niedziela, 29 listopada 2009

Rozdział 16

Dla Karinki – za wsparcie psychiczne

Rozdział 16

Żarty i wściekła sowa



- Jak cudownie znowu znaleźć się w Hogwarcie! - oznajmiła radośnie Mary, gdy wraz z Lily i Dorcas przemierzały szkolne korytarze.

- Mów za siebie. To dopiero pierwszy dzień i już walnęli nam sprawdzian z zeszłego roku.

- Mówiłam ci, że powinnaś na wszelki wypadek pouczyć się tej transmutacji - upomniała przyjaciółkę Lily. - Profesor McGonagall sama nas ostrzegała w czerwcu, że na pierwszej lekcji czeka nas test z całego roku.

- Nie wiem, czemu tak rozpaczasz, Dorcas - stwierdziła Mary uśmiechnięta od ucha do ucha. - Ten test był bardzo łatwy.

- Gdyby nie Lily, też byś się nie nauczyła.

- Nawet słówka nie pisnęła na ten temat podczas wakacji. Serio. Poza tym - objęła przyjaciółki oboma ramionami - od dzisiaj będzie zupełnie inaczej niż w zeszłym roku.

Lily i Dorcas spojrzały na nią pytająco.

- Co masz na myśli?

- Przecież już nigdy więcej nie zobaczymy na oczy Belli Black! - rzekła radośnie Mary, obdarzając przyjaciółki serdecznym uśmiechem. - Nie będzie żadnych prześladowań, ataków, dziwnych wypadków, zapełnionego skrzydła… Severus?

Mary, Lily i Dorcas zatrzymały się i przyjrzały się młodzieńcowi, który wyszedł zza zakrętu. Mogłyby przysiąc, że to Severus, tyle że…

- Czemu ufarbowałeś włosy na różowo? - spytała Dorcas, ledwo powstrzymując śmiech.

Zamiast równych kruczoczarnych włosów ujrzały malinową czuprynę na głowie Severusa. Spojrzał na Dorcas spode łba, cały zarumieniony.

- Na waszym miejscu nie szedłbym teraz do Wielkiej Sali - mruknął cicho Severus. - Możecie się stać ofiarami tych dwóch debili.

- Co ci się stało? - spytała wstrząśnięta Lily. - Kto ci to zrobił?

- Potter i Black rzucili jakieś zaklęcie na sklepienie Wielkiej Sali i teraz krople deszczu spadające z sufitu sprawiają, że każdemu, kto wejdzie do środka, kolor włosów zmienia się na różowy.

- Co? - spytała zaskoczona Mary. - Gdzie się tego nauczyli?

- Bo ja wiem. W dodatku żaden nauczyciel nie śmiał ich ukarać za ten cyrk. Uznali to za znakomity popis magiczny.

- Nie no, teraz naprawdę przegięli! - oburzyła się Lily. Ręce zaczęły jej się trząść. - Czy oni mózgu nie mają? Nie mogą zając się czymś pożytecznym, a nie…

- Lily, wyluzuj. - Mary próbowała ją uspokoić. - Znasz ich. Nie powstrzymają się przed wywinięciem jakiegoś numeru. To...

- Nie próbuj ich nawet usprawiedliwiać! - wrzasnęła Lily, plując na przyjaciółkę śliną. - NIC nie tłumaczy ich zachowania! Kiedy oni dorosną?!

- Oni mają dopiero jedenaście lat - wtrąciła ostrożnie Dorcas. - Może za parę lat się uspokoją.

- Akurat - prychnęła Lily i nie czekając na przyjaciółki chwyciła Severusa za ramię i udała się z nim w stronę wyjścia z zamku.

*  *  *


Wrzesień minął błyskawicznie szybko i nastąpił wietrzny październik, a po nim chłodny listopad. Podczas ostatnich dwóch miesięcy James i Syriusz nie próżnowali. Dla nich dzień bez porządnego dowcipu był dniem straconym. Zdążyli już wysadzić w powietrze kilka łazienek, obrzucić szkolne korytarze setkami łajnobomb oraz wpuścić do zamku stado gnomów, gryzących nauczycieli i uczniów po kostkach. Ich żarty były nagradzane zarówno przeróżnymi pochwałami, jak i obelgami.  Do tej drugiej grupy leżeli głównie Ślizgoni i prefekci. Mieli dość tych ciągłych wygłupów młodych Gryfonów, jednakże nie mieli odwagi wybić im tego z głowy, gdyż bali się stać ofiarami ich żartów.

Z każdym nowym dowcipem Lily stawała się coraz bardziej nerwowa. Gdy tylko spotkała Jamesa bądź Syriusza cały Hogwart słyszał jej przeraźliwy ryk. Wszyscy uczniowie obchodzili ją szerokim łukiem, nawet starsi uczniowie, w obawie, że też może sie tak na nich wyżyć. Dorcas, Mary oraz siostry Vance próbowały ją nieco uspokoić, lecz bezskutecznie. Co więcej, Lily twierdziła, że odwróciły się od niej i trzymają stronę „tych zakał ludzkości”. Jej przyjaciółki nie potrafiły odeprzeć jej argumentów.

- Gdzie zgubiłaś Dorcas? - spytał któregoś wieczora Syriusz Mary w pokoju wspólnym Gryffindoru.

- Próbuje powstrzymać Lily przed rzuceniem się na Jamesa w sali wejściowej. Tłum nas rozdzielił, a gdy już usłyszałam jej słodki głosik, postanowiłam się ulotnić.

Syriusz westchnął ciężko.

- Czy ona nie może mu już odpuścić? Zgodzę się z tym, że czasem przeginamy, ale to jeszcze nie powód, aby się na nas publicznie wyżywać.

- A co wy przez cały czas robicie? - spytała Mary z nutą irytacji w głosie. - Mimo upomnień Remusa wciąż wycinacie ludziom niemiłe kawały.

- Niemiłe? - spytał zdumiony Syriusz. - Chyba żartujesz!

- A wysmarowanie smoczym łajnem stołu Ślizgonów w Wielkiej Sali to nic?

- Oni się nie liczą…

- Kurwa, Black! - Syriusz spojrzał wstrząśnięty w stronę Mary. Pierwszy raz zwróciła się do  niego po nazwisku i do tego tak ostro przeklnęła. - Towarzystwo Jamesa faktycznie źle na ciebie działa!

- A na ciebie towarzystwo Lily - odgryzł się Syriusz. - Od kiedy stałaś się taka porządna?

- Staram się myśleć rozsądnie, idioto! Mógłbyś wziąć ze mnie przykład, a nie zachowywać się jak rozwydrzony dzieciak!

Syriusz nie zdążył odeprzeć jej kontrargumentów, gdyż rozległo się głośne stukanie w szybę okna. Oboje obrócili się na pięcie i ujrzeli za oknem czarnego puchacza z grubą kopertą w dziobie. Mary podeszła do okna i otworzyła je. Sowa wleciała do salonu, rzuciła na fotel list, po czym pomknęła w kierunku dziewczyny i zaczęła ją dziobać i drapać pazurami. Mary próbowała ją odpędzić od siebie, wymachując rękoma i krzycząc, lecz na próżno. Syriusz szybko dobył różdżkę i krzyknął:

- Expelliarmus!

Zaklęcie ugodziło puchacza w lewe skrzydło. Sowa wylądowała na jednym ze stolików, lekko chwiejąc się na nóżkach. Nastroszyła wściekle pióra i już szykowała się, by zaatakować Syriusza, gdy wtem Mary podbiegła do niej i walnęła ją z całej siły grubym tomem Tysiąca magicznych ziół i grzybów. Puchacz wyleciał przez otwarte okno, pohukując w wyrazie oburzenia. Syriusz podszedł do okna i szybko je zamknął.

- Co za głupie ptaszysko - warknął, po czym spojrzał na Mary zatroskanym spojrzeniem. - Nic ci nie jest?

- N-nie. D-dzięki za r-ratunek.

- Drobiazg - mruknął Syriusz i poprowadził Mary do fotela przy kominku i oboje usiedli.  Wzięła do ręki kopertę i otworzywszy ją, wyjęła z niej gruby zwój pergaminu. Gdy przeczytała, kto jest nadawcą, ręce zaczęły jej się trząść. Złożyła pergamin czterokrotnie  i schowała go do kieszeni spodni. Syriusz spojrzał na nią zaniepokojony.

- To niemożliwe… - zaczęła mamrotać Mary. - Niemożliwe…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz