niedziela, 15 czerwca 2008

Rozdział 7


Die Another Day :)

Rozdział 7

Nadszedł czas zemsty


W sercu Belli Black zapanowała żądza mordu. Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Molly Prewett zignorowała jej ostrzeżenie i wróciła do tego miłośnika mugoli. W dodatku, ta młoda Weasleyówna poniżyła ją przed resztą Ślizgonów, a nawet częścią szkoły. Nie mogła tego tak po prostu zostawić. Nie miała zamiaru dawać się jakiejś smarkuli sobą pomiatać. Nadszedł czas zemsty - pomyślała szatynka. - Zemsty, która zniszczy życie tych rudzielców.
Po lekcjach Bella postanowiła odszukać resztę swoich przyjaciół. Nie było to łatwym zadaniem. Każdy z nich był rozproszony po całym terenie szkoły.  Więc, musiała zrobić coś, czego nigdy nie robiła: poprosiła dwóch pierwszorocznych Ślizgonów o pomoc w znalezieniu jej bandy. Chłopcy zgodzili się, po czym rozpoczęli poszukiwania. Po godzinie Belli i pierwszakom udało się zebrać całą grupę w opustoszałym korytarzu na siódmym piętrze.
- Co jest, Bella? - spytał zaniepokojony Lucjusz.
- A co ma być? - warknęła Bellatriks.
- Zwykle n-nikogo nie prosisz o p-pomoc - wyjąkał Malfoy. - A tym bardziej pierwszaków. Musiało stać się coś p-poważnego.
- Racja - szczeknęła Bella. - Dzisiaj o północy musimy się spotkać wszyscy w pokoju wspólnym. Chodzi o Prewett. - Wyjaśniła, widząc, jak jej koledzy nie kapują, o co chodzi. - Mam pewien plan, ale musicie mi pomóc go zrealizować. I myślę - spojrzała na pierwszorocznych Ślizgonów - że oni też mogą przyjść.
- Po co? - zdziwił się Rabastan.
- Gdyby nie oni, to znalazłabym was dopiero na kolacji. Poza tym zobaczymy, czy da się ich zwerbować do naszej bandy. - Bella spojrzała zimno na jedenastolatków. - Jak się nazywacie?
- Bruno Avery - wydukał pierwszy Ślizgon.
- Edward Mulciber - odparł drugi.
- Ich rodzice są śmierciożercami - powiedział szybko Lucjusz. - Mój ojciec wspominał mi o nich, gdy razem napadli na jakiś mugolski bar.
- Świetnie - odparła Bella z satysfakcją. - No to widzimy się o północy w pokoju wspólnym. Dopilnujcie, aby nikt nam nie przeszkadzał podczas zebrania.
Po jej słowach Ślizgoni rozeszli się.

*  *  *

- C-co? - wyjąkała Mary. - Jesteś... w ciąży?
- Chyba mówię wyraźnie - mruknęła ponuro Molly.
- Ale jak to możliwe? Przecież ty z nikim nie robiłaś tego...
- Słucham? Mary, jaka ty jesteś naiwna! Właśnie przechodzę okres dojrzewania, a takim osobom różne rzeczy strzelają do...
- Chcesz przez to powiedzieć, że ty i Artur...
- Dokładnie. Zrobiliśmy to. Wtedy, gdy ty, Billius i dziewczyny poszliście do parku.
- Z Marleną żartowałyśmy sobie, że mieliście to w planach. Przez myśl mi nie przeszło, że...
- To nie jest takie złe - odrzekła Molly. - To nawet przyjemne...
- Nie mów tak! - Mary wzdrygnęła się ze wstrętem. - To obrzydliwe!
- Kiedyś do tego dojrzejesz. Zobaczysz.
- Mylisz się - ucięła Mary. - I co teraz z tym zrobisz?
- Muszę o tym powiedzieć Arturowi - odpowiedziała Molly. - Postaram się to zrobić dzisiaj.
- A nie lepiej byłoby usunąć ciążę? - zagadnęła ostrożnie Mary.
- Też o tym pomyślałam. Będę musiała przedyskutować tę opcję z Arturem... i chyba to będzie najlepsze rozwiązanie. Nie wiem, czy dojrzałam do roli matki.
- A twoi rodzice nie mogliby się nim zająć? Moi na pewno by ich…
- Nie znasz moich. Oni się wściekną, gdy dowiedzą się o ciąży. Jest jedna rzecz, o której wam nie wspomniałam. Fabian i Gideon napisali rodzicom, że chodzę z Arturem. Wcześniej im tego nie mówiłam. Powiedzieli, że jeśli zajdę z nim w ciążę, to mnie wydziedziczą. Więc raczej nie zajmą się naszym dzieckiem.
- Myślałam, że twoi rodzice są tolerancyjni - zdziwiła się Mary.
- To się myliłaś. Nienawidzą zdrajców krwi, mugolaków oraz innych mieszańców. U mnie w domu jest dokładnie tak samo jak u Syriusza.
- Nie powinnaś się nimi przejmować. Przemyśl jeszcze swoją decyzję. I jeszcze jest Artur. On też ma prawo wyrazić swoje zdanie w tej sprawie.
- Najpierw muszę mu powiedzieć o dziecku - powiedziała Molly.

*  *  *

- Więc... jaki masz plan? - zaczął nieśmiało Nott.
W pokoju wspólnym Ślizgonów panowała cisza. O północy Mulciber i Avery upewnili się, że wszyscy poszli spać i wraz z Malfoyem zamknęli drzwi za klucz i użyli Zaklęcia Nieprzenikalności, żeby ich nikt nie podsłuchał. Parę minut później wszyscy usiedli w fotelach i skupili swój wzrok na Belli. Dziewczyna podeszła do kominka i wpatrywała się w ogień. Ślizgoni zaczęli się niecierpliwić. Po chwili oznajmiła:
- Prewett musiała rozmawiać z tą Weasley. Widziałam, jak dzisiaj się na siebie gapiły. To ona spowodowała, że Molly wróciła do Artura.
- I co z tego? - spytał Lucjusz. - Chyba nie sądziłaś, że dzięki tobie rozstaną się?
Bella spiorunowała go spojrzeniem. Wszyscy uczniowie bali się jej. Przed jej zemstą nikt nie mógł się uchronić. Lucjusz, spostrzegłszy niebezpieczeństwo, odparł:
- Chciałem powiedzieć... eee... na początku udało ci się. Nie odzywali się do siebie, obydwoje byli zdołowani...
- A Mary wszystko zepsuła! W dodatku, ośmieszyła mnie! Dobrze wiecie, że nie pozwalam nikomu tak mnie traktować.  Widocznie ta ruda szmata nie nauczyła się jeszcze, że nas, Ślizgonów, należy traktować z szacunkiem. Musimy sprawić, żeby cierpiała. Ona i Prewett!
- Ale jak chcesz to osiągnąć? - odezwał się Avery.
Bella uśmiechnęła się.
- Jak CHCEMY to osiągnąć, Bruno. Zaatakujemy osobę, na której bardzo zależy Molly i Mary.
- Masz na myśli Tego - Któremu - Zaraz - Stanie - Bo - Dowiedział - Się - Jak - Działa - Żelazko? - spytał Rudolf. Reszta wybuchnęła śmiechem. Po chwili odezwał się Rabastan:
- A co to jest żelazko?
- To urządzenie, które wygładza pogniecione ubrania - odpowiedział jego brat. - Wiedziałbyś, co to jest, gdybyś razem ze mną i Bellą chodził na mugoloznawstwo.
- A po co mi te głupoty? - prychnął Rabastan.
- Aby walczyć z wrogiem, musisz poznać jego zwyczaje i tradycje - odparła wyniośle Bellatriks. - Czyli napadamy na tego zdrajcę krwi?
- No jasne! - odparł wesoło Lucjusz. - To dopiero będzie zabawa!
- Ale nie dla niego. Będę musiała się w tym miesiącu wyposażyć w nóż.
- To nie napadamy na tego zdrajcę jutro? - spytał zawiedziony Mulciber.
- Taki napad trzeba bardzo dobrze przygotować - upomniała go Bella. - Ty i Bruno będziecie go śledzić. Musicie wiedzieć, co robi o danej porze dnia. Gdy złożycie nam raport w połowie stycznia, zaplanujemy, aby wydarzenia potoczyły się tak, aby został sam. Wtedy wkroczymy do akcji.

*  *  *

Ku radości uczniów i nauczycieli nadeszła wiosna. Śnieg stopniał, kwiaty zaczynały kwitnąć, robiło się cieplej na błoniach. Syriusz i James mieli dużo okazji, aby publicznie poniżać Severusa, co wywoływało napady szału u Lily. Nie dość, że zbliżały się egzaminy, o których wciąż przypominała swoim współlokatorkom, a chciała je zdać jak najlepiej, to jeszcze musi bezskutecznie opieprzać tych dwóch za bezpodstawne szykanowanie Severusa.
W połowie stycznia do szkoły wrócił Remus. Mimo błagań przyjaciół nie powiedział, czemu nie przyjechał razem z innymi do szkoły. Powtarzał tylko, że źle się czuł. Mary nie uwierzyła mu. Gdyby faktycznie tak długo chorował, to trafiłby do Św. Munga. Jego zachowanie było bardzo podejrzane. Musi być inny powód, który tłumaczyłby jego zniknięcia - pomyślała któregoś wieczoru. - Tylko jaki?
Po zebraniu z Dumbledorem nauczyciele bacznie przyglądali się, co Bella ze swoimi przyjaciółmi robi w czasie wolnym. Starali się to robić tak, by Ślizgonka nie zrobiła się podejrzliwa, więc co jakiś czas dawali jej szlabany, by nie miała czasu na planowanie zemsty na Molly. Zarówno ona, jak i Mary czuły z tego powodu ulgę. Dzięki natychmiastowej interwencji dyrektora nic nie grozi im, Arturowi oraz Fabianowi i Gideonowi. Jeśli szczęście dopisze, może Bella w ogóle zrezygnuje ze swoich planów i reszta roku upłynie w spokojnej atmosferze, a ich jedynym zmartwieniem będą zbliżające się egzaminy końcowe.
Od jej ostatniej rozmowy z Molly Mary nie miała czasu zapytać ją, czy powiedziała Arturowi o dziecku. Lily zrobiła dokładny plan, dzięki któremu ona, Mary i Dorcas miały się dobrze przygotować do egzaminów. Pewnego marcowego popołudnia Mary postanowiła zaryzykować i, nie mówiąc nic Lily, wybiegła z Wieży Gryffindoru. Wiedziała, że  Molly skończyła już lekcje, więc poszła w stronę Wielkiej Sali. Nie musiała do niej wchodzić, gdyż Molly stała samotnie w sali wejściowej. Mary podeszła do niej i spytała:
- Rozmawiałaś z Arturem?
- Cóż... - mruknęła Molly, unikając spojrzenia Gryfonki. - Próbowałam parę dni po naszej rozmowie... ale... on powiedział, że mnie tak bardzo kocha... Nie chciałam tego zepsuć...
- Chcesz powiedzieć, że nie powiedziałaś mojemu bratu, że nosisz jego dziecko, bo myślałaś, że cię rzuci, gdy się o tym dowie? - spytała Mary. Każde słowo wypowiadała coraz głośniej.
Molly kiwnęła głową.
- Czy Artur nie udowodnił ci, że jest inny od reszty trzody, potocznie nazywanej chłopakami? - Jest łagodny, szczery, inteligentny i czuły, a nie durny, chamski, perfidny! On na pewno cię nie wykorzysta! Jeżeli szukasz chłopaka, który codziennie by cię bił, poniżał, molestował, gwałcił... droga wolna! Pełno jest takich...
- Przestań! - krzyknęła przerażona Molly. - Zaczynam się ciebie bać!
- Ja tylko powtarzam to, co słyszę od Ślizgonów - odparła wymijająco Mary. - Chyba nie myślałaś, że posiadam same zalety, co? Nikt nie jest idealny. Też mam wady...
- Czasami mam wrażenie, że prawie dorównujesz Ślizgonom - stwierdziła Molly. – Jednakże Belli nikt nie przebije.
- Zobaczymy. Ale obiecaj mi, że dzisiaj powiesz Arturowi o dziecku. Nie możesz dłużej tego przed nim ukrywać. W końcu to już trzeci miesiąc.
- Racja. Powinnam mu była o tym dawno powiedzieć. Poza tym, za miesiąc prawda i tak wyjdzie na jaw...
- No właśnie. Chodźmy do pokoju wspólnego. Może przy tobie Lily mnie nie zabije.

*  *  *

Bella szybkim krokiem weszła do Wielkiej Sali i skierowała się do stołu Ślizgonów. Wzrokiem zaczęła szukać swoich przyjaciół. Po niecałej minucie odnalazła ich. Siedzieli przy drugim końcu stołu. Podbiegła do nich i usiadła obok Avery'ego.
- Nadszedł czas - mruknęła krótko i odgryzła kawałek kurczaka.
Zdumieni chłopcy spojrzeli na nią.
- Eee... - wydukał Mulciber. - Nadszedł... czas?
- Czas zemsty na Prewett i Weasley - wyjaśniła Bella, nadal żując kawał drobiu.
- Nareszcie! - odparł Lucjusz z entuzjazmem. - Myślałem, że będziemy czekać do końca roku!
- Abbott i Jones mają dzisiaj szlaban u Filcha, więc kochaś mugoli będzie sam - ciągnęła Bella. - Trzeba tylko zwabić go do lochów.
- Ciekawe, jak to zrobisz? - zadrwił Malfoy. - Przecież on ciebie nie posłucha!
Bella wyjęła z kieszeni dwie fiolki. W pierwszej znajdował się czyjś włos, a w drugiej była wypełniona gęstym, zgniłozielonym płynem. Ślizgoni wybałuszyli oczy ze zdumienia.
- Zobaczymy - mruknęła tajemniczo Bella.

*  *  *

- Widziałeś Remusa? - spytał James Syriusza.
- Peter widział, jak znowu wychodził z kufrem z zamku.
- Znowu wyjeżdża? To już trzeci  raz, odkąd wrócił do szkoły w styczniu!  To niemożliwe, aby jego matka była aż tak chora!
- Racja, to podejrzane - mruknął Syriusz.
James usiadł obok swojego przyjaciela i rozejrzał się po pokoju wspólnym. O tej porze w Wieży Gryffindoru było dość tłoczno. Po zajęciach uczniowie spędzali wolny czas w różny sposób. Niektórzy wyszli na błonia rozkoszować się pogodą i pływać w jeziorze, inni siedzieli w bibliotece i zakuwali do sumów i owutemów. Natomiast reszta siedziała w pokojach wspólnych, grając w eksplodującego durnia i rozmawiając. Jednak jedna osoba wyróżniała się spośród reszty uczniów i James ją zauważył. Była to Lily. Siedziała przy jednym stoliku z Dorcas. Wertowały jakieś księgi. Nagle poczuł dziwną chęć, aby do niej podejść. Po chwili wahania wstał. Syriusz instynktownie chwycił go za ramię.
- Znowu chcesz od  niej oberwać? Daj sobie spokój! Ona nie zwraca na ciebie uwagi!
James nie słuchał go. Zrobił krok... i kolejny.... i jeszcze jeden. Pół minuty później stanął za Lily. Chciał dotknąć jej włosów… Poczuć ich zapach... Rozkoszować się nim... Przecież to nic takiego...
Podniósł rękę. Dorcas zauważyła jego ruch i zaczęła energicznie kręcić głową, lecz na próżno. Nie miał zamiaru się wycofać.
Jego ręka dotknęła rudych włosów Lily.
Po chwili zrozumiał, że to był błąd.

*  *  *

- Jak ona mogła nam to zrobić?! - krzyknęła oburzona Lily, wychodząc z dormitorium. Za nią biegła Dorcas ze stosem książek.
- Może coś jej wypadło. Ma prawo...
- Za cztery miesięcy są egzaminy! Trzeba się do nich solidnie przygotować! Są bardzo ważne...
- To nie są sumy - przypomniała jej Dorcas. - One tylko zadecydują, czy przejdziemy do drugiej klasy.
Lily zajęła najbliższy stolik przy kominku. Pomogła Dorcas położyć książki na blacie i usiadły.
- Zabiję ją. Ona psuje naszą rozpiskę! Mieliśmy się dzisiaj zająć datami z historii magii, bo to jest jedna z najtrudniejszych rzeczy, ale skoro jej nie ma, to powtórzymy to, czego sie do tej pory nauczyłyśmy. - Po tych słowach otworzyła Standardową księgę zaklęć (stopień 1) i zaczęła czytać.
Tak naprawdę Lily bała się tych egzaminów. Bardzo chciała je zdać. Nie chciała przynieść rodzinie wstydu. Ślizgoni (prócz Severusa) nazywali ją "szlamą" - tak mówiono na czarodziejów, pochodzących z rodzin mugoli. Uważano ją za szmatę, bezwartościowego śmiecia. Nie chciała żyć w takim poniżeniu... Nie mogła... Postanowiła być najlepsza w każdej dziedzinie i dlatego tak gorliwie się uczyła. To przyniosło swoje efekty: stała się ulubienicą wszystkich nauczycieli. Była znana w szkole jako zdolna, utalentowana, inteligentna, ambitna Gryfonka, która ma wielu przyjaciół. Chciała, aby rodzice i Tunia byli z niej dumni.
Nagle poczuła, że ktoś gładzi jej włosy. Energicznie odwróciła się. To był James. Lily poczuła, że jej spokój zniknął na dobre, po czym wstała i zwróciła się do Gryfona:
- Potter! Ty parszywa kurzajko! - Reszta Gryfonów oderwała się od swoich zajęć i wpatrywała się w ich z zainteresowaniem. - Co ty sobie myślisz? Jak śmiesz mnie dotykać? Nie pozwalaj sobie, ty rozpieszczony tasiemcu!
- Wybacz... - wybąkał James. - Nie chciałem...
- Ty zgniła, kłamliwa larwo! Chciałeś to zrobić! Wiem o tym! Cały czas robisz sobie nadzieję, że zwrócę na ciebie uwagę! Nie jestem ślepa! Zrozum wreszcie, że ja nigdy do ciebie się nie odezwę! Jesteś nic niewartym owadem, który stara się zwrócić na siebie uwagę! To żałosne! Współczuję twoim rodzicom! Pewnie jest im wstyd, że wydali na świat takiego durnego bufona!
Po tych słowach uderzyła chłopaka otwartą dłonią w nos. James zachwiał się i upadł.
- Lily! Coś ty zrobiła?!
Lily i reszta Gryfonów zwróciła wzrok w stronę dziury pod portretem. Do pokoju wspólnego weszły Molly i Mary.
- Jesteś! - zawołała Lily do przyjaciółki. - Gdzieś ty była?
- Musiałam coś załatwić - odparła Mary, gdy Molly kazała reszcie wrócić do swoich zajęć. - Ładną scenę urządziłaś! Czy ty nie mogłabyś dać mu szansy?
- A zaprzyjaźniłabyś się z trędowatym? - odpowiedziała pytaniem Lily.
- Chyba złamałaś mu nos - odezwała się Molly. Klęczała przy Jamesie i sprawdzała, czy wszystko z nim w porządku. - Zabiorę go do skrzydła szpitalnego.
- Pójdę z tobą - odrzekła szybko Mary. Pomogła wstać Jamesowi i wraz z Molly skierowała się w stronę wejścia do pokoju wspólnego. Za sobą usłyszeli krzyk Lily:
- Nie myśl, że ci dam dzisiaj spokój!

*  *  *

Artur martwił się o Molly. Od powrotu do Hogwartu stała się bardzo tajemnicza. Rzadko się odzywała, unikała jego spojrzenia, była bardziej blada niż zwykle. Chłopak próbował dowiedzieć się, co się stało, ale ona nie wypuszczała pary z ust. Ślizgoni nie mogli jej dręczyć – powtarzał sobie w duchu. - Przez od dwóch miesięcy nie zaczepiali nas. Jednak dla Artura było to bardzo podejrzane. Banda Belli Black zawsze znajdywała okazję, żeby poznęcać się nad nim i Molly... a teraz spokój. Oni coś knują. A może dali sobie wreszcie spokój?
Udał się w stronę Wielkiej Sali. Może spotka tam Molly i porozmawia z nią? Musi się dowiedzieć, co jej jest. Zwykle w takich sprawach zwierzał się swoim przyjaciołom, ale oni teraz odrabiali szlaban u Filcha, więc Artur musiał działać sam. W sali wejściowej ujrzał grzywę rudych włosów. To była Molly. Machała do niego. Podszedł do niej i cmoknął ją w policzek. Ona uśmiechnęła się dziwnie i powiedziała:
- Dobrze, że jesteś. Chodź.
- Gdzie?
- Zobaczysz - mruknęła krótko Molly. Artur posłuchał jej i poszedł za nią.
Molly weszła do lochów. Artur był bardzo zdumiony. Ona nigdy nie wchodzi do lochów, poza lekcjami eliksirów. Uważała, że tutaj Ślizgoni mogliby ich zaatakować. Nie wiedział, co powiedzieć. Czyżby Molly tak szybko zmieniła zdanie? To do niej niepodobne!
Znaleźli się w jednym z najzimniejszych lochów. Artur poczuł, że ręce mu marzną. Chciał spytać Molly, po co tu przyszli, gdy nagle usłyszał czyjeś kroki. Obrócił się w miejscu. Z każdej strony otaczali ich Ślizgoni. Byli uzbrojeni w różdżki. Po chwili zrozumiał, że to pułapka i szybko spojrzał na Molly. Ona uśmiechała się do niego z pogardą.
- Nie mogę uwierzyć, że jesteś taki naiwny.
Artur nie wiedział, co jest grane. Dopiero dalsze słowa jego ukochanej otworzyły mu oczy. Chciał uciec, jednak było już za późno.

*  *  *

Po obiedzie Bella skierowała się do sali wejściowej. Miała nadzieję, że nikogo w niej nie będzie. Na szczęście w głównym holu było pusto. Odkorkowała fiolkę, dodała do wywaru rudy włos i wypiła go jednym łykiem. Następnie rozkoszowała się bólem, rozchodzącym się po całym ciele. To było takie przyjemne, jednak nie trwało to długo. Po minucie ból minął i Bella otworzyła oczy. Oderwała parę włosów z głowy: były rude. Bellatriks uśmiechnęła się i poszła do pralni. Tam przebrała się w szaty Gryfonów, zmniejszyła swoje i schowała je do kieszeni. Później wróciła do sali wejściowej i czekała na Weasleya. Oby się pojawił - pomyślała Bella. - To jedyna okazja, aby się zemścić.
Dziesięć minut przed końcem działania eliksiru zauważyła Artura. Pomachała do niego. Chłopak uśmiechnął się i podszedł do niej. Pocałował ją w policzek. Próbowała się uśmiechnąć, jednak nie do końca jej to wyszło. Zanim zdążył zareagować, kazała mu iść za nią. Posłuchał jej. Bella skierowała go do jednego z lochów, gdzie temperatura była na minusie. Usłyszała czyjeś kroki i odwróciła się. Ślizgoni otoczyli ich. Artur gorączkowo rozglądał się dookoła. Był przerażony. Spojrzał Belli prosto w oczy. Ta uśmiechnęła się do niego z pogardą.
- Nie mogę uwierzyć, że jesteś taki naiwny - zadrwiła z rozbawieniem. - Nie domyśliłeś się, że to może być zasadzka? Nawet pierwszoroczni nie chodzą sami po lochach. Jesteś doprawdy żałosny! Ale skoro już tu jesteś, to musisz zapłacić za swoje czyny.
Bella wyciągnęła różdżkę i wycelowała nią w Artura. To samo uczyniła reszta Ślizgonów.
- Crucio!  
Sześć promieni trafił w Gryfona. Chłopak zaczął krzyczeć i wić się z bólu. Reszta  rozkoszowała się tym widokiem, szczególnie Bella. Po dwóch minutach Ślizgoni cofnęli zaklęcia i (bez Belli) podeszli do zdrajcy krwi i zaczęli go bić i kopać. Chłopak wrzeszczał z bólu. Po paru minutach Bella kazała chłopakom przestać. Ślizgoni wycofali się. Podeszła do swojej ofiary, która dyszała ciężko. Z nosa i ust ciekła jej krew.
- Bolało? - zakpiła Bellatriks, a reszta Ślizgonów wybuchnęła śmiechem. - Zaraz zobaczysz, czym jest prawdziwe cierpienie. -Wycelowała różdżką w lewą nogę ofiary. - Bombarda!
Rozległ się odgłos łamanej kości oraz krzyki Gryfona. Wycelowała różdżką w drugą nogę rudzielca i powtórzyła zaklęcie. Gdy wrzaski Artura zmieniły się w spazmatyczne jęki, Bella wyjęła z kieszeni swoją szatę i powiększyła ją. Następnie wyjęła z jej fałd nóż kuchenny. Wpatrywała się chwilę w niego, po czym ukucnęła obok Gryfona. Zdjęła mu ubranie, ukazując jego nagi tors. Przejechała nożem po jego brzuchu. Chłopak zawył z bólu. Na posadzkę popłynęła strużka krwi.
- Proszę, proszę… Jednak zdrajcy krwi mają czerwoną krew.
Ślizgoni parsknęli śmiechem. Gdy w lochach znowu zrobiło się cicho, Bella przytrzymała lewą rękę Artura i podcięła mu żyły na obu nadgarstkach. Chłopak ponownie zawył z bólu. Teraz na posadzce pojawiła się spora kałuża krwi. Bella pochyliła się i wzięła jej trochę do ust. Hmmm... mimo że jest zdrajcą, jego krew jest wyborna - pomyślała. Delektowała się jeszcze chwilę, po czym wstała i odparła:
- Nic więcej mu już nie zrobię. Chodźmy stąd.
- Zaczekaj - mruknął Avery. - Znam pewne zaklęcie.
Wszyscy spojrzeli w jego stronę.
- Nasz kumpel z dormitorium wymyślił takie zaklęcie...
- Ciekawe... czyżby wywoływało krwotok z nosa? - zadrwił Lucjusz.
- Nie - odparł Mulciber. - Podobno jest bardzo bolesne... i stosuje się je na wrogów.
Ślizgoni spojrzeli po sobie. Nie mogli uwierzyć, że jakiś pierwszak wynalazł takie zaklęcie.
- Jaka jest inkantacja tego zaklęcia? - spytała szybko Bella.
- Sectumsempra - odpowiedział Avery.
Ślizgonka wyjęła z kieszeni różdżkę i wycelowała nią w Artura. Skupiła na nim całą swą nienawiść do szlam i zdrajców krwi, po czym krzyknęła:
- SECTUMSEMPRA!
Krew trysnęła Belli prosto w oczy. Szybko przetarła je ręką i spojrzała na swoją ofiarę. Każdy centymetr jego ciała pokrywały głębokie rany. Artur nie wykazywał żadnych oznak życia. Zabiłam go - pomyślała po chwili. Poczuła dziwny skurcz w żołądku.
- Eliksir przestaje działać - mruknęła po chwili namysłu.
- Chodźmy do pokoju wspólnego - odparł Rudolf. - Lepiej, żeby nikt nas tutaj nie widział.
Po tych słowach Ślizgoni udali się do swojego salonu, pozostawiając Artura samego.

*  *  *

Pani Pomfrey szybko nastawiła Jamesowi nos, jednak kazała mu zostać na jeden dzień w skrzydle szpitalnym. Chłopak, z ponurą miną, zgodził się. Molly i Mary pożegnały się z nim i udały się do Wieży Gryffindoru.

- Czy on nie mógłby się zalecać do Lily w normalny sposób? - spytała zirytowana Molly.

- Mówiłam mu, żeby zachowywał się przy niej normalnie - odpowiedziała Mary - ale on mnie nie słucha... albo stara się, ale mu to nie wychodzi.
   
- Moim zdaniem Lily już dawno go skreśliła. Ich relacje są coraz gorsze! Jeszcze... Mary, dobrze się czujesz?
   
Mary oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Poczuła w powietrzu niepokój... cierpienie... wołanie o pomoc...
   
- Mam dziwne przeczucie, że coś się stało - mruknęła Mary. - Coś strasznego.
   
- Nigdy nie ignoruj znaków, które przysyła ci los - odparła Molly. - Tak nam powtarza profesor Cullen na wróżbiarstwie. Gdzie wyczuwasz zagrożenie?
   
- W okolicach lochów.
   
- Mam nadzieję, że o tej porze nie będzie tam żadnego Ślizgona - mruknęła  krótko Mooly, po czym wraz z Mary udała się do sali wejściowej. Gdy tam dotarły, zapaliły swoje różdżki i weszły do lochów. Gdy zeszły piętro niżej, poczuły, że stąpają po czymś mokrym. Spojrzały w dół. To była krew.
   
- Co tu się stało? - spytała przerażona Molly.
   
- Chodźmy dalej - odparła Mary i poszły dalej. Parę kroków później znalazły się w jednym z najzimniejszych lochów. Nagle rozległ się czyjś chrapliwy oddech. Gryfonki rzuciły światła różdżek tak, by oświetlały całą przestrzeń i ujrzały straszną scenę.
   
Wszędzie było pełno krwi. Na posadzce, na ścianach... Mary poczuła, że zaraz zemdleje. Spojrzała przed siebie. Zobaczyła czyjeś ciało. Kiwnęła porozumiewawczo do Molly i podeszły bliżej. Gdy były już dostatecznie blisko, oświetliły jego twarz. Była bardzo zmasakrowana. Resztę ciała pokrywały głębokie rany, jakby były zadawane mieczem. Kości w nogach były zmiażdżone. W dodatku żyły ofiary były podcięte.
   
- M-m-mary?
   
Mary wzdrygnęła się. Rozpoznała ten głos. Wszędzie by go rozpoznała. Był jej dobrze znany.
   
Ten głos należał do Artura.
   
Usłyszała krzyk Molly, jednak nie zdążyła zareagować. Przestała cokolwiek rozumieć. Przestała myśleć. Poczuła, że opuszczają ją resztki sił i uderzyła głową o zakrwawioną posadzkę. Zemdlała.