środa, 20 czerwca 2012

Rozdział 25


Rozdział 25
Mroczna aura

- Czego może chcieć ode mnie Remus? - zdziwiła się Mary.
- To chyba dobrze, że chce się z tobą spotkać, prawda? - powiedział James lekko drżącym głosem. Mary spojrzała na niego. Kątem oka zdążyła dostrzec, że spojrzał porozumiewawczo na Syriusza, lecz obaj szybko odwrócili wzrok, jak na nich spojrzała.
- O co chodzi?
- O nic - odparł wymijająco Syriusz. - Słuchaj, mówiłaś, że Remus ignoruje cię, nie możesz zamienić z nim nawet słowa, a teraz masz ku temu okazję. Bez powodu nie wysyłałby do ciebie wiadomości, tylko by do ciebie podszedł po sprawdzianach. Może chce ci się z czegoś zwierzyć.
Mary oprzytomniała. Syriusz może mieć rację - pomyślała. - A jeśli Remus chce mi zdradzić swój sekret, który tak bardzo skrywa przed całym światem?
- Weźcie moją miotłę - rzuciła krótko Mary. Syriusz wziął od niej Zmiatacza, a ona sama popędziła w stronę sowiarni. Po drodze dwukrotnie poślizgnęła się o mokrą murawę, jednak dotarła na miejsce. Gdy weszła do środka, rozejrzała się po wieży, lecz nikogo nie zastała.
- Remus?
- Jestem na górze!
Mary wbiegła na górę i ujrzała go. Stał oparty o jedyną czystą część muru, nieopodal wylotu dla ptaków. Gdy ją zobaczył, uśmiechnął się.
- Coś się stało?
- Nic szczególnego. Syriusz napomknął, że chcesz mi coś ważnego powiedzieć…
Mary poczuła ukłucie żalu. Miała nadzieję, że Remus spotkał się z nią po to,  by wyjawić jej swój sekret. Opowiadanie o Belli już ją męczyło. Ale może, jak mu zdradzi swój sekret, on podzieli się swoim. Warto spróbować.
Zaczerpnęła powietrza i opowiedziała Remusowi wszystko od momentu pierwszego listu od Bellatriks. Słuchaj ją uważnie, jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Trochę ją to zdziwiło, gdyż każdy, komu to opowiadała jakoś na to wszystko reagował, a Remus nawet, jeśli był wzburzony nie dał tego po sobie poznać. Gdy skończyła westchnął i rzekł:
- I to jest ten wielki problem, przez który do nikogo się nie odzywałaś?
Pytanie Remusa zbiło Mary z tropu.
- Nie rozumiem.
- Daj spokój. Wystarczyło od razu pójść do Dumbledore’a z tą sprawą, a nie czekać, aż ktoś cię nakryje z tymi listami. Zachowałaś się idiotycznie.
- Idiotycznie? - Mary nie wiedziała, co powiedzieć. Nie spodziewała się takiej reakcji ze strony Remusa. Zmienił się. To nie ulegało żadnych wątpliwości. Nigdy by tak nie zareagował na tak poważną sprawę. Myślała, że zrozumie, czemu nie chciała innych narażać.
- A jak to nazwać inaczej? - ciągnął Remus lekko znudzonym głosem. – To, że się od nas izolowałaś, by nam zapewnić bezpieczeństwo, nic by nie zmieniło. I tak Bella by wprowadziła swój plan w życie. O ile już nie wprowadziła.
- Przyganiał kocioł garnkowi - warknęła Mary. Czuła, że z każdą sekundą wzbiera w niej wściekłość. - Sam się izolujesz od ludzi. Jedynie trzymasz się blisko Syriusza, Jamesa i Petera, a tak unikasz ludzi jak ognia.
Remus zbladł lekko.
- To co innego…
- Wcale nie! Nie wiem, co cię gryzie, ale na tej trójce świat się nie kończy. Jest wiele osób, którym mógłbyś zaufać. Lily, Dorcas… Ja…
- Nie masz pojęcia, co mówisz - wymamrotał Remus, nie patrząc jej w oczy. - Gdybym wam powiedział, odsunęłybyście się ode mnie.
- Co ty chrzanisz?! Nigdy byśmy tego nie zrobiły! Nigdy!
- Naprawdę? - Remus spojrzał na nią z mieszaniną złości i pogardy. - No tak, zapomniałem, że wielka Mary Weasley jest nieomylna w każdej sprawie. Myślisz, że jesteś w stanie wszystko zrozumieć? Ja naprawdę się nie dziwię, że tyle osób cię nienawidzi. Jesteś doprawdy irytująca i zbyt pewna siebie. Zresztą nie zdziwiłbym się, gdybyś tych gróźb Belli nie wymyśliła sobie, by zwrócić na siebie uwagę…
Tego Mary nie wytrzymała. Zacisnęła pięść i uderzyła Remusa w twarz. Chłopak zachwiał się i złapał za policzek. Z kącików ust spływała strużka krwi. Spojrzała na niego zimno. Chciała mu zadać taki sam ból, jak on jej.
- Według ciebie, ja sobie wymyślam pogróżki od Belli? Myślisz, że z takich rzeczy można sobie żartować?! Jesteś bezczelny, Remusie Lupin. Spójrz lepiej na siebie. A może ty wciskasz ludziom kit, mówiąc o swoim rzekomym słabym zdrowiu, by wszyscy się nad tobą litowali? Jak to mówią mugole? Ach, tak, cicha woda brzegi rwie. To powiedzenie dobrze cię opisuje. Od początku byłeś dwulicową i fałszywą świnią! Żałuję, że w ogóle ci wyjawiłam swój sekret. Pomyśleć, że ja cię…
Nie dokończyła, tylko okręciła się na pięcie i wybiegła z sowiarni.

*  *  *

Najbliższe parę tygodni były dla Mary męczące. Przez cały ten czas unikała Remusa jak tylko nadarzała się okazja. Jego obecność na lekcjach oraz w Wielkiej Sali jakoś znosiła, a w innych sytuacjach, gdy tylko go zobaczyła, starała się ulotnić. Wbrew pozorom, nie była na niego obrażona Co prawda, była na niego zła i wściekała się, jak wspominała tę pamiętną rozmowę w sowiarni, jednakże w głębi ducha się z nim zgadzała. To nastawienie ludzi do jej osoby było jej winą. Mogła pójść do Dumbledore’a od razu, a nie zamykać się przed całym światem. Jednakże to wcale nie zmniejszało jej niepokoju, co do zachowania Remusa. Teraz nie miała żadnych wątpliwości, że coś się stało. Gdyby wszystko było w porządku, nie zachowywałby się tak. Co więcej, teraz przypominał ją samą sprzed roku. Z nikim nie gadał tylko z Jamesem, Syriuszem i Peterem. Nadal chciała się dowiedzieć, co takiego Remus ukrywa, lecz już nie chciała naciskać, gdyż ich kolejna sprzeczka mogłaby przynieść bardzo przykre konsekwencje.
Jakby tego było mało, Mary rozmyślała nad słowami, które na sam koniec skierowała do Remusa. Pomyśleć, że ja cię… Co ona takiego chciała powiedzieć? Coś takiego mogłaby powiedzieć tylko wtedy, jakby się w nim zakochała, a przecież tak nie było. Uważała go za bliskiego przyjaciela, powiernika największych sekretów… Ale czy na pewno? Za wszelką cenę chciała poznać tajemnicę Remusa, ale dlaczego? Z czystej ciekawości, chęci pomocy, wsparcia, czy też dlatego, że jednak coś do niego czuła? Za każdym razem, gdy o tym myślała, odpędzała te myśli. Przecież ma dopiero dwanaście lat! Co ona może wiedzieć o miłości? Co prawda, kochała swoich rodziców, braci, ale to zupełnie co innego. To, co czuje do Remusa, może być jedynie niewinnym zauroczeniem, ale i tego nie może być pewna. Ostatnimi czasy bardzo rzadko rozmawiała z Remusem, więc skąd ta nagła eksplozja uczuć do niego? Już sama nie była pewna, co o tym wszystkim myśleć.
Z pewnością miałaby mętlik w głowie, gdyby nie wsparcie jej przyjaciółek. Dorcas, Lily i Marlena pocieszały ją, by nie przejmowała się tym, co nagadał jej Remus. Dorcas nawet miała ochotę powiedzieć mu parę słów do słuchu, jednakże Lily szybko ją powstrzymała. Mary była im wdzięczna za ich wsparcie. W tego typu sprawach mogła tylko na nie liczyć. Chłopakom nie warto było zawracać tym głowy. Szczególnie Jamesa i Syriusza nie chciała stawiać w trudnej sytuacji. W końcu Remus to ich przyjaciel.
Aby już więcej nie myśleć o Remusie i swoich uczuciach do niego, Mary skupiła się na treningach i nauce. Z powrotem stała się jedną z ulubienic profesora Slughorna i z chęcią zapraszał ją, Lily i Severusa na spotkania najzdolniejszych uczniów. Z innych przedmiotów również się poprawiła, szczególnie z transmutacji, ku wielkiej radości profesor McGonagall. Jeżeli chodziło o treningi, również nie było na co narzekać. Mary dawała z siebie wszystko, by nie dać satysfakcji Gwenog do głupich docinków na temat jej formy. James i Syriusz wiele razy starali się do niej zagadać, lecz szybko ich spławiała. Była pewna, że chcą porozmawiać na temat Remusa, a ona nie miała ochoty na razie poruszać tego tematu. Nie po to skupiła się na treningach i nauce, by teraz wszystko to spieprzyć. Dlatego tego typu rozmowy odkładała w bardzo odległą przyszłość.

*  *  *

- Mary, mogłabyś chwilę zostać? - zapytała profesor Fontane.
- W porządku - odrzekła niepewnie Mary i zwróciła się do przyjaciółek: - Idźcie, spotkamy się później.
Gdy klapa w podłodze zamknęła się, profesor Fontane wskazała pusty fotel przy stoliku z kryształową kulą. Mary nie wiedziała, o co może chodzić. Usiadła naprzeciwko profesor Fontane i spytała:
- Cos się stało, pani profesor?
- Muszę z tobą porozmawiać.
Mary zmarszczyła brwi. Miała złe przeczucia. Profesor Fontane była jasnowidzącą, więc mogła zobaczyć coś naprawdę strasznego. Szczególnie, co John powiedział jej po pierwszej lekcji wróżbiarstwa…
- Chodzi o twojego ojca. Byłam u niego parę dni temu.
Mary zrozumiała. Zapomniała, że John obiecał porozmawiać z matką, czy by nie pomogła Septymiuszowi w znalezieniu przyczyn jego pogarszającego się zdrowia. Jednakże obawiała się, że profesor Fontane nie ma dla niej dobrych wiadomości.
- Gdy z nim rozmawiałam, wyczuwałam wokół niego mroczną aurę. Tak jakby nawiedzał go zły duch. Wykonałam rytuał, służący do odpędzania złych mocy, więc to powinno pomóc. Ale martwi mnie coś jeszcze.
Mary poczuła, że żołądek podchodzi jej do gardła.
- Mogę się mylić - ciągnęła profesor Fontane - ale wydaje mi się, że jest pod wpływem jakiegoś silnego nieznanego mi uroku. Prawdopodobnie czarnomagicznego.
- To niemożliwe - zaprzeczyła Mary. - Mój ojciec pracuje w Departamencie Magicznych Katastrof i nie ma styczności z niczym związanym z czarną magią.
- Dlatego podkreślam, że to moje przypuszczenia. Nie jestem nieomylna, Mary. Nawet największemu jasnowidzowi może zdarzyć się błąd zawodowy. Niemniej jednak są przypadki, gdzie mam stuprocentową pewność…
- Przypadki? - powtórzyła Mary zdziwionym głosem.
- Pewnie wydaje ci się, że w ten sposób traktuję ludzi przedmiotowo, prawda? Wierz mi, nigdy tam nie robię, ale w tym jednym…
- Mówi pani o moim ojcu?
- Na Boga, nie! Chodzi mi o Bellatriks Black.
Mary wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
- Nie bardzo rozumiem…
- Gdy profesor McGonagall przekazała całemu gronu pedagogicznemu o groźbach panny Black … cóż, wcale mnie to nie zdziwiło. Powtarzałam Dumbledore’owi, by coś zrobił z tą dziewczyną, ale mnie nie posłuchał i teraz ma efekty…
- O czym pani mówi? - Mary czuła się coraz bardziej przerażona.
- Panna Black uczęszczała na moje lekcje w czasie jej nauki w Hogwarcie. Podczas pierwszej naszej lekcji doznałam wizji, gdy dotknęłam jej filiżanki z herbacianymi fusami. Widziałam setki zwłok w kałużach krwi, Mroczny Znak na niebie i Bellatriks z zakrwawionym nożem w jednej ręce i zakrwawioną różdżką w drugiej. Ponadto, stała u boku Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, patrząc na niego z uwielbieniem.
- To już wtedy pani wiedziała, kim Bella zostanie w przyszłości?
- Miałam nadzieję, że to tylko pojedyncza wizja albo że los panny Black się zmieni. Niestety, nic na to nie wskazywało. W dodatku, podobnych wizji miałam więcej. Obserwowałam ją przez parę lat i widziałam, jak wzrasta w niej okrucieństwo, jej pożądanie do zadawania bólu, pragnienie dołączenie do grona śmierciożerców, zostanie prawą ręką Czarnego Pana…
- To okropne! - Mary wzdrygnęła się, patrząc na profesor Fontane z przerażeniem. - Wspominała pani, że rozmawiała o tym z Dumbledorem…
- Niestety, profesor Dumbledore nie pojmuje szlachetniej sztuki wróżbiarstwa. Gdyby nie moja dobra opinia, w ogóle usunąłby ten przedmiot ze standardów edukacyjnych. Gdy go ostrzegałam, co wyrośnie z panny Black, on to wszystko zbagatelizował. Był głuchy na moje argumenty, wręcz mnie wyprosił ze swojego gabinetu!
- Ale dlaczego…
- Dumbledore wierzy, że w każdym jest choćby odrobina dobra, nawet w Sama-Wiesz-Kim. Nawet, jakby coś dobrego było w Bellatriks Black, w co szczerze wątpię…
- To znaczy, że gdyby Dumbledore zareagował…
- Och nie, nawet tak nie myśl! - odparła profesor Fontane, przerażona tokiem rozmowy. - Nikt nie ponosi winy za to, kim się stała panna Black. Zauważ, że robiłam wszystko, by temu zapobiec, lecz widocznie jej przeznaczeniem było stać się tym, kim teraz jest.
- Pani profesor… - Przez moment Mary się zawahała. Od ich pierwszej lekcji nie miała okazji z nią porozmawiać o tamtym incydencie, a teraz była doskonała okazja. - Podczas pierwszej naszej lekcji również pani miała wizję, prawda?
Profesor Fontane spojrzała na nią zlękniona.
- Cóż, pewnie każdy to zauważył…
- Ale czy ta wizja… miała coś wspólnego ze mną?
Zapanowała głęboka cisza. Profesor Fontane spojrzała na swoje dłonie, jakby nie wiedziała, co odpowiedzieć. Mary nadal nie opuszczało złe przeczucie. Od początku czuła, że to ma związek z nią, ale pewności nie miała. A teraz…
- John wspominał, że pani wizje często dotyczą spraw, które mogą mieć wpływ na los wielu ludzi…
- To prawda - odparła w końcu profesor Fontane. - I tak. Ta wizja dotyczyła ciebie.
Wiedziałam - pomyślał Mary.
- A czego ona dotyczyła?
Profesor Fontane przygryzła wargi i rozmyślała nad czymś gorączkowo. Jednakże jej dumanie trwało krócej.
- Ujmę to tak. Jeśli moja wizja się sprawdzi, nastaną mroczne czasy dla ludzkości. Nie mogę ci zdradzić szczegółów w obawie, że przez czysty przypadek nieświadomie zrealizujesz tę wizję, rozumiesz?
- T-tak - wyjąkała Mary.
- Obiecaj mi tylko jedno. Nigdy, ale to nigdy nie zbliżaj się sama do jeziora na szkolnych błoniach.
- Ja…
- Obiecaj!
- Ja… dobrze, obiecuję.
Profesor Fontane odetchnęła z ulgą. Mary powstała i rzekła:
- Chyba już pójdę. Nie chcę się spóźnić na zielarstwo.
Profesor Fontane tylko kiwnęła głową. Gdy Mary otworzyła klapę w podłodze, nauczycielka wtrąciła:
- Jeszcze jedno.
Mary spojrzała na nią ze skupieniem.
- Postaraj się zrozumieć Remusa. Wiem, że zranił cię, ale to, co skrywa, jest naprawdę ogromnym ciężarem i słusznie się obawia, że ludzie go odtrącą.
- Ale…
- Ponadto, nie powinnaś mieć wątpliwości, co do swoich uczuć. To nie złudzenie, to co czujesz, jest prawdziwe.
Mary jedynie kiwnęła głową i zeszła po drabinie z mętlikiem w głowie.

*  *  *

Nadszedł październik, a z nim początek sezonu Quidditcha. Gwenog wycikała ze swoich zawodników siódme poty. Za wszelką cenę chciała pokazać, że jej drużyna jest najlepsza, tym bardziej, że cały Gryffindor pokładał w niej ogromne nadzieje. Nie bez powodu profesor McGonagall zaproponowała jej stanowisko kapitana, gdyby nie miała stuprocentowej pewności, że jest najlepsza.
Mimo katorżniczych treningów, Mary nie mogła przestać myśleć nad słowami profesor Fontane. Na samą myśl o tym, że ona i Dumbledore wiedzieli, co wyrośnie z Belli, robiło jej się niedobrze. Można było temu zapobiec. Przecież istnieją jakieś metody zmiany osobowości, szczególnie w świecie mugoli. Jednakże profesor Fontane robiła wszystko, by temu zapobiec, a skoro jej się nie udało… Właściwie, Mary pamiętała, że profesor Dumbledore też reagował na niepokojące zachowanie Belli parę miesięcy przed atakiem na Artura i to też nic nie dało. Może faktycznie nie dało się zapobiec tej wizji?
Mary powiedziała Lily, Dorcas, Marlenie, Johnowi i Severusowi o wizji, która objawiła się profesor Fontane podczas ich pierwszej lekcji wróżbiarstwa. Przesiedzieli dwa tygodnie w bibliotece, szukając czegoś na temat zaklętych jezior, morskich potworów czy też znaczenia motywu jeziora w sztuce jasnowidzenia. Lily doszła do wniosku, że ostrzeżenie profesor Fontane przed zbliżaniem się do jeziora mogło mieć znaczenie zarówno dosłowne, jak i potoczne. Równie dobrze może to symbolizować coś zupełnie nie związane z jeziorem na szkolnych błoniach. Znaleźli wiele informacji, jednakże nie wiedzieli, jak się do nich odnieść. Było mnóstwo mitów, legend, nawet wzmianek w historii czarodziejów na temat jezior, jednakże nie wiedzieli, jaki to ma związek z wizją profesor Fontane.
Przez ostatnie parę tygodni ignorowanie Remusa stało się jeszcze trudniejsze niż wcześniej. Mary zauważyła, że teraz spogląda na nią smutnym wzrokiem. Może chciał ją przeprosić? Może źle się czuł po tej całej kłótni? Nie wiedziała. Zbyt bardzo ją bolały jego słowa, by znowu do niego zagadać. A może jej się tylko zdaje i Remus w ogóle nie chce mieć z nią nic wspólnego? Ponadto, słowa profesor Fontane spowodowały, że nie ufała już swoim uczuciom. Skoro to, co czuje do Remusa jest prawdziwe, to czy to, co czuje do niego, to coś więcej niż przyjaźń?
Nadszedł dzień meczu Gryfonów ze Ślizgonami. Jak to zwykle bywa, gdy jakiś członek drużyny Gryfonów wchodził do Wielkiej Sali rozbrzmiewały brawa ze stołu Gryffindoru i gwizdy ze strony stoły Slytherinu. Gdy Mary weszła do środka, nie przejęła się kąśliwymi uwagami Regulusa Blacka, że przed upływem kwadransu spadnie z miotły i połamie wszystkie kości, tylko dumnie pomaszerowała w stronę swojego stołu i usiadła obok Syriusza.
- I jak, Mary? - zagadnął wesoło James. - Gotowa na starcie ze Ślizgonami?
- No pewnie. Trzeba skopać parę tyłków.
- I o to chodzi! - Syriusz poklepał ją po ramieniu. - Mówiłem, że stara Mary wróciła.
- Och, przymknij się, Black. - Mary dała mu kuksańca w bok, ale również się zaśmiała. Nie zwracała uwagi na to, ze Remus spoglądał na nią swym smutnym spojrzeniem.
- Czemu Regulus tak na ciebie się patrzy?  - zdziwił się James, patrząc na stół Slytherinu.
- W końcu szpieguje dla Belli, no nie? - rzekła ironicznie Mary. Odwróciła się i pokazała Regulusowi wulgarny gest. Ten prychnął jedynie pogardliwie i zabrał się za swoją owsiankę. - Może po meczu rzucimy na niego jakiś fajny urok, co?
- Tylko nie Zaklęcie Zapomnienia - ostrzegła Lily, patrząc na Mary srogim spojrzeniem. - Zapomniałaś już , jak załatwiłaś Jorkins?
- Evans, robisz się nudna, wiesz? - jęknął  James z miną cierpiennika. Lily już chciała się odgryźć, gdy nagle Syriusz krzyknął:
- Mary, patrz!
Mary spojrzała ku sklepieniu Wielkiej Sali i zamarła. Zza chmur wyłoniła się postać dużego czarnego puchacza, niosącego duży pakunek. Mary zerwała się z miejsca i w ostatniej chwili odskoczyła, gdyż puchacz rzucił paczkę prosto w jej jajecznicę, obryzgując Syriusza i Dorcas resztkami.
- Teraz rozumiem, co miałeś na myśli, mówiąc, że ten ptak jest postrzelony, Syriuszu - warknęła Gryfonka, otrzepując się z żółtka.
- Za drugim razem upaskudził pokój Mary - odezwał się John, który wraz z Marleną na widok puchacza od razu ruszyli w stronę stołu Gryfonów. - Co ona tym razem przysłała?
Mary spojrzała na stół prezydialny. Dumbledore i reszta nauczycieli patrzyli na nią w skupieniu. Zresztą, cała Wielka Sala patrzyła wyłącznie na nią. Kątem oka dostrzegła triumfalny uśmiech na twarzy Regulusa. On wie, co to jest - pomyślała. Nie myśląc ani chwili dłużej sięgnęła po pakunek. Był niezbyt ciężki i owalny. W dodatku mokry i to nie dlatego, że przy okazji przewrócił jej puchar z sokiem dyniowym. Rozerwała papier i gdy ujrzała zawartość, wrzasnęła przeraźliwie i wyrzuciła ją daleko przed siebie.
- Mary, co to było? - zapytał Syriusz, zrywając się z miejsca. To samo zrobili Lily, Remus, Peter, James i Dorcas. Mary patrzyła na pakunek z przerażeniem. Bełkotało coś do siebie, ale nic nie dało się zrozumieć. Nagle kilka dziewcząt zaczęła wrzeszczeć. John podszedł bliżej w stronę stołu prezydialnego, lecz nagle zastygł w miejscu.
- O mój…
- John, co to jest? - zapytała Lily drżącym głosem.
Nie musiał odpowiadać. Dumbledore wstał ze swojego złotego krzesła, obszedł stół prezydialny i podniósł zawartość paczki. I wtedy wszyscy zobaczyli, co to jest.
A była to odcięta, zmasakrowana głowa Septymiusza Weasleya.