środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział 26


Dla Kariny – bo chyba najbardziej chciała nowy rozdział :)


Rozdział 26



Nigdy nie będzie tak, jak dawniej
 

- Kochanie, już czas.
Mary odwróciła się od okna. W progu stała jej matka w długiej czarnej sukni udekorowaną falbankami i koronką z czarnego jedwabiu, a na głowie miała czarny kapelusz z welonem zasłaniającym twarz. Mimo że materiał był prawie przeźroczysty, Mary nie mogła dostrzec twarzy Cedrelli.
- Zejdę za pięć minut, dobrze? Muszę pozbierać myśli.
- Dobrze. Tylko się pospiesz, wszyscy czekamy na dole.
Po tych słowach Cedrella wyszła na korytarz, zamykając za sobą cicho drzwi.
Mary ponownie utkwiła wzrok na krajobrazie za szybą. Co prawda, nie było czego podziwiać - od rana lało jak z cebra - lecz nie obchodziło jej to. Od dwóch dni siedziała tak na parapecie swojego okna i tępo wpatrywała się w chmury, starając się zebrać swoje myśli do kupy.
Jej świadomość do tej pory nie chciała przyjąć do wiadomości, że Septymiusz nie żyje. Łudziła się, że tamten poranek nigdy się nie zdarzył. Bez przerwy myślała, że zaraz się obudzi w dormitorium i ubrana w barwy swojej drużyny zejdzie do Wielkiej Sali witana okrzykami Gryfonów i gwizdami Ślizgonów. Niestety, łudziła się na próżno. Jej ojciec nie żył. I to z jej winy.
Tamtego dnia mecz został odwołany, a Dumbledore zaprowadził Mary do swojego gabinetu. Na prośbę dyrektora towarzyszył im Syriusz. Przez godzinę nikt się nie odezwał, do czasu, gdy do Hogwartu przybyli Cedrella, Billius, Molly i Artur. Dumbledore był zdziwiony, gdyż nie spodziewał się, że tak szybko przybędą na jego wezwanie. Dopiero później Cedrella wyjaśniła, co się stało. U progi jej drzwi rano znalazła paczkę z serdecznymi pozdrowieniami od dalekiej siostrzenicy. Po otwarciu pakunku znalazła pocięte byle jak upchane szczątki czyjegoś zmasakrowanego ciała. Na jednym ze złamanych palców widniała obrączka w wygrawerowanymi inicjałami SW. Dumbledore potwierdził obawy Cedrelli. Zrelacjonował pokrótce wydarzenia, które miały miejsce tego dnia podczas śniadania.

*  *  *

- Mój Boże! - wykrztusiła Cedrella drżącym głosem. - Ale... czemu akurat Mary dostała w paczce głowę mojego męża?
Dumbledore zamilkł i spojrzał znacząco na Mary. Od samego początku dygotała i łapała nerwowo powietrze. Syriusz obejmował ją ramieniem.
- Mary… - odezwał się nagle Artur. - Czy wiesz…
- To moja wina! - wybuchnęła nagle Mary, wstając z krzesła. Syriusz ruszył w jej stronę, lecz ona go odepchnęła. - Daj spokój Syriuszu! Teraz nie ma sensu z tym się kryć.
- Kochanie, o czym ty mówisz? - zapytała Cedrella przerażona nie na żarty.
- Tata został brutalnie zamordowany… prawdopodobnie był torturowany i okaleczony żywcem…
- Mój Boże, Mary, skąd to możesz wiedzieć? - spytała Molly równie zlękniona.
- Bo… bo… - Mary nie mogła z siebie wydusić słowa. Zanim udało jej się cos sensownego sklecić, Syriusz się wtrącił:
- To zaczęło się we wrześniu ubiegłego roku…

*  *  *

Opowiedział im o listach od Belli, jej groźbach, o tym, jak Mary izolowała się od innych, by ich chronić... Po prostu, zrelacjonował im wszystkie wydarzenia, jakie miały miejsce od pierwszej wiadomości od Bellatriks. Gdy skończył, Mary rozpłakała się, a Cedrella szybko do niej podeszła, mocno ją przytuliła do siebie i zaczęła szeptać uspokajająco. Molly, Billius i Artur chcieli od Syriusza poznać więcej szczegółów, lecz Dumbledore uciszył ich, proponując, by Mary do czasu pogrzebu pojechała do swojego domu, obiecując, że jej przyjaciele przyjadą na ceremonię pożegnalną. Syriusz, bez zastanowienia, wybiegł z gabinetu dyrektora w poszukiwaniu Lily i Dorcas, by prosić je, by spakowały rzeczy Mary.
Od tamtej pory nie wychodziła ze swojego pokoju. Prawie nic nie jadła, nie chciała z nikim rozmawiać. Całymi dniami przesiadywała na parapecie swojego okna, patrząc na świat zza szyby i rozmyślała nad tym wszystkim. Wiedziała, że to ona jest temu wszystkiemu winna. To przez nią Septymiusz nie żył. To jego przemęczenie, bóle głowy, rozkojarzenie… To przecież oczywiste, że Bella musiała rzucać na niego potajemnie jakieś uroki uszkadzające jego układ nerwowy… albo jeszcze coś gorszego. Gdyby wcześniej zareagowała, to może by temu zapobiegła, a teraz… Na samą myśl wzbierała w niej rozpacz, a po policzkach spływały łzy. Co gorsza, bała się spojrzeć matce w oczy. W głębi ducha czuła, że wini ją za to wszystko, tylko nie chce tego na głos powiedzieć. Dla Mary to jej milczenie było najgorsze. Wolała, by na nią nakrzyczała, że ją nienawidzi, że to przez nią jej mąż został brutalnie zamordowany…
Poczuła pod dłonią przyjemne ciepło. Spojrzała w dół i ujrzała Torę, patrzącą na nią swoimi ciepłymi ognistymi ślepiami. Mary lekko się uśmiechnęła.
- Masz rację, nie ma na co czekać. - Wstała z parapetu i poprawiła rękawy swojej czarnej bluzki. - Miejmy to już za sobą.

*  *  *

Ku wielkiemu zdziwieniu Mary i Cedrelli na pogrzebie Septymiusza pojawiło się bardzo dużo czarodziejów. Poza Molly, Arturem, ich przyjaciółmi z czasów szkolnych. małym Billym i Billiusem zjawili się również państwo Prewettowie, Fabian i Gideon, niejaka Muriel* - daleka ciotka Molly, Fabiana i Gideona - oraz przyjaciele zmarłego z Ministerstwa Magii. Wśród przyjaciół Mary przybyli Lily, Dorcas, James, Syriusz, Remus (ten miał podkrążone oczy, jakby nie spał przez parę dni), Peter, Emelina i Hestia Vance (choć Mary nie wiedziała, czemu one się zjawiły, ponieważ rzadko ze sobą rozmawiały), Severus, Marlena, John wraz ze swoją matką, całe grono pedagogiczne wraz z Hagridem oraz, ku jeszcze większemu zdumieniu, Narcyza i Andromeda. Ich przybycie wzbudziło wielkie poruszenie wśród rodziny Weasleyów, którzy znali stosunek Blacków do Cedrelli i Septymiusza. Jednak one, nie zwracając uwagi na krytyczne spojrzenia innych, zwłaszcza kąśliwe uwagi Muriel Prewett, podeszły do Mary i złożyły jej i Cedrelli kondolencje.
Przemówienie księdza nie docierało do Mary. Wspominała każdą chwilę spędzoną z ojcem. Każde święto, każdy spacer, nawet te nieistotne dni… Przez swoje poczucie winy nie czuła tego, ale w tym momencie zrozumiała, jak bardzo jej go teraz brakuje. Kochała go z całego serca. Nie mogła uwierzyć, że jego już nie ma. I to dlatego, że zadarła z Bellariks Black. Gdyby nie była tak butna, Septymiusz z pewnością by żył. Teraz ona, jej bracia i matka zostali zupełnie sami. Już nigdy nie będzie tak, jak dawniej… Nigdy…
Gdy ksiądz sypnął na trumnę garść ziemi, Mary i Cedrella rzuciły dwie białe róże, a cała reszta poszła za ich śladem. Gdy grabarze zaczęli zakopywać dół, wszyscy jeszcze chwilę patrzyli się na zapełniający się ubytek ziemi, aż w końcu zaczęli się rozchodzić. Najpierw przyjaciele zmarłego, potem rodzina… W końcu zostali tylko Mary, jej Strażnik, Molly, Artur i Syriusz. Ten szepnął cicho do ucha przyjaciółki:
- Musimy iść. Czekają na nas.
- Ja… nie mogę.
- Jesteś cała mokra. Chodź, w domu się ogrzejesz…
- Nie potrafię, Syriuszu. Nie potrafię…
- Pomogę ci… - Syriusz chwycił ją pod ramię i poprowadził w stronę samochodu, gdzie czekała na nich Cedrella. Zaczęli powoli się oddalać, a wraz z nimi Tora. Molly popatrzyła w ich stronę i również wzięła Artura pod ramię.
- Arturze…
- Idealna pogoda na pogrzeb, nie uważasz?
- Czekają na nas…
- Pamiętasz imprezę, którą moi rodzice urządzili z okazji powrotu Billiusa do domu? - zapytał nagle Artur, nie odrywając wzroku od świeżo zakopanej ziemi. Nie czekając na odpowiedź, ciągnął dalej: - Ojciec był wtedy trochę podchmielony, ale wyraził swoją opinię o własnym pogrzebie. Pamiętasz, co wtedy powiedział?
- On… powiedział, że nie chciałby, by przyjaciele i rodzina tego dnia rozpaczali z jego powodu, tylko szli dalej. Cieszyli się życiem…
- Dokładnie. Nie wiem, czemu akurat tę chwilę sobie przypomniałem…
- Arturze…
- Może dlatego… - Przez moment się zawahał, lecz kontynuował: - Może dlatego, że w dniu, kiedy ta suka Black przysłała nam zmasakrowane ciało mojego ojca, chciałem ci się oświadczyć.
Molly spojrzała na niego zdumiona. Patrzył jej prosto w oczy. Nie było w nich śladu łez… Tylko zdecydowanie…
- Mój ojciec miał rację. Powinniśmy cieszyć się z życia… Nawet, gdy przychodzą tak smutne chwile. - Ukląkł na jednym kolanie i wyjął z kieszeni płaszcza maleńkie czerwone pudełeczko. Otworzył je i w środku ukazał się pierścionek zaręczynowy. - Chciałem, by to wyglądało bardziej romantycznie, jednakże obecne okoliczności nie pozwoliły na to… ale cóż… Molly Prewett, czy uczynisz mi ten wielki zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Przez moment Molly zaniemówiła, ale trwało to tylko chwilę. Wzięła pierścionek, włożyła go sobie na serdeczny palec i również uklękła. Przyciągnęła do siebie Artura i mocno go przytuliła.
- Tak, Arturze  - odrzekła w końcu. - Zostanę twoja żoną.

*  *  *


- Idź beze mnie. Muszę coś sprawdzić.
- Co się dzieje, Dorcas? - zapytała Lily, patrząc na przyjaciółkę podejrzliwym wzrokiem. - Odkąd wróciłaś z pogrzebu ojca Mary, dziwnie się zachowujesz.
- Po prostu nie lubię pogrzebów. Dogonię cię, obiecuję.
Lily jedynie wzruszyła ramionami i wyszła z dormitorium, a Dorcas stanęła przy oknie, patrząc na taflę jeziora. Nienajlepiej się czuła. Atmosfera na pogrzebach zawsze ją dobijała. Miała wtedy wrażenie, że to ktoś  z jej rodziny leży w trumnie. Nie chciałaby być teraz na miejscu Mary. Ponadto, podczas ceremonii czuła czyjąś mentalną obecność, lecz nie wiedziała czyją. A może tak się wczuła w nastrój, że to sobie wyobraziła?
- Witaj, Dorcas.
Dorcas obróciła się na pięcie i zastygła w miejscu. Na łóżku Mary siedział rudowłosy mężczyzna z lekkimi zakolami na głowie. Na oko mógł mieć około czterdziestki. Ubrany był w czarny elegancki garnitur, a na twarzy widniał smutny uśmiech.
- Kim jesteś? - zapytała niepewnie Dorcas, robiąc krok do tyłu. Włożyła rękę do kieszeni spodni i wyciągnęła różdżkę. - I co tutaj robisz? Tylko dziewczyny mogą tu przebywać…
- Tak, wiem, znam tradycję - odparł cicho nieznajomy. - Odłóż różdżkę, nic ci nie zrobię.
- Chyba nie sądzisz, że ci uwierzę?
- Mówię prawdę. Potrzebuje twojej pomocy…
- Nie wiem, skąd się tu wziąłeś, ale masz się stąd natychmiast wynosić! Inaczej zawiadomię dyrektora…
- To nic nie da. Tylko ty mnie widzisz.
Na te słowa Dorcas przeraziła się nie na żarty.
- Że co? Ale…
Mężczyzna wstał i zrobił krok w jej stronę. Po chwili ciszy oznajmił:
- Nazywam się Septymiusz Weasley.

___________________________
* Wspomniana Muriel to oczywiście znana starsza pani, która pożyczyła Fleur Delacour swoja tiarę w HP.