sobota, 19 kwietnia 2008

Rozdział 4


Rozdział 4

Urodziny Dumbledore’a

Relacje między Lily i Jamesem nie uległy poprawie. Wręcz przeciwnie. Z każdym dniem stawały się coraz gorsze. James starał się być miły dla Lily, lecz ona wciąż traktowała jego słowa obojętnie. Wtedy Gryfon odreagowywał na Severusie (najczęściej razem z Syriuszem), a Lily - gdy była tego świadkiem - dostawała napadu szału. Mary i Dorcas próbowały namówić Gryfonkę, żeby dała szansę Jamesowi, jednak ona była nieugięta.
W drugim tygodniu września odbyło się przesłuchanie do chóru. Mary na początku nie chciała się zgłosić, ale za namową dziewczyn z dormitorium postanowiła pójść. Gdy śpiewała przed profesorem Flitwickiem, okoliczne ptaki zleciały się ze wszystkich stron do klasy. Zachwycony nauczyciel zaklaskał i wypędził ptaki na zewnątrz.
- Moja droga, masz talent! - oznajmił profesor Flitwick zaskoczonej Mary. - Z takim głosem powinnaś pomyśleć o karierze piosenkarki. Byłbym z ciebie dumny, gdyby tak się stało! Wierz mi, ja nigdy się nie mylę w takich sprawach.
Przez najbliższe dwa miesiące Mary przekonała się, co czuje Artur każdego dnia, gdy spotyka Ślizgonów. Mieszkańcy Slytherinu już wielokrotnie zaszli jej za skórę. Żądali zapłaty za przejście przez korytarz, oddanie różdżki, spakowania kufra i opuszczenia szkoły. Najczęściej miała do czynienia  z bandą  Belli Black. Bez przerwy starali się ją pogrążyć. Pewnego razu  Malfoy wyrwał Mary torbę i rzucił nią przez całą długość korytarza. Wściekła dziewczyna uderzyła kolanem w krocze blondyna. Chłopak zgiął się wpół i powoli osunął się na ziemię. Mary kopnęła go w brzuch i poszła po swoją torbę. Od tamtej pory większość Ślizgonów przestali ją terroryzować. Jedynie Bellatriks nie dawała za wygraną i przy każdej sposobności gnoiła Mary, lecz ona odgryzała się Ślizgonce równie chamsko i zaciekle. Po tygodniu cala szkoła już wiedziała, że Mary Weasley i Bella Black prowadzą ze sobą otwartą wojnę i żadna ze stron nie zamierza się poddać. Co poniektórzy byli głęboko zaszokowani, że jedenastoletnia Gryfonka ma taką odwagę zadzierać z najgroźniejszą i najwredniejszą siedemnastoletnią Ślizgonką w całej szkole.
Mimo że Mary, Lily, Dorcas, Marlena, Sev i John byli w różnych domach, nie przestali się widywać. Wręcz przeciwnie. Spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Byli znani jako najbardziej zgrana paczka w całej szkole. Rzadko ich widziano oddzielnie. Ale nic nie trwa wiecznie. Starsi uczniowie (głównie Ślizgoni) stawiali zakłady, kiedy nastanie taki dzień, w którym każde z nich pójdzie swoją drogą.
W październiku pierwszoroczni rozpoczęli kurs latania na miotle. Prowadziła go pani Hooch. Na początku ćwiczyli proste manewry na miotle, a później zapoznali się z zasadami Quidditcha i podczas ostatniej lekcji latania zagrali sobie mecz. Zakończył się wygraną Gryfonów.
- Moje gratulacje - oznajmiła instruktorka po meczu. - Zdaliście kurs latania na miotle! Dobrze radzicie sobie z utrzymaniem się w powietrzu. Jutro na tablicy ogłoszeń pojawi się lista osób, które najlepiej sobie radzą z lataniem. Te osoby powinny w przyszłym roku spróbować swych sił w reprezentacji swoich domów w rozgrywkach Quidditcha.
Następnego dnia w pokojach wspólnych pierwszoroczni tłoczyli się przy tablicach ogłoszeń, żeby sprawdzić, które nazwiska są na liście najlepszych osób z kursu latania na miotle. Mary spojrzała na listę, i, pomimo okrzyków jej brata, zerwała ją i poszła do dormitorium. Razem z dziewczynami spojrzała na listę:


Wyróżnieni z kursu latania na miotle:

1.
Anne Baddock.

2. Syriusz Black.

3. Amelia Bones.

4. Emily Cauldwell.

5. John Fontane.

6. Edward Mulciber.

7. James Potter.

8. Violet Pritchard.

9. Mary Weasley.

10. Mark Zeller.


Gdy dziewczyny przeczytały całą listę, Mary wzięła ją i zeszła do pokoju wspólnego. Zanim dopadł ją Artur, rzuciła kawałek pergaminu Remusowi.
Z dnia na dzień Molly wyglądała coraz gorzej. Nie dbała o swój wygląd, unikała towarzystwa, była wyśmiewana przez dziewczyny z jej roku, cały czas płakała, a na dodatek nie spotykała się z Arturem. Mary to bardzo zaniepokoiło. Myślała, że ponury nastrój Molly jest tylko przejściowy, ale się myliła. Musiała to wyjaśnić. Tylko jak?
Na początku listopada profesor Flitwick ogłosił zebranie chóru. Mary, Marlena i Molly punktualnie weszły do pracowni zaklęć. W środku czekali na nie reszta dziewczyn i maleńki nauczyciel. Gdy Molly zamknęła drzwi, profesor stanął na stosie książek i przemówił:
- Dziewczęta, słuchajcie! Dwudziestego szóstego listopada wypadają urodziny dyrektora. Należałoby coś dla niego zaśpiewać.
- Zwykle śpiewałyśmy tylko hymn szkoły dla profesora Dumbledore'a - wtrąciła trzynastoletnia Puchonka.
- Racja - przyznał profesor Flitwick. - Jednak w tym roku dyrektor obchodzi swoje setne urodziny, więc należałoby coś jeszcze zaśpiewać prócz szkolnego hymnu.
Dziewczyny były w wielkim szoku. Dumbledore za trzy tygodni będzie miał sto lat!  Nie sądziły, że można dożyć tak sędziwego wieku.
- Zdecydowałem, że zaśpiewacie trzy piosenki - ciągnął nauczyciel. - Hymn szkoły i dwie dodatkowe. Te dwie piosenki zaśpiewają uczennice, które ja wytypuję. Będą mogły wybrać, jakie piosenki będą śpiewać.
Dziewczyny spojrzały po sobie. Były bardzo ciekawe, które z nich zostaną wyróżnione.
- Pierwszą piosenkę zaśpiewa Marlena McKinnon - oznajmił profesor Flitwick - a drugą zaśpiewają Mary Weasley, Narcyza Black i Molly Prewett.
Reszta chóru spojrzała z zazdrością na wymienione dziewczyny, po czym odwróciły się do nich plecami.
- Wiem, co czujecie - odparł szybko nauczyciel, widząc obrażone miny reszty uczennic. - Jednak musiałem dokonać wyboru. Ale ostateczna decyzja należy do was. - Zwrócił się do Mary, Narcyzy, Molly i Marleny.
Dziewczyny mruknęły, że zaśpiewają.
- Doskonale - odparł maleńki czarodziej. - Do końca tego tygodnia oczekuję waszych tekstów piosenek. Koniec zebrania.
Z klasy pierwsze wybiegły Mary, Marlena, Molly i Narcyza, unikając zabójczego wzroku reszty uczennic. Gdy znalazły się na drugim piętrze, Mary oznajmiła:
- Nie mogę uwierzyć, że zostałyśmy wyróżnione!
- Racja - przyznała Narcyza. - Jaką piosenkę zaśpiewamy?
- Gdy Artur pierwszy raz pojechał do Hogwartu, zaczęłam pisać teksty piosenek - przyznała Mary. - Większość to same bzdety z dziecięcych lat, ale po Nocy Duchów napisałam taką fajną piosenkę. Jutro wam pokażę.... - Spostrzegła, że Molly nagle posmutniała. – Molly, co się stało?
- Nic.
- Przecież widzę...
- Dobra - westchnęła Molly. - Mam problemy... ale nie chcę o tym mówić. Przynajmniej nie teraz....
- Chodzi o Artura? - przerwała jej Marlena.
Po policzkach Molly spłynęły łzy.
- Przepraszam - mruknęła brunetka. - Ja...
Nie dokończyła zdania, bo Molly uciekła schodami do Wieży Gryffindoru.
- Wiecie co? - rzekła Mary. - Ja chyba też już pójdę. Na razie.
- Pa! - pożegnały się Marlena i Narcyza.
Pięć minut później Mary znalazła się w Wieży Gryffindoru. Wzrokiem odnalazła brata, rozmawiającego ze swoim najlepszym przyjacielem, Danielem Jonesem.
- Artur! - ryknęła na cały pokój wspólny. Chłopak odwrócił się. - Musimy pogadać!
Artur podszedł do swojej siostry i zaprowadził ją do swojego dormitorium. Gdy weszli do środka, zamknął drzwi na klucz i odparł:
- O co chodzi?
- Co zrobiłeś Molly?
- Nie wiem, o co ci....
- Nie udawaj głupka! - krzyknęła Mary. - Myślisz, że jestem ślepa? Molly od dawna chodzi zapłakana, źle ubrana, przyjaciółki odwróciły się od niej. Marlena spytała ją, czy to przez ciebie, a Molly o mało się nie popłakała...
- Uspokój się! - odparł surowo jej brat. - Po części masz rację. Jest smutna częściowo z mojego powodu... ale obiecałem jej, że nikomu o tym nie powiem. Gdy będzie chciała, to wszystko ci opowie.
Mary już miała walnąć Artura, ale powstrzymała się. Przemyślała jego słowa i doszła do wniosku, że ma rację. Obiecał Molly, że nie wyjawi jej tajemnicy i dotrzymuje słowa. Był jej godny. Zrobi wszystko, żeby znów byli razem.
- Masz rację - odparła Mary. Artur wytrzeszczył ze zdumienia oczy. - No co? Nie łamiesz słowa danego Molly. Jesteś godzien jej uczuć.
- Dzięki. - Artur zarumienił się i otworzył drzwi dormitorium. Do środka wpadli współlokatorzy chłopaka.
- Stary! - Daniel Jones poklepał Artura po plecach. - Masz wybuchową siostrę!
- Racja - przyznał George  Abbott. -  Słychać ją było w całej wieży.
- Skończyliście? - Mary spiorunowała ich spojrzeniem. Daniel i George szybko wyszli z dormitorium. - Posłuchaj mnie, braciszku. - Zwróciła się do brata. - Nie wiem, co się stało między wami, ale przeczuwam, że rozstaliście się, mam rację?
Przez chwilę panowała cisza, ale Artur mruknął:
- Tak.
- Nie wiem, o co poszło, ale pewnie o coś głupiego - ciągnęła Mary. - Mam pomysł. Zaproś Molly do nas na święta. Jeśli się nie zgodzi, ja to załatwię. Będziemy mogły pogadać na osobności. Może mi się zwierzy, a gdy się dowiem, dlaczego się rozstaliście, to spróbuję was na nowo połączyć.
Nie czekając na odpowiedź, Mary opuściła dormitorium chłopców. Artur przez chwilę patrzył na drzwi sypialni, po czym rzucił się na łóżko.

*  *  *

Przez trzy tygodnie profesor Flitwick przygotowywał chór do występu na urodziny Dumbledore'a. Najczęściej spotykał się z Marleną, Mary, Narcyzą i Molly i ćwiczył z nimi piosenki, które sobie wybrały. Gdy nauczyły się tekstów na pamięć, próbowały śpiewać, chodząc po Wielkiej Sali.
W dzień urodzin dyrektora cała szkoła była specjalnie wystrojona. W powietrzu latały różnokolorowe gwiazdy, każda zbroja była wyczyszczona, a profesorowie Flitwick i McGonagall zaczarowali sklepienie Wielkiej Sali tak, że gdy zakończy się występ chóru, to wystrzelą z niego fajerwerki.
O siódmej uczniowie zbierali się do Wielkiej Sali na uroczystą kolację. Zanim Mary wyszła z Wieży Gryffindoru, uchwyciła wzrokiem Artura. Podeszła do niego i spytała go o Molly.
- Próbowałem ją zaprosić do nas na święta -oznajmił Artur - ale powiedziała, że to nie najlepszy pomysł. Nawet ty jej nie przekonasz do zmiany decyzji.
- Zobaczymy - mruknęła Mary i wyszła z pokoju wspólnego.
Na kolacji były ulubione potrawy dyrektora: kotlety wieprzowe, pieczone ziemniaki, zupa cebulowa i inne. Na deser pojawiły się czekoladowe żaby, ciasto owocowe, musy-świstusy, guma Drooblesa, tort orzechowy.
Gdy półmiski były puste, profesor Flitwick dał znać uczennicom z chóru, żeby podeszły do stołu prezydialnego. Zanim dziewczyny zebrały się przed nauczycielami, maleńki nauczyciel oznajmił:
- Wszyscy wiemy, jaki jest dzisiaj dzień. Profesor Dumbledore obchodzi dzisiaj swoje setne urodziny. - Flitwick stanął naprzeciwko dyrektora i rzekł:
- Albusie, w imieniu całego ciała pedagogicznego, życzę ci wszystkiego dobrego, zdrowia, szczęścia, dalszych sukcesów w dziedzinie magii.... oraz miłości. - Dumbledore zarumienił się. - A teraz... czas na prezent od twoich uczniów.
Nauczyciel usiadł na swoim miejscu i machnął ręką do chóru. Zabrzmiała muzyka i chór zaśpiewał:


   
Double, double, toil and trouble:
Fire burn, and cauldron bubble
Double, double, toil and trouble:
Something wicked this way comes.

Eye of newt, and toe of frog
Wool of bat, and tongue of dog
Adders fork, and blind-worm’s sting
Wizard’s leg, and owlet’s wing.

Double, double, toil and trouble:
Fire burn, and cauldron bubble
Double, double, toil and trouble:
Something wicked this way comes.

In the cauldron boil and bake
Fillet of a fenny snake
Scale of dragon tooth of wolf
Witches mummy, maw and gulf

Double, double, toil and trouble:
Fire burn, and cauldron bubble
Double, double, toil and trouble:
Fire burn, and cauldron bubble
Double, double, toil and trouble:
Fire burn, and cauldron bubble
Something wicked this way comes.



Uczniowie i nauczyciele podziękowali chórowi oklaskami. Uczennice wróciły na swoje miejsca. Zostały tylko Mary, Marlena, Molly i Narcyza. Krukonka oparła się o ścianę. Mary upewniła się, że dziewczyny są gotowe i dała znać opiekunowi Ravenclawu. Profesor Flitwick machnął różdżką i ponownie zabrzmiała muzyka. Była wesoła i optymistyczna. Dziewczyny wyjęły różdżki, wskazały na swoje gardła, mruknęły: "Sonorus!" i zaczęły śpiewać:
- The tide is high but I'm holdin' on. I'm gonna be your number one. I'm not that kinda girl, who gives up just like that... Oh, no, oh!!!!
- It's not the things you do that tease and hurt me bad. - Mary podeszła do stołu prezydialnego i chodziła od jednego końca stołu do drugiego. - But it's the way you do the things you do to me. I'm not that kinda girl, who gives up just like that... Oh, no, oh!
- The tide is high but I'm holdin' on. - Do Mary dołączyły Molly i Narcyza. - I'm gonna be your number one. The tide is high but I'm holdin' on. I'm gonna be your number one. Number one, number one.
Do stołu nauczycielskiego podeszła Narcyza i zaczęła kręcić biodrami.
- Every girl wants you to be her man. But I'll wait right here 'til it's my turn. I'm not that kinda girl, who gives up just like that... Oh, no...
- The tide is high but I'm holdin' on. - Do Narcyzy dołączyły jej rudowłose towarzyszki. - I'm gonna be your number one. The tide is high but I'm holding on. I'm gonna be your number one. Number one... number one... Everytime that I get the feeling, you give me something to believe in. Everytime that I got you near me, I know the way I want it to be. But you know I'm gonna take my chance now, I'm gonna make it happen somehow. And you know I can take the pressure, a moments pain for a lifetime's pleasure.
Przez moment było cicho. Nagle do stołu prezydialnego podeszła Molly. Nieśmiało podniosła głowę, uśmiechnęła się i zaśpiewała:
- Every girl wants you to be her man. But I'll wait right here 'til it's my turn. I'm not that kind of girl, who gives up just like that... Oh, no…
- The tide is high but I'm holdin' on. - Do Molly dołączyły Mary i Narcyza. - I'm gonna be your number one. The tide is high but I'm holdin' on. I'm gonna be your number one. Everytime that I get the feeling, you give me something to believe in. Everytime that I got you near me, I know the way that we want it to be. But you know I'm gonna take my chance now, I'm gonna make it happen somehow. And you know I can take the pressure, a moments pain a lifetime's pleasure.
W całej Wielkiej Sali zabrzmiały wiwaty i oklaski. Dziewczyny ukłoniły się przed uczniami i nauczycielami, po czym stanęły pod ścianą, a na środek wyszła Marlena. Ponownie zabrzmiała muzyka, ale wolniejsza. Marlena użyła Zaklęcia Sonorus i zaśpiewała:


You are fine
You are sweet
But I'm still a bit naive with my heart
When you're close I don't breathe
I can't find the words to speak
I feel sparks
But I don't wanna be into you
If you are not looking for true love, oh oh
No I don't wanna start seeing you
If I can't be your only one

So tell me when it's not alright
When it's not OK
Will you try to make me feel better?
Will you say alright? (say alright)
Will you say OK? (Say OK)
Will you stick with me through whatever?
Or run away
(Say that it's gonna be alright. That it's gonna be OK)
Say OK.

When you call I don't know if I should pick up the phone every time
I'm not like all my friends who keep calling up the boys, I'm so shy
But I don't wanna be into you
If you don't treat me the right way
See I can only start seeing you
If you can make my heart feel safe (feel safe)

When it's not alright
When it's not OK
Will you try to make me feel better?
Will you say alright? (say alright)
Will you say OK? (Say OK)
Will you stick with me through whatever?
Or run away
(Say that it's gonna be alright. That it's gonna be OK
Don't run away, don't run away)

Let me know if it's gonna be you
Boy, you've got some things to prove
Let me know that you'll keep me safe
I don't want you to run away so
Let me know that you'll call on time
Let me know that you'll help me shine
Will you wipe my tears away
Will you hold me closer

When it's not alright
When it's not OK
Will you try to make me feel better
Will you say alright? (say alright)
Will you say OK? (Say OK)
Will you stick with me through whatever?
Or run away
(Say that it's gonna be alright. That it's gonna be OK)
Say OK
(Don't run away, don't run away)
(Say that it's gonna be alright. That it's gonna be OK, don't run away)
Will you say OK
(Say that it's gonna be alright.
That it's gonna be OK)     


   
Kolejna fala oklasków zabrzmiała w Wielkiej Sali. Marlena ukłoniła się, po czym dołączyły do niej Mary, Molly i Narcyza i wszystkie razem ukłoniły się do uczniów i nauczycieli. Rozbrzmiał głośny huk i nad głowami wszystkich wystrzeliły kolorowe fajerwerki. Profesor Dumbledore wstał, otarł łzy chusteczką i oznajmił:

- Dziękuję wam z całego serca. Aż się wzruszyłem. Nie spodziewałem się takiego prezentu urodzinowego. Doprawdy, bardzo wam dziękuję. Teraz, jeśli pozwolicie, udam się do swojego gabinetu i zapamiętam sobie ten wieczór jako jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu.
   
Gdy dyrektor opuścił Wielką Salę, reszta szkoły uczyniła to samo. Mary mruknęła do Molly, żeby chwilę zaczekała. Gdy zostały same, Mary odparła:
   
- Słyszałam, że odmówiłaś Arturowi, gdy zapraszał cię do nas na święta.
   
Molly spojrzała w posadzkę i kiwnęła głową.
   
- Mogłabym wiedzieć, dlaczego nie chcesz do nas przyjechać?
   
Zapanowała niezręczna cisza. Nie uzyskawszy odpowiedzi, Mary odparła:
   
- Rozumiem, że chcesz spędzić czas z rodziną, ale warto by...
   
- Ja zostaję na święta w szkole - mruknęła Molly.
   
- Skoro zostajesz w szkole, czemu nie chcesz do nas przyjechać? - spytała Mary. - Tutaj będziesz się nudziła, a u nas będzie wesoło. Mogłybyśmy siedzieć do późna w moim pokoju i zwierzać się z różnych spraw.
   
Przez chwilę Molly zastanawiała się nad słowami Mary. Zapanowała cisza. W końcu Molly odparła:
   
- Masz rację. Nudziłabym się tutaj. Poza tym, muszę się komuś wygadać.  A takie siedzenie do późna to dobry pomysł.
   
- A więc jesteśmy umówione - odparła wesoło Mary. - Jutro napiszę do rodziców, że przyjeżdżasz do nas.
   
Molly podziękowała i obie udały się do Wieży Gryffindoru