niedziela, 1 listopada 2009

Rozdział 14


Rozdział 14

Nieoczekiwani goście


Burzliwy maj minął, a po nim przyszedł upalny czerwiec, a z nim letnie wakacje. Dla uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart oznaczało to odpoczynek po kolejnym pracowitym roku. Rzecz jasna, nie obyło się bez przeróżnych wypadków i szlabanów, jednakże zebrali również sporo osiągnięć i wyróżnień. Po tym ciężkim roku mogą w końcu odpocząć. Żadnej nauki, tylko same chwile beztroski, swobody i spokoju. Któż by nie chciał spędzić tych dwóch miesięcy ze swoją rodziną?

Prawdę mówiąc, była taka osoba. Na samą myśl o powrocie do domu miała ochotę trzasnąć drzwiami i już nigdy nie wrócić do swojej chorej psychicznie rodziny. I jej przeczucia nie odbiegały od rzeczywistości, o ile nie było jeszcze gorzej…


*  *  *


- Coś ty zrobił, gówniarzu?! - wrzasnęła na całe gardło Walburga Black. - Co tu robią te czerwone plakietki i inne gryfońskie ozdóbki?! Masz się ich pozbyć!

- Zamkniesz się w końcu? - spytał Syriusz z nutą irytacji w głosie. - Niby czemu miałbym ich nie naklejać? Nie wstydzę się tego, że jestem Gryfonem. I tak miałem czymś zakleić tę szarą tapetę. Te ślizgońskie barwy wywołują u mnie chęć na wymioty.

- Jak śmiesz…

- Tak, śmiem. Wolałabyś, żebym poobklejał ściany plakatami mugolskich dziewczyn w bikini?

Pani Black spojrzała na swojego najstarszego syna z obrzydzeniem. Buzię miała otwartą, lecz nie padły z jej ust żadne słowa. Nie wiedziała, co powiedzieć.

- I tak tych śmieci się pozbędziemy. Masz to jak w banku! - rzuciła krótko i wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami sypialni. Syriusz wciąż patrzył się na miejsce, gdzie przed chwilą stała jego matka. Po chwili mruknął:

- Spróbuj, suko.

Nagle za ścianą rozbrzmiała ostra muzyka, która z każdą sekundą stawała się coraz głośniejsza.   Syriusz wywrócił oczami i zacisnął pięści. Nienawidził rocka. Preferował jedynie łagodne kawałki.

- Regulus, ścisz to gówno! - ryknął w stronę ściany, lecz nie uzyskał odpowiedzi, a dźwięk gitary elektrycznej coraz bardziej doprowadzał go do szału. W końcu nie wytrzymał i wyszedł z pokoju i wyważywszy drzwi kopniakiem wtargnął na terytorium swojego młodszego brata, po czym wrzasnął:

- Regulus, jak zaraz…!

Nie dokończył zdania, gdyż to co zobaczył sprawiło, że jego ciało przeszył zimny dreszcz, a w jego głowie zapanował chaos.

- Czołem, kuzynku!

Na łóżku Regulusa siedział jego właściciel oraz Bella Black  wraz ze swoją bandą. Na widok zszokowanej miny Syriusza ryknęli śmiechem.

- C-co tu robicie? - wybąkał.

- Korzystamy z gościnności twojej uroczej mamusi do czasu, gdy nie dostaniemy jakiegoś przydziału - odparła wesoło Bella, ledwo powstrzymując śmiech. - Jak tam Mary? Udało jej się zdać do drugiej klasy?

- Nie twój interes, zdziro - warknął chłodno Syriusz przez zaciśnięte zęby, dygocząc na całym ciele.

- A jak Molly i Arturek? - Bella zupełnie zignorowała jego odpowiedź. – Słyszałam, że niestety zmartwychwstał. - Westchnęła ciężko. - Szkoda. Będę musiała dokończyć to, co zaczęłam. Tym razem jednak upewnię się, że jego serce już nigdy nie zabije ponownie.

Reszta jej brygady nagrodziła jej słowa oklaskami, nawet Regulus. Syriusz omiótł wszystkich w pokoju pogardliwym spojrzeniem, po czym wypadł na korytarz, trzaskając drzwiami. Bella parsknęła śmiechem.

- Jego też zabiję. I tę małą Weasleyównę również.

- A jak chcesz to zrobić? - spytał podekscytowany Regulus.

- Jeszcze nie wiem - mruknęła Bella z lekkim uśmiechem na twarzy. - Jednak mogę ci obiecać, że przed śmiercią ich umysły będą przepełnione takim bólem, jakiego jeszcze nie doświadczyli. Spełnię swój obywatelski obowiązek, zarzynając te zakały ludzkości.

Po tych słowach ona i reszta jej towarzyszy ryknęli śmiechem, wylewają na podłogę resztki piwa kremowego.


*  *  *


- Dlaczego się na mnie nie wściekasz?

- A powinnam? - spytała zaintrygowana Mary.

- No bo to przeze mnie…

- Sev, na miłość boską! Ile razy mam ci powtarzać, że nie obwiniam cię o to, co się wydarzyło w marcu? To nie ty nakłoniłeś Bellę do próby morderstwa mojego brata.

- Ale to zaklęcie…

- Fakt, nie powinieneś igrać z czarną magią, lecz ciekawość to rzecz ludzka. Każdy z nas popełnia błędy. Nikt się przed nimi nie uchroni.

- Mary, ja…

- Słyszałeś, co powiedziała, prawda? - wtrąciła Lily z nutą irytacji w głosie. - Zresztą, ja ci to od miesiąca powtarzam, a ty mnie nie słuchasz. Masz dowód na to, że Mary nie obwinia cię  o to, co się stało. Tym stwierdzeniem uznajmy temat za zakończony. Daj już spokój, błagam cię!

Odpowiedź Severusa zakłóciła czyjaś aportacja. Na środku ulicy pojawiła się dwójka osób w średnim wieku. Po złapaniu równowagi rozejrzeli się dookoła i zauważywszy trójkę jedenastolatków, ruszyli w ich stronę żwawym krokiem.

- Kim oni są? - szepnęła Lily do ucha Mary, lecz ta tylko pokręciła głową. Gdy nieznajomi stanęli przed nimi, stwierdziła, że ich rysy twarzy są jej skądś znajome.

- Która z was jest córką Weasleyów? - spytała rudowłosa kobieta, zwracając się do nastolatek.

- To ja - mruknęła niepewnie Mary.

- Jestem Lucretia Prewett, a to mój mąż, Ignatius. Jak się pewnie domyślasz, Molly jest naszą córką. Chcielibyśmy porozmawiać z twoimi rodzicami.

Mary nagle oprzytomniała. Teraz wiedziała, skąd zna te rysy twarzy. Po chwili milczenia jej wzrok zrobił się chłodny niczym powietrze na Antarktydzie.

- Coś się stało, moja droga? - spytała łagodnie pani Prewett.

- Niech się pani wypcha tą swoją udawaną troską - warknęła Mary, nie kryjąc pogardy w głosie. - Dobrze wiem, co państwa do nas sprowadza.

Przez chwilę słychać było jedynie szum wiatru. Państwo Prewettowie spojrzeli po sobie zaskoczeni, a Lily chwyciła lekko przyjaciółkę za rękę.

- Mary, myślę…

- Nie, Lily. Nie mam zamiaru tak stać i milczeć, bo mam w tej sprawie coś do powiedzenia. - Ponownie zwróciła się do rodziców Molly. - Nie rozumiem państwa. Zawsze myślałam, że rodzice Molly nie kierują się ideologią, którą głoszą pradawne rody czystej krwi, ale wychodzi na to, że się myliłam. W sumie można by was wszystkich wrzucić do jednego worka. Nawpychali państwo swoim synom bzdur do głów, a potem oni żywili ogromną nienawiść do Molly i mojego brata. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nawiązali znajomość z Bellą Black. Zresztą, chyba wiedzą państwo, co ona zrobiła Arturowi, czyż nie? - Nie czekając na odpowiedź ciągnęła dalej: - Czy zdają sobie państwo sprawę z tego, co czuje teraz Molly? Do tej pory boi się państwa reakcji na wieść, że jest w ciąży z moim bratem, więc postanowiła już nigdy nie zawitać w rodzinnym domu. Wątpię, aby państwo tego chcieli, ale cóż… To wyłącznie wasza wina. I proszę się nie dziwić, że mówię do państwa w taki sposób. Z całą pewnością zasłużyliście sobie na to.

Państwo Prewettowie nie zdążyli odpowiedzieć na zarzuty, jakie padły z ust Mary, gdyż drzwi frontowe otworzyły się i pojawiła się Molly. Na widok swoich rodziców wytrzeszczyła szeroko oczy.

- Mamo? Tato? Co wy tu robicie?

Pan i pani Prewett niemal natychmiast spojrzeli w stronę swojej córki. Po chwili jej ojciec rzekł:

- Chcieliśmy porozmawiać z rodzicami Artura. Zresztą, byłoby lepiej, gdyby wszyscy domownicy byli obecni przy tym.

- J-jasne - wyjąkała wstrząśnięta Molly. - Są w salonie.

Państwo Prewettowie przekroczyli próg domu Weasleyów dumnym krokiem, nie spojrzawszy na swoją córkę. Po kilku sekundach Molly zamrugała parę razy powiekami i spojrzała pytająco na jedenastolatków.

- Nie patrz tak na nas - odezwała się zmieszana Mary. - Nie mamy pojęcia, co tutaj robią twoi rodzice.

- Już byłam pewna, że powiesz, że chcą ją przekonać o aborcji czy coś w tym stylu - mruknęła rozeźlona Lily. - Po tym, co im powiedziałaś, można się po tobie wszystkiego spodziewać.

- Czy to źle, że jestem szczera? - spytała Mary, wywracając oczami. Nie rozumiała pretensji w głosie przyjaciółki.

- Czasami warto trzymać język za zębami!

- Zaraz, o czym wy mówicie? - spytała podejrzliwie Molly, spoglądając to na Lily, to na Mary. Ta druga odpowiedziała:

- Gdy się pojawili twoi rodzice, wygarnęłam im, co o nich myślę. Może to ich czegoś nauczy.

- Że co? - żachnęła się Molly, a w jej oczach pojawił się cień lęku. - Coś ty im nagadała?

- Lepiej nie pytaj - mruknęła cicho Lily.

Nagle rozległo się nawoływanie Cedrelli, aby wszyscy przyszli do salonu. Pół minuty później wszyscy domownicy i goście siedzieli wygodnie na trzech kanapach, spoglądając po sobie z zaintrygowaniem. Gdy cisza robiła się nieco przytłaczająca, pani Prewett odchrząknęła i powiedziała:

- Ze słów Mary doszliśmy do wniosku, że wszyscy w salonie znają naszą sytuację rodzinną, więc nie musimy jej państwu przedstawiać. - Cedrella i Septymiusz spojrzeli surowo na swoją córkę. - Proszę jej za to nie winić. - Dodała szybko matka Molly. - Nieczęsto spotyka się tak szczere osoby. Mówienie swoich myśli na głos ma swoje dobre i złe strony. Ale my nie o tym chcieliśmy z państwem porozmawiać. Chodzi nam o to, że po ostatnich wydarzeniach…

Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi. Weasleyowie, Molly, Lily i Severus spojrzeli po sobie pytająco. Nikogo się dzisiaj nie spodziewali. Kto to może być?

- Ja otworzę - zaproponowała Mary, bo atmosfera w salonie trochę ją przytłaczała, więc szybkim krokiem poszła do drzwi frontowych i otworzyła je. Jej oczom ukazała się trójka przybyszy, których najmniej spodziewała się spotkać podczas wakacji, a szczególnie na progu jej domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz