wtorek, 6 października 2015

Rozdział 36

Rozdział 36

Bal

W drugiej połowie listopada Mary opuściła skrzydło szpitalne. Dzięki zaklęciu Severusa hospitalizacja przeszła o wiele sprawniej niż w przypadku Artura. Wystarczył zaledwie tydzień, by pani Pomfrey przekonała się, że jej podopieczna w pełni odzyskała zdrowie i puściła ją wolno.
Zgodnie z zapowiedzią profesor McGonagall, Regulus, Mulciber i Avery zostali usunięci z drużyny Ślizgonów w tym sezonie oraz zostali objęci rocznym szlabanem polegającym na sprzątaniu szkoły pod okiem woźnego Filcha. Na początku Regulus się tym wcale nie przejął, bo od początku był pewien, że dzięki interwencji jego ojca pójdzie im to płazem. Jednakże profesor Dumbledore wykazał się niespotykaną dotąd stanowczością i surowo oznajmił panu Blackowi, że jego syna kara nie ominie i nic tego nie zmieni, a w szczególności łapówka, którą mu zaproponował. Od tamtej pory Regulus chodził po szkole tak jakby cały świat mu się zawalił na głowę, próbując ignorować kpiące uwagi kolegów, iż tym razem bogaty ojciec nie pomógł wyciągnąć synalka z opałów.
Dla piątoklasistów zaczął się bardzo trudny okres przez zbliżające się sumy. Nauczyciele bez przerwy przypominali uczniom o nich i zadawali mnóstwo pracy domowej, a same zajęcia były coraz trudniejsze, szczególnie z transmutacji i eliksirów. Tuż przed przerwą świąteczną Mary czuła się dokładnie tak jak wtedy, gdy przyjaciele pomagali jej zaliczyć dwie klasy równocześnie. W dodatku jej, Jamesowi i Syriuszowi dochodziły treningi Quidditcha w wyniku czego ich grafik był bardzo napięty.
Mimo nieustającej harówki, Mary nie zrezygnowała z weekendowych występów swojego zespołu w Hogsmeade. Mimo tyrady Lily postanowiła jeden wieczór poświęcić dla koncertów. Co prawda, wraz z Molly i Narcyzą ograniczyły się do dwóch występów w miesiącu, jednak wiedziały, że przez nawał nauki i treningów nie dadzą rady częściej występować, jednakże to im nie przeszkadzało. Na koncerty przychodziła cała szkoła i wioska, a wuj Narcyzy zapraszał kilku znanych wokalistów w świecie show-biznesu, w tym Celestynę Warbeck, ulubioną piosenkarkę Molly i Mary. Ku ich zdumieniu, postanowiła osobiście zająć się promowaniem ich zespołu stwierdzając, że mają spory potencjał.
Mimo tych licznych zajęć Mary nie mogła przestać myśleć o Severusie. Nie mogła uwierzyć, że chce dołączyć do śmierciożerców. Po groźbach Belli, zabójstwie Septymiusza, nawet ataku na Artura myślała, że będzie gardził zwolennikami Czarnego Pana. Próbowała sobie wmówić, że to pomyłka, lecz sam fakt, że Sev przestał się z nimi zadawać, o czymś świadczył. Była przekonana, że to sprawka Avery’ego i Mulcibera. Jego ślepa wiara  w tych półgłówków była bardziej niż irytująca. Chciała mu wyperswadować ten idiotyczny pomysł, ale była pewna, że ta rozmowa skończy się jak poprzednia, także musiała pogodzić się z tym, że ona i jej przyjaciele go stracili bezpowrotnie.
Jakby tego było mało, Mary martwiła się również o Syriusza. Dwa tygodnie po jej wyjściu ze skrzydła szpitalnego coś się między nimi zmieniło. Nadal się ze sobą widywali, rozmawiali, starali się rozwinąć swoje relacje na wyższy poziom, jednak czuła, że coś jest nie tak. Intuicja jej podpowiadała, że coś w Syriuszu się zmieniło. Czuła, że coś ukrywał. Co gorsza, nie czuła się tym zaniepokojona. W zasadzie nic nie czuła. Podchodziła do tego kompletnie neutralnie, jakby ją to mało obchodziło. Nie chciała o tym mówić swoim przyjaciółkom. Ten problem chciała rozwiązać sama w głębi siebie. Wiedziała, że w tej kwestii musi czekać na rozwój wydarzeń, aż wszystko się wyjaśni.
W kwietniu ogłoszono, że piątoklasiści odbędą porady zawodowe ze swoimi opiekunami i dostali mnóstwo broszur wyszczególniających poszczególne czarodziejskie zawody. Wszyscy się tym bardzo przejęli, ponieważ do tej pory nie myśleli zbytnio nad swoją przyszłością. Niektórzy nawet nie mieli pomysłu, co chcą robić w życiu. Sama Mary musiała się nad tym poważnie zastanowić. Jednakże tuż przed terminem rozmowy z profesorem Flitwickiem zdecydowała.
- Chcesz zostać uzdrowicielem? - spytała Lily, gdy Mary wróciła do pokoju wspólnego Gryfonów.
- Tak. Nie mogę wiecznie jeździć w trasy koncertowe z zespołem, poza tym Molly również ma stałą pracę.
- Ale czemu akurat to?
- Chyba przeważył fakt, że bez przerwy lądowałam w skrzydle szpitalnym. No i ta śpiączka…
- W sumie również cię widzę jako uzdrowiciela - przyznała Lily. -  A co ci powiedział profesor Flitwick?
- Dokładnie to samo, co ty – odpowiedziała Mary. -  Powiedział jakie przedmioty są wymagane  w klasie owutemowej. Generalnie muszę się przyłożyć głownie do transmutacji, bo z całą resztą powinnam dać sobie radę.
- Na pewno – zapewniła ją Lily. – Nie będziesz sama. Ja, Dorcas i Marlena też chcemy być uzdrowicielami.
- Naprawdę? To świetnie! Słyszałam, że chłopaki zgodnie chcą być Aurorami…
- Z wyjątkiem Johna. On myśli o Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów…
- Tak, wspominał mi o tym. Póki co, ta transmutacja mnie przeraża…
- Mogę ci pomóc, jeśli chcesz.
- Byłoby wspaniale, Lily. Jesteś wielka.
- Od czego ma się przyjaciół? – Lily obdarzyła przyjaciółkę promiennym uśmiechem.

*  *  *

- Nie zaliczę tego – powiedziała po raz setny Mary.
- Dasz radę - pocieszała ją Marlena. - Egzamin z teorii nie był trudny, także…
- No tak, ale teoria teorią, gorzej z praktyką.
- Lily mi mówiła, że nie miałaś problemów, gdy ci pomagała…
- Ale na egzaminie mogę coś przekręcić ze stresu! Boże, czemu te sumy tak szybko nadeszły?!
- Panikujesz, a to nic dobrego. Spróbuj się zrelaksować, odprężyć. Egzamin dopiero za parę godzin…
- ZOSTAWCIE GO W SPOKOJU!
Mary i Marlena spojrzały przed siebie. Pośrodku szkolnych błoni zobaczyły Jamesa w towarzystwie Petera, Remusa i Syriusza oraz Lily obrzucającą bruneta różnymi wyzwiskami. Między nimi leżał Severus wyraźnie oszołomiony. Całą tę scenę obserwowali uczniowie, niektórzy zszokowani, a inni rozbawieni.
- Ich kłótnia na pewno mnie nie uspokoi - stwierdziła krótko Mary i już miała wrócić do zamku, gdy usłyszała:
- Nie potrzebuję pomocy tej małej, brudnej szlamy!
Na błoniach zapanowała złowroga cisza. Mary ponownie się odwróciła, by upewnić się, że nie przesłyszała się. Lily wyglądała na zaskoczoną, natomiast James na wściekłego. Cała reszta nie była w stanie wydusić słowa. Tylko Severus leżał na trawie z półuśmiechem na twarzy. I właśnie wtedy coś  w Mary pękło. Zacisnęła mocno pięści i ruszyła żwawym krokiem w stronę centrum zamieszania, ignorując prośby Marleny, by zawróciła. Pozostali odskakiwali od niej, gdy ich mijała. Gdy była już dostatecznie blisko, Syriusz podszedł do niej.
- Mary, co…?
Lecz ona odepchnęła go i bez wahania kopnęła Severusa prosto w twarz. Ślizgon zaczął wyć z bólu, trzymając się za nos. Mary zamknęła oczy, zaczerpnęła powietrza i gdy z powrotem je otworzyła, rzuciła tylko do Lily i Jamesa:
- Możecie znów się na siebie wydzierać.
I nie czekając na odpowiedź, wróciła do zamku, odprowadzona przez zszokowane spojrzenia innych uczniów.

*  *  *

- Remusie, proszę, nie oczekuj, że przeproszę tego padalca!
- Nawet nie miałem zamiaru poruszać tego tematu - odparł spokojnie Remus, gdy oboje wracali po kolacji do pokoju wspólnego. - Chciałem się upewnić, czy wszystko z tobą w porządku.
- Przyznam, że przesadziłam z tym kopniakiem, ale zasłużył na to. Tego było już za wiele…
- Chodzi o plotki, że Severus chce dołączyć do śmierciożerców?
- Owszem. Wiesz, zaczynałam się godzić z tym, że chce być jednym z tych psychopatów. Jednak to, co dziś powiedział do Lily… Myślałam, że chociaż jej nie uważa za kogoś gorszego.
- Podejrzewam, że James go tym razem za bardzo upokorzył i coś w nim pękło. Widocznie jad, który w sobie dusił, odreagował na Lily.
- To nie jest żadne usprawiedliwienie. Ja…
Gwałtownie zatrzymała się. Przed portretem Grubej Damy stał Severus z rękami założonymi na piersiach.
- Zgubiłeś się, Snape? - zapytała chłodno Mary. Czuła na sobie ostrzegawcze spojrzenie Remusa, lecz nie zamierzała dawać Severusowi taryfy ulgowej. - Lochy są siedem pięter niżej.
- Ja… chciałem…
- Lily na pewno do ciebie nie wyjdzie. Nie po tym, co jej powiedziałeś.
- Mary, proszę… muszę z nią porozmawiać… wyjaśnić…
- Słyszałeś, co przed chwilą powiedziałam? Lily…
- Nie odejdę stąd, dopóki z nią nie porozmawiam, choćbym miał tu stać całą noc!
Mary westchnęła. Częściowo rozumiała jego determinację. Podeszła do portretu Grubej Damy i po wypowiedzeniu hasło weszła z Remusem do pokoju wspólnego Gryfonów. Przed kominkiem siedziała Lily z Dorcas, powtarzając materiał przed egzaminem z eliksirów.
- Masz gościa - rzuciła krótko Mary, przysiadając się do nich.
- Masz na myśli Tego, Który Ma Brudne Gacie? Wybacz, Mary, ale nie interesuję mnie, co on ma do powiedzenia.
Mary ledwo powstrzymała śmiech, siląc się na powagę.
- Powiedział, że nie odejdzie, nawet jakby miał pod portretem Grubej Damy spędzić noc.
Lily westchnęła ciężko. Wstała, odgarnęła kosmyk z czoła i  rzekła:
- Zaraz wracam.
Nie trwało to jednak długo. Zaledwie minutę później z powrotem do nich dołączyła.
- Wytłumaczył się chociaż? - spytała Dorcas.
- Och, tak, ale dałam mu jasno do zrozumienia, że nasze drogi się rozeszły.
- Przykro nam.
- W porządku, dobrze wiemy, że już dawno podjął taką decyzję i nic nie mogłyśmy z tym zrobić. Tylko ja byłam tak naiwna, by wierzyć, że może zdołam go przekonać…
- Nie zadręczaj się tym, Lily - pocieszyła ją Mary. -  Żadna z nas nie miała na to wpływu.
Lily spojrzała na przyjaciółkę.
- Dzięki, Mary.
Nagle Dorcas zerwała się na równe nogi i pobiegła w stronę dormitorium dziewcząt. Zanim Lily i Mary zdążyły zareagować, przysiadł się do nich Syriusz.
- Hej, Mary.  Chciałem cię o coś zapytać.
- Tak?
- Wybierasz się na Bal Absolwentów, prawda?
Mary nie wiedziała, o czym on mówi, jednak szybko sobie przypomniała, że po egzaminach odbywał się Bal Absolwentów dla siódmoklasistów, na który wstęp mieli uczniowie od piątej klasy wzwyż. Chciała na niego pójść, odkąd wybudziła się ze śpiączki, jednak przez nawał zajęć zapomniała o nim.
- Domyślam się, że próbujesz mnie spytać, czy będę ci towarzyszyć?
Syriusz zarumienił się lekko.
- Cóż, nie ma co do tego wątpliwości…
- Tak samo jak to, że nie musisz o to pytać. Jasne, że będę ci towarzyszyć.
- To super! - ucieszył się Syriusz i pocałował ją w policzek. - To miłej nauki!
I pobiegł do dormitorium chłopców. Gdy drzwi zamknęły się za nim, zapytała Lily:
- Dorcas pokłóciła się z Syriuszem? Bo tak nagle wybiegła…
- Właściwie, muszę z tobą porozmawiać o tym - odparła Lily, upewniając się, że nikt ich nie podsłuchuje. - Coś się stało między nimi. Jakiś czas po tym, gdy wyszłaś ze skrzydła szpitalnego Syriusz poprosił ją, by mu pomogła z pracą domową z transmutacji, co było dziwne, bo jest w tym dobry… W każdym razie, po tym spotkaniu Dorcas wróciła cała roztrzęsiona i zaczęła mnie błagać, bym ci o tym nie wspominała, choćby nie wiem co. Próbowałam również z Syriuszem o tym porozmawiać, ale on mówił, że nic się nie wydarzyło między nimi.
- Właściwie, od pewnego czasu mam wrażenie, że Syriusz coś przede mną ukrywa. Ale u Dorcas tego nie zauważyłam…
- Mary! Czemu nic nam nie powiedziałaś?
- Myślałam, że jestem przewrażliwiona od tamtego ataku. W każdym razie, zajmiemy się tym po Balu. Może wtedy coś się wyjaśni.
- Albo w trakcie Balu, gdy Syriusz za dużo wypije i będzie bardziej skłonny do zwierzeń - podsunęła Lily i obie parsknęły śmiechem.

*  *  *

Gdy nadszedł ostatni dzień egzaminów, uczniowie odetchnęli z ulgą, a w szczególności piąto- i siódmoklasiści. Koniec z zarwanymi nocami, powtarzaniem w kółko przeróżnych formuł z zaklęciami i receptur wszystkich możliwych mikstur. Teraz nadszedł czas na błogie leniuchowanie i oczekiwanie na wyniki egzaminów.
Po rozmowie z Lily Mary wzięła sobie do serca słowa przyjaciółki. Baczniej się przyjrzała zachowaniu Dorcas i teraz dostrzegła, że za wszelką cenę unikała jej spojrzenia, pomimo że rozmawiały normalnie. Nie miała zamiaru męczyć jej pytaniami o jej relacje z Syriuszem, by nie zdradzić, że Lily jej się wygadała. Wolała poczekać do zakończenia roku, choć miała nadzieję, że cała ta tajemnica wcześniej się wyjaśni.
Po egzaminach uczniowie od piątej klasy wzwyż odliczali dni do Balu Absolwentów. Głównie piątoklasiści byli bardzo podekscytowani, bo nie wiedzieli, jak taki bal wygląda. Mary, Molly i Narcyza zadeklarowały, że wystąpią w trakcie zabawy z paroma nowymi piosenkami. Ponadto profesor Slughorn miał przygotować specjalne trunki o szczególnie magicznych właściwościach, po których wypiciu „największego ponuraka porwie wir szampańskiej zabawy”. Każdy był w pełni przekonany, że nie zapomną tej nocy.
Niestety, wszystko wskazywało na to, że zapamiętają tę noc inaczej, niż by chcieli.

*  *  *

- Mary! To było niesamowite! - zawołała Marlena, gdy wraz z Molly i Narcyzą zeszła ze sceny.
- Dzięki. Muszę się czegoś napić. Gdzie jest Syriusz?
- Przed chwilą widziałam go z Dorcas. Wychodzili właśnie z Wielkiej Sali.
Słowa Marleny zaalarmowały Mary dokładnie w taki sposób, jak parę lat temu, gdy Artur został zaatakowany przez Bellatriks. Wiedziała, że musi za nimi podążyć. Nie wyjaśniwszy niczego przyjaciółce, wyszła do sali wejściowej. Ku uldze Mary, hałas zredukował się do minimum, po czym rozejrzała się dookoła. Dorcas i Syriusza nie było w pobliżu. Skierowała się w stronę Wielkich Schodów z nadzieją, że nie odeszli daleko. Gdy była już na pierwszych stopniach, usłyszała strzęp rozmowy.
- Zostaw mnie w spokoju, Black!
Mary przywarła do pobliskiej ściany. To był zdecydowanie głos Dorcas. Po chwli odezwał się Syriusz:
- Daj spokój, nie bądź taką cnotką.
Myśli Mary galopowały jak szalone. O co może mu chodzić?
- Jak możesz?! Podrywasz każdą napotkaną dziewczynę jak jakiś cholerny Casanova, robiąc im niepotrzebne nadzieje, mimo że chodzisz z Mary! Jak możesz jej to robić?!
- Dla twojej informacji, nie jesteśmy jeszcze razem…
- I co z tego?! Jak już starasz się o uczucia jednej dziewczyny, to skup się na niej, a nie zarywasz do swoich słodkich fanek z łajnem zamiast mózgu! Nie myśl, że Mary puści ci to płazem…
- O niczym się nie dowie, a ty nie piśniesz jej ani słowa. Inaczej…
Tego było już dla Mary za wiele. Czuła w sobie taką złość i frustrację jak wtedy, gdy Severus nazwał Lily szlamą. Wspięła się na półpiętro i zobaczyła Syriusza ściskającego ręce Dorcas w mocnym uścisku. Dziewczyna miała łzy w oczach.
- Inaczej co, Black?
Syriusz szybko odskoczył od Dorcas, patrząc to na nią, to na Mary kompletnie oszołomiony. Natomiast Dorcas zaczęła mocno dygotać.
- Mary, ja… naprawdę…
- Spokojnie, Dorcas. Domyślam się, że byłaś przez niego od pewnego czasu zastraszana, ale o tym pogadamy kiedy indziej. A co do ciebie… - Spiorunowała Syriusza spojrzeniem.
- Mary…
- Och, nie, mój drogi, wystarczająco dużo usłyszałam, także teraz to ja będę mówić. Co prawda, nie wiem dokładnie, co ci po tym pustym łbie łazi, ale mniejsza. Powiem ci szczerze, że powinnam w tym momencie być załamana, zrozpaczona, zraniona… I wiesz co? Nie czuję nic. Kompletnie twoja… zdrada, jeśli można to tak nazwać… spłynęła po mnie i nie przejmuję się nią. Cóż, wychodzi na to, że nic z tego by nie wyszło…
- Ale ja cię kocham, naprawdę…
- Nie wiem, o której definicji miłości mówisz Black, ale pozwól że wyprowadzę cię z błędu. Myśleliśmy, że czujemy do siebie coś więcej niż przyjaźń, spróbowaliśmy ruszyć dalej i nie wyszło. Chociaż nie, ty nawet przyjaźń spieprzyłeś między nami. Należą ci się gratulacje.
- Błagam, Mary, pozwól wytłumaczyć! – Mary ledwo powstrzymała śmiech na widok jego zrozpaczonego wyrazu twarzy.
- Nie zniżaj się do poziomu Severusa, proszę cię. Wystarczy mi, że musiałam słuchać jego skomlenia, gdy chciał rozmawiać z Lily. W tej kwestii jesteście tacy sami.
- Nie porównuj mnie z tym śmieciem! – wrzasnął Syriusz, zaciskając pięści.
- Wiesz co, nie mam najmniejszej ochoty ciągnąć tej dyskusji, więc powiem jedno. Jesteś…

Nie powiedziała jednak, kim dla niej jest Syriusz, ponieważ zamkiem wstrząsnęła silna eksplozja.

środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział 35



 Rozdział 35

Zemsta

- To nie do pomyślenia! Co im odbiło, by użyć czarnej magii…
- Dobrze wiesz, że to sprawka Regulusa.
- Ale i tak to wręcz oburzające! Gdyby nie Severus, znów doszłoby do tragedii...
- A co ma z tym wspólnego Smarkerus?
Strzęp rozmowy wybudził Mary z letargu i od razu tego pożałowała, bo pierwsze, co poczuła, to ogromny ból w klatce piersiowej. Jęknęła cicho i spróbowała otworzyć powieki. Oślepiająca biel dała jej do zrozumienia, że jest w skrzydle szpitalnym. Przed oczami zaczęły jej przelatywać pojedyncze obrazy. Trening Quiditcha... Spacer z Syriuszem… Tora atakująca dwóch zamaskowanych napastników…
- Syriusz... - wychrypiała Mary i ponownie jęknęła. Wtedy drzwi skrzydła szpitalnego otworzyły się i do środka wpadli Dorcas, Lily i Syriusz.
- Mary! Obudziłaś się...
- Błagam, nie rzucajcie się na mnie - ostrzegła przyjaciół, zmuszając się resztkami sił, by usiąść. - Czuję się jakby mnie hipogryf kopnął.
- Całe szczęście, że nic ci nie jest - stwierdziła Dorcas ze łzami w oczach. - Juz baliśmy się, że skończysz jak twój brat.
- Wyjaśni mi ktoś, co się stało? Pamiętam, że wracaliśmy z Syriuszem z treningu i pojawiła się Tora, a potem...
- Zostaliśmy zaatakowani - zaczął opowiadać Syriusz. - Przez Mulcibera i Avery'ego.
- To byli oni? - Mary poczuła, jak Tora ociera się o jej dłoń. Podrapała ją za uchem. - Od kiedy to oni są tak zwinni i szybcy?
- Bo nie są. Tego dnia zażyli Felix Felicis.
- To Eliksir Szczęścia, o ile dobrze pamiętam...
- Dokładnie. Także nic dziwnego, że Tora nie mogła ich zaatakować.
- I nic dziwnego, że opanowali Zaklęcia Niewerbalne, bo normalnie zajęłoby im to całe życie. A trzeci napastnik, który mnie unieruchomił? Miał bardzo znajomy głos…
- To był Regulus – odparła z goryczą Lily. - To był jego plan. Z tego co powiedział Dumbledore'owi chciał się wykazać Bellatriks.
- Zostali złapani? - zdziwiła się Mary. Dobrze pamiętała, że bandy Belli nie złapano to ataku na Artura.
- Tora swoim rykiem obudziła cały zamek, także wszyscy widzieli tę scenę z okien dormitoriów. Nauczyciele natychmiast zareagowali. Jeszcze nigdy nie widziałam Dumbledore'a tak wściekłego. Gdy zbiegł na błonia, machnął różdżką i oplótł napastników długim ognistym biczem. Potem się okazało, że to Regulus, Avery i Mulciber.
- I urządzili ten cyrk tylko po to, by zaimponować Belli? - zapytała sceptycznie Mary.
- Niezupełnie - rzekł Syriusz, patrząc z troską na Mary. - Chcieli cię wykluczyć z następnego meczu Quidditcha.
- No to im się udało. Ledwo sie mogę ruszać... Czym w ogóle oberwałam?
- Sectumsemprą.
- Że co? Tym samym zaklęciem, które wypróbowała Bellatriks na moim bracie?
- Dokładnie - odparła Lily. - Chcieli też Severusa namówić, by do nich dołączył, ale zdecydowanie odmówił.
- Szkoda, że nie ostrzegł mnie przed ich powalonym pomysłem - warknęła Mary.
- Nie martw się, Lily juz sie nim zajęła - odparła Dorcas, szczerząc zęby. - Wydzierała sie na niego przy wszystkich przez ponad godzinę.
- Zanim się obudziłam, usłyszałam, jak mówiliście, że Severus mi pomógł. W jaki sposób?
- Gdy przyniesiono cię tutaj, wpadł tu jak burza, pochylił się nad tobą i zaczął szeptać jakąś nieznaną wszystkim formułę zaklęcia. W każdym razie zadziałało, bo rany zaczęły się zabliźniać i zrastać. Powiedział, że to powstrzyma krwawienie i cię uleczy. Wspomniał tylko, że ból będziesz odczuwać przez parę dni, ale to minie, po czym wyszedł.
- Jednak potrafi się zachować jak przyjaciel - westchnęła Mary, choć w głębi ducha czuła,  że po prostu nie chciał jej mieć na sumieniu przez głupotę swoich kumpli.
- Ja bym na twoim miejscu się nie cieszyła - odparła ponuro Lily.  - Przypadkiem usłyszałam parę dni temu, że planuje z tymi debilami dołączyć do śmierciożerców.
- No chyba go posrało! Po tym wszystkim, co zrobiła Bella, chce być jej podwładnym?
- Dobrze wiesz, że przez tych ćwoków się zmienił i tylko z Lily kontakt utrzymuje – przypomniała jej Dorcas. - Nic dziwnego, że zamroczyli mu mózg.
Nagle drzwi skrzydła szpitalnego otworzyły się i do środka weszła profesor McGonagall. Na widok Mary odetchnęła z ulgą.
- Dzięki Bogu, obudziłaś się! Baliśmy się najgorszego. Dobrze się czujesz, panno Weasley?
- Jestem obolała, ale ogólnie wszystko w porządku, pani profesor.
- Nie mam zbyt wiele czasu, ponieważ dyrektor wyjechał do Londynu, także chciałam ci tylko jedno przekazać: w trakcie meczu Quidditcha nie będzie nikogo z grona pedagogicznego.
Mary spojrzała pytająco na profesor McGonagall, lecz po chwili zrozumiała co miała na myśli.
- Rozumiem, pani profesor. Dziękuję.
- Mam nadzieję, że skutecznie wykorzystasz tę informację. Oczywiście, ci zwyrodnialcy zostali zawieszeni, jeśli chodzi o...
- Niech pani pozwoli im w tym meczu zagrać - poprosiła Mary. - Koniecznie muszą być na boisku.
Profesor McGonagall spojrzała na nią zdumiona, lecz i ona szybko zrozumiała słowa podopiecznej. Krótko kiwnęła głową i wyszła na korytarz.
- Eee, co to było? - zapytał Syriusz, nie kryjąc zdziwienia.
- Profesor McGonagall dała mi wolną rękę, bym mogła się zemścić na Ślizgonach. Dlatego nikogo z grona pedagogicznego nie będzie na następnym meczu.
- Ale przecież do tej pory nie wyjdziesz stąd - zaprotestowała Dorcas.
- Dlatego skorzystam z pomocy Huncwotów i Irytka. Syriuszu, mam dla ciebie zadanie...

*  *  *

W całej szkole mówiono tylko o ataku na Mary przez Regulusa, Avery'ego i Mulcibera. Większość uczniów była w szoku, jak można było użyć czarnej magii na piętnastoletniej uczennicy, lecz Ślizgoni puszyli się z tego powodu i uważali tę trójkę za małych bohaterów, szczególnie, że wykluczyli Mary z pierwszego meczu Quidditcha w sezonie.
Następnego dnia Mary skonsultowała z Huncwotami swój plan. James i Syriusz przyjęli go z wielką radością, nawet Peter był podekscytowany. Remus bardziej przejmował się jej stanem zdrowia, ale też postanowił pomóc. Wiele godzin spędzili, omawiając szczegóły planu, by wszystko wypaliło. Przybył nawet Irytek na jej prośbę i gdy dowiedział się, że odegra kluczową rolę w tym przedsięwzięciu, trząsł się z podniecenia.
Nadszedł mecz Gryfonów ze Ślizgonami. Mary, rzecz jasna, została w skrzydle szpitalnym ze względu na swoje rany. Jednakże była pewna, że mecz nie potrwa zbyt długo, także dla zabicia czasu zajęła się tekstem piosenki do płyty. Odkąd się wybudziła, głownie na tym się skupiała, by zając się tym z dziewczynami na poważnie, gdy dojdzie do siebie. W ciągu tych paru dni udało jej sie napisać cztery piosenki, z czego była bardzo dumna. Potrzebowały jeszcze trzech, by mogły przedstawić wstępny projekt producentowi, lecz była co do tego dobrej myśli.
Nagle rozległ się huk. Pani Pomfrey podeszła do okna i wyjrzała na błonia. Hałas i odgłosy paniki dochodziły aż do skrzydła szpitalnego. Mary westchnęła.
- Niech lepiej pani przygotuje kilka antidotów przeciw oparzeniom i innym świństwom - ostrzegła ją Mary. - Za chwilę będzie tu gorąco.
- Mój Boże, czy ty abyś na pewno nie przesadziła? - spytała przerażona pielęgniarka. - Chyba nie kazałaś Irytkowi oblać ich kwasem?
- Aż tak szalona nie jestem. Kazałam chłopakom przygotować tylko kadź z nierozcieńczoną ropą czyrakobulwy z esencją jadu bahamek.
Pani Pomfrey odetchnęła z ulgą, ale nie na długo. Kwadrans później do skrzydła szpitalnego wprowadzono wszystkich członków drużyny Ślizgonów z licznymi poparzeniami, powiększającymi się bąblami i skórą pokrytą mchem. Jeden ze Ślizgonów - ze skórą pokrytą korą jarzębiny - podszedł do łóżka Mary.
- Ty suko!
- Czyżbyś to był ty, Regulusie? – spytała słodko Mary, nie kryjąc rozbawienia w głosie. - Zmieniłeś się trochę.
- Wiem, że to twoja robota! – wycedził Regulus przez zaciśnięte zęby.
- Mój drogi, a jak miałabym opuścić skrzydło szpitalne po tym, co mi zrobiłeś? Zastanów się dobrze. Wiem, że to wielki wysiłek, ale myślenie z reguły nie boli.
- Stul pysk! Na pewno nasłałaś Irytka na nas i oblał nas tym świństwem!
- A masz na to jakieś dowody? Właśnie, nie masz. Także zamknij swój pokryty jarzębiną ryj i daj się doprowadzić do ładu, bo inaczej ta urocza twarzyczka zostanie ci na stałe.
Regulus chciał się odgryźć, lecz pani Pomfrey popchnęła go mocno na łóżko i kazała siedzieć spokojnie. Mary uśmiechnęła sie do siebie. O tak - pomyślała. - Zemsta jest naprawdę słodka.

sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 34



Rozdział 34

Ostrzeżenie

            Od dnia wesela Mary i Syriusz spędzali ze sobą każdą chwilę. Częste spacery po pobliskim parku, rozmowy, żartowanie… Żadna z tych rzeczy nie różniła się od normalnego spędzania czasu dwójki przyjaciół, jednakże oni czuli, jakby poznawali się coraz bliżej. Wiedzieli jednak, że to za wcześnie, by rozwijające się  w nich sercach uczucie wykiełkowało, ale nie chcieli niczego przyspieszać.
            Wakacje zleciały im bardzo szybko głównie ze względu na liczne trasy koncertowe, na które Mary zabierała Syriusza. Stryj Narcyzy postanowił wyłożyć pieniądze na ich zespół głównie ze względu na to, że również nie podzielał rodzinnej ideologii. Na początku załatwiał występy na mugolskich festiwalach, by zrobić im rozgłos w niemagicznym świecie. Po kilku tygodniach dostały zaproszenie na występ z okazji corocznego konkursu piosenki w Bristolu, gdzie zebrała się bardzo duża publiczność zarówno mugoli, jak i czarodziejów. Tam właśnie wypatrzył je znany prezenter z Czarodziejskiej Rozgłośni Radiowej, który osobiście zaangażował się w rozwój zespołu. Przez cały sierpień jeździły po całej Wielkiej Brytanii, dając występy w większych miastach. Z każdym koncertem publiczność była coraz większa, aż w końcu sama Minister Magii, Eugenia Jenkins, osobiście postanowiła wyłożyć fundusze na pierwszą płytę zespołu.
            - Nie mogę uwierzyć, że nawet Minister Magii jest naszą fanką - odparła wstrząśnięta Narcyza w trakcie podróży do Liverpoolu.
- Z tego co mówiła, za młodych czasów sama gustowała w podobnej muzyce - stwierdziła Molly. - Powinnyśmy się cieszyć, że nasze piosenki tylu ludziom się podobają.
- Musimy teraz popracować nad tą płytą - odparła rzeczowo Mary. - Póki co, mamy tylko pięć piosenek, które bez przerwy śpiewamy. To zdecydowanie za mało.
- Nie zapominaj, że ty i Narcyza we wrześniu wracacie do Hogwartu - przypomniał im Syriusz. - W trakcie roku szkolnego ciężko będzie zorganizować chociaż jedną trasę.
- Myślę, że Dumbledore zgodzi się na koncert w Hogsmeade raz w miesiącu. A co do reszty… cóż, okaże się.
Gdy nadszedł wrzesień, w Hogwarcie wrzało od plotek. Większość uczniów bez przerwy rozmawiało na temat zespołu Mary, Narcyzy i Molly. Sam Dumbledore na uczcie powitalnej wspomniał o ich sukcesie. Miało to dobre i złe strony. Ślizgoni patrzyli się spode łba na Narcyzę i Mary, szepcząc między sobą. Szczególnie Regulus wydawał się najbardziej poruszony. Co jakiś czas nagabywał Narcyzę, czy  z jej głową wszystko w porządku, jednakże odkąd zajęły się na poważnie zespołem, stała się pewniejsza siebie i nie przejmowała się, co na to powiedzą rodzina i znajomi. Jednakże większość uczniów była pełna podziwu, a co poniektórzy prosili o ich autograf, mimo że Dumbledore na uczcie powitalnej poprosił, by ich nie zamęczać podobnymi sprawami.
Mary i Syriusz postanowili nie kryć się z tym, że są ze sobą blisko, toteż pozwolili roznieść po całej szkole plotkę, że są parą. Co prawda, ciężko było określić ich relacje jako związek, jednakże byli już bardzo blisko celu, także dali żeńskiej części szkoły powód do plotkowania. Ku zdziwieniu Mary, większość dziewczyn wpadła w depresję, bo okazało się, że po kryjomu podkochiwały się zarówno w Syriuszu, jak i w Jamesie. Mary po pewnym czasie wyznała chłopakowi, że wcześniej nie zauważyła podobnego zachowania.
- Jakbyś nie była tak pochłonięta nauką, to byś to zauważyła - zaśmiał się Syriusz. - Od czwartej klasy dziewczyny oglądają się za mną i Jamesem… Cóż, teraz tylko pozostał im James.
- O ile między nami wypali - przypomniała mu Mary.
- Daj spokój, z dnia na dzień jest coraz lepiej! - Gryfon objął ją w pasie. - Nawet Bella nie może tego zepsuć.
Mary uśmiechnęła się lekko i przyznała mu rację. Od wesela nawet wzmianka o Belli nie mogła zepsuć jej humoru.
Po powrocie do Hogwartu James i Syriusz ani na moment nie powstrzymali się od robienia dowcipów, mimo wrzawy, która zapanowała w szkole. W dodatku oni, Remus i Peter zaczęli siebie nazywać Huncwotami, choć nikt nie wiedział, skąd tę nazwę wytrzasnęli. Ich dowcipy stawały się coraz śmielsze, choć nie zagrażały życiu kogokolwiek. Jednak to i tak doprowadzało Lily do szału, którą w tym roku mianowano prefektem Gryffindoru.
- Lily, wyluzuj - uspokajała ją Dorcas. - Oni się nie zmienią.
- Mogliby chociaż dorośleć! Szczególnie Syriusz. Myślałam, że Mary będzie miała na niego dobry wpływ.
- Jeśli mam być szczera, czasem mam ochotę do nich dołączyć…
- Lepiej już się nie odzywaj. - Lily spiorunowała przyjaciółkę spojrzeniem. - Dlaczego Remus nie próbuje nad nimi zapanować?
- To, że on również został prefektem, nie znaczy, że przy nim spokornieją - westchnęła Marlena. - Musisz się z tym pogodzić Lily. Nie zmienisz ich.
- Kiedyś musza dorośleć!
- Ciesz się, że na Severusie ostatnio nie wyżywają się - wtrąciła Mary, bawiąc się kosmykiem włosów.
- Już dwa razy widziałam, jak Potter wypróbowywał na nim to nowe zaklęcie, które teraz weszło w modę…
- Levicorpus? Słyszałam o nim. Ciekawe, skąd oni je wzięli.
- Właściwie Mary, chciałam cię ostrzec - odparła Lily, tym razem grobowym tonem. - Mulciber i Avery ostatnio coraz bardziej trzymają z Regulusem. Boję się, ze podpuści ich do ataku na ciebie.
- A niby skąd ten pomysł?
- Lily ma rację, Mary - zgodziła się Dorcas. - Gdy zawsze ich mijam, przeczuwam, że coś szykują, a dobrze wiesz, że przez tę sprawę z duchami jestem teraz bardzo wyczulona.
- No cóż, na pewno mnie nie zabiją. Tę przyjemność pozostawią Bellatriks…
- Mary!
- Spokojnie, będę uważać na siebie, obiecuję.
Nie miała jednak czasu na rozmyślanie nad ostrzeżeniem przyjaciółek, a nawet na pisaniu tekstów piosenek do płyty, gdyż rozpoczął się sezon Quidditcha i Gwenog wyciskała z nich siódme poty. Nadciągał pierwszy mecz ze Ślizgonami i bardzo jej zależało, by drużyna zagrała jak najlepiej. Głównie męczyła Mary i Syriusza, by opanowali kilka skutecznych manewrów i specjalnych zagrań, które przydadzą im się w trakcie meczu, także zostawała z nimi po godzinach, by przećwiczyć  z nimi kilka technik, które poznała w wakacje. Tego typu treningi przeważnie kończyli po ósmej wieczorem, jednak dla Mary i Syriusza plusem było to, że mogli po drodze przespacerować się po błoniach.
- Akurat za te wieczorne treningi jestem Gwenog wdzięczna - wyznała Mary Syriuszowi tydzień przed meczem. - Przez sumy, treningi i tę płytę nie mamy za bardzo czasu dla siebie.,
- Mówisz tak, jakbyśmy już byli parą, a przecież…
- Myślę, że już niedługo to nastąpi. Czuje się przy tobie coraz lepiej, choć ciężko to nazwać miłością.
- Czasem takie uczucie buduje się latami. Jednak jestem w stanie poczekać.
Mary uśmiechnęła się do niego, gdy wtem rozległ się tupot wielkich łap i u jej boku pojawiła się Tora. Jej ognista sierść była najeżona.
- Tora? – zdziwiła się Mary. Pamiętała, że kazała jej jak zwykle zostać w dormitorium. - Co się stało?
Strażnik jedynie warknął cicho, wypatrując czegoś w ciemności
- Wydaje się być jakaś niespokojna - zauważył Syriusz.
- Jeszcze nigdy tak się nie zachowywała. Chyba, że wyczuwa niebezpieczeństwo.
- Może pójść po kogoś z nauczycieli?
- Może… - Nagle zza drzewa wyłoniły się dwie zakapturzone sylwetki. Tora ryknęła ogłuszająco i skoczyła na napastników, jednak oni zrobili szybki unik.
- Co do… - zaczął Syriusz, lecz jeden z napastników machnął krótko różdżką i Gryfon zawisł w powietrzu do góry nogami. Mary nie mogła nadążyć zarówno za zakapturzonymi postaciami, jak i za Torą. Tygrysica ryczała dziko, próbując obezwładnić nieznajomych, jednakże byli niesamowicie szybcy. Nim zorientowała się, ktoś złapał ją od tyłu za ręce. Próbowała się uwolnić, lecz na próżno.
- Chłopaki, teraz! - wrzasnął trzeci nieznajomy. Mary uświadomiła sobie, że skądś zna ten głos, lecz zanim sobie przypomniała skąd, poczuła, że coś uderza w jej klatkę piersiową, a ból, który się rozniósł po jej ciele, był niewyobrażalny. Tak jakby ktoś ja ciął długim niewidzialnym mieczem. Po chwili z jej przedramion, nóg, brzucha i piersi trysnęła fontanna krwi. Była zbyt wstrząśnięta, żeby krzyczeć. Próbowała znaleźć wzrokiem Torę, jednak poczuła jedynie, że nogi się pod nią uginają i przed oczami robiło jej się coraz ciemniej. Bezwładnie opadła na mokrą murawę i zamknęła oczy. Straciła świadomość.