumiona. - Mam już tego dość.

- Astronomii? - spytała Dorcas. - Nie martw się. Mogę ci pomóc.

- Nie o to mi chodzi.

- Więc o co?

Zanim Syriusz otworzył usta, do biblioteki weszli Lily i James z lekko spuszczonymi głowami.  Wzbudziło to ogromne poruszenie wśród uczniów, którzy na chwilę oderwali się od grubych ksiąg.  Zwykle widywano Lily i Jamesa, obrzucających się różnymi wyzwiskami, a teraz szli obok siebie, wpatrując się w czubki swoich butów. Chwilę później przysiedli się do Syriusza, Johna, Marleny i Dorcas.

- Wyglądacie, jakbyście dostali wyjce od swoich rodziców - stwierdziła Marlena lekko zdumionym tonem.

- Prawie trafiłaś w sedno - mruknęła ponuro Lily. - Dostaliśmy publiczny ochrzan od Mary.

- Co?! - Cała czwórka spojrzała po sobie. Czyżby Mary w końcu postanowiła się do kogoś odezwać?

- Zaczęła nam wyrzucać, co myśli o nas i o naszych codziennych sprzeczkach - powiedział James grobowym głosem. - Nikt z grona pedagogicznego nie odważył się zareagować na jej wybuch. Nawet Dumbledore.

- Nie mam pojęcia, co się z nią dzieje - wyznała Lily drżącym głosem. - Kto sprawił, że tak strasznie się zmieniła? I to w stosunku do nas? Co my jej takiego zrobiliśmy?

- Wracam do naszej wieży - odezwał się Syriusz, wrzucając książki do torby. - Może tam uda mi się zebrać myśli.

Tak naprawdę nie chciał wcale wracać do Wieży Gryffindoru. Postanowił pójść do Wielkiej Sali sprawdzić, co z Mary. Ta cała sytuacja zatruwała jego myśli od miesięcy. Nie mógł nic nikomu powiedzieć, choć bardzo chciał się komuś wyżalić, co gryzie Mary. Czuł się rozdarty od środka. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić, aby jednocześnie nie złamać słowa danemu przyjaciółce.

Pięć minut później Syriusz ujrzał na schodach przy sali wejściowej Mary, a obok niej Torę, leżącą stopień wyżej. Na dźwięk czyichś kroków podskoczyła o kilka stopni w górę, po czym jej sierść zjeżyła się, lecz gdy ujrzała Syriusza natychmiast się uspokoiła i ponownie ułożyła się obok Mary, robiąc mu miejsce. Pogłaskał tygrysicę po łbie i przysiadł na stopniu, po czym spojrzał na swoją przyjaciółkę. Była cała roztrzęsiona.

- Co się stało? - spytał łagodnie.

- Twój b-brat kazał p-przekazać od Belli spóźnione życzenia świąteczne - wyjąkała Mary.

- Musiało zdarzyć się coś jeszcze, inaczej nie wyglądałabyś tak jak teraz - stwierdził Syriusz.

Mary zacisnęła pięść. Lekko kiwnęła głową i rzekła:

- Próbował rzucić na m-mnie Klątwę Cruciatus, by sobie p-potrenować na żywym celu, lecz Tora go p-przegoniła.

Syriusz pogłaskał ją lekko po dłoni. Westchnął cicho i rzekł:

- Nadal uważam, że powinnaś iść z tym do Dumbledore’a.

- Nie zaczynaj. - Ton głosu Mary zrobił się nagle oschły, po czym wstała i złapała się za głowę. - Musze was jakoś chronić. Wy nie macie własnych strażników.

- Po prostu przestań nas unikać i zachowuj się normalnie - powiedział Syriusz, również wstając. - Bądź sobą. Nie myśl o tym…

- Jak mam o tym nie myśleć, skoro wisi nad wami taka groźba?! I to jeszcze z mojej winy! Myślisz, że jest mi z tym łatwo?! Nie mam innego wyboru!

- Mary, chcę…

- Mam głęboko gdzieś, czego ty chcesz! Daj mi spokój, Black!

Po tych słowach pobiegła schodami w stronę pokoju wspólnego, a Tora podążyła za nią, machając ogonem we wszystkie strony.

- Mary, zaczekaj! - zawołał za nią Syriusz, lecz nie uzyskał odpowiedzi.

Rozejrzał się dookoła i utkwił wzrok w zbroi stojącej nieopodal. Podszedł do niej i silnym kopnięciem sprawił, że upadła na posadzkę, robiąc przy tym sporo hałasu.

Czy ja zawsze muszę wszystko spieprzyć? - pomyślał rozgoryczony. 

niedziela, 13 grudnia 2009

Rozdział 17


Rozdział 17

Zmiany




- To niemożliwe…

- Mary, spokojnie. - Syriusz spojrzał na nią i złapał ją lekko za rękę. - Od kogo jest ten list?

- Od… Belli.

Zapadła cisza. Teraz Syriusza zatkało. Nie mógł z siebie wydusić żadnego słowa. Po jakimś czasie wybełkotał:

- Co… ona… od ciebie… chce?

- Nie wiem! - pisnęła zestresowana Mary, a jej dłonie zaczęły gwałtownie się trząść. Syriusz szybko otrząsnął się z szoku i rzekł:

- Powinnaś przeczytać ten list. Nie ma innego wyjścia.

Mary spojrzała na niego zlękniona.

- No… nie wiem…

- Wolisz tak dalej siedzieć w niepewności i trząść się na całym ciele? To zajmie tylko chwilę i będzie po wszystkim. Później będziesz mogła z tym listem zrobić, co zechcesz.

Mary niepewnie spojrzała w szare tęczówki Syriusza i włożyła rękę do kieszeni spodni, po czym wyjęła z niej złożony kawałek pergaminu. Gdy go rozłożyła, zaczęła czytać na głos:


Czołem, ruda zdziro!


Nie spodziewałaś się tego listu, czyż nie? Tak myślałam. Wierz mi, pisanie do Ciebie nie sprawia mi żadnej przyjemności. Mam nadzieję, że przynajmniej moja sowa oszpeciła Ci tę Twoją słodką twarzyczkę.

Wiem, że twój spedalony braciszek jakimś cudem zmartwychwstał oraz że ta suka Prewett jednak urodziła tego bękarta, którego nosiła przez prawie rok. Zdrajcy krwi rozmnażają się niczym bahanki w zaniedbanych chałupach… Żenada.

Zapewnie sądziłaś, że masz mnie już z głowy do końca twoich żałosnych dni, prawda maleńka? No to muszę cię oświecić: MYLIŁAŚ SIĘ! Sprawię, że wszystkie bliskie ci osoby będą cierpieć straszliwe katusze. Twoja rodzina, znajomi, nawet twoja szkaradna sowa, a przede wszystkim ty! Jednakże ciebie zostawię sobie na sam koniec. Oby ci psychika padła, gdy twoja rodzinka i przyjaciele będą ginąć straszliwą i męczeńską śmiercią! Jeśli chodzi o twój zgon, specjalnie dla ciebie zaplanuję coś naprawdę wyjątkowego. Zarzynanie ciebie będzie dla mnie czystą przyjemnością. Jestem pewna, że Czarny Pan to doceni. Już i tak stałam się jego ulubienicą po tym, co zrobiłam twojemu braciszkowi.

Nieprędko się spotkamy, więc do zobaczenia za parę lat!


                               Bellatriks


Po przeczytaniu listu Mary dostała tak silnych drgawek, że odczuwał je nawet Syriusz. Wbiła wzrok w swoje kolana i mruknęła cicho:

- Boje się.

- Chyba kpisz sobie ze mnie! - palnął bez namysłu Syriusz, lecz gdy dostrzegł łzy w oczach dziewczyny, próbował jakoś rozładować napięcie panujące salonie. - Sama mówiłaś, że nie dasz się Belli. W końcu…

- Czy ty nic nie rozumiesz?! Wszystko się zmieniło! Myślałam, że te pogróżki w szkole ze strony twojego brata, które słyszę od początku roku to tylko puste słowa! Nie sądziłam, że Regulus mówił na poważnie, że Bella planuje krwawą zemstę. Chryste, jeśli coś się stanie rodzicom albo…

- Pokaż ten list Dumbledore’owi - powiedział stanowczo Syriusz. - On na pewno coś doradzi.

- Pogięło cię?! - żachnęła się Mary, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Syriusz poczuł, że znalazł się na straconej pozycji. - Jak pójdę do Dumbledore’a, to wtedy ta sadystka uzna, że ma nade mną przewagę i nie da mi spokoju!

- Przesadzasz. Myślę…

- Myślisz? TY MYŚLISZ?! No proszę, jednak towarzystwo Jamesa nie zrobiło jeszcze z twojego mózgu gównianej papki! A może to zasługa Lily? Jej kazania zmusiły może tę spleśniałą gąbkę w twoim pustym łbie do pracy…

- Mary, posłuchaj…

- Nie, to ty posłuchaj! Zrobię to co uznam za słuszne i nikt nie narzuci mi swojego zdania! A już na pewno nie będzie to taki bezmózg jak ty! W sumie nie dziwię się, że twoi rodzice tak cię traktują! Z pewnością Regulus nie ma aż takich problemów z logicznym myśleniem jak ty!

Syriusz nie zdążył odeprzeć jej argumentów, gdyż Mary wstała z fotela i pobiegła do sypialni dziewcząt, trzaskając drzwiami dormitorium.


*  *  *


Nadszedł grudzień, a wraz z nim Hogwart przykryła gruba warstwa puszystego śniegu. Jak co roku uczniowie spędzali dużo czasu na szkolnych błoniach i urządzali sobie bitwy na śnieżki, mimo mroźnej pogody. James i Syriusz codziennie ładowali w Severusa serią śnieżnych kul wielkości pięści Hagrida. Rzucili na nie specjalne zaklęcia, aby ganiały go nawet wewnątrz zamku. Lily omal nie zdarła sobie gardła, wyzywając ich od ograniczonych idiotów i bezmózgich padalców.

Tylko Mary nie uczestniczyła w tych radosnych zabawach. Od miesiąca izolowała się od przyjaciół i otoczenia, zaszywając się w chatce Hagrida i rozmyślając nad listem od Belli. Przy gajowym udawała że wszystko jest w porządku, choć prawda była zupełnie inna. Bała się… Bała się zarówno o własne życie, jak i o życie swoich przyjaciół i rodziny. Wiedziała, że powinna o tym porozmawiać z profesorem Dumbledorem, lecz strach przejął nad nią całą kontrolę i nic nie mogła zrobić. Dręczyły ją koszmary, w których widziała sterty trupów po tym, jak mówi dyrektorowi o groźbach Belli. Nie mogła pozwolić na to, aby te wizje się spełniły. Musiała trzymać język za zębami i żyć z tym dalej z dala od przyjaciół i rodziny. Nie chciała ich narażać…

Parę dni przed końcem semestru Cedrella przysłała listy do Syriusza, Fabiana, Gideona, Andromedy i Narcyzy z zaproszeniem na święta. Cała piątka bez wahania przystała na tę propozycję. Co prawda, Mary mogła sama ich zaprosić, ale udało jej się wykręcić, tłumacząc matce, że przez masę prac domowych może jej to wylecieć z głowy. Oczywiście, nie wspomniała nic o liście od Belli. Im mniej wiedzieli na ten temat, tym lepiej dla nich. Nawet wymusiła na Syriuszu obietnicę, aby nikomu o tym nie mówił, zwłaszcza podczas przerwy świątecznej.

Domownicy od momentu przyjazdu swoich dzieci i sióstr Black zauważyli, że Mary nagle stała się taka cicha i małomówna. Nawet podczas przygotowań do kolacji wigilijnej nie odezwała się ani słowem, tylko co jakiś czas odpowiadała na pytania, które padały w jej stronę. Państwo Prewettowie próbowali z nią nawiązać kontakt, lecz na próżno. Cała dwunastka doszła do wniosku, że nie należy teraz poruszać tego tematu, więc postanowili poczekać do końca wieczora. 


*  *  *


- Mary, słuchasz nas?

Mary otrząsnęła się z rozmyślań i spojrzała w brązowe oczy Molly.

- Coś mówiłaś?

- Co się z tobą dzieje? - spytał Artur, przyglądając się siostrze z niepokojem. - Odkąd przyjechałaś, wydajesz się taka… nieobecna.

- Po prostu… sporo nauki się zebrało… - mruknęła Mary, starając się, aby jej głos zabrzmiał przekonująco.

- A może się zakochałaś? - zażartował Billius. - W końcu to już drugi raz, odkąd gościmy u nas Syriusza…

Syriusz lekko się zaczerwienił, lecz Mary nie okazała żadnych uczuć, tylko wstała od stołu i spojrzała chłodno w roześmiane oczy swojego brata.

- Skończ z tymi swoimi żenującymi żartami, człowieku. To już się zaczyna robić nudne.

Po tych słowach obróciła się na pięcie i pobiegła na górę do swojego pokoju. Po paru sekundach trzasnęły drzwi pokoiku na poddaszu.

- Czy ja coś powiedziałem nie tak? - spytał wstrząśnięty Billius resztę domowników.

- Mary chyba ma kłopoty - stwierdziła Cedrella, spoglądając na miejsce, gdzie przed chwilą siedziała jej córka. - W dodatku nic nie mówi i bez przerwy chodzi taka zamyślona. Mam złe przeczucia… Syriuszu, może ty coś wiesz?

Syriusz niechętnie spojrzał po twarzach zebranych. Po chwili z jego ust padła krótka odpowiedź:

- Przykro mi, ale nie.

Jednak dobrze wiedział, co gryzie Mary. W dodatku, z głębi serca chciałby wszystkim powiedzieć o liście od Belli, lecz nie miał zamiaru złamać obietnicy złożonej przyjaciółce.

I przez to czuł się jak zwyczajne bydlę.

niedziela, 29 listopada 2009

Rozdział 16

Dla Karinki – za wsparcie psychiczne

Rozdział 16

Żarty i wściekła sowa



- Jak cudownie znowu znaleźć się w Hogwarcie! - oznajmiła radośnie Mary, gdy wraz z Lily i Dorcas przemierzały szkolne korytarze.

- Mów za siebie. To dopiero pierwszy dzień i już walnęli nam sprawdzian z zeszłego roku.

- Mówiłam ci, że powinnaś na wszelki wypadek pouczyć się tej transmutacji - upomniała przyjaciółkę Lily. - Profesor McGonagall sama nas ostrzegała w czerwcu, że na pierwszej lekcji czeka nas test z całego roku.

- Nie wiem, czemu tak rozpaczasz, Dorcas - stwierdziła Mary uśmiechnięta od ucha do ucha. - Ten test był bardzo łatwy.

- Gdyby nie Lily, też byś się nie nauczyła.

- Nawet słówka nie pisnęła na ten temat podczas wakacji. Serio. Poza tym - objęła przyjaciółki oboma ramionami - od dzisiaj będzie zupełnie inaczej niż w zeszłym roku.

Lily i Dorcas spojrzały na nią pytająco.

- Co masz na myśli?

- Przecież już nigdy więcej nie zobaczymy na oczy Belli Black! - rzekła radośnie Mary, obdarzając przyjaciółki serdecznym uśmiechem. - Nie będzie żadnych prześladowań, ataków, dziwnych wypadków, zapełnionego skrzydła… Severus?

Mary, Lily i Dorcas zatrzymały się i przyjrzały się młodzieńcowi, który wyszedł zza zakrętu. Mogłyby przysiąc, że to Severus, tyle że…

- Czemu ufarbowałeś włosy na różowo? - spytała Dorcas, ledwo powstrzymując śmiech.

Zamiast równych kruczoczarnych włosów ujrzały malinową czuprynę na głowie Severusa. Spojrzał na Dorcas spode łba, cały zarumieniony.

- Na waszym miejscu nie szedłbym teraz do Wielkiej Sali - mruknął cicho Severus. - Możecie się stać ofiarami tych dwóch debili.

- Co ci się stało? - spytała wstrząśnięta Lily. - Kto ci to zrobił?

- Potter i Black rzucili jakieś zaklęcie na sklepienie Wielkiej Sali i teraz krople deszczu spadające z sufitu sprawiają, że każdemu, kto wejdzie do środka, kolor włosów zmienia się na różowy.

- Co? - spytała zaskoczona Mary. - Gdzie się tego nauczyli?

- Bo ja wiem. W dodatku żaden nauczyciel nie śmiał ich ukarać za ten cyrk. Uznali to za znakomity popis magiczny.

- Nie no, teraz naprawdę przegięli! - oburzyła się Lily. Ręce zaczęły jej się trząść. - Czy oni mózgu nie mają? Nie mogą zając się czymś pożytecznym, a nie…

- Lily, wyluzuj. - Mary próbowała ją uspokoić. - Znasz ich. Nie powstrzymają się przed wywinięciem jakiegoś numeru. To...

- Nie próbuj ich nawet usprawiedliwiać! - wrzasnęła Lily, plując na przyjaciółkę śliną. - NIC nie tłumaczy ich zachowania! Kiedy oni dorosną?!

- Oni mają dopiero jedenaście lat - wtrąciła ostrożnie Dorcas. - Może za parę lat się uspokoją.

- Akurat - prychnęła Lily i nie czekając na przyjaciółki chwyciła Severusa za ramię i udała się z nim w stronę wyjścia z zamku.

*  *  *


Wrzesień minął błyskawicznie szybko i nastąpił wietrzny październik, a po nim chłodny listopad. Podczas ostatnich dwóch miesięcy James i Syriusz nie próżnowali. Dla nich dzień bez porządnego dowcipu był dniem straconym. Zdążyli już wysadzić w powietrze kilka łazienek, obrzucić szkolne korytarze setkami łajnobomb oraz wpuścić do zamku stado gnomów, gryzących nauczycieli i uczniów po kostkach. Ich żarty były nagradzane zarówno przeróżnymi pochwałami, jak i obelgami.  Do tej drugiej grupy leżeli głównie Ślizgoni i prefekci. Mieli dość tych ciągłych wygłupów młodych Gryfonów, jednakże nie mieli odwagi wybić im tego z głowy, gdyż bali się stać ofiarami ich żartów.

Z każdym nowym dowcipem Lily stawała się coraz bardziej nerwowa. Gdy tylko spotkała Jamesa bądź Syriusza cały Hogwart słyszał jej przeraźliwy ryk. Wszyscy uczniowie obchodzili ją szerokim łukiem, nawet starsi uczniowie, w obawie, że też może sie tak na nich wyżyć. Dorcas, Mary oraz siostry Vance próbowały ją nieco uspokoić, lecz bezskutecznie. Co więcej, Lily twierdziła, że odwróciły się od niej i trzymają stronę „tych zakał ludzkości”. Jej przyjaciółki nie potrafiły odeprzeć jej argumentów.

- Gdzie zgubiłaś Dorcas? - spytał któregoś wieczora Syriusz Mary w pokoju wspólnym Gryffindoru.

- Próbuje powstrzymać Lily przed rzuceniem się na Jamesa w sali wejściowej. Tłum nas rozdzielił, a gdy już usłyszałam jej słodki głosik, postanowiłam się ulotnić.

Syriusz westchnął ciężko.

- Czy ona nie może mu już odpuścić? Zgodzę się z tym, że czasem przeginamy, ale to jeszcze nie powód, aby się na nas publicznie wyżywać.

- A co wy przez cały czas robicie? - spytała Mary z nutą irytacji w głosie. - Mimo upomnień Remusa wciąż wycinacie ludziom niemiłe kawały.

- Niemiłe? - spytał zdumiony Syriusz. - Chyba żartujesz!

- A wysmarowanie smoczym łajnem stołu Ślizgonów w Wielkiej Sali to nic?

- Oni się nie liczą…

- Kurwa, Black! - Syriusz spojrzał wstrząśnięty w stronę Mary. Pierwszy raz zwróciła się do  niego po nazwisku i do tego tak ostro przeklnęła. - Towarzystwo Jamesa faktycznie źle na ciebie działa!

- A na ciebie towarzystwo Lily - odgryzł się Syriusz. - Od kiedy stałaś się taka porządna?

- Staram się myśleć rozsądnie, idioto! Mógłbyś wziąć ze mnie przykład, a nie zachowywać się jak rozwydrzony dzieciak!

Syriusz nie zdążył odeprzeć jej kontrargumentów, gdyż rozległo się głośne stukanie w szybę okna. Oboje obrócili się na pięcie i ujrzeli za oknem czarnego puchacza z grubą kopertą w dziobie. Mary podeszła do okna i otworzyła je. Sowa wleciała do salonu, rzuciła na fotel list, po czym pomknęła w kierunku dziewczyny i zaczęła ją dziobać i drapać pazurami. Mary próbowała ją odpędzić od siebie, wymachując rękoma i krzycząc, lecz na próżno. Syriusz szybko dobył różdżkę i krzyknął:

- Expelliarmus!

Zaklęcie ugodziło puchacza w lewe skrzydło. Sowa wylądowała na jednym ze stolików, lekko chwiejąc się na nóżkach. Nastroszyła wściekle pióra i już szykowała się, by zaatakować Syriusza, gdy wtem Mary podbiegła do niej i walnęła ją z całej siły grubym tomem Tysiąca magicznych ziół i grzybów. Puchacz wyleciał przez otwarte okno, pohukując w wyrazie oburzenia. Syriusz podszedł do okna i szybko je zamknął.

- Co za głupie ptaszysko - warknął, po czym spojrzał na Mary zatroskanym spojrzeniem. - Nic ci nie jest?

- N-nie. D-dzięki za r-ratunek.

- Drobiazg - mruknął Syriusz i poprowadził Mary do fotela przy kominku i oboje usiedli.  Wzięła do ręki kopertę i otworzywszy ją, wyjęła z niej gruby zwój pergaminu. Gdy przeczytała, kto jest nadawcą, ręce zaczęły jej się trząść. Złożyła pergamin czterokrotnie  i schowała go do kieszeni spodni. Syriusz spojrzał na nią zaniepokojony.

- To niemożliwe… - zaczęła mamrotać Mary. - Niemożliwe…

niedziela, 15 listopada 2009

Rozdział 15


Rozdział 15

Nowe życie


- Syriusz? Andromeda?

Na progu stali Syriusz, Andromeda i jakiś wysoki siedemnastolatek o kruczoczarnych włosach i niebieskich oczach. Każde z nich miało przy sobie szkolne kufry i klatki z sowami.

- Możemy wejść? - spytała Andromeda.

- J-jasne - wyjąkała Mary i wpuściła ich do środka. Nie odrywała wzroku od nieznajomego, który trzymał się blisko Andromedy. Kojarzyła go ze szkolnych korytarzy, lecz nie miała okazji go bliżej poznać. W końcu Andromeda rzekła:

- To jest Ted Tonks, mój chłopak. W tym roku idzie do siódmej klasy.

Mary uścisnęła dłoń Teda, obdarzając go nieśmiałym uśmiechem.

- Miło mi cię poznać.

- Wzajemnie. Andromeda wiele mi o tobie opowiadała.

- Naprawdę? A co na przykład?

Ted nie zdążył odpowiedzieć, gdyż Andromeda kilkoma chrząknięciami dała znać, że chciałaby coś powiedzieć. Gdy oboje zamilkli rzekła:

- Potrzebujemy schronienia. Najlepiej do końca wakacji. Moglibyśmy u ciebie zostać?

- Ale co się stało?

Syriusz i Andromeda spojrzeli znacząco po sobie. Mary od razu wyczuła, że coś było nie tak. W końcu Syriusz oznajmił:

- Bella ukrywa się u mnie w domu.

Przez chwilę zapanowała grobowa cisza. Mary wędrowała wzrokiem to na Andromedę, to na Syriusza z nadzieją, że któreś z nich powie: „Prima aprilis!”, jednak tak się nie stało. W końcu wydukała:

- S-słucham?

- Moi rodzice udzielają tym potworom schronienia - powtórzył Syriusz i lekko pobladł na twarzy.   - Bella powiedziała, że czekają, aż dostaną jakiś przydział.

- Nie myślisz chyba…

 - …że ona i jej banda zostali śmierciożercami? Jestem tego absolutnie pewien.

- Ale oni są za młodzi…

- W tym wypadku wiek nie gra roli - wtrącił Ted poważnym tonem. - Śmierciożercą można zostać nawet będąc piętnastolatkiem.

- To obłęd!

- Wiemy - rzekła ponuro Andromeda. - W dodatku takim młodym śmierciożercą różne rzeczy wpadają do głowy.

- Czy Bella coś mówiła na mój temat? - spytała Mary Syriusza.

- Pytała, czy udało ci się zdać do następnej klasy. No i… - Zawahał się.

- No mów. Chcę wiedzieć wszystko. Nawet jeśli mam się spodziewać najgorszego.

Syriusz przełknął ślinę i poprawiwszy grzywkę ciągnął dalej:

- Wspomniała, że dopilnuje, aby Artur i Molly zginęli bez żadnych szans na zmartwychwstanie. Za drzwiami usłyszałem jeszcze, jak mówiła, że ma w planach zabicie ciebie i mnie.

Ponownie zapanowała grobowa cisza. Mary stała w miejscu i patrzyła na Syriusza bez żadnego wyrazu. Chłopak lekko się speszył.

- Czemu nic nie mówisz?

- A co mam niby powiedzieć? To było do przewidzenia, że Bella dowie się o tym, że Artur jednak żyje, i że w jej maleńkim móżdżku narodzi się plan rychłego i brutalnego pozbawienia mnie życia. Nawet Filch by na to wpadł.

- I nie boisz się jej? - spytał Syriusz z nutą niedowierzania w głosie.

- Sama nie wiem… Zawsze możemy liczyć na pomoc Dumbledore’a.

- To jak, Mary? - Andromeda postanowiła przejąć inicjatywę i szybko zmienić temat. - Możemy u ciebie zostać do końca wakacji?

- Myślę, że tak, ale jeszcze spytam się rodziców. Poczekajcie tutaj.

W momencie gdy próbowała się odwrócić, rozległy się czyjeś kroki i do głównego holu wkroczyła Cedrella. Na widok gości uśmiechnęła się.

- Witajcie, kochani! Co was do nas sprowadza?

- Mamo, to jest Syriusz i Ted. - Mary po kolei przedstawiła matce obu chłopców. - Czy oni i  Andromeda mogliby zostać u nas do końca wakacji? Nie mają się gdzie podziać.

- Jak to? Chyba nie wyrzucono ich z domu?

- To jest o wiele bardziej skomplikowane.

- Kochanie, dobrze wiesz, że nasz dom stoi przed każdym otworem. Co prawda, trzeba będzie użyć specjalnych zaklęć, aby pomieścić tutaj piętnaścioro osób, ale jakoś sobie poradzimy.

- Ale nas wszystkich będzie jedenaścioro - odparła lekko zdezorientowana Mary, przyglądając się podejrzliwie matce. - O kimś zapomniałam?

- Dojdą jeszcze państwo Prewettowie i ich synowie.

Mary spojrzała na swoją matkę pytająco. Nie rozumiała tego, co przed chwilą usłyszała.

- A oni tu po co?

- Rodzice Molly zrozumieli swój błąd i pragną naprawić swoje relacje z dziećmi. Ważną rolę odegrały twoje słowa, które padły z twoich ust parę minut temu na naszym ganku. Doprawdy, jesteś niesamowita!

- Tylko czy te półtora miesiąca coś dadzą? - spytała sceptycznie Mary. - Nie chcę ich skreślać, ale w moich oczach taka nagła zmiana nastawienia nie na wiele się zda.

- Musimy dać im szansę. Nie możemy zachować się jak te wszystkie szlacheckie rody, które od wieków nie splamiły się brudną krwią.

Po tych słowach Cedrella zaprowadziła Syriusza, Teda i Andromedę do salonu, pozostawiając Mary w przedpokoju. Stała tak w miejscu, myśląc gorączkowo. Czekają nas długie wakacje - powiedziała sobie w duchu. - Ciekawe, jak to się skończy.

Mary przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze i żwawym krokiem pomaszerowała do salonu z zamiarem pohamowania Syriusza przed rzucaniem różnymi wyzwiskami w kierunku Severusa.


*  *  *


Lipiec minął równie szybko, co nadszedł. W domu Weasleyów panowała dosyć przyjazna atmosfera. Wszyscy domownicy byli dla siebie mili, nie wypominali sobie dawnych krzywd. Nawet podczas wspólnych zakupów na Pokątnej nie padło żadne złe słowo w kierunków Prewettów. Rodzice Molly robili wszystko, aby naprawić to, co zniszczyli. W pewnym stopniu Mary ich za to podziwiała. Nie spodziewała się takiej motywacji z ich strony. Jej stosunek do nich zmienił się. I to na lepsze. Już nie uważała ich za egoistycznych szowinistów. Teraz widziała w nich wyłącznie skruchę i chęć czynienia dobra. W głębi duszy miała nadzieję, że ten stan duchowy się w nich utrzyma.

Ku zdziwieniu Lily i Mary Syriusz ani razu nie rzucił w stronę Severusa żadną obraźliwą obelgą podczas pobytu w domu Weasleyów. Zwykle się do niego nie odzywał, traktował go obojętnie, ale nie dawał żadnych oznak na to, że uważa go za śmiecia, którego należy skopać i dobić młotkiem bądź szpadlem. Gdy ciekawość nie dawała im spokoju, podczas jednego z ich wspólnych spacerów w pobliskim parku spytały Syriusza o powód jego nastawienia do Severusa.

- A czy wy byście mieszały z błotem kogokolwiek, gdybyście wiedziały, kto ukrywa się pod waszym dachem? Zresztą, to głownie James go gnoi. Mnie tylko nakręca do tego. Bez niego zachowuję się tak jak teraz.

- A nie możesz nawet przy nim tak się zachowywać? - spytała Lily z lekką nadzieją w głosie.

- Kochana, ty chyba nie znasz Jamesa. - Na twarzy Syriusza pojawił się szeroki uśmiech. - Przy nim człowiekowi różne rzeczy wpadają do głowy.

- Racja - przyznała Mary z tajemniczym błyskiem w oku. - Gdyby go przy mnie nie było, to może wtedy przed egzaminem z transmutacji nie zrzuciłabym tej warstwy błota na Avery’ego.

- Mary! - Lily spojrzała wstrząśnięta na przyjaciółkę. – Ty to zrobiłaś?

- A myślałaś, że kto? Peter? - zakpiła Mary, po czym cała trójka wybuchnęła śmiechem.

- Syriuszu, a jak właściwie udało ci się tutaj dostać? - zagadnęła Mary. - Nic nam o tym nie wspomniałeś.

- Gdy postanowiłem czym prędzej opuścić tę norę pełną zdrajców i morderców, do pokoju weszła Andromeda. Usłyszała z dołu głos Belli i postanowiła mi pomóc z ucieczce. Pomogła mi się spakować i ukradkiem wyszliśmy z domu i zatrzymaliśmy się w Dziurawym Kotle. Godzinę później przybył Ted i zarezerwował dla nas dwa pokoje. Następnego dnia Andromeda przyszła po nas i oznajmiła, że możemy spędzić resztę wakacji u ciebie. Wezwaliśmy Błędnego Rycerza, no i jesteśmy.

- A rodzice Andromedy tak po prostu ją puścili? - spytała sceptycznie Lily.

- Wujostwo myśli, że wyjechała z koleżankami nad morze. Dobrze, że nie znają się z ich rodzicami, bo miałaby przechlapane.

- Nie powinniśmy już wracać? - spytała nagle Mary. - Robię się głodna.

Lily i Syriusz zgodzili się z nią i ruszyli w stronę domu Weasleyów. Na miejsce dotarli w pół godziny. Gdy przeszli przez furtkę, rozległ się czyjś przeraźliwy krzyk.

- Co się dzieje? - spytała przerażona Lily. - Kto tak krzyczy?

Ponownie czyjś wrzask rozniósł się po całej okolicy. Mary zakryła sobie usta dłonią.

- To chyba Molly.

Trójka nastolatków spojrzała po sobie z przerażeniem i wbiegła do domu. W przedpokoju natknęli się na Severusa, Gideona i Fabiana. Sev podszedł do nich.

- W końcu jesteście! Już myśleliśmy, że śmierciożercy was dopadli!

- Co się dzieje? - spytała Mary.

- To Molly - odezwał się przejęty Fabian. - Parę godzin temu wody jej odeszły.

- Co?! - Mary spojrzała na bliźniaków przerażona. - Przecież to dopiero końcówka ósmego miesiąca!

- Nie panikuj – mruknął uspokajająco Syriusz. - To wcale nie musi oznaczać, że dziecko nie urodzi się zdrowe.

Mary nie odezwała się. Udała się na ganek i opadła na krzesło, zamykając oczy. Reszta uczyniła to samo i usadowili się na innych siedzeniach. Przez kolejną godzinę żadne z nich nie odezwało się.  Tylko co jakiś czas Artur oraz rodzice Mary i Molly przekrzykiwali jej krzyki.  Grupka jedenastolatków wpatrywała się w przestrzeń z masą myśli w głowie. Co będzie, jeśli dziecko nie przeżyje porodu? Już sobie wyobrażali rozpacz Molly. Mary drżała na całym ciele.  Miała ogromną nadzieję, żeby słowa Syriusza potwierdziły się i żeby dziecku nic się nie stało.

Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, krzyki ustały i zamiast nich rozległ się płacz dziecka. Szóstka jedenastolatków spojrzała po sobie z przejęciem i jeden po drugim wbiegli do domu. W salonie zastali Billiusa, Teda, Artura, Andromedę oraz rodziców Molly i Mary wokół wielkiego łoża. Mary, Lily i chłopcy podeszli bliżej. Ujrzeli Molly oblaną potem i trzymającą w rękach niewielki tobołek, z którego dobiegał płacz. Artur podszedł do swojej siostry i szepnął jej do ucha:

- To chłopiec.

Mary spojrzała bratu prosto w oczy. Po chwili przeniosła wzrok na niemowlę i spytała:

- Jakie wybraliście dla niego imię?

Na twarzy Molly pojawił się uśmiech. Artur podszedł do niej i uklęknąwszy powiedział:

- Chcielibyśmy, abyś ty je wybrała. W końcu to dzięki tobie to maleństwo ujrzało światło dzienne.

Przez moment Mary zamilkła, myśląc gorączkowo. Po minucie rzekła:

- Co powiecie na Williama?

 Molly i Artur spojrzeli sobie w oczy z ogromną czułością. Po chwili Molly ponownie odwróciła się do Mary i odparła z uśmiechem na twarzy:

- A więc, niech będzie William.

niedziela, 1 listopada 2009

Rozdział 14


Rozdział 14

Nieoczekiwani goście


Burzliwy maj minął, a po nim przyszedł upalny czerwiec, a z nim letnie wakacje. Dla uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart oznaczało to odpoczynek po kolejnym pracowitym roku. Rzecz jasna, nie obyło się bez przeróżnych wypadków i szlabanów, jednakże zebrali również sporo osiągnięć i wyróżnień. Po tym ciężkim roku mogą w końcu odpocząć. Żadnej nauki, tylko same chwile beztroski, swobody i spokoju. Któż by nie chciał spędzić tych dwóch miesięcy ze swoją rodziną?

Prawdę mówiąc, była taka osoba. Na samą myśl o powrocie do domu miała ochotę trzasnąć drzwiami i już nigdy nie wrócić do swojej chorej psychicznie rodziny. I jej przeczucia nie odbiegały od rzeczywistości, o ile nie było jeszcze gorzej…


*  *  *


- Coś ty zrobił, gówniarzu?! - wrzasnęła na całe gardło Walburga Black. - Co tu robią te czerwone plakietki i inne gryfońskie ozdóbki?! Masz się ich pozbyć!

- Zamkniesz się w końcu? - spytał Syriusz z nutą irytacji w głosie. - Niby czemu miałbym ich nie naklejać? Nie wstydzę się tego, że jestem Gryfonem. I tak miałem czymś zakleić tę szarą tapetę. Te ślizgońskie barwy wywołują u mnie chęć na wymioty.

- Jak śmiesz…

- Tak, śmiem. Wolałabyś, żebym poobklejał ściany plakatami mugolskich dziewczyn w bikini?

Pani Black spojrzała na swojego najstarszego syna z obrzydzeniem. Buzię miała otwartą, lecz nie padły z jej ust żadne słowa. Nie wiedziała, co powiedzieć.

- I tak tych śmieci się pozbędziemy. Masz to jak w banku! - rzuciła krótko i wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami sypialni. Syriusz wciąż patrzył się na miejsce, gdzie przed chwilą stała jego matka. Po chwili mruknął:

- Spróbuj, suko.

Nagle za ścianą rozbrzmiała ostra muzyka, która z każdą sekundą stawała się coraz głośniejsza.   Syriusz wywrócił oczami i zacisnął pięści. Nienawidził rocka. Preferował jedynie łagodne kawałki.

- Regulus, ścisz to gówno! - ryknął w stronę ściany, lecz nie uzyskał odpowiedzi, a dźwięk gitary elektrycznej coraz bardziej doprowadzał go do szału. W końcu nie wytrzymał i wyszedł z pokoju i wyważywszy drzwi kopniakiem wtargnął na terytorium swojego młodszego brata, po czym wrzasnął:

- Regulus, jak zaraz…!

Nie dokończył zdania, gdyż to co zobaczył sprawiło, że jego ciało przeszył zimny dreszcz, a w jego głowie zapanował chaos.

- Czołem, kuzynku!

Na łóżku Regulusa siedział jego właściciel oraz Bella Black  wraz ze swoją bandą. Na widok zszokowanej miny Syriusza ryknęli śmiechem.

- C-co tu robicie? - wybąkał.

- Korzystamy z gościnności twojej uroczej mamusi do czasu, gdy nie dostaniemy jakiegoś przydziału - odparła wesoło Bella, ledwo powstrzymując śmiech. - Jak tam Mary? Udało jej się zdać do drugiej klasy?

- Nie twój interes, zdziro - warknął chłodno Syriusz przez zaciśnięte zęby, dygocząc na całym ciele.

- A jak Molly i Arturek? - Bella zupełnie zignorowała jego odpowiedź. – Słyszałam, że niestety zmartwychwstał. - Westchnęła ciężko. - Szkoda. Będę musiała dokończyć to, co zaczęłam. Tym razem jednak upewnię się, że jego serce już nigdy nie zabije ponownie.

Reszta jej brygady nagrodziła jej słowa oklaskami, nawet Regulus. Syriusz omiótł wszystkich w pokoju pogardliwym spojrzeniem, po czym wypadł na korytarz, trzaskając drzwiami. Bella parsknęła śmiechem.

- Jego też zabiję. I tę małą Weasleyównę również.

- A jak chcesz to zrobić? - spytał podekscytowany Regulus.

- Jeszcze nie wiem - mruknęła Bella z lekkim uśmiechem na twarzy. - Jednak mogę ci obiecać, że przed śmiercią ich umysły będą przepełnione takim bólem, jakiego jeszcze nie doświadczyli. Spełnię swój obywatelski obowiązek, zarzynając te zakały ludzkości.

Po tych słowach ona i reszta jej towarzyszy ryknęli śmiechem, wylewają na podłogę resztki piwa kremowego.


*  *  *


- Dlaczego się na mnie nie wściekasz?

- A powinnam? - spytała zaintrygowana Mary.

- No bo to przeze mnie…

- Sev, na miłość boską! Ile razy mam ci powtarzać, że nie obwiniam cię o to, co się wydarzyło w marcu? To nie ty nakłoniłeś Bellę do próby morderstwa mojego brata.

- Ale to zaklęcie…

- Fakt, nie powinieneś igrać z czarną magią, lecz ciekawość to rzecz ludzka. Każdy z nas popełnia błędy. Nikt się przed nimi nie uchroni.

- Mary, ja…

- Słyszałeś, co powiedziała, prawda? - wtrąciła Lily z nutą irytacji w głosie. - Zresztą, ja ci to od miesiąca powtarzam, a ty mnie nie słuchasz. Masz dowód na to, że Mary nie obwinia cię  o to, co się stało. Tym stwierdzeniem uznajmy temat za zakończony. Daj już spokój, błagam cię!

Odpowiedź Severusa zakłóciła czyjaś aportacja. Na środku ulicy pojawiła się dwójka osób w średnim wieku. Po złapaniu równowagi rozejrzeli się dookoła i zauważywszy trójkę jedenastolatków, ruszyli w ich stronę żwawym krokiem.

- Kim oni są? - szepnęła Lily do ucha Mary, lecz ta tylko pokręciła głową. Gdy nieznajomi stanęli przed nimi, stwierdziła, że ich rysy twarzy są jej skądś znajome.

- Która z was jest córką Weasleyów? - spytała rudowłosa kobieta, zwracając się do nastolatek.

- To ja - mruknęła niepewnie Mary.

- Jestem Lucretia Prewett, a to mój mąż, Ignatius. Jak się pewnie domyślasz, Molly jest naszą córką. Chcielibyśmy porozmawiać z twoimi rodzicami.

Mary nagle oprzytomniała. Teraz wiedziała, skąd zna te rysy twarzy. Po chwili milczenia jej wzrok zrobił się chłodny niczym powietrze na Antarktydzie.

- Coś się stało, moja droga? - spytała łagodnie pani Prewett.

- Niech się pani wypcha tą swoją udawaną troską - warknęła Mary, nie kryjąc pogardy w głosie. - Dobrze wiem, co państwa do nas sprowadza.

Przez chwilę słychać było jedynie szum wiatru. Państwo Prewettowie spojrzeli po sobie zaskoczeni, a Lily chwyciła lekko przyjaciółkę za rękę.

- Mary, myślę…

- Nie, Lily. Nie mam zamiaru tak stać i milczeć, bo mam w tej sprawie coś do powiedzenia. - Ponownie zwróciła się do rodziców Molly. - Nie rozumiem państwa. Zawsze myślałam, że rodzice Molly nie kierują się ideologią, którą głoszą pradawne rody czystej krwi, ale wychodzi na to, że się myliłam. W sumie można by was wszystkich wrzucić do jednego worka. Nawpychali państwo swoim synom bzdur do głów, a potem oni żywili ogromną nienawiść do Molly i mojego brata. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nawiązali znajomość z Bellą Black. Zresztą, chyba wiedzą państwo, co ona zrobiła Arturowi, czyż nie? - Nie czekając na odpowiedź ciągnęła dalej: - Czy zdają sobie państwo sprawę z tego, co czuje teraz Molly? Do tej pory boi się państwa reakcji na wieść, że jest w ciąży z moim bratem, więc postanowiła już nigdy nie zawitać w rodzinnym domu. Wątpię, aby państwo tego chcieli, ale cóż… To wyłącznie wasza wina. I proszę się nie dziwić, że mówię do państwa w taki sposób. Z całą pewnością zasłużyliście sobie na to.

Państwo Prewettowie nie zdążyli odpowiedzieć na zarzuty, jakie padły z ust Mary, gdyż drzwi frontowe otworzyły się i pojawiła się Molly. Na widok swoich rodziców wytrzeszczyła szeroko oczy.

- Mamo? Tato? Co wy tu robicie?

Pan i pani Prewett niemal natychmiast spojrzeli w stronę swojej córki. Po chwili jej ojciec rzekł:

- Chcieliśmy porozmawiać z rodzicami Artura. Zresztą, byłoby lepiej, gdyby wszyscy domownicy byli obecni przy tym.

- J-jasne - wyjąkała wstrząśnięta Molly. - Są w salonie.

Państwo Prewettowie przekroczyli próg domu Weasleyów dumnym krokiem, nie spojrzawszy na swoją córkę. Po kilku sekundach Molly zamrugała parę razy powiekami i spojrzała pytająco na jedenastolatków.

- Nie patrz tak na nas - odezwała się zmieszana Mary. - Nie mamy pojęcia, co tutaj robią twoi rodzice.

- Już byłam pewna, że powiesz, że chcą ją przekonać o aborcji czy coś w tym stylu - mruknęła rozeźlona Lily. - Po tym, co im powiedziałaś, można się po tobie wszystkiego spodziewać.

- Czy to źle, że jestem szczera? - spytała Mary, wywracając oczami. Nie rozumiała pretensji w głosie przyjaciółki.

- Czasami warto trzymać język za zębami!

- Zaraz, o czym wy mówicie? - spytała podejrzliwie Molly, spoglądając to na Lily, to na Mary. Ta druga odpowiedziała:

- Gdy się pojawili twoi rodzice, wygarnęłam im, co o nich myślę. Może to ich czegoś nauczy.

- Że co? - żachnęła się Molly, a w jej oczach pojawił się cień lęku. - Coś ty im nagadała?

- Lepiej nie pytaj - mruknęła cicho Lily.

Nagle rozległo się nawoływanie Cedrelli, aby wszyscy przyszli do salonu. Pół minuty później wszyscy domownicy i goście siedzieli wygodnie na trzech kanapach, spoglądając po sobie z zaintrygowaniem. Gdy cisza robiła się nieco przytłaczająca, pani Prewett odchrząknęła i powiedziała:

- Ze słów Mary doszliśmy do wniosku, że wszyscy w salonie znają naszą sytuację rodzinną, więc nie musimy jej państwu przedstawiać. - Cedrella i Septymiusz spojrzeli surowo na swoją córkę. - Proszę jej za to nie winić. - Dodała szybko matka Molly. - Nieczęsto spotyka się tak szczere osoby. Mówienie swoich myśli na głos ma swoje dobre i złe strony. Ale my nie o tym chcieliśmy z państwem porozmawiać. Chodzi nam o to, że po ostatnich wydarzeniach…

Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi. Weasleyowie, Molly, Lily i Severus spojrzeli po sobie pytająco. Nikogo się dzisiaj nie spodziewali. Kto to może być?

- Ja otworzę - zaproponowała Mary, bo atmosfera w salonie trochę ją przytłaczała, więc szybkim krokiem poszła do drzwi frontowych i otworzyła je. Jej oczom ukazała się trójka przybyszy, których najmniej spodziewała się spotkać podczas wakacji, a szczególnie na progu jej domu.