wtorek, 10 kwietnia 2012

Rozdział 23



Rozdział 23

Powrót dawnej Mary

- Witaj, Mary - przywitał swoją uczennicę Dumbledore, gdy przekroczyła próg jego gabinetu. - Co cię do mnie sprowadza?
- Dobry wieczór, panie dyrektorze. Czy mogłabym zabrać chwilę?
- Nawet dwie. Proszę, usiądź.
Mary niepewnie podeszła do biurka i usiadła naprzeciw Dumbledore’a. Mężczyzna bacznie jej się przyglądał. Miała wrażenie, jakby dyrektor żywił nadzieję, że prędzej czy później przyjdzie do niego. Przez moment nie wiedziała, co powiedzieć, jednakże szybko uspokoiła bicie serca, zaczerpnęła powietrza i powiedziała:
- Trudno mi jest o tym mówić. To bardzo poważna sprawa. Cały dzień zastanawiałam się, czy dobrze robię, przychodząc do pana…
- Mary, nie wiem, o co chodzi, ale przychodząc do mnie, postawiłaś pierwszy krok, by twoja sytuacja się polepszyła, jakakolwiek ona jest. Może zdradzisz mi, co cię gryzie?
- Najlepiej będzie, jak pan to przeczyta. - Mary sięgnęła do kieszeni i wręczyła Dumbledore’owi oba listy od Belli. Dyrektor, zdziwiony, wziął je i zaczął czytać. Z każdą minutą zmarszczki na jego czole pogłębiały się, jednakże nic nie mówił. Mary nie miała pojęcia, jak zareaguje. Nakrzyczy na nią, że tak późno się do niego z tym zgłosiła, czy powie, że nic nie jest w stanie zrobić, skoro Bella jest nieuchwytna jako jedna ze sług Czarnego Pana?
Dumbledore westchnął ciężko, odłożył listy na biurko i spojrzał troskliwie na swoją uczennicę.
- Kiedy dostałaś pierwszy list od Bellatriks Black?
- Pod koniec września ubiegłego roku. Następny przyszedł wczoraj popołudniu.
- Czy ktoś wiedział o tym?
- Tak. Syriusz Black. Kazałam mu przyrzec, że nikomu tym nie powie, nawet panu. Bałam się, że to tylko pogorszy sprawę.
- Rozumiem. I to właśnie on w końcu cię namówił, byś do mnie przyszła, tak?
- Właściwie, to John Fontane i Marlena McKinnon. Przyłapali mnie wczoraj, jak czytałam drugi list od Belli i skutecznie przekonali mnie, bym nie pozwoliła strachowi nade mną zapanować.
- I mają absolutną rację. Nie można takich spraw zostawiać własnemu biegowi, Mary. To tylko pogarsza sprawę.
- Wiem, panie profesorze, ale…
- …bałaś się, co jest absolutnie zrozumiałe. Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że panna Black do ciebie napisze, bądź skontaktuje się z tobą w inny sposób. Miałem przeczucie, że tak łatwo o tobie nie zapomni. Jednakże liczyłem na to, że w tym przypadku się mylę, ale cóż…
- Z Molly w grudniu rozmawiała - odrzekła Mary. - Była nawet z tym u pana.
- Zgadza się. I zapewne wiesz, co jej powiedziałem. - Mary kiwnęła głową. - Dobrze. Jutro z rana wybiorę się do twojego rodzinnego domu i nałożę wszelkie możliwe zaklęcia obronne przed złymi mocami. Nie martw się - dodał na widok przerażonej miny Mary - Cedrelli i Septymiuszowi nic nie powiem. Nie powinni martwić się o to, czy dożyją kolejnego dnia, tym bardziej, że Septymiusz ostatnio ma problemy ze zdrowiem, z tego co słyszałem. Masz jeszcze do mnie jakieś pytania?
- Właściwie to nie.
- W takim razie, idź już do swojej wieży i się wyśpij. Wszystkim się zajmę. Obiecuję.
Mary wzięła listy od Belli, wstała i ruszyła w stronę drzwi. Gdy trzymała już rękę na klamce, odwróciła się i rzekła:
- Dobranoc, panie dyrektorze i… dziękuję.
- Dobranoc, Mary. I naprawdę nie ma za co. Nie pozwolę, by ktokolwiek z popleczników Lorda Voldemorta zagrażał tobie i twoim bliskim.
Mary wzdrygnęła się na dźwięk tego imienia, po czym wyszła do niewielkiego przejścia, zeszła spiralnymi schodami w dół i wypadła na korytarz na siódmym piętrze.
Myślała, że będzie gorzej. Przez całą podróż do Hogwartu obawiała się tej rozmowy. Nie wiedziała, czy postępuje dobrze. Jednakże teraz czułą ulgę. W końcu ma to za sobą i być może jej kłopoty się skończą niebawem. W głębi ducha zgadzała się z Dumbledorem. Ukrywanie takiego sekretu przed całym światem to najgorsze, co mogła uczynić. Dałoby to tylko Belli wolne pole w mordowaniu jej bliskich.
Za namową Marleny i Johna Mary opowiedziała Lily, Severusowi i Dorcas o groźbach Belli. Zareagowali tak, jak się spodziewała. Zaniemówili przez długą chwilę, lecz potem zaczęli ją nakłaniać, by czym prędzej poszła z tym do Dumbledore’a. Gdy Mary ich uspokoiła i powiedziała, że wybiera się do niego po uczcie powitalnej, próbowali zająć ją czymś przyjemnym i pytali, jak spędziła wakacje oraz dyskutowali o nowych przedmiotach, jakie ich czekają od tego roku szkolnego. Była im wdzięczna za to, iż przez całą podróż nie pocieszali jej, że wszystko będzie w porządku, bo tego typu gadanie drażniło ją.
Zanim wsiadła do pociągu, Mary obiecała sobie, że skupi się bardziej na poznaniu tajemnicy Remusa i chłopaków, by nie myśleć o Belli. Miała ogromną nadzieję, że po tak długiej przerwie któregoś z nich uda jej się nakłonić do zwierzeń i  w ten sposób pozna prawdę, jakakolwiek ona jest. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy rozważała kilkanaście scenariuszy, nawet bardzo mrocznych i drastycznych, jednakże to snucie, co może dolegać Remusowi, męczyło ją, a bardzo chciała mu pomóc. Nie chciała się ich omamiać żadnym zaklęciem, bądź eliksirem, bo tego typu metod nie pochwalała. Wolałaby siłą argumentów przekonać ich, by wyjawili prawdę…
- Hasło?
Mary wzdrygnęła się, po czym otrząsnęła się z rozmyślań. Stała przed portretem Grubej Damy, patrzącej na nią swym zniecierpliwionym spojrzeniem. Nie wiedziała, gdzie idzie, nogi same ją prowadziły przed siebie. Gdy spoglądała na portret, poczuła niemiły skurcz w żołądku. Nie znała hasła. Bo niby skąd? Od razu po uczcie skierowała się do gabinetu Dumbledore’a, więc nie zawracała sobie głowy hasłem. Miała ważniejsze sprawy na głowie. Już miała wyjaśnić Grubej Damie, gdzie była i poprosić, by ją po prostu wpuściła, gdy wtem usłyszała:
- Amore victis omnia.
Portret odchylił się, ukazując wejście do pokoju wspólnego Gryfonów. Mary odwróciła głowę i serce zabiło jej mocniej. Tuż obok stał James, trzymając się za nos.
- Dzięki. Zapomniałam zapytać….
- Drobiazg - mruknął James, przełażąc przez dziurę pod portretem. Gdy portret wrócił na swoje miejsce, Mary spytała:
- Co ci się stało w nos?
- Lily przywaliła mi z pięści.
- Rany, coś ty jej znowu zrobił?
- Starałem się być miły…
- James, błagam cię! Zbyt dobrze cię znam. Co jej tym razem powiedziałeś?
Zanim zdążył odpowiedzieć, Mary poczuła, że potyka się o coś ruchomego i rozległ się przeraźliwy syk i jazgot. James w ostatniej chwili złapał ją za rękę i pociągnął do sobie. Mary spojrzała w dół i ujrzała niedużego rudego kota z białą końcówką na ogonie. Poczuła, że zaraz eksploduje.
- Kurw… czyje jest to bydle?!
Wszyscy w pokoju wspólnym zamarli. Mary obrzuciła wszystkich groźnym spojrzeniem, jednakże nikt się nie odezwał. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, wśród tłumu wyłoniła się sylwetka Lily i zaczęła się rozglądać wokół, a gdy ujrzała rudego kota na środku pokoju wspólnego, podeszła i wzięła go na ręce.
- Tu jesteś, Fiona! Wszędzie…
- To coś jest twoje? - zapytała Mary, mrożąc kota spojrzeniem.
- Właśnie dlatego oberwałem od Lily pięścią w nos - odezwał się nagle James. - Przypadkiem nadepnąłem jej kocicy na ogon i…
- Następnym razem patrz gdzie łazisz, Potter! - warknęła Lily, patrząc z odrazą na Jamesa.
- Lily, ten kot o mało mnie nie zabił! - zawołała z wyrzutem Mary. - Skąd ty go wytrzasnęłaś?
- Dostałam od babci na imieniny. Zawsze chciałam mieć kota…
- …który  jest skutkiem wielu awantur i kłótni. Nie możesz go…
- Jej - poprawiła ją Lily. - Wymknęła się z dormitorium…
- Tak się składa, że drzwi są po to, by je zamykać.
- Sama sobie otworzyła. Nie spodziewałam się, że jest taka sprytna…
- Tak, tak, fantastycznie. Skończyłaś? Jestem zbyt zmęczona na wysłuchiwanie o zaletach tego futrzaka.
Nie czekając na reakcję Lily, pomaszerowała szybkim krokiem w stronę dormitorium.

*  *  *

- Witajcie na waszej pierwszej lekcji wróżbiarstwa! - oznajmiła entuzjastycznie profesor Jaqueline Fontane, matka Johna. - Jestem profesor Fontane. Pokażę wam przeróżne techniki przepowiadania przyszłości. Jeżeli nam się uda, wykroczymy nieco poza program waszego podręcznika, bo nie wszystkie ważne aspektu tego kierunku zostały w nim zawarte. Przez najbliższe dwa miesiące zajmiemy się tassomancją, czyli sztuką wróżenia z herbacianych fusów. Na każdym stoliku znajdują się dwie filiżanki  oraz dzbanek herbaty. Nalejcie do nich trochę herbaty, poczęstujcie się, a gdy już wszystko wypijecie, weźcie filiżankę osoby siedzącej naprzeciwko was i zobaczcie, jaki kształt mają jej fusy. Och, moja droga - zwróciła się do Hestii Vance - spokojnie, dziadek za godzinę się wybudzi z narkozy i będzie rześki jak za młodu.
Hestia niepewnie przytaknęła i wymieniła swoje uwagi na temat porady profesor Fontane ze swoją siostrą. Reszta uczniów nalała do swoich filiżanek herbaty i czekali, aż ostygnie. Klasa nie była liczna. Byli jedynie Mary, Lily, Dorcas, Marlena, John, Syriusz, siostry Vance, bracia Prewett, Edgar i Amelia Bones oraz bliźnięta Carrow. Mary skorzystała z okazji i usiadła przy jednym stoliku z Syriuszem. Miała nadzieję podpytać go w czasie lekcji, co dolega Remusowi. Jednakże Syriusz zdawał się skupiony na tym, co mówi matka Johna. Mary to strasznie irytowało. Dobrze wiedziała, że tylko udaje, by z nią nie rozmawiać na niewygodne tematy. W końcu, gdy jej filiżanka była prawie pusta nie wytrzymała i szepnęła:
- Długo masz zamiar tak siedzieć i milczeć?
Syriusz upił łyk herbaty i, nie patrząc na nią, rzekł:
- Skup się na tym, co mówi profesor Fontane.
- Ty już nie bądź taki troskliwy. Myślisz, że nie wiem, czemu tak się zachowujesz? Wraz z chłopakami złożyliście jakiś pakt milczenia i tylko ze sobą rozmawiacie.
- Widocznie towarzystwo innych nas nudzi - odparł beznamiętnie Syriusz.
- Jakoś cię nie nudziło namawianie mnie, bym poszła do Dumbledore’a w sprawie gróźb Belli.
- To zupełnie co innego.
- Czyżby? Nie jestem głupia, Syriuszu. Wiem, że tu chodzi o Remusa. Widzę, że coś z nim się dzieje i widocznie tylko tobie, Jamesowi i Peterowi wyjawił swój sekret.
Syriusz utkwił wzrok w swojej filiżance. Mary wywróciła oczami. Najłatwiej jest nie odpowiadać na trudne pytania - pomyślała z goryczą. Zrezygnowana chciała przewertować swój podręcznik do wróżbiarstwa, gdy Syriusz odparł:
- Dobra, masz rację. Tu chodzi o Remusa. I uwierz mi, obiecaliśmy mu, że to pozostanie między nami…
- Ale Remus też jest moim przyjacielem. Chcę pomóc!
- Chciałbym ci powiedzieć, ale nie mogę. Przykro mi. - Syriusz wziął od Mary jej filiżankę i zaczął patrzeć na jej fusy. - A co do sprawy z Bellą, nie zmieniłem zdania. Nadal uważam, że najrozsądniej byłoby porozmawiać o tym z Dumbledorem.
- Jeśli chcesz wiedzieć, byłam wczoraj u niego - rzekła Mary, sięgając po jego filiżankę. -  Wyjechał z samego rana do Londynu w tej sprawie.
Syriusz spojrzał na nią ze szczerym zdziwieniem.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Co cię skłoniło, by pójść z tym w końcu do Dumbledore’a? Przecież moje argumenty do ciebie nie docierały.
- Widocznie Marlena ma większy dar przekonywania. - Szeptem Mary opowiedziała Syriuszowi o drugim liście od Belli oraz o rozmowie z Johnem i Marleną w przeddzień wyjazdu do Hogwartu.
- Będę musiał jej podziękować później. I John ma rację. Jesteś niesamowicie uparta.
Mary lekko się uśmiechnęła.
- Zobaczymy, czy to coś da.
- Na pewno. Komuś jeszcze mówiłaś?
- Lily, Dorcas i Severusowi.
- Powiedziałaś Smarkerusowi? - zapytał ze zgrozą Syriusz. - Mary, on jest Ślizgonem! Skąd wiesz, że on tego nie wypapla swoim kumplom?
- Jest moim przyjacielem i mu ufam. Mógłbyś już dać mu spokój. Sev…
- No, moi drodzy mniej gadania, więcej wróżenia! – Syriusz i Mary wzdrygnęli się, gdy profesor Fontane pojawiła się przy ich stoliku. Ku ich zdziwieniu nie wyglądała na zdenerwowaną, że większość lekcji przegadali. – Co tam macie w swoich filiżankach?
Zanim zdążyli odpowiedzieć, profesor Fontane kurczowo złapała się krawędzi stołu. Zaczęła łapać nerwowo oddech, a ręce zaczęły jej lekko drgać. Wszyscy spojrzeli na nią zaniepokojeni. John szybko do niej podszedł i pomógł jej stanąć na nogi.
- Mamo? Wszystko w porządku?
Profesor Fontane nie odpowiedziała, tylko ruszyła w stronę fotela i opadła na niego. Zaczęła sobie masować skronie przez moment. Po pewnym czasie drgawki ustały. Nie patrząc na nikogo odrzekła:
- Na dziś to wszystko. Będziemy kontynuować za tydzień.
Zdziwieni uczniowie powstali i po kolei zeszli srebrną drabiną przez klapę w podłodze. Po drodze wszyscy dyskutowali na temat dziwnego zachowania profesor Fontane.
- Co się stało twojej mamie, John? - zagadnęła przyjaciela Mary. – Wyglądała, jakby dostała jakiegoś ataku.
- Widocznie miała kolejną wizję - stwierdził John obojętnym tonem. - Jestem do tego przyzwyczajony. Czasem w połowie zdania zamiera i nie ma z nią kontaktu, a potem wraca do rzeczywistości, jednakże okropnie przemęczona. Wbrew pozorom dar jasnowidzenia nie jest lekkim kawałkiem chleba.
- Czyli w zasadzie mogła dzisiaj ujrzeć jutrzejszy dzień?
- Niezupełnie. Jeśli moja mama doznaje wizji, to widzi coś, co może mieć wpływ na los nas wszystkich. Trudno mi to wytłumaczyć.
- Chodzi o jakieś katastrofy albo masowe mordy? - zapytała zlękniona Mary.
- No można to tak ująć, choć to o wiele bardziej skomplikowane. Z tego co wiem, to mi nie grozi. Ten dar objawia się tylko co dwa pokolenia.
Mary chciała coś powiedzieć, lecz kątem oka dostrzegła w drugim końcu korytarza Andromedę i Narcyzę. Starsza siostra tłumaczyła coś młodszej, energicznie gestykulując rekami. Ponadto Mary dostrzegła sporo bandaży na ramionach Narcyzy. Zaniepokoiło ją to. Czuła, że ma to związek z Bellatriks.
- Zobaczymy się później - mruknęła do Johna i szybkim krokiem skierowała się w stronę sióstr Black. Gdy dzieliło ją od nich kilkanaście kroków, usłyszała strzęp rozmowy:
- …zabawką! Musisz jej się postawić!
- Dobrze wiesz, że to niemożliwe, Andromedo. Znasz Bellę. Ona…
- Uwierz mi, to możliwe. Spójrz na mnie. Gdybym nie pokazała jej, że nie jestem jej służącą, do tej pory kisiłabym się…
Umilkła, gdy usłyszała kroki Mary. Odwróciła się gwałtownie, patrząc na nią przerażonym wzrokiem, lecz gdy zobaczyła, że to ona odetchnęła z ulgą.
- Och, witaj, Mary. Co słychać?
- W porządku, a u was?
Andromeda przez moment zawahała się, lecz chwilę później spojrzała na nią zdecydowanym wzrokiem i rzekła:
- Wiesz co? Chyba możesz nam pomóc…
- Daj spokój… - zaczęła Narcyza, lecz jej siostra uciszyła ją ruchem ręki.
- Chyba wiem, o co chodzi - odparła Mary, patrząc na zabandażowane ramiona Narcyzy.
Siostry Black spojrzały na nią zdumione.
- Naprawdę?   -zapytała Andromeda.
- Molly opowiadała mi, że widziała Narcyzę w Św. Mungu z licznymi obrażeniami na ramionach. Nietrudno się domyślić, że Bella znalazła sobie kozła ofiarnego…
- Hej! - zawołała Narcyza z oburzeniem.
- Mary ma absolutną rację, Narcyzo - powiedziała Andromeda, potakując głową. - Powtarzam ci już setki razy, byś postawiła jej się w końcu. Nie możesz dawać sobą manipulować!
- Nie jestem tak silna jak ty… albo Mary - rzekła Narcyza. Dłonie zaczęły jej lekko drżeć. - Nie potrafię jej się, ot tak, postawić…
- Gdybyś wiedziała, przez co ostatnio przechodzę, to byś nie uważała, że jestem silna - stwierdziła Mary. Obie siostry ponownie spojrzały na nią zdumione.
- Mary, błagam cię! - Andromeda wywróciła oczami. - Ty jako jedyna potrafiłaś się postawić naszej siostrze. Przed tą twoją izolacją wielu cię podziwiało…
Mary westchnęła ciężko. Nie miała pojęcia, jak im to wytłumaczyć, nie zdradzając powodu jej zachowania. Właśnie im nie chciała tego mówić ze względu na ich pokrewieństwo z Bellą. Bała się, że te informacje dojdą do ich najstarszej siostry, a ta wpadnie w jeszcze większy szał i dokona inwazji na jej rodzinny dom. Ponadto, i tak już sporo osób wiedziało o jej tajemnicy, a nie chciała, by cała szkoła o tym wiedziała. Z drugiej strony, zarówno Andromeda, jak i Narcyza nie są na tyle głupie, by tego typu sprawy rozpowiadać na prawo i lewo. Tym bardziej, że w ten sposób naraziłyby też własne bezpieczeństwo. Poza tym, wielokrotnie przekonała się, że są godne zaufania i nie rozpowiadają czyichś tajemnic…
Po paru minutach wahania Mary wyciągnęła oba listy od Belli z torby i wręczyła je jej siostrom. Andromeda i Narcyza ze stoickim spokojem je przeczytały, a gdy skończyły, oddały oba zwoje pergaminu Mary. Przez moment panowała niezręczna cisza. W końcu przerwała ją Andromeda.
- Nie mogę w to uwierzyć. Myślałam, że Bella da sobie w końcu z tobą spokój i zajmie się wypełnianiem rozkazów Czarnego Pana.
- Wasza siostra jest nieprzewidywalna - stwierdziła z goryczą Mary. - Śmiem twierdzić, że przy pisaniu tych listów świetnie się bawiła.
- No, ale chyba poszłaś  z tym do Dumbledore’a?  - zapytała przerażona Narcyza.
- Wczoraj po uczcie powitalnej. Marlena z Johnem dali mi do zrozumienia, że nie mogę tych gróźb tak zostawić…
- I mają absolutną rację - rzekła Andromeda. - Rozmówiłabym się z Regulusem w tej sprawie, ale on pewnie by doniósł o tym Belli…
- On cały czas ma mnie na oku. Tak wywnioskowałam z listów od waszej siostry.
- Żałosne. On jest jeszcze młody, a ona już mu miesza w głowie!
- A co mi robiła przez ostatnie parę lat?  - zapytała z goryczą Narcyza. - I ty się dziwisz, że mam trudności, by się jej postawić.
- To dlatego chcesz założyć zespół ze mną i z Molly? - zapytała ją Mary. Andromeda spojrzała na siostrę zdumionym spojrzeniem.
- Czy ja o czymś nie wiem?
- Postanowiłam założyć zespół wraz z Molly i Mary… oczywiście jeśli Mary się zgodzi.
- Zdajesz sobie sprawę, że rodzice cię wydziedziczą i zostaniesz wypalona z naszego drzewa genealogicznego?
- Mało mnie to obchodzi. Rodzice wciąż mówią mi, czego ode mnie oczekują i co mam robić. Już nawet męża mi wybrali! Chcę im pokazać, że jestem samodzielna i sama będę decydować  o swoim życiu. Całej naszej rodzinie da to może do myślenia, że nie każdy potomek Blacków będzie propagował ich chorą ideologię.
- Molly mi wspominała właśnie  o twoim pomyśle - wyznała Mary. - Generalnie nie chciałam ci kłopotów robić, ale skoro nie boisz się reakcji rodziny i w ten sposób chcesz pokazać, że nie dasz sobą manipulować, to wchodzę w to. Najwyżej Bella bardziej mnie znienawidzi, o ile to możliwe.
- Myślałam, że jesteś uległa na toksyczne wpływy naszej rodziny, a w szczególności pomiatanie sobą przez Bellę, jednakże słysząc twoje plany muszę cię przeprosić i pogratulować odwagi - stwierdziła rzeczowo Andromeda. - Masz moje pełne poparcie i w razie kłopotów wstawie się za tobą przed całym naszym rodem.
- Hej, Mary!
Mary odwróciła się. W jej stronę szli James i i Syriusz z uradowanymi minami. Spojrzała na nich jak na idiotów. Nie rozumiała, powodu ich radości, chyba że znowu coś doprowadzili do samodestrukcji.
- Do zobaczenia na próbie chóru! - mruknęła Narcyza i wraz z siostrą zeszła schodami w stronę lochów. Mary westchnęła. Jakoś nie zamierzała być dla tej dwójki miła.
- Jeżeli nie macie zamiaru zdradzić, co skrywa Remus, to możecie stąd spadać.
James i Syriusz zatrzymali się, a uśmiechy zniknęły z ich twarzy. Spojrzeli po sobie, jednak nie zawrócili.
- Zdajemy sobie sprawę, że chcesz pomóc Remusowi, ale naprawdę przyrzekliśmy mu, że nie piśniemy słowa - odparł z powagą James. - Jednakże musisz nas wysłuchać.
- Nic nie muszę, Potter - wycedziła Mary przez zaciśnięte zęby.
- Mary, proszę, wysłuchaj go - rzekł Syriusz błagalnym tonem, co lekko Mary zbiło z tropu. Rzadko słyszała, by ją o coś prosił, wyjąwszy sprawy z Bellą. - James wie, jak podnieść twoją pewność siebie.
- A co z nią jest nie tak?
- Przez ostatni rok bardzo się zmieniłaś - zaczął James. - Izolujesz się od ludzi, z nikim nie rozmawiasz…
- Gdybyś wiedział to, co my wiemy, też byś tak postąpił - warknęła Mary, patrząc na niego groźnie. On z kolei spojrzał ze zdziwieniem na swojego przyjaciela.
- Zaraz, czy ja dobrze usłyszałem? TY wiesz, co dolega Mary?
Syriusz nie wiedział, co odpowiedzieć. Patrzył to na Jamesa, to na Mary. Domyślała się, o co chodzi. James był jego najlepszym przyjacielem i mówili sobie wszystko, a ona niechcący palnęła, że Syriusz coś przed nim ukryła. Zrobiło jej się wstyd. Nie chciała, by ich przyjaźń zakończyła się przez taką głupotę. Bez chwili wahania podeszła do Jamesa i wręczyła mu listy od Belli. On, zaskoczony, zaczął je czytać, jednakże z każdą minutą na jego twarzy pojawiała się większa zgroza. Gdy skończył, oddał listy Mary i rzekł:
- I ty ukrywałaś to przez ten rok?
- A gdyby tobie Bella zagroziła, że wyrżnie twoją rodzinę, to byś rozpowiadał o tym na prawo i lewo? - odpowiedziała pytaniem Mary z ironią w głosie. - Miałam nadzieję, że z Remusem o tym pogadam, ale przez te wasze pieprzone tajemnice…
- Mary, jesteśmy twoimi przyjaciółmi! Pomoglibyśmy ci!
- Juz to słyszałam od Johna i Lily.
- I dobrze. Taka jest prawda. A czy…
- Tak, byłam u niego wczoraj po uczcie powitalnej. Dlatego sterczałam, jak głupia, przed portretem Grubej Damy.
- Ej! - Trójka Gryfonów odwróciła się na pięcie. Zza zbroi wyłoniła się sylwetka pulchnej szóstoklasistki o mysich włosach. Mary, James i Syriusz znali ją doskonale. To Berta Jorkins, najbardziej wścibska dziewczyna, jaką miał nieszczęście gościć Hogwart.
- Czego chcesz, Jorkins? - warknął Syriusz. - Znowu szukasz guza?
- Stul się, Black! Nie do ciebie mówię! - Jej tępe świńskie oczka skupiły się na Mary. - Czy dobrze usłyszałam? Nie bujasz z tym, że  Bellatiks Black upatrzyła cię jako kolejną ofiarę?
James i Syriusz jęknęli. Ich przeczucia się sprawdziły. Ta zakała ludzkości od samego początku przysłuchiwała się ich rozmowie. Mary zachowała stalowe nerwy i rzekła krótko:
- Matka cię nie nauczyła, byś się nie pchała tam, gdzie cię nie chcą?
- A więc to prawda! I to, że z jej siostrą zespół zakładasz? O rany, niech tylko cała szkoła…
Mary zadziałała impulsywnie. W mgnieniu oka wyciągnęła różdżkę zza pazuchy, wycelowała nią w Bertę i krzyknęła:
- Obliviate!
Zaklęcie było na tyle silne, że odrzuciło szóstoklasistkę parę metrów do tyłu. Jej cielsko upadło bezwładnie na posadzkę, nie wykazując żadnych oznak życia. Mary jedynie prychnęła z pogardą i spojrzała z powrotem na Jamesa i Syriusza, tym razem zupełnie zszokowanych reakcją swojej przyjaciółki.
- Więc, co chcieliście mi powiedzieć przed pojawianiem się tego gumochłona?
- Eee… - zająknął się James, jednak szybko odzyskał mowę. - W sobotę są sprawdziany do drużyny Gryfonów. Potrzebują trzech ścigających i szukającego. Pomyślałem, że mogłabyś  z nami się zgłosić…
- Zaraz, zaraz, poczekaj! Ja i Quidditch? Lily ci wczoraj za mocno przywaliła, że pleciesz takie bzdury?
- Pod koniec kursu latania na miotle byłaś jedną z najlepszych kursantek. Poza tym, pomogłoby ci to nabrać pewności siebie i otworzyłabyś się na ludzi. Ponadto, nie myślałabyś o ponurych sprawach.
- W pewnym sensie masz rację, jednak, dawno nie latałam…
- Potter!
Trójka Gryfonów ponownie odwróciła się, ale tym razem w przeciwną stronę. Ku nim szła rozwścieczona Lily z zaciśniętymi pięściami. James wywrócił oczami.
- Czego znowu, Evans? Twój kocur znowu dobrał się do Bogu ducha winnej osoby?
Zarówno Mary, jak i Syriusz spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Od początku ich nauki w Hogwarcie robił wszystko, by przypodobać się Lily. Ta nagła zmiana w zachowaniu ich przyjaciela mocno nimi wstrząsnęła. Obojętny i oschły ton kierowany w jej stronę… Nie, to musi być pomyłka…
- Wiesz, o czym mówię, padalcu! Czemu rzuciłeś na włosy Severusa Zaklęcie Niewidzialności?
- Bo drażniły mnie te jego tłuste loki. Poza tym, teraz wygląda o niebo lepiej. Już mniej przypomina nietoperza.
- Ty… - Lily nie dokończyła, gdyż zobaczyła Bertę, leżącą parę metrów dalej. - A ta krowa czemu leży taka rozpłaszczona? Potter, jeśli…
- Tym razem to moja sprawka. - Mary stanęła w obronie przyjaciela. – Podsłuchała, jak rozmawiałam z chłopakami o Belli, więc musiałam rzucić na nią Zaklęcie Zapomnienia…
- Rzuciłaś na nią Zaklęcie Zapomnienia? -  powtórzyła zdumiona Lily. - Wiesz, jak to zrobić?
- Znam jedynie formułę. Nie wiem, jakie będą efekty. Chyba jej mózgu nie wypaliło…
Lily wytrzeszczyła oczy ze strachu i podbiegła do nieprzytomnej szóstoklasistki. Korzystając z okazji Mary zwróciła się do Jamesa:
- Od kiedy zrobiłeś się taki oschły dla Lily? Zwykle jej się podlizywałeś…
- A zauważyłaś, by to przynosiło jakiekolwiek efekty? - zapytał z goryczą James. - Uznałem, że cokolwiek powiem, ona i tak nie zmieni do mnie nastawienia, więc postanowiłem traktować ją na równi ze Ślizgonami. Nawet przez nią zrezygnowałem z wróżbiarstwa.
- Ale chyba nie zaczniesz jej też gnębić?
Nie uzyskała odpowiedzi, gdyż usłyszeli ciche jęki, a potem zduszony krzyk Lily.
- Co jest, Evans?  - spytał zjadliwie James. - Okresu dostałaś?
- Stul pysk, Potter! Mary, coś ty zrobiła?
- Nie każ mi się powtarzać, Lily - powiedziała zirytowana Mary. - Chyba jasno…
- Wiem, że rzuciłaś na tę idiotkę Zaklęcie Zapomnienia! Chodzi o to… Chyba przegięłaś. Ona teraz nie pamięta, kim jest.
James i Syriusz spojrzeli po sobie, tym razem naprawdę przerażeni, jednakże Mary jedynie westchnęła.
- Przejmujecie się kretynką. Zasłużyła…
- Mary! - krzyknęli jednocześnie Lily, Syriusz i James.
- No dobra, dobra. Pobiegnę po panią Pomfrey.

niedziela, 1 kwietnia 2012

Rozdział 22


Dla Rieen - a tak, po prostu :P

[music]

Rozdział 22

Pokaż, ile jesteś warta

Nadszedł czerwiec, a wraz z nim egzaminy końcowe. Z tego powodu Mary często wpadała w panikę. Powtarzała sobie, że poplącze coś i obleje, co Lily doprowadzało do szału. Kilkakrotnie musiała jej wybijać tego typu myślenie z głowy.
- Przez parę tygodni solidnie się uczyłyśmy do tych egzaminów i recytowałaś mi wszystko śpiewająco - oznajmiła parę dni przed pierwszym egzaminem Lily, akcentując każde słowo. - Nawet jeśli egzaminy praktyczne kiepsko ci pójdą, to z teorii zdasz bezbłędnie, więc skończ biadolić, bo jeszcze w to uwierzysz i wtedy z pewnością oblejesz. - Na tym Lily skończyła tonem ucinającym dyskusję.
Gdy na tablicy ogłoszeń wywieszono wyniki egzaminów, Mary była zaskoczona, że tak szybko ten ciężki okres minął. Okazało się, że zdała, a niektóre przedmioty nawet całkiem dobrze, zwłaszcza zaklęcia i zielarstwo. Na innych przedmiotach trochę jej się pomieszało, ale nie było tak źle, jak się Mary na początku wydawało. Do końca roku szkolnego musiała znosić wyniosłe spojrzenia Lily, mówiące jej: „A nie mówiłam?” oraz rozważania, jakim cudem James wszystko bezbłędnie zdał, skoro jest ułomny na każde: „Odwal się ode mnie raz na zawsze, Potter!” albo „Skończ z tymi żałosnymi dowcipami! W cyrku cię wychowano?!”.
Sprawa z Remusem nadal nie dawała Mary spokoju. Próbowała go zaczepić, by się dowiedzieć, o co chodzi, ale albo unikał odpowiedzi i uciekał albo zbywał ją, że jest zajęty. Z Jamesem, Syriuszem i Peterem było podobnie. Rzadko widywała ich osobno, nawet razem robili ludziom przeróżne dowcipy, a zwykle Petera to jakoś nie interesowało. Nawet Lily i Dorcas próbowały się czegoś dowiedzieć od Remusa, ale efekt był taki sam. Ta ich tajemnica nie dawała Mary spokoju. Powoli stawało się to dla niej obsesją. Za wszelką cenę chciała się dowiedzieć, co też chłopaki ukrywają, a fakt, że ona i reszta uczniów wracali na letnie wakacje do swoich domów nie pomagał jej w dojściu do prawdy…

*  *  *

- Niech to szlag!
Mary zmełła list od Syriusza i cisnęła nim o ścianie. Co prawda, spodziewała się, że w tym roku nie przyjedzie do niej na letnie wakacje, ale czuła, że jest mu to na rękę. Zawsze znajdzie się pretekst, by nie odpowiadać na niewygodne pytania, chociaż często powtarzał, że pobyt w jego rodzinnym domu to oznaka sadomasochizmu. Widocznie uznał, że trzeba się poświęcić…
- Coś nie tak, Mary?
Mary odwróciła głowę w stronę drzwi do jej pokoju. W progu stała Molly, opierając się lekko o framugę.
- Nie… Atrament wylał mi się na pergamin, to wszystko.
Molly pokiwała ze zrozumieniem głową, po czym weszła do pokoju i przysiadła na najbliższym krześle, trzymając się za brzuch.
- Coś nie tak z dzieckiem?  - spytała zaniepokojona Mary.
- Och, nie, z dzieckiem wszystko w porządku. Po prostu czasem daje o sobie znać.
- Nie mogę uwierzyć, że jednak zdecydowaliście się na drugie dziecko - wyznała Mary. - Pamiętam, jak za pierwszym razem było ciężko…
- Teraz w pobliżu nie ma Belli, więc dźgnięcie nożem w brzuch mi nie grozi. - Molly parsknęła śmiechem. - Mój uzdrowiciel powiedział, że rozwiązanie powinno nastąpić gdzieś w okolicach grudnia.
- Znacie już płeć dziecka?
- Wolimy się dowiedzieć po porodzie. Mam nadzieję, że tym razem będzie dziewczynka.
- Dla równowagi?
Molly uśmiechnęła się.
- Można tak powiedzieć. Właściwie, od dawna chciałam z tobą porozmawiać.
Mary spojrzała na nią niepewnie. Czyżby dowiedziała się o groźbach Belli?
- Przez ten rok strasznie się zmieniłaś - ciągnęła Molly. - Rzadko się odzywasz, przesiadujesz sama w pokoju, spacerujesz samotnie kompletnie zamyślona. Jeżeli masz problem, mów śmiało. Dobrze wiesz, że możesz mi zaufać.
Mary odetchnęła z ulgą. Na szczęście niczego się nie domyślała. Przez moment próbowała coś wymyślić na poczekaniu i rzekła:
- Szczerze mówiąc, czuję się trochę niespokojna, odkąd Bella została oficjalnie śmierciożercą. Bez przerwy myślę, jaki będzie jej następny krok. Dobrze wiesz, że nas nienawidziła, a mnie w szczególności. W zasadzie, gdy jestem sama, boje się, że nagle zza rogu wyskoczy i poderznie mi gardło… albo komuś, na kim mi zależy.
Nie mijało to się z prawdą. Przez ostatnie miesiące poza obwinianiem się, że naraża swoich bliskich na śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony Belli rozmyślała także, kiedy w końcu się publicznie ujawni i co zrobi, by zyskać chwałę wśród popleczników Czarnego Pana. Pominęła tylko wzmiankę o liście. Z tego chciała się zwierzyć tylko Remusowi, bo tylko on nie wpadnie histerię i pomoże jej w tej trudnej sytuacji, wesprze na duchu. No, ale akurat wtedy, gdy go najbardziej potrzebuje, on izoluje się i zadaje wyłącznie z Peterem, Jamesem i Syriuszem.
Molly westchnęła ciężko.
- Właściwie, też często nad tym się zastanawiam. W końcu obiecała, że wyrżnie mnie i każdego mojego potomka.
- Nie pamiętam, by Syriusz coś takiego wspomniał, gdy był tutaj rok temu - odparła ze zdziwieniem Mary.
- Tyle że przed świętami bożonarodzeniowymi spotkałam się z nią.
Mary wytrzeszczyła oczy ze strachu.
- Że co? Jak…?
- Gdy wracałam od Św. Munga, deportowała się tuż naprzeciw mnie i przycisnęła do muru z różdżką wycelowaną w moją pierś. Nie zdążyłam zareagować, jej ruchy były niesamowicie szybkie. Powiedziała tylko, bym się cieszyła, że jeszcze żyję, bo w niedalekiej przyszłości wybije mnie i „resztę moich bękartów”, jak to określiła. Później pchnęła mnie na ulicę pełną Mugoli i aportowała się.
- Dlaczego nic nikomu o tym nie mówiłaś? Mogłaś porozmawiać z Dumbledorem…
- Na początku powiedziałam o tym tylko Arturowi. Długo rozważaliśmy wszelkie za i przeciw. Wiesz, tu chodziło o bezpieczeństwo i nasze, i naszych dzieci. W marcu zaprosiliśmy go do siebie i opowiedziałam mu o spotkaniu z Bellą. Nałożył na nasz dom parę zaklęć ochronnych, w tym niektóre są naprawdę solidne. Dodatkowo obiecał poinformować panią minister…
- Naprawdę? - zdziwiła się Mary. Zaczęły nią targać wątpliwości, czy dobrze robi, nie mówiąc o groźbach Belli Dumbledore’owi.
- Tak. Wiesz co, może zmieńmy temat, bo Bella nie jest warta, by o niej wspominać. Widziałam się niedawno z Narcyzą.
Mary nagle się ożywiła.
- Naprawdę? Gdzie ją spotkałaś?
- W Św. Mungu. Miałam akurat dyżur, gdy natknęłam się na nią na korytarzu z rozciętym ramieniem. Ponoć Bella ćwiczyła na niej jakieś czarnomagiczne zaklęcie.
- I ona na to pozwoliła? - Mary wzdrygnęła się z obrzydzenia. - Za bardzo daje sobą manipulować.
- Wiesz, Bella to jej najstarsza siostra. Przez wiele lat była jej autorytetem, póki nie poznała ciebie.
- Mnie? - zdziwiła się Mary. Nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć.
- Stałaś się pierwszą osobą, która postawiła się Bellatriks. Sama nawet mi doradzałaś, bym nie kończyła związku Arturem tylko dlatego, że ona tego chce. Zarówno Andromedzie, jak i Narcyzie dało to do myślenia. Z tego co wiem, Andromeda jest odporna na toksyczne działanie Belli, ale Narcyza… cóż, konieczne musisz z nią porozmawiać.
- Postaram się. Rozmawiałyście tylko o Belli, czy o czymś jeszcze?
- Ach, tak, prawie zapomniałam. Pamiętasz nasz występ na setne urodziny Dumbledore’a? - Mary kiwnęła głową. - Rodzice Narcyzy uznali, że jej talent nie może się zmarnować i na każdej rodzinnej uroczystości każą jej śpiewać. Namawiają ją, by pomyślała nad solowym śpiewaniem w świecie show-biznesu. Blackowie mają duże wpływy, więc z pewnością by jej się udało. Jednakże ona myślała, byśmy we trójkę założyły zespół.
- My? No nie wiem…
- W ten sposób Narcyza chce swojej rodzinie pokazać, że nie da sobą manipulować, a założenie zespołu z dwoma Gryfonkami, znienawidzonymi Gryfonkami przez ród Blacków, podziała na całą jej rodzinę jak kubeł zimnej wody.
- Wiesz, to nie brzmi głupio, ale ja mam dopiero dwanaście lat. Chyba jestem na to za młoda.
- Narcyza chce poczekać, aż ukończy Hogwart. Wtedy i ty byłabyś w odpowiednim wieku.
- Muszę się nad tym zastanowić - odrzekła wymijająco Mary. Nie chciała tak szybko podejmować decyzji w tej sprawie.
- Tak, oczywiście. - Na dole rozległ się płacz dziecka. - Chyba Billy się obudził. Zejdę do niego.
Molly wstała, obdarzyła Mary promiennym uśmiechem i wyszła z pokoju do swojego rocznego dziecka.

*  *  *

Letnie wakacje mijały dla Mary przeraźliwie wolno. Pierwszy raz tak bardzo chciała szybko wrócić do Hogwartu. Oczywiście, to nie miało wiele wspólnego z nauką. Od września chciała kontynuować swoje podchody w celu odkrycia tajemnicy Remusa, Jamesa, Syriusza i Petera. Nawet w domu, zamiast wypoczywać, snuła różne teorie, co takiego chłopcy ukrywają przed całym światem. Miała nadzieję, że w końcu któryś z nich będzie sam i bez problemu wydusi z całą prawdę ze swej ofiary. Nie dawało jej to spokoju. Czuła, że to coś poważnego, a za wszelką cenę chciała pomóc, szczególnie, jeśli w tym wszystkim chodziło o Remusa.
Tajemnica chłopaków nie była jedynym zmartwieniem Mary. Jej ojciec ją niepokoił. Ostatnio chodził po domu rozkojarzony, zamyślony, z podkrążonymi oczami i silnymi bólami głowy. Co prawda, tłumaczył to zwykłym przemęczeniem, jednakże zarówno Mary, jak i Cedrella miały co do tego pewne wątpliwości. Septymiuszowi często zdarzały się dni pełne morderczej harówki, ale zwykle nie wracał do domu w takim stanie. Cedrella przeczuwała, że coś poważnego dzieje się z jej mężem, jednakże nie miała pojęcia co to może być, i właśnie to ją najbardziej denerwowało.
W połowie sierpnia do Mary przyjechała Marlena z Johnem. Nie napisali ani słowem, że planują spędzić ostatnie dwa tygodnie wakacji z nią, gdyż obawiali się, że Mary spróbuje wykręcić się byle pretekstem. Cedrella bardzo ucieszyła się na widok przyjaciół córki i ugościła ich w wolnym pokoju Billiusa. Marlena i John starali się, by Mary nie zamartwiała się niczym. Spacerowali po pobliskim parku, dowcipkowali, zastanawiali się, co takiego James i Syriusz zrobią w tym roku, by wparadować do szkoły z wielkim hukiem. Mary była im wdzięczna, że przyjechali. Miała już dość zamartwiania się o ojca, Remusa czy też Bellę. Potrzebowała trochę odpoczynku od tych ponurych myśli.
- Myślę, że powinnaś się zgodzić - oznajmiła w końcu Marlena, gdy ona, Mary i John siedzieli wczesnym popołudniem na werandzie w ostatni dzień sierpnia. - Masz naprawdę dobry głos, a do tej pory pamiętam wasz występ przed całą szkołą na setne urodziny Dumbledore’a dwa lata temu.
- Sama nie wiem - przyznała Mary, wyrywając płatki stokrotce. – Rodzina Blacków wpadną w furię…
- Ja bym się tym nie przejmował - odparł John. - Da im to do myślenia. Może w końcu zrozumieją, że samo ich nazwisko nie czyni ich panami tego świata. Co prawda, nie chciałbym być w skórze Narcyzy…
- Właśnie, nie chcę, by przeze mnie miała problemy…
- Poczekaj jeszcze dwa lata, jak Narcyza skończy szkołę - poradziła Marlena. - Nie podejmuj na razie decyzji, bo to za wcześnie.
- Święta racja. - Trójka nastolatków wzdrygnęła się i obróciła głowy. To Cedrella opierała się o framugę drzwi wejściowych, trzymając małego Billy’ego na rękach. - Wybaczcie, że was przestraszyłam. Akurat przechodziłam, gdy usłyszałam waszą rozmowę.
- Nic nie szkodzi, pani Weasley - wymamrotał John.
- Jednakże też uważam, że powinnaś to jeszcze przemyśleć Mary. Według mnie to bardzo dobry pomysł. Molly opowiadała mi o pomyśle Narcyzy i popieram ją. Nie możesz zmarnować swojego talentu.
- Marlena tez świetnie śpiewa i nie myśli o zakładaniu zespołu…
- Właściwie, mój wujek postanowił się tym zająć i w następne wakacje jedziemy do studia jego znajomego, by ocenił moje zdolności wokalne - wtrąciła niewinnie Marlena, rumieniąc się lekko. - Tak jak twoja mama, uznał, że nie należy mojego talentu marnować.
- Zobaczymy za jakiś rok, albo dwa. - Mary spojrzała na matkę. - Mamo, jak się tata czuje?
- Na razie śpi. Podałam mu mieszankę Eliksiru Wzmacniającego i Pieprzowego. Z tego co wyczytałam, takie połączenie powinno zneutralizować to przemęczenie oraz migreny.
- Nadal nie wiadomo, co dolega pani mężowi, pani Weasley? - zapytała Marlena.
- Uzdrowiciele mówią, że Septymiusz za dużo pracuje, ale mam przeczucie, że to coś poważniejszego. Naprawdę, chciałabym wiedzieć, co się z nim dzieje.
- Myślę że mogę pomóc - odezwał się John. Trzy pary oczu skupiły się na nim. - Moja mama odziedziczyła po babce dar jasnowidzenia…
- John, przepowiadanie przyszłości nie pomoże…
- Pozwól mi skończyć, Mary. Chodzi o to, że każdy jasnowidz posiada coś na wzór szóstego zmysłu. Co poniektórzy nazywają to Wewnętrznym Okiem. W ten sposób mogą dostrzec aurę danej osoby oraz energię, jaka ją otacza. Być może moja mama w ten sposób odkryje przyczynę owego przemęczenia…
- Naprawdę? - Głos Cedrelli był pełen nadziei. - To byłoby naprawdę cudowne, John. Kiedy…
- Porozmawiam z nią od razu, jak wrócimy do Hogwartu.
- Dziękuję ci z całego serca. Och, byłabym zapomniała! Mary, w twoim pokoju siedzi duży czarny puchacz z listem w dziobie. Nie pozwolił mi się zbliżyć nawet na cal, więc…
Mary poczuła, że coś ciężkiego opada jej na dno żołądka. Czarny puchacz z listem w dziobie, do tego z oznakami agresji… Takiego puchacza kiedyś wysłała Bella z listem, w którym jej groziła. Miała nadzieję, że już więcej do niej nie napisze. Nie czekając na reakcję matki ani przyjaciół, zerwała się na równe nogi i pobiegła na górę. Wzięła tylko starą gazetę ze stołu w salonie i zwinęła ją w rulon w obawie, gdyby i tym razem sowa zaatakowała. Gdy znalazła się przy drzwiach do swojego pokoju, zatrzymała się i wzięła parę głębokich wdechów. Zacisnęła dłoń na klamce i mocno pchnęła drzwi gotowa, by zaatakować. Rzeczywiście, czarny puchacz siedział na jej biurku i - co było do przewidzenia - narobił na jej egzemplarz Natychmaistowej transmutacji. Jednakże, gdy weszła do pokoju i puchacz ją ujrzał, jedynie zamrugał ślepiami, upuścił list na biurko i wyfrunął przez otwarte okno. Mary szybko je za nim zamknęła i sięgnęła po list, odrzucając zwiniętą gazetę na podłogę. Był nieco grubszy od poprzedniego. Przysiadła na łóżku, rozerwała drżącym rękami kopertę i wydobyła kawałek pergaminu, po czym zaczęła czytać:

Hej, maleńka!

Chryste, czy tylko mnie się zdaje, że to dziwnie zabrzmiało? Dobra, nieważne, i tak mam wrażenie, że nie potrzebnie marnuję atrament, więc się streszczę. Samo pisanie do Ciebie jest wręcz obrzydliwe.

Zapewne byłaś w szoku, gdy mój puchacz tym razem Cię nie zaatakował. Cóż, uznałam, ze po tym, co mu ostatnim razem urządziłaś, nie warto niepotrzebnie stresować ptaka. W zamian pozwoliłam mu na odrobinę swobody - podoba Ci się ten mały upominek? Uznaj go za spóźniony prezent urodzinowy, suko.

Pewnie zastanawiasz się, czemu do Ciebie piszę. Pamiętasz, jak zapowiedziałam moją okrutną, krwawą zemstę na Twoich bliskich? Otóż, z radością Cię informuję, że czas owej zemsty nadszedł! Już sobie pierwszą ofiarę upatrzyłam i wierz mi, to będzie spektakularny zgon. Szkoda, że nie będziesz tego świadkiem.

Z mojego zaufanego źródła wiem, że o naszej uroczej korespondencji wie tylko mój kochany kuzynek Przyznam, że mnie zaskoczyłaś, bo byłam pewna, że polecisz z płaczem do starego Albusa. Pogratulować Ci trzeba rozsądku. Ale chyba nie byłaś aż tak naiwna, by myśleć, że jak nie pójdziesz na skargę do Dumbledore’a ani do któregokolwiek ze swoich żałosnych przyjaciół, to nic Twojej rodzinie i przyjaciołom nie zrobię? Jeśli tak, to wyprowadzam Cię z błędu. Będą cierpieć. I to bardziej niż Twój braciszek rok temu.

Tak więc, życzę udanych ostatnich dni radości, bo wkrótce zamienią się one dla Ciebie w istne piekło.

Do zobaczenia niebawem,

Bella

Mary przeczytała list dwukrotnie i z każdą minutą czuła, że nie panuje nad sobą. Łzy napływały jej do oczu, a coś lodowatego opadło na dno jej żołądka. Nie wiedziała, co ma  robić. Miała cichą nadzieję, że Bella da jej spokój, jak nikomu nic nie powie, jednakże jej ostatnia deska ratunku spłonęła wraz z przeczytaniem tego listu. Czuła się kompletnie bezradna. Do tego Regulus donosił o wszystkim, co Mary robiła. Miała wrażenie, że jest osaczona…
Nagle poczuła za sobą czyjś ciepły oddech. Mary szybko zerwała się na równe nogi, a list wepchnęła do kieszeni dżinsów. Tuż za nią stali John i Marlena równie przerażeni jak ona.
- Mój Boże… Mary…
- Nic nie mówcie - wykrztusiła Mary. Czuła, że zaraz się rozpłacze.
- Od kiedy dostajesz od Belli te listy? - zapytał John, siląc się na spokojny ton.
- To nic takiego…
- Do jasnej chimery, Mary! Nie możesz tak mówić! Przecież ta sadystyczna suka grozi tobie, że pozabija twoich bliskich!
- Błagam, John ciszej! - jęknęła przerażona Mary w obawie, że jej matka to usłyszy.
- Czemu nic nikomu nie mówiłaś? - zapytała Marlena. Oczy miała zaszklone od łez.
- Wiedział o tym tylko Syriusz. Nałożyłam na nim obietnicę, że nikomu nie powie.
- Teraz wiem, czemu przez ten rok chodził taki podłamany - stwierdził John. - I dlatego się od nas izolowałaś? By nas chronić?
- No… tak - wyjąkała Mary, nie patrząc im w oczy.
John parsknął śmiechem.
- Mary, jesteśmy twoimi przyjaciółmi! Rozumiem, że się boisz, ale to naprawdę… Postąpiłaś jak zwykły tchórz. Mogłaś nam powiedzieć. Przecież pomoglibyśmy ci!
- Kazalibyście mi iść do Dumbledore’a…
- Bo to najwłaściwsze i jedyne rozwiązanie! Tylko Dumbledore może powstrzymać tę zdzirę!
- John, wiesz…
- Rany, aleś ty uparta. Czy…
- Ciszej, John! - syknęła nagle Marlena. Przez moment zapanowała cisza, którą chwilę później przerwały czyjeś kroki. - Chyba mama Mary cię usłyszała.
- Spróbuję to jakoś wytłumaczyć. A ty przemów jej do rozumu.
Po tych słowach opuścił pokój Mary. Marlena stała tak w miejscu, nasłuchując, a gdy usłyszała, jak John tłumaczy Cedrelli i Molly, że uderzył łokciem o klatkę Hery, ponownie spojrzała na Mary. Nie miała pojęcia, jak przekonać przyjaciółkę, by porozmawiała z Dumbledorem o listach od Belli. Przez jakiś czas panowała cisza, przerywana rozmową Johna, Cedrelli i Molly. W końcu Marlena przemówiła:
- Rozumiem, że się boisz. Pewnie sama bym się bała, gdyby chodziło o życie moich bliskich. Jednakże, sama czytałaś ten list. Mimo że nie poszłaś do Dumbledore’a, Bella chce spełnić swoje groźby. W dodatku już sobie kogoś upatrzyła jako ofiarę. Znam cię, Mary. Nie pozwoliłabyś, by ktoś umarł z powodu tego, że naraziłaś się Bellatriks Black. Musisz o tym powiedzieć Dumbledore’owi. To jedyne wyjście.
- Wiem - wymamrotała Mary, nadal nie patrząc przyjaciółce w oczy. Oddychała ciężko. – Obydwoje macie rację. Tyle że… Nie chcę, byście przeze mnie cierpieli…
- Cierpimy, patrząc, jak się męczysz z tym wszystkim. Chodziłaś przez ten rok taka przygnębiona i smutna. Martwiliśmy się o ciebie. Wiedzieliśmy, że coś jest nie tak, ale nie dopuszczałaś nas do siebie. Masz wspaniałych przyjaciół, którzy cię wesprą w trudnych chwilach. Nawet w tej sytuacji. W ten sposób pokazujesz Belli, że może tobą manipulować, gdy tylko zechce. Wiele osób pamięta, jak jej się stawiałaś i wychodziłaś na swoje. Dla niektórych byłaś bohaterką, szczególnie dla Narcyzy i Andromedy. Dzięki tobie przestały wreszcie bać się Bellatriks. Przypomnij sobie, jak nakłaniałaś Molly, by postawiła się jej i nie zrywała  z Arturem. Gdyby nie ty, na świecie nie byłoby małego Billy’ego. Musisz z tym skończyć raz na zawsze. Pokaż, ile jesteś warta.
Mary w końcu spojrzała Marlenie w oczy. Krukonka czuła, że ją przekonała, ale wolała usłyszeć to z  jej ust. Mary wzięła głęboki wdech i rzekła:
- Dobrze. Zrobię to.