czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział 33



Rozdział 33

Wesele

Dzień rozpoczynający egzaminy końcowe  w Hogwarcie nadszedł nieuchronnie. Dla uczniów był to okres ogromnego stresu, rozdrażnienia, paniki, dogłębnego wertowania i powtarzania notatek przed egzaminem, modląc się o cud. Jednak dla Mary te wszystkie czynniki były zwielokrotnione ze względu na jej sytuację. Dumbledore specjalnie ułożył terminy egzaminów tak, by danego dnia mogła podchodzić do egzaminu z danego przedmiotu od razu z całych dwóch lat, by miała to jak najszybciej za sobą. Mary była dyrektorowi za to wdzięczna, choć nie obyło się bez poważnych konsekwencji. Praktycznie cały wolny czas między egzaminami i posiłkami poświęcała nauce w bibliotece, a nawet zarywała noce, uprzednio zażywając Eliksir Bezsenności, który na jej prośbę sporządził profesor Slughorn. Była zdesperowana, toteż Mistrz Eliksirów przychylił się do jej prośby.
Jednakże nie tylko egzaminy zaprzątały Mary głowę. Bez przerwy myślała o Remusie. Co prawda, obiecała  utrzymać jego sekret w tajemnicy, lecz nadal nie otrząsnęła się z szoku po rozmowie z Syriuszem. Nie mogła uwierzyć, że ich przyjaciel jest wilkołakiem. Jak do tego mogło dojść? W jaki sposób Remus sobie z tym radził? Czy naprawdę musiał dusić w sobie ten straszny sekret? Chciała koniecznie z nim porozmawiać, lecz on unikał zarówno jej, jak i Lily i Dorcas. Podejrzewały, że Syriusz i James powiedzieli mu, że one też wiedzą o jego przypadłości. Jednak czy był na nich zły, że podzielili się z nimi tą tajemnicą? A może, jak w przypadku chłopaków, bał się odtrącenia z ich strony? Bardzo chciały go zapewnić, że ich przyjaźń nie ulegnie zmianie, lecz wciąż był nieuchwytny, jakkolwiek się starały, co było dla nich bardzo frustrujące.
Z wielkim smutkiem Mary musiała się zgodzić z Lily: Severus się zmienił. Po tym, co usłyszała od swoich przyjaciółek, przyjrzała się tej spawie bliżej i potwierdzały się ich słowa. Coraz częściej widywała go w towarzystwie Mulcibera i Avery’ego, głownie szepczących między sobą i kategorycznie odmawiał spotkań w gronie przyjaciół. Tylko z Lily się widywał i rozmawiał i to przeważnie sam na sam, jakby bał się, że ktoś go przyłapie na tym. W dodatku bez przerwy męczył Mary pytaniami, czy wie coś na temat Remusa, co doprowadzało ją do szału.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nic nie wiem? – spytała po raz setny Mary.
- Ale byłaś tam… pod Wierzbą Bijącą - nie dawał za wygrana Severus. - Na pewno poszłaś tam, bo dowiedziałaś się…
- Owszem, byłam tam, ale tylko dlatego, by cię powstrzymać przed tym idiotycznym pomysłem, który podsunął ci Syriusz! To było naprawdę głupie! Mogłeś zginąć!
- Byłoby to warte, jeśli bym się dowiedział…
- Boże, Sev, czy ty się teraz słyszysz? Co się z tobą dzieje? - spytała przerażona Mary. Pamiętała, gdy sama dociekała, co się dzieje z Remusem, lecz aż takiej obsesji nie miała. - Zmieniłeś się. Kiedyś trzymałeś się z nami… ze mną, Lily, Dorcas, Marleną, Johnem… a teraz…
- To, że przyjaźniłem się z wami na początku, nie znaczy, że będę się z wami użerał do końca życia - odparł chłodnym tonem Severus.
Słowa przyjaciela kompletnie ją zamurowały, lecz to trwało tylko chwilę, gdyż zdążyła się odgryźć:
- Użerałeś się, tak? Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało i nagle cię olśniło, tak? A może to dzięki twoim głupkowatym kumplom…
- Mulciber i Avery nie są głupkowaci!
- Tak, jasne, tylko pomogli Belli w napaści na mojego brata. Masz rację, są świeci.
- Nie masz dowodów…
- A czy to nie ty wymyśliłeś Sectumsemprę? Myślisz, że skąd oni to wzięli?
Severus nie odpowiedział, lecz obrócił się na pięcie, pozostawiając kipiącą w gniewie Mary za sobą.
Wydawałoby się, że nie miała już się nad niczym innym zamartwiać, jednakże pozostawał jeszcze Syriusz. Bez przerwy dudniły w jej głowie jego ostatnie słowa z tamtej nocy. Jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką. Myślała nad tymi słowami bez przerwy i podejrzewała to, co było dla niej niemożliwe. Syriusz Black, dowcipniś robiący sobie ze wszystkiego i wszystkich żarty… zakochał się? Same te słowa ciężko jej przez myśli przechodziły. Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym większy mętlik w głowie miała. Postanowiła poradzić się w tej kwestii Lily, Dorcas i Marlenie, nie wspominając tej ostatniej kiedy to wydarzenie miało miejsce.
- Uważasz, że Syriusz nie jest zdolny do miłości?
- Jakoś sobie tego nie wyobrażam.
- Bo nigdy nie patrzyłaś na to z drugiej strony - oznajmiła rzeczowo Dorcas. - Syriusz był blisko ciebie od pierwszej klasy. Głownie to z nim spędzałaś czas, nie licząc naszej paczki. W dodatku mieliście wspólnego wroga, Bellę.
- No i co z tego? - żachnęła się Mary. - To nic nie znaczy…
- Uciekł z domu prosto do ciebie, gdy Bella zatrzymała się w jego rodzinnym domu - ciągnęła Lily. - Nie pojechał do Pottera, swojego najlepszego kumpla, tylko do ciebie. Ponadto zadręczał się twoją nagłą zmianą, wyciszeniem, gdy Bella cię szantażowała. Starał się ciebie pocieszyć, pomóc ci, namówić na wizytę u Dumbledore’a, mimo licznego odtrącania i podłego traktowania. To on uratował cię wraz z twoim Strażnikiem przed… - Tu się zająknęła patrząc niepewnie na Marlenę - wilkołakiem.
- Nadal nie rozumiem…
- A pamiętasz pogrzeb swojego ojca? - wtrąciła Marlena. To właśnie na jej opinię najbardziej czekała Mary. Miała już chłopaka i była znawczynią w sprawach sercowych. - Nie odstępował cię na krok, był przy tobie prawie cały czas. Starał się cię wesprzeć w tych ciężkich chwilach. W dodatku uratował cię przed utopieniem przez kelpię i co kilka dni jeździł z Hogwartu do Św. Munga, czuwając nad tobą. To był okres, gdy widywałyśmy go zalanego łzami…
- Nie przesadzacie teraz? Syriusz Black i łzy? Nie, to niemożliwe…
- To powiedz teraz nam całkowicie szczerze i bez wahania: czy Syriusz Black to twój przyjaciel?
- Oczywiście.
- I możesz w stu procentach powiedzieć, że nie jest dla ciebie nikim więcej?
- Ja… - Mary zająknęła się. Nie mogła tego zdania wydobyć z krtani. Teraz, jak docierały do niej słowa przyjaciółek, nie mogła powiedzieć, że Syriusz jest dla niej tylko przyjacielem.
- Przemyśl to, Mary - odparła Marlena stanowczym tonem. - Przemyśl, a potem szczerze  z nim porozmawiaj. Uwierz mi, to wam obojgu pomoże.
- Tylko kiedy? - wtrąciła nagle Dorcas. - Za dwa tygodnie zaczną się wakacje i nie zobaczą się przez dwa miesiące…
- O matko, wyleciało mi to kompletnie z głowy! - Mary palnęła się otwartą dłonią w czoło. Jej przyjaciółki spojrzały na nią zdumione. - Wczoraj Molly i Artur przysłali mi list z datą ich ślubu. Odbędzie się na początku lipca. Miałam dziś was wszystkich zaprosić…
- To się dobrze składa, porozmawiacie w trakcie wesela… - zaczęła Marlena, lecz Dorcas ją przekrzyczała:
- Mary Weasley, dopiero teraz nam o tym mówisz?! Wypytywałyśmy cię z Lily, kiedy w końcu twój brat się żeni…
- Dorcas, uspokój się, Mary powiedziała, że wyleciało jej to z głowy, pamiętasz? - skarciła przyjaciółkę Lily. - Miała sporo na głowie ostatnio. Egzaminy i w ogóle…
- Rozumiem, że Johna też zaprosisz? - spytała Marlena, zmieniając szybko temat, by rozluźnić atmosferę.
- No jasne, co by była ze mnie za przyjaciółka, gdybyś tańczyła na weselu bez swojego chłopaka? - zaśmiała się Mary. - Zaproszę jeszcze Jamesa, Syriusza, Petera, Remusa, siostry Vance i… chyba tyle.
- A co z Severusem? - spytała zdziwiona Dorcas. - W końcu to nasz przyjaciel.
- Wolę, by James nie urozmaicił wesela kolejnym dowcipem z jego udziałem. Poza tym, trochę się pożarliśmy o jego kumpli…
- Tak, wspominał mi o tym - odparła ponuro Lily. - Sama mu mówiłam, by odczepił się w końcu od Remusa, bo to już robi się chore… No i sama zauważyłam, że Mulciber i Avery mają na niego zły wpływ… ale twoje oskarżenia odnośnie ich udziału w ataku na Artura…
- Fakt, może przesadziłam…
- Nie, w tym się z tobą zgadzam. - Mary, Dorcas i Marlena spojrzały wstrząśnięte na przyjaciółkę. - Nie róbcie takich wielkich oczu. Argumenty Mary są mocne i logiczne. Niby skąd wzięliby tę Sectumsemprę?
- No, ale żeby Severus miał w tym brać udział…
- Mogli przeglądać jego rzeczy, gdy szukali czegoś, a z tego co wiem, pożyczał im notatki z eliksirów. W każdym razie… myślę, że to dobra okazja, by jeszcze z kimś porozmawiać.
- Z kim? - spytała zaciekawiona Marlena.
- Cóż… - Lily kątem oka spojrzała na Mary i Dorcas. - To już nasza tajemnica.

*  *  *

Najbliższe dwa tygodnie dla Mary i jej przyjaciół minęły błyskawicznie. Wszyscy byli podekscytowani zbliżającym się weselem w domu Weasleyów. Nawet Remus, który niechętnie dał się zaprosić. Jednak zanim wyjechali na letnie wakacje, czekały na nich wyniki egzaminów końcowych, które bardzo zaskoczyły Mary.
- Zdałam?
- Widzisz, mówiłam ci - odparła rozpromieniona Lily - że dzięki naszemu pogotowiu naukowemu nie ma opcji byś oblała!
- Ale myślałam, że zdam na słabsze oceny, a nie najwyższe!
- Nie marudź, ważne, że masz to za sobą, prawda? Teraz skup się na zbliżającej się uroczystości.
Mary wróciła do rodzinnego domu tydzień przed terminem ślubu Molly i Artura. Na miejscu od razu dostrzegła liczne zmiany w ogrodzie. Po bokach stały już stoły i krzesła, kosze pełne konfetti, zwoje pergaminu, stos fajerwerków doktora Filibustera, zwinięte były kolorowe tkaniny, baldachimy i dywany, a nieopodal leżały tyczki do konstrukcji namiotu weselnego. Mary poczuła niemiły ucisk w żołądku. Przed nimi było jeszcze tyle do zrobienia.
- Nie przejmuj się - Mary wzdrygnęła się na dźwięk głosu matki. Nie zauważyła, kiedy do niej podeszła. - Zdążymy na czas. Jutro przyjadą Narcyza z Andromedą, a koledzy Artura pomogą rozłożyć namiot weselny i te wszystkie kolorowe tkaniny i dywany.
- Właściwie, po co zamówiliście dywany? Nie można by swobodnie przechadzać się po trawie?
- To nie jest typowy dywan, moja droga. Mieni się kolorami tęczy i będzie łączył wejście do kuchni z namiotem, bo stamtąd Molly poprowadzi jej ojciec do ołtarza. Poza tym, przez te parę dni Molly i Narcyza chcą z tobą przećwiczyć kilka piosenek do wesela. Marlena oznajmiła, że przed uroczystością zaśpiewa coś od siebie.
- A co z druhną i drużbą?
- Molly postanowiła, że ty i Marlena będziecie druhnami. Naciskała, że nie chce nikogo innego, bo dzięki wam odzyskała Artura zza światów.
- A co z drużba?
- Oczywiście zostanie nim Billius.
- Billius? - spytała zdziwiona Mary. Odkąd wybudziła się ze śpiączki, brat nie odezwał się do niej ani słowem.
- Nie martw się, zaczął chodzić na spotkania terapeutyczne  w Św. Mungu. A jeśli chodzi o to, jak zareaguje na ciebie… cóż…
- Nie myślmy o tym. - Mary postanowiła zmienić temat. - Skupmy się na przygotowaniach.
Przez najbliższe parę dni Mary głównie z Molly i Narcyzą ćwiczyły różne piosenki do wesela, naradzając się, czy nadają się na tę okazję. Te, co wybrały, ćwiczyły przez wiele godzin, by opanować je do perfekcji. Trzeciego dnia dołączyła do nich Marlena, ćwicząc swoją własną piosenkę.
Przyjaciele Artura w ciągu tych kilku dni spisali się na medal. W mgnieniu oka rozłożyli weselny namiot, rozwiesili kolorowe tkaniny, ułożyli dywan, dopracowali zaklęcia, dzięki którym namiot, dywan i tkaniny iskrzyły i mieniły się wszystkimi kolorami tęczy. Dwa dni przed ślubem przyjechali James, Syriusz, Peter, Remus, John, siostry Vance, Lily i Dorcas. Chłopcy pomogli rozkładać stoły i krzesła dla gości. Cedrella dodatkowo instruowała ich, kto będzie gdzie siedział, bo to oni będą prowadzić gości do ich miejsc.
W przeddzień wesela Mary poinformowała Lily i Dorcas, że idzie porozmawiać z Remusem. Gryfonki również chciały uczestniczyć w tej rozmowie, lecz Mary przekonała je, że przy niej Remus będzie czuł się mniej zakłopotany i wystraszony. Gdy pożyczyły jej powodzenia, udała się do pokoju, gdzie nocowali chłopcy. Gdy weszła do środka zastała tylko Remusa i Petera.
- Wybacz, Peter, ale muszę porozmawiać z Remusem.
- Mary, nie sądzę… - zaczął Remus, lecz ona mu przerwała:
- Remusie, czas najwyższy, byś przestał nas unikać. Dobrze wiesz, że zostałyśmy wtajemniczone, a ty nadal nas unikasz. Musisz mnie wysłuchać.
- Ja…
- Mary ma rację, Remusie - odparł cicho Peter, po czym wstał i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Remus westchnął.
- Skoro nawet Peter przyznał ci rację, to chyba nie mam wyboru.
- To nie jest wyrok, Remusie. Martwimy się o ciebie.
- Zrozumcie…
- Nie musisz mi niczego wyjaśniać - odparła Mary ciepłym głosem. - Syriusz nam wszystko opowiedział. O tym, czemu mnie wtedy zraniłeś i o twoim poczuciu winy. Nie musisz się już bać.
- Ale ja wtedy cię zaatakowałem! - zaprotestował Remus drżącym głosem. - Wtedy na błoniach. Tak się przeraziłem, że postanowiłem więcej się do ciebie nie zbliżać, by więcej nie zrobić ci krzywdy.
- Nawet gdy nie było pełni?
- Owszem. Tak mi było wstyd za siebie. Sam się siebie brzydziłem… a właściwie brzydzę się do tej pory… Jestem potworem.
- To nie twoja wina, że jesteś tym, czym jesteś. Nie prosiłeś się o to.
- Łatwo ci mówić.
- Nie powiem, że wiem co czujesz, bo nigdy w takiej sytuacji nie byłam, mimo tego co zrobiła mi Bellatriks - oznajmiła powoli Mary. Była przygotowana na tę rozmowę. - Ale mogę cię zapewnić, że moja przyjaźń do ciebie nigdy się nie zmieni, mimo twojej przypadłości. Lily i Dorcas są tego samego zdania. Możesz nam zaufać. Dotrzymamy twojej tajemnicy i dopilnujemy, by nikt się o niej nie dowiedział.
- Ale Snape…
- Nim już się Lily zajęła, więc możesz być spokojny. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Tęsknimy za tobą. Proszę, wróć do nas.
Przez moment panowało milczenie. Mary wiedziała, że Remus myśli nad jej słowami. Miała właśnie wyjść, by przemyślał to wszystko, lecz w tej chwili wstał z łóżka i mocno ją przytulił.
- Dziękuję, Mary. Zrobiłaś dla mnie tak dużo.
- Od czego ma się przyjaciół?

*  *  *

Nadszedł dzień ślubu Artura i Molly. Weasleyowie i przyjaciele Mary byli na nogach od samego rana, dopinając wszystkiego na ostatni guzik. Nie chcieli, by w trakcie ceremonii i wesela coś poszło nie tak. Szczególnie Mary, Molly, Narcyza i Marlena odczuwały największy stres. Miały występować przez taką liczbą nieznanych im ludzi. Starały się opanować nerwy, lecz trema dawała o sobie dotkliwie znać.
Około południa zaczęli zbierać się goście weselni. Głównie byli to przyjaciele Molly i Artura ze szkoły, ale również koledzy z pracy i starzy nauczyciele. Wśród nich był sam Dumbledore. Syriusz, James, Peter, Remus i John zaprowadzali wszystkich gości do wskazanych miejsc. Ku uciesze Cedrelli, pojawił się również Billius, uśmiechnięty i pełen życia, lecz gdy napotkał spojrzeniem Mary, szybko odwracał od niej wzrok.
Gdy wszyscy goście zajęli swoje miejsca, zabrzmiała cisza. Wtedy na środek namiotu weselnego wyszła Marlena, lekko zdenerwowana, lecz pewna siebie. Wzięła głęboki oddech i zaczęła śpiewać.


Sometimes You think You’ll Be Fine by Yourself
Cause a Dream is a Wish You Make all alone
Its Easy to Feel Like You Dont Need Help
But Its Harder To Walk On Your Own

You’ll Change
Inside
When You
Realize

The World Comes To Life
and Everything’s alright
From Beginning To End
When You Have a Friend
By Your Side
That Helps You To Find
The Beauty of all
When You’ll Open Your Heart and
Believe in
The Gift of a Friend
The Gift of a Friend

Someone Who knows When Your Lost and Your Scared
And There through The Highs and The Lows
Someone to Count On
Someone Who Cares
Beside You Where Ever You Go

You’ll Change Inside
When You
Realize

The World Comes To Life
and Everything’s alright
From Beginning To End
When You Have a Friend
By Your Side
That Helps You To Find
The Beauty of all
When You’ll Open Your Heart and
Believe in
The Gift of a Friend

And When your Hope Crashes Down
Shattering To The Ground
You, You Feel All Alone
When You Don’t Know Which Way To Go
And There’s No signs Leading You home
You’re Not Alone

The World Comes To Life
and Everything’s alright
From Beginning To End
When You Have a Friend
By Your Side
That Helps You To Find
The Beauty of all
When You’ll Open Your Heart and
Believe in
When You Believe In
When you Believe In
The Gift of A Friend*

Gdy muzyka ucichła, rozległ się głośny aplauz. Marlena nieśmiało dygnęła i wróciła do kuchni i wtedy rozległ się dźwięk marsza weselnego. Na końcu namiotu pojawił się ksiądz wraz z Arturem i Billiusem i wszyscy zwrócili się w stronę początku namiotu. Po dłuższej chwili drzwi kuchni otworzyły się i pojawiła się panna młoda w krystalicznie białej sukni ślubnej i srebrnym diademem na głowie prowadzona przez swojego ojca. Tuż za nimi szły dwie druhny w szkarłatnych sukniach. Gdy doszli do końca namiotu, Mary rzuciła okiem na Billiusa. Zanim odwrócił wzrok, zobaczyła jego nienawistne spojrzenie kierowane w jej stronę. Poczuła niemiły ucisk w żołądku. Skoro Billius do tej pory żywi do niej urazę, to co ma zrobić, by to naprawić?
- Ogłaszam was mężem i żoną…
Mary otrząsnęła się z rozmyślań. Tak zatopiła się w swoich myślach, że zupełnie nie skupiła się na ceremonii. Nim się spostrzegła, Molly i Artur pocałowali się, a wewnątrz namiotu rozbrzmiały wiwaty i radosne okrzyki.
- Mary, wszystko w porządku? - zapytała Marlena troskliwym głosem. - Wydajesz się jakaś nieobecna.
- To tylko trema - skłamała Mary, siląc się na obojętny ton. - Poszukam Narcyzy, zaraz z Molly wychodzimy na scenę.

*  *  *

- Tu jesteś, Mary - odparł Syriusz wchodząc na ganek. - Czemu nie bawisz się z innymi?
- Muszę odsapnąć po występach. Nieco mnie zmęczyły.
- I jak? Coś z tego będzie?
- Masz na myśli założenie zespołu? Właściwie… chyba to niegłupi pomysł…
- Żartujesz? Ludzie was uwielbiają! - żachnął się Syriusz, przysiadając obok niej. - Sama widziałaś, ile razy wołali was o bis.
- A to nie wszystko. Mamy jeszcze kilka kawałków przygotowanych.
- Ale nie możesz bez przerwy tylko występować. Choć na parkiet, rozluźnisz się…
- Dzięki, Syriuszu, ale może później. Teraz nie jestem w stanie…
- Z powodu Blliusa?
Mary spojrzała na niego zdumiona.
- Co masz na myśli?
- Ja też dostrzegłem jego nienawistne spojrzenie, które do ciebie kierował podczas ceremonii. Musiałaś się czuć okropnie.
- Bo tak było. W dodatku, w trakcie występów bez przerwy sięgał po Ognistą Whisky, więc wolałam usunąć się mu z drogi.
- Nie możesz go wiecznie unikać.
- Nie o to chodzi,. Po prostu nie chcę zepsuć wesela Artura i Molly. Czuję, że jak będę w pobliżu, on się rozpije i zacznie rzucać swoimi oskarżeniami.
- Myślę, że Artur i twoja matka go pohamują. To jak? Zatańczymy?
- Właściwie, Syriuszu, muszę z tobą porozmawiać - wyznała Mary. Chłopak spojrzał na nią zdumiony. Wzięła głęboki wdech i odparła: - Chodzi o to, co powiedziałeś mi wtedy, gdy mnie uratowałeś. Co miałeś na myśli mówiąc, że jestem dla ciebie kimś więcej niż przyjaciółką?
Uśmiech z twarzy Syriusza nagle znikł. Przez chwilę zapanowała głęboka cisza, lecz Mary cierpliwie czekała. Nie mogła odwlekać tej rozmowy i miała nadzieję, że Syriusz zdobędzie  się na odwagę.
- Najlepiej zacznę od początku, tylko mi nie przerywaj. Będzie mi łatwiej… No więc… To się zaczęło od pierwszego listu Belli do ciebie. Zapewne pamiętasz, jak się o ciebie martwiłem? Wtedy właśnie coś zalęgło w moim sercu. Myślałem, że to zwykła przyjacielska troska, ale to uczucie narastało i narastało. Czułem straszny ból, gdy odtrącałaś moją pomoc. Nie wiedziałem, co się dzieje. Myślałem, że zaczynam wariować. Przechodziłem katusze, gdy zostałaś zaatakowana przez Remusa i leżałaś w skrzydle szpitalnym, lecz gdy po wakacjach wróciłaś do swojego starego trybu bycia, to wszystko się uspokoiło. Wtedy wmówiłem sobie, że to musiała być troska, bo już tego uczucia nie czułem. Lecz w trakcie pogrzebu twojego ojca… To wróciło. Chciałem być cały czas przy tobie bez względu na wszystko.
- No i byłeś. Po pogrzebie zawsze mi towarzyszyłeś, próbując odciągnąć ode mnie ponure myśli, nawet gdy wróciłam do Hogwartu. Zachowałeś się jak prawdziwy przyjaciel.
- Tak, masz rację. Cały czas to sobie powtarzałem… Tyle że to uczucie, które mi w sercu zalęgło, temu zaprzeczało. Nie wiedziałem, co to znaczy. Nie miałem nawet z kim o tym porozmawiać. Próbowałem jakoś to sobie z głowie poukładać, spacerując po szkolnych błoniach…
- To w trakcie tych przechadzek zobaczyłeś jak dosiadam kelpii? - spytała Mary.
- Dokładnie. Gdy zapadłaś w śpiączkę, to uczucie zapanowało nade mną. Błagałem Dumbledore’a, bym mógł jak najczęściej czuwać przy twoim  łóżku, aż się zgodził. James mi towarzyszył ale to dlatego, że nie wiedział, co się ze mną dzieje. Przez cały rok chodziłem podtruty, ale udawało mi się ukrywać mój stan, robiąc dowcipy z Jamesem.
- Przez cały rok dusiłeś w to w sobie? I nikt niczego nie zauważył? Marlena wspominała, że widywała cię zalanego łzami.
- Nie pamiętam, by Marlena widywała mnie z tym stanie, ale Lily już tak.
- Lily? - powtórzyła zdziwiona Mary. - Myślałam, że was obu nienawidzi.
- Bywały chwile, gdy nie dawałem rady dusić w sobie tego smutku, niepokoju i strachu o ciebie i zaszywałem się w sowiarni. Pewnego razu Lily natknęła się na mnie tam, gdy byłem cały zapłakany. Była zarówno zdziwiona, jak i przerażona. Znasz Lily. W takich momentach jest w stanie pomóc nawet najgorszemu wrogowi. Przysiadła obok mnie, objęła ramieniem i uspokajała. A gdy już powstrzymałem łzy, wszystko jej opowiedziałem.
- I co ona na to?
- Właściwie poradziła mi tylko jedno. Bym z tobą o tym porozmawiał. Lecz gdy już się wybudziłaś,.. nie miałem odwagi. Nie chciałem w szpitalu ci o tym wszystkim mówić, ani w trakcie świąt. Zresztą, bez przerwy otaczała cię grupka przyjaciół, więc nie było szans, by porozmawiać z tobą w cztery oczy. Potem wspólnie harowaliśmy nad nauką i nad treningami…
- A wtedy, gdy podpuściłeś Severusa…
- Gdy się dowiedziałem, że ty również tam idziesz, przeraziłem się i pobiegłem, ile sił w nogach. Zdążyłem w ostatniej chwili… Nie masz pojęcia, jaki strach wtedy czułem… Bałem się, ze coś ci się stanie przez moją głupotę… a ja cię… a ja cię…
- Kocham? - podpowiedziała Mary, a serce waliło jej coraz mocniej.
- Chyba tak… Sam nie jestem pewien. Ciężko mi mówić o miłości, gdy jej nie doświadczyłem  wcześniej, nawet we własnej rodzinie. Ale to, co czuję… to ciepło w sercu, chęć chronienia ciebie, troska, strach… to chyba pod to podchodzi.
- Syriuszu, naprawdę nie wiem, co powiedzieć - wyznała Mary, biorąc powietrze do płuc. Teraz ona musiała zdobyć się na odwagę. - Jednak to, co czujesz… chyba coś o tym wiem.
- Naprawdę?
- Tak. Rozmawiałam z Lily, Dorcas i Marleną i powiedziały mi, jak to wyglądało z ich punktu widzenia. Gdy do mnie to wszystko dotarło… W tych ciężkich chwilach byłeś mi najbliższą osobą. Mogłam zawsze na tobie polegać, wypłakać się. Jednak nie mogę powiedzieć, że jesteś tylko moim przyjacielem. Też jesteś dla mnie kimś więcej… Tylko nie wiem kim. Ciężko mi powiedzieć, czy to co czuję, to też miłość. Jednakże… - Dodała widząc zawiedzioną minę Syriusza. - Chcę, byś mi pomógł się tego dowiedzieć.
- To znaczy? - W sercu Syriusza zatliła się iskierka nadziei.
- Zostań tutaj do końca wakacji. Spędźmy ze sobą jak najwięcej czasu. Po tylu spędzonych dniach będę mogła w pełni zadeklarować, czy czuję do ciebie to samo. Zresztą, chyba nie chcesz wracać do rodzinnego domu?
- W sumie racja. A jeśli to by ci pomogło…
- Pomoże, wierz mi. A na początek… - Mary wstała. - Proponowałeś mi taniec, czyż nie?
Syriusz rozpromienił się, a na jego twarzy z powrotem zawitał szeroki uśmiech. Wstał, wziął Mary pod ramię i oboje ruszyli w stronę namiotu weselnego.


____________________________________

* Piosenka wykorzystana na potrzeby fabuły z repertuaru Demi Lovatto "The Gift of The Friend"

poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział 32



 Rozdział 32

Ujawnione tajemnice

- Mary! Mary, obudź się, błagam!
Mary niechętnie przetarła oczy i otworzyła je. Dałaby głowę, że dopiero co położyła się spać. Powoli się rozbudzając, ujrzała nad swoim łóżkiem Dorcas, opatuloną w ciepły szlafrok. Włosy miała rozpuszczone, a dłonie drżały jej lekko.
- Dorcas, zlituj się. Jutro jest egzamin z transmutacji…
- Chrzanić egzamin! Jeśli się nie pośpieszymy, Severusowi stanie się coś złego!
- Ja… co takiego? - Mary była zaskoczona słowami przyjaciółki.
- Wyjaśnię ci wszystko na dole, tylko błagam, pośpiesz się.
Mary bez słowa zerwała się z łóżka, nałożyła na siebie szlafrok i zeszła wraz z Dorcas i Torą do pokoju wspólnego. W fotelu przy kominku siedziała Lily, również ubrana w szlafrok. Gdy zobaczyła swoje przyjaciółki, zerwała się z miejsca i podeszła do nich.
- No nareszcie. Musimy już iść…
- Poczekaj - wtrąciła Dorcas. - Mary nie wie…
- Właśnie, może mi wyjaśnicie, o co w tym wszystkim chodzi? - odparła Mary z nutą irytacji w głosie. - Czemu niby Severusowi miałoby coś grozić?
Dorcas wzięła głęboki wdech i rzekła:
- Przed chwilą skontaktował się ze mną twój ojciec.
- Tata? - powtórzyła wstrząśnięta Mary. Od jej spotkania z kelpią Septymiusz ani razu nie komunikował się z Dorcas. Jeśli przybył teraz, to oznaczało, że ma cos istotnego do przekazania. - Chodzi o Bellatriks? Czy ona…
- Nie, nic o niej nie wspominał. Ostrzegł nas przed Severusem. Dzisiejszej nocy może grozić mu wielkie niebezpieczeństwo, jeśli nie rychła śmierć…
- Niebezpieczeństwo? Śmierć? - Mary nie mogła uwierzyć w słowa przyjaciółki. Severus nie należał do tych, co uwielbiają ryzyko. Bardziej o coś takiego podejrzewałaby Syriusza i Jamesa. - To niemożliwe. Severus taki nie jest! On zawsze jest ostrożny i…
- Tyle że Severus się zmienił.
- Jak to zmienił? O czym wy…
- To stało się na początku czwartej klasy, gdy jeszcze leżałaś w Św. Mungu - odezwała się Lily ponurym głosem. - Zaczął coraz więcej czasu spędzać ze Ślizgonami. To znaczy ze mną utrzymywał regularny kontakt, ale z Dorcas, Marleną i Johnem już nie. Bardzo mocno zżył się z Averym i Mulciberem, z tymi chłopakami ze swojego dormitorium. Obawiam się, że… że znowu zaczął wymyślać czarnomagiczne zaklęcia takie jak Sectumsepmra.
- Ale.. ale jak to możliwe? - wyjąkała Mary. Nie mogła uwierzyć w to, by Severus tak nagle się zmienił. Przyjaźnili się, pomagał jej w nadrabianiu zaległości, w dodatku po tamtym ataku na jej brata zboczył z tamtej ścieżki. - Przecież po tym wypadku, w trakcie którego użyto jego zaklęcia, obiecał…
- Wiemy. My też tego nie rozumiemy. Ale to nie wszystko. Tak jak ty, zainteresował się tymi nagłymi zniknięciami Remusa, tyle że w bardziej obsesyjny sposób. Zaczął go śledzić, wypytywać innych uczniów czy coś wiedzą, podsłuchiwać prywatne rozmowy Gryfonów. W końcu Syriusz dopadł go i powiedział, by dziś wieczorem czekał w sali wejściowej, bo Remus tej nocy też wyjeżdża.
- I mój ojciec przeczuwa, że to może zagrozić Severusowi?
- Pozwól mi skończyć. Dodał też, by dźgnął kijem konar Wierzby Bijącej i wtedy odkryje zagadkę…
- Że co? - żachnęła się Mary. Teraz to nie mogła zignorować słów przyjaciółek. - Jego powaliło? Przecież to drzewo może go faktycznie zabić!
- Wiemy. A Remus wyszedł parę minut temu…
- Parę minut temu?! To co my tu jeszcze robimy?
- Musieliśmy ci wszystko wyjaśnić i nie mamy pojęcia, jak nie zostać przyłapanym przez Filcha… - odparła nieśmiało Lily.
- Zostawcie to mnie - odrzekła krótko Mary i szybkim krokiem wymaszerowała z Wieży Gryffindoru wraz ze swoim Strażnikiem. Lily i Dorcas podążyły za nią. Gdy doszły do rozwidlenia korytarza, Mary rzekła do Tory:
- Odciągnij Filcha i jego kotkę jak najdalej od sali wejściowej. Resztą ja się zajmę. - Gdy ognisty tygrys skierował się na lewo, Mary skręciła w przeciwną stronę. Jej przyjaciółki ruszyły za nią zlęknione.
- Mary poczekaj…
 - Nie, Lily. Może i nie myślę teraz trzeźwo, ale wiem jedno: Severus jest moim przyjacielem i mimo że Syriusz tez nim jest, nie pozwolę, by narażał go ma niebezpieczeństwo. Zresztą, z Blackiem się rozmówię jutro osobiście i wierzcie mi, nie będzie czego po nim zbierać…
Na szczęście nie natknęli się ani na woźnego, ani na żadnego z nauczycieli. Nawet Irytkiem nie musiały się przejmować. Gdy dotarły do sali wejściowej, Mary bezceremonialnie pchnęła dębowe drzwi i chłodne letnie powietrze uderzyło ją w twarz, lecz to ją nie zatrzymało i maszerowała dalej, tym razem dobywając różdżki. Gdy już dotarły prawie do chatki Hagrida, Dorcas zagrodziła jej drogę.
- Mary, opamiętaj się! Nie możemy tak bez zastanowienia iść pod Wierzbę Bijącą! Powinnyśmy poczekać, aż Severus wyjdzie z zamku i wtedy...
- A skąd wiesz, że już nie opuścił swojego dormitorium? Czekając na niego pod Wierzbą, mamy największe szanse na powstrzymanie go. Może i Remus będzie tędy przechodził, ale nie obchodzi mnie to. Obiecałam mu, że więcej nie będę dociekać, co ukrywa, więc…
- Dziewczyny, to i tak nie ma żadnego znaczenia - odparła szeptem Lily. - Spójrzcie.
Obie Gryfonki spojrzały przed siebie. Zza chatki Hagrida wyłoniła się postać opatulona w ciemny obszarpany płaszcz. Dziewczynyo razu rozpoznały Severusa. Głowę miał odkrytą, a jego kruczoczarne włosy były dobrze widoczne mimo tak późnej pory.
- Chodźmy za nim - szepnęła krótko Mary i wraz z przyjaciółkami powoli i bezszelestnie podążyły za Ślizgonem.
Zachowując odpowiedni dystans Mary, Lily i Dorcas przeszły obok chatki Hagrida, a następnie skręciły za Severusem w stronę Wierzby Bijącej. Nie wierzyły, by Remus o tej porze kierował się również w tę stronę, jednakże planowały powstrzymać Severusa, zanim zrobi to, co zasugerował mu Syriusz. Jednak gdy stanęły na wzniesieniu, zatrzymały się.
- Chwila… czy to Remus?
Nie musiały odpowiadać na to pytanie, gdyż od razu go rozpoznały. Nikt inny o tej porze nie spacerowałby po szkolnych błoniach i to w towarzystwie szkolnej pielęgniarki. Jednakże co oni tu robili? Gdyby Remus naprawdę źle się poczuł, to wyruszyłby do domu pociągiem i to wczesnym rankiem, a nie w środku nocy. Co tu jest grane?
Zanim zdążyły cokolwiek zrobić, Remus i pani Pomfrey podeszli do Wierzby Bijącej. Pielęgniarka machnęła krótko różdżką i drzewo znieruchomiało. Gryfonki spojrzały po sobie. Nikt jeszcze nie był w stanie poskromić Wierzby Bijącej, więc jak im się to udało? Jednakże gdy z powrotem spojrzały w tamtą stronę, Remusa i pani Pomfrey już nie było, a drzewo z powrotem chłostało witkami w powietrzu.
- Chwila, gdzie oni się podziali? - spytała Dorcas. - Przecież przed sekundą tam byli!
- Nie wiem… O Boże, nie! - krzyknęła przerażona Lily, wskazując na polanę. Mary i Dorcas spojrzały we wskazanym kierunku i ujrzały Severusa przybliżającego się do Wierzby Bijącej. Wiedziały, co za chwilę nastąpi.
- Sev, nie rób tego! Uciekaj!
Lecz Severus nie słyszał błagalnych krzyków Gryfonek. Od drzewa dzieliło go zaledwie parę metrów. Mary, Lily i Dorcas rzuciły się biegiem w stronę Ślizgona, próbując go powstrzymać, lecz gdy pokonały połowę drogi, Severus ugodził konar Zaklęciem Rozbrajającym.
I wtedy rozpętało się piekło.
Wierzba Bijąca zaczęła wywijać witkami we wszystkie strony, konar kołysał się niebezpiecznie, wydając głośne trzaski, a grube gałęzie grubości pytona szarżowały z siłą rozwścieczonego byka. Jedna z nich zamachnęła się w stronę Severusa, mijając jego głowę o cal. Ślizgon stał w osłupieniu zbyt przerażony, by wykonać jakikolwiek ruch. Mary zadziałała instynktownie. Pobiegła najszybciej jak się dało do rozwścieczonego drzewa, ignorując rozpaczliwe okrzyki przyjaciółek. Dobiegła do Severusa dokładnie w chwili, gdy nadciągała kolejna gałąź. Nie zwracając uwagi na pytające spojrzenie przyjaciela, wyciągnęła różdżkę przed siebie i krzyknęła:
- Protego!
Zaklęcie Tarczy okazało się jednak zbyt słabe. Po gwałtownym uderzeniu bariera eksplodowała, odrzucając Mary i Severusa parę metrów dalej. Gdy runęła na murawę, poczuła wewnątrz głowy palący ogień, jednak nie zadał jej bólu. To był znak oznaczający, że Tora wyczuła zagrożenie i już biegnie z odsieczą. Jednak Mary nie była pewna, czy tym razem zdąży na czas. Jej Strażnik był w głębi zamku, a Wierzba Bijąca z niewiarygodną wręcz szybkością chłostała witkami we wszystko, co się poruszyło w jej polu rażenia. Gryfonka starała się zmusić obolałe miejsca do ruchu, gdy kątem oka dostrzegła, że gruby konar drzewa nachyla się  w jej stronę, próbując zmiażdżyć intruzów. To koniec - powiedziała sobie w myślach. - Nie zdążę odskoczyć na czas…
I nagle, dosłownie parę sekund od uderzenia, ktoś objął ją w pasie i odskoczył jak najdalej od rozszalałego drzewa. Pień walnął w murawę i powoli powrócił do pionowej pozycji, miarowo się uspakajając. Pod wpływem wstrząsu Mary dopiero po paru sekundach postanowiła spojrzeć, kto ją uratował. Uniosła głowę, by spojrzeć w oczy swojemu wybawcy i ujrzała…
- Syriusz?
Jeszcze nigdy tak bardzo nie cieszyła się z jego obecności. Jednak coś było nie tak. Co prawda, wiele razy widziała jego wyraz twarzy w sytuacji śmiertelnego zagrożenia, lecz to było coś innego. Trzymał ją mocno w ramionach, trzęsąc się przeraźliwie. Włosy miał w nieładzie, jego oczy były zaszklone jakby miał się za chwilę rozpłakać. W końcu potrząsnął głową i powoli postawił Mary  na ziemi. Gdy poczuła grunt pod nogami, szybko ją do siebie przytulił, a gdy usłyszała jego głos, był cały rozdygotany.
- Boże, Mary… Ja… Przepraszam… Naprawdę bardzo cię przepraszam… To wszystko moja wina… Nie wiem, co we mnie wstąpiło podpuszczając Smarkerusa… James podsłuchał waszą rozmowę w dormitorium i gdy mi o tym powiedział, uświadomiłem sobie, co zrobiłem… Wybiegliśmy od razu z zamku próbując go powstrzymać… Słowo daję, nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało…
- Spokojnie, Syriuszu - odparła zaskoczona Mary. Spojrzała mu prosto w oczy. Teraz nie miała żadnych wątpliwość. Chłopak ledwo się powstrzymywał, by się nie rozkleić. Tylko czemu? Jednakże dzięki temu cała jej złość na niego ulotniła się. - Nic się nie stało. Nie masz się o co obwiniać…
- Właśnie, że ma! - oburzyła się Lily. Mary i Syriusz odkleili się od siebie. Zupełnie zapomnieli o obecności Lily i Dorcas. - Przez jego niewyparzony język Severus o mało nie zginął!
Mary poczuła nagły przypływ ciepła. To Tora zjawiła się u jej boku. Uśmiechnęła się do swojego Strażnika i pogłaskała go po ognistej grzywie.
- W porządku, jestem cała - odparła do Tory, po czym rozejrzała się dookoła. Tuż koło Lily i Dorcas stał James, trzymając półprzytomnego Severusa pod ramię. Ten widok kompletnie ją zaskoczył.
- Nigdy nie spodziewałabym się, że wielki James Potter uratuje życie jakiemuś Ślizgonowi, w dodatku Severusowi - skomentowała krótko Mary, ledwo powstrzymując śmiech. Syriusz i Dorcas również parsknęli śmiechem.
- Mogłabyś się powstrzymać od komentarzy chociaż teraz? - zirytował się James, wywracając oczami. - Nie mogłem go tam zostawić, to drzewo zrobiłoby z niego miazgę.
- To świadczy o tym, że jednak masz w sobie dobro, Potter - wtrąciła nieśmiało Lily. James spojrzał na nią zaskoczony, po czym zaczerwienił się.
- No, no, kuzynie, czyżby to były rumieńce? - zakpiła rozbawiona Dorcas.
- Zamknij się! Lepiej zaniosę go do skrzydła szpitalnego. Mam tylko nadzieję, że po drodze nie wyrzyga się na mnie.
- Właśnie - odezwała się Lily. - O co w tym wszystkim chodzi? Myślałyśmy, że żartowaliście z tym śledzeniem Remusa, ale same go widziałyśmy tu z panią Pomfrey. Gdzie oni się podziali?
- Chyba jesteście nam winni wyjaśnienia - odparła Mary rzeczowy tonem. - Tym bardziej, że ryzykowałyśmy własnym życiem.
Syriusz spojrzał niepewnie na Jamesa, ale ten odparł:
- Myślę, że Remus nie będzie miał nam tego za złe. Akurat im możemy w pełni zaufać. Poza tym, mogą nam pomóc utrzymać ten sekret w tajemnicy.
- No dobrze. - Syriusz omiótł Mary, Lily i Dorcas poważnym spojrzeniem. - Wracajmy do Wieży Gryffindoru. W pokoju wspólnym wszystko wam wyjaśnię.
*  *  *

- Wilkołak? Jesteście tego pewni?
Mary, Lily i Dorcas patrzyły wstrząśnięte na Syriusza, słuchając jego wyjaśnień. Remus wilkołakiem… To niemożliwe! Przecież Dumbledore nie przyjąłby kogoś takiego do Hogwartu. Jednak Syriusz nie ustępował.
- Tak, Remus jest wilkołakiem. W końcu sam nam to powiedział.
- Ale jak…
- Opowiem wam wszystko po kolei, tylko mi nie przerywajcie. Tak będzie łatwiej.
Gryfonki zamilkły. Syriusz oparł się o gzyms kominka, wziął głęboki wdech i powiedział:
- W połowie drugiej klasy zaczęliśmy się domyślać. Ja, Peter i James. Zażartowałem, że Remus wyjeżdża podczas pełni jakby bał się wilkołaków z Zakazanego Lasu. I wtedy James zasugerował, czy pełnia może mieć związek z jego pogarszającym się zdrowiem. Więc, zaczęliśmy szukać odpowiedzi. Wypisaliśmy każdy dzień jego wyjazdów od pierwszej klasy, sprawdzając w tabelach księżycowych, czy poprzedzały pełnię. I tak było.
- No dobrze, ale to nie…
- Chcieliśmy z nim o tym pogadać, ale nie wiedzieliśmy, jak mu o tym powiedzieć. Nie chcieliśmy go spłoszyć, baliśmy się jego reakcji. Ale tamtej nocy, gdy ty, Mary, zostałaś zaatakowana przez wilkołaka… - Mary wzdrygnęła się, jak przypomniała sobie tamtą noc. I wtedy coś jej zaświtało.
- Zaraz, ale chyba nie sugerujesz…
- To nie sugestia. To fakt. To Remus cię wtedy zaatakował.
- Ale… ale co on robił na szkolnych błoniach?
- Pamiętacie, jak podczas naszego pierwszego dnia w Hogwarcie Dumbledore ogłosił, że zasadzono Wierzbę Bijącą na szkolnych błoniach? - Mary, Lily i Dorcas kiwnęły głowami. - Zasadzono ją właśnie dla Remusa. Wierzba Bijąca chroniła tajne przejście do Hogsmeade, a konkretniej do Wrzeszczącej Chaty. Każdej nocy przed pełnią pani Pomfrey zaprowadzała tam Remusa, by w spokoju przechodził swoją transformację.
- To dlatego w Hogsmeade mówią, że we Wrzeszczącej Chacie straszy - odparła Dorcas. - Słyszą wtedy jęki Remusa!
- Dokładnie. Jednak tej nocy, gdy Mary została zaatakowana, Remus postanowił iść sam. Miał dość ciągłego odprowadzania go do przejścia, więc w środku nocy wyszedł na szkolne błonia. Jednak gdy doszedł do Wierzby Bijącej, księżyc wyłonił się zza chmur i rozpoczęła się transformacja.
- To dlatego od tamtej pory Remus bez przerwy mnie unikał - odrzekła Mary, układając sobie wszystko w całość. - Miał z tego powodu wyrzuty sumienia. - I to ogromne - przyznał Syriusz. - Tuż po tym, jak trafiłaś do skrzydła szpitalnego, postanowiliśmy odnaleźć Remusa. Zaszył się wtedy na samym szczycie sowiarni. Był w opłakanym stanie. Siedział między sowimi odchodami cały roztrzęsiony. Obgryzał paznokcie i wyrywał sobie włosy z głowy. Ledwo co udało nam się go uspokoić. Powiedzieliśmy mu, że znamy jego sekret. Gdy to usłyszał… był jeszcze bardziej przerażony.
- Bał się, że odwrócicie się od niego - wtrąciła cicho Lily.
- Dokładnie. Jednak stanowczo oznajmiliśmy mu, że mimo jego przypadłości nasza przyjaźń  w stosunku do niego się nie zmieni oraz że będziemy strzec jego tajemnicy, a nawet sprawimy, że jego przemiany będą mniej bolesne.
- Niby jak…?
- To już nasza tajemnica - odparł Syriusz stanowczym tonem. - Może kiedyś się dowiecie, o co mi chodzi, ale póki co…
- Boże, jaka ja byłam głupia - odparła Mary, zakrywając sobie usta dłońmi. - Wtedy gdy Remusowi powiedziałam o groźbach Belli, zaczął podkreślać, że jego problem jest o wiele bardziej poważny… Padły wtedy naprawdę ostre słowa…. Jak mogłam być taką egoistką…
- Mary, skąd mogłaś wiedzieć, że Remus dźwiga aż tak ciężkie brzemię? - pocieszył ją Syriusz ciepłym głosem. - Tuż po waszej sprzeczce strasznie żałował swoich słów, ale nie miał odwagi podejść i przeprosić. Nadal uważał, że przy nim jesteś w niebezpieczeństwie. Bał się, że znów zrobi ci krzywdę.
- Czyli po śmierci mojego ojca…
- To go dotknęło najbardziej. Gdy uświadomił sobie, że twój problem był aż tak poważny, jego poczucie winy osiągnęło szczyt. Tak bardzo obwiniał się, że ci nie uwierzył, że stawiał swoją przypadłość ponad wszystko… W dodatku po tym wypadku z kelpią to się pogorszyło. Nie mógł sobie tego wybaczyć, tym bardziej, że był ostatnią osobą, która mogła cię powstrzymać przed pójściem nad jezioro. Nie masz pojęcia, jak się ucieszył, gdy okazało się, że się przebudziłaś.
- Pozostała jeszcze sprawa z Severusem - wtrąciła Dorcas.
- Ach, tak… Jeszcze raz bardzo cię za to przepraszam, Mary. Po prostu Smark wkurzał nas tym ciągłym śledzeniem zarówno Remusa, jak i mnie, Jamesa i Petera, wypytywaniem innych, co robimy po nocach, podsłuchiwaniem naszych rozmów… Nie sądziłem, że to aż tak daleko zajdzie…
- Severus się zmienił, Syriuszu - odparła ponuro Lily. - Nawet ja go nie poznaję. Sprawa z Remusem nie dawała mu spokoju, szczególnie jak odkrył, że znika  w okolicach Wierzby Bijącej, choć wtedy nie wierzyłam mu…
- Mam nadzieję, że pomożecie nam w dopilnowaniu, by tajemnica Remusa nie wyszła na jaw? Nie chcę was do niczego zmuszać, ale nie chcemy by cała szkoła o tym wiedziała tym bardziej, że Smarkerus…
- Severusem osobiście się zajmę - oznajmiła stanowczo Lily - ale ja, Mary i Dorcas musimy osobiście porozmawiać z Remusem i przekonać go, że nasz stosunek do niego nie zmienił się.
- To prawda, to był dla nas szok, gdy nam o tym wszystkim powiedziałeś - wtrąciła Dorcas równie stanowczym tonem, co jej przyjaciółka - jednak to niczego nie zmienia. Remus był, jest i będzie naszym przyjacielem bez względu na wszystko. Nieodwołanie.
- Byłem przekonany, że można wam zaufać, lecz Remus nie chciał nikogo więcej do tego mieszać. No dobrze, za parę godzin zacznie świtać, powinniśmy…
- Chwileczkę. - Trzy pary oczu zwróciło się w kierunku Mary, lecz ta była skupiona wyłącznie na Syriuszu. - Chciałam ci jedynie podziękować za ratunek. Domyślam się, że staje się ciężarem, gdy za każdym razem musisz mnie ratować, gdy pakuje się w kłopoty… Jednak wiedz, że ja to naprawdę doceniam i…
- Mary… - Syriusz podszedł do niej i złapał ją za rękę. Poczuła, że serce zaczęło jej bić w piersi coraz szybciej. Zrobiło jej się strasznie gorąco, co nie miało nic wspólnego z obecnością Tory. - Nie masz za co dziękować i wierz mi, nie jesteś ciężarem. Bardzo zależy mi na tobie, poza tym… Jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką.
I nie czekając na odpowiedź, szybkim krokiem skierował się w stronę swojego dormitorium. Gdy drzwi u góry zamknęły się za nim, Mary spojrzała na swoje przyjaciółki. One również były zdumione słowami Syriusza. W końcu Dorcas odezwała się:
- Co to niby miało znaczyć?