niedziela, 15 listopada 2009

Rozdział 15


Rozdział 15

Nowe życie


- Syriusz? Andromeda?

Na progu stali Syriusz, Andromeda i jakiś wysoki siedemnastolatek o kruczoczarnych włosach i niebieskich oczach. Każde z nich miało przy sobie szkolne kufry i klatki z sowami.

- Możemy wejść? - spytała Andromeda.

- J-jasne - wyjąkała Mary i wpuściła ich do środka. Nie odrywała wzroku od nieznajomego, który trzymał się blisko Andromedy. Kojarzyła go ze szkolnych korytarzy, lecz nie miała okazji go bliżej poznać. W końcu Andromeda rzekła:

- To jest Ted Tonks, mój chłopak. W tym roku idzie do siódmej klasy.

Mary uścisnęła dłoń Teda, obdarzając go nieśmiałym uśmiechem.

- Miło mi cię poznać.

- Wzajemnie. Andromeda wiele mi o tobie opowiadała.

- Naprawdę? A co na przykład?

Ted nie zdążył odpowiedzieć, gdyż Andromeda kilkoma chrząknięciami dała znać, że chciałaby coś powiedzieć. Gdy oboje zamilkli rzekła:

- Potrzebujemy schronienia. Najlepiej do końca wakacji. Moglibyśmy u ciebie zostać?

- Ale co się stało?

Syriusz i Andromeda spojrzeli znacząco po sobie. Mary od razu wyczuła, że coś było nie tak. W końcu Syriusz oznajmił:

- Bella ukrywa się u mnie w domu.

Przez chwilę zapanowała grobowa cisza. Mary wędrowała wzrokiem to na Andromedę, to na Syriusza z nadzieją, że któreś z nich powie: „Prima aprilis!”, jednak tak się nie stało. W końcu wydukała:

- S-słucham?

- Moi rodzice udzielają tym potworom schronienia - powtórzył Syriusz i lekko pobladł na twarzy.   - Bella powiedziała, że czekają, aż dostaną jakiś przydział.

- Nie myślisz chyba…

 - …że ona i jej banda zostali śmierciożercami? Jestem tego absolutnie pewien.

- Ale oni są za młodzi…

- W tym wypadku wiek nie gra roli - wtrącił Ted poważnym tonem. - Śmierciożercą można zostać nawet będąc piętnastolatkiem.

- To obłęd!

- Wiemy - rzekła ponuro Andromeda. - W dodatku takim młodym śmierciożercą różne rzeczy wpadają do głowy.

- Czy Bella coś mówiła na mój temat? - spytała Mary Syriusza.

- Pytała, czy udało ci się zdać do następnej klasy. No i… - Zawahał się.

- No mów. Chcę wiedzieć wszystko. Nawet jeśli mam się spodziewać najgorszego.

Syriusz przełknął ślinę i poprawiwszy grzywkę ciągnął dalej:

- Wspomniała, że dopilnuje, aby Artur i Molly zginęli bez żadnych szans na zmartwychwstanie. Za drzwiami usłyszałem jeszcze, jak mówiła, że ma w planach zabicie ciebie i mnie.

Ponownie zapanowała grobowa cisza. Mary stała w miejscu i patrzyła na Syriusza bez żadnego wyrazu. Chłopak lekko się speszył.

- Czemu nic nie mówisz?

- A co mam niby powiedzieć? To było do przewidzenia, że Bella dowie się o tym, że Artur jednak żyje, i że w jej maleńkim móżdżku narodzi się plan rychłego i brutalnego pozbawienia mnie życia. Nawet Filch by na to wpadł.

- I nie boisz się jej? - spytał Syriusz z nutą niedowierzania w głosie.

- Sama nie wiem… Zawsze możemy liczyć na pomoc Dumbledore’a.

- To jak, Mary? - Andromeda postanowiła przejąć inicjatywę i szybko zmienić temat. - Możemy u ciebie zostać do końca wakacji?

- Myślę, że tak, ale jeszcze spytam się rodziców. Poczekajcie tutaj.

W momencie gdy próbowała się odwrócić, rozległy się czyjeś kroki i do głównego holu wkroczyła Cedrella. Na widok gości uśmiechnęła się.

- Witajcie, kochani! Co was do nas sprowadza?

- Mamo, to jest Syriusz i Ted. - Mary po kolei przedstawiła matce obu chłopców. - Czy oni i  Andromeda mogliby zostać u nas do końca wakacji? Nie mają się gdzie podziać.

- Jak to? Chyba nie wyrzucono ich z domu?

- To jest o wiele bardziej skomplikowane.

- Kochanie, dobrze wiesz, że nasz dom stoi przed każdym otworem. Co prawda, trzeba będzie użyć specjalnych zaklęć, aby pomieścić tutaj piętnaścioro osób, ale jakoś sobie poradzimy.

- Ale nas wszystkich będzie jedenaścioro - odparła lekko zdezorientowana Mary, przyglądając się podejrzliwie matce. - O kimś zapomniałam?

- Dojdą jeszcze państwo Prewettowie i ich synowie.

Mary spojrzała na swoją matkę pytająco. Nie rozumiała tego, co przed chwilą usłyszała.

- A oni tu po co?

- Rodzice Molly zrozumieli swój błąd i pragną naprawić swoje relacje z dziećmi. Ważną rolę odegrały twoje słowa, które padły z twoich ust parę minut temu na naszym ganku. Doprawdy, jesteś niesamowita!

- Tylko czy te półtora miesiąca coś dadzą? - spytała sceptycznie Mary. - Nie chcę ich skreślać, ale w moich oczach taka nagła zmiana nastawienia nie na wiele się zda.

- Musimy dać im szansę. Nie możemy zachować się jak te wszystkie szlacheckie rody, które od wieków nie splamiły się brudną krwią.

Po tych słowach Cedrella zaprowadziła Syriusza, Teda i Andromedę do salonu, pozostawiając Mary w przedpokoju. Stała tak w miejscu, myśląc gorączkowo. Czekają nas długie wakacje - powiedziała sobie w duchu. - Ciekawe, jak to się skończy.

Mary przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze i żwawym krokiem pomaszerowała do salonu z zamiarem pohamowania Syriusza przed rzucaniem różnymi wyzwiskami w kierunku Severusa.


*  *  *


Lipiec minął równie szybko, co nadszedł. W domu Weasleyów panowała dosyć przyjazna atmosfera. Wszyscy domownicy byli dla siebie mili, nie wypominali sobie dawnych krzywd. Nawet podczas wspólnych zakupów na Pokątnej nie padło żadne złe słowo w kierunków Prewettów. Rodzice Molly robili wszystko, aby naprawić to, co zniszczyli. W pewnym stopniu Mary ich za to podziwiała. Nie spodziewała się takiej motywacji z ich strony. Jej stosunek do nich zmienił się. I to na lepsze. Już nie uważała ich za egoistycznych szowinistów. Teraz widziała w nich wyłącznie skruchę i chęć czynienia dobra. W głębi duszy miała nadzieję, że ten stan duchowy się w nich utrzyma.

Ku zdziwieniu Lily i Mary Syriusz ani razu nie rzucił w stronę Severusa żadną obraźliwą obelgą podczas pobytu w domu Weasleyów. Zwykle się do niego nie odzywał, traktował go obojętnie, ale nie dawał żadnych oznak na to, że uważa go za śmiecia, którego należy skopać i dobić młotkiem bądź szpadlem. Gdy ciekawość nie dawała im spokoju, podczas jednego z ich wspólnych spacerów w pobliskim parku spytały Syriusza o powód jego nastawienia do Severusa.

- A czy wy byście mieszały z błotem kogokolwiek, gdybyście wiedziały, kto ukrywa się pod waszym dachem? Zresztą, to głownie James go gnoi. Mnie tylko nakręca do tego. Bez niego zachowuję się tak jak teraz.

- A nie możesz nawet przy nim tak się zachowywać? - spytała Lily z lekką nadzieją w głosie.

- Kochana, ty chyba nie znasz Jamesa. - Na twarzy Syriusza pojawił się szeroki uśmiech. - Przy nim człowiekowi różne rzeczy wpadają do głowy.

- Racja - przyznała Mary z tajemniczym błyskiem w oku. - Gdyby go przy mnie nie było, to może wtedy przed egzaminem z transmutacji nie zrzuciłabym tej warstwy błota na Avery’ego.

- Mary! - Lily spojrzała wstrząśnięta na przyjaciółkę. – Ty to zrobiłaś?

- A myślałaś, że kto? Peter? - zakpiła Mary, po czym cała trójka wybuchnęła śmiechem.

- Syriuszu, a jak właściwie udało ci się tutaj dostać? - zagadnęła Mary. - Nic nam o tym nie wspomniałeś.

- Gdy postanowiłem czym prędzej opuścić tę norę pełną zdrajców i morderców, do pokoju weszła Andromeda. Usłyszała z dołu głos Belli i postanowiła mi pomóc z ucieczce. Pomogła mi się spakować i ukradkiem wyszliśmy z domu i zatrzymaliśmy się w Dziurawym Kotle. Godzinę później przybył Ted i zarezerwował dla nas dwa pokoje. Następnego dnia Andromeda przyszła po nas i oznajmiła, że możemy spędzić resztę wakacji u ciebie. Wezwaliśmy Błędnego Rycerza, no i jesteśmy.

- A rodzice Andromedy tak po prostu ją puścili? - spytała sceptycznie Lily.

- Wujostwo myśli, że wyjechała z koleżankami nad morze. Dobrze, że nie znają się z ich rodzicami, bo miałaby przechlapane.

- Nie powinniśmy już wracać? - spytała nagle Mary. - Robię się głodna.

Lily i Syriusz zgodzili się z nią i ruszyli w stronę domu Weasleyów. Na miejsce dotarli w pół godziny. Gdy przeszli przez furtkę, rozległ się czyjś przeraźliwy krzyk.

- Co się dzieje? - spytała przerażona Lily. - Kto tak krzyczy?

Ponownie czyjś wrzask rozniósł się po całej okolicy. Mary zakryła sobie usta dłonią.

- To chyba Molly.

Trójka nastolatków spojrzała po sobie z przerażeniem i wbiegła do domu. W przedpokoju natknęli się na Severusa, Gideona i Fabiana. Sev podszedł do nich.

- W końcu jesteście! Już myśleliśmy, że śmierciożercy was dopadli!

- Co się dzieje? - spytała Mary.

- To Molly - odezwał się przejęty Fabian. - Parę godzin temu wody jej odeszły.

- Co?! - Mary spojrzała na bliźniaków przerażona. - Przecież to dopiero końcówka ósmego miesiąca!

- Nie panikuj – mruknął uspokajająco Syriusz. - To wcale nie musi oznaczać, że dziecko nie urodzi się zdrowe.

Mary nie odezwała się. Udała się na ganek i opadła na krzesło, zamykając oczy. Reszta uczyniła to samo i usadowili się na innych siedzeniach. Przez kolejną godzinę żadne z nich nie odezwało się.  Tylko co jakiś czas Artur oraz rodzice Mary i Molly przekrzykiwali jej krzyki.  Grupka jedenastolatków wpatrywała się w przestrzeń z masą myśli w głowie. Co będzie, jeśli dziecko nie przeżyje porodu? Już sobie wyobrażali rozpacz Molly. Mary drżała na całym ciele.  Miała ogromną nadzieję, żeby słowa Syriusza potwierdziły się i żeby dziecku nic się nie stało.

Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, krzyki ustały i zamiast nich rozległ się płacz dziecka. Szóstka jedenastolatków spojrzała po sobie z przejęciem i jeden po drugim wbiegli do domu. W salonie zastali Billiusa, Teda, Artura, Andromedę oraz rodziców Molly i Mary wokół wielkiego łoża. Mary, Lily i chłopcy podeszli bliżej. Ujrzeli Molly oblaną potem i trzymającą w rękach niewielki tobołek, z którego dobiegał płacz. Artur podszedł do swojej siostry i szepnął jej do ucha:

- To chłopiec.

Mary spojrzała bratu prosto w oczy. Po chwili przeniosła wzrok na niemowlę i spytała:

- Jakie wybraliście dla niego imię?

Na twarzy Molly pojawił się uśmiech. Artur podszedł do niej i uklęknąwszy powiedział:

- Chcielibyśmy, abyś ty je wybrała. W końcu to dzięki tobie to maleństwo ujrzało światło dzienne.

Przez moment Mary zamilkła, myśląc gorączkowo. Po minucie rzekła:

- Co powiecie na Williama?

 Molly i Artur spojrzeli sobie w oczy z ogromną czułością. Po chwili Molly ponownie odwróciła się do Mary i odparła z uśmiechem na twarzy:

- A więc, niech będzie William.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz