wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 31



Dla Arisy – zdrowiej!

Rozdział 31


Ciężka praca


Święta minęły równie szybko, jak się zaczęły, przynajmniej dla Mary. Każdą wolną chwilę spędzała ze swoimi przyjaciółmi. Spacerowali po ośnieżonych błoniach, urządzali bitwy na śnieżki, przesiadywali przed kominkiem w pustym pokoju wspólnym, włóczyli się po zamku… Z ciężkim sercem pożegnała ostatnie dni spokoju i przygotowywała się na to, co miało nadejść.
Jak się spodziewała, wszyscy przeżyli wielki szok na wieść, że wybudziła się ze śpiączki. Jednakże trwało to zaledwie parę dni, a potem na nowo ludzie zaczęli zachowywać się tak, jak za czasów, gdy jej ojciec i brat umarli: szeptali za jej plecami, wytykali palcami, obrzucali pogardliwymi spojrzeniami. To ostatnie głównie dotyczyło Ślizgonów z Regulusem na czele. Nie ukrywali swojej wściekłości i to oni na głos wyrażali swoje ubolewanie, że jednak Mary udało się wybudzić ze śpiączki. Mimo tego wszystkiego nie przejmowała się tym. Przeciwnie, zachowywała się tak, jak dawniej, jakby Bella nigdy do niej nie napisała.
W pierwszym tygodniu zajęć nauczyciele potraktowali ją bardzo łagodnie. Nie była z niczego odpytywana, ani nie brała czynnego udziału w zajęciach, tylko obserwowała, na jakim poziomie teraz jest klasa, a pod sam koniec zajęć dostawała z każdego przedmiotu zakres materiału z trzeciego roku i połowy czwartego, który powinna opanować na egzaminy końcowe. Podczas tego tygodnia Mary była wstrząśnięta, jak sporo braków musi nadrobić, lecz w sobotę rano Lily zwołała ją i jej przyjaciół w pustej klasie historii magii i od razu przeszła do sedna sprawy.
- Musimy podzielić się na parę grup, które będą pomagać Mary z danego przedmiotu, zarówno z bieżącego, jak i zaległego materiału. Potem ustalimy, w które dni…
- Ale ja nie jestem dobry… - zaczął cicho Peter, lecz Lily mu przerwała:
- Dla ciebie mam specjalne zadanie, Peter. Zgromadzisz wszystkie notatki z astronomii i historii magii i podkreślisz najważniejsze wiadomości, bo akurat z tymi przedmiotami wystarczy, że Mary się ich obkuje.
- A co z dodatkowymi przedmiotami? - zapytał Peter. - One są o wiele bardziej…
- Rozmawiałem z moją mamą i powiedziała, że Mary raz w tygodniu będzie się z nią spotykać po lekcjach, by nadrobić materiał z trzeciej klasy i być może za zgodą Dumbledore’a przeprowadzi wcześniej egzamin - oznajmił John. - A co do opieki na magicznymi stworzeniami…
- Rozmawiałam już na ten temat z profesorem Kettleburnem - odparła natychmiast Mary. - Powiedział, bym się tym nie przejmowała, bo ze względu na mnie egzamin dla trzeciej klasy będzie polegał na utrzymaniu gumochłona przy życiu.
- No to świetnie. O ile pamiętam, wzięłaś sobie jeszcze starożytne runy…
- Ja się mogę tym zająć - wtrąciła Dorcas. - Zanim Mary zapadła w śpiączkę, byłyśmy najlepsze w całej klasie, więc bez problemu się z tym uporamy.
- Doskonale, teraz przejdźmy do głównych przedmiotów. - Lily spojrzała na listy od nauczycieli. - Ja i Sev będziemy ci pomagać z eliksirów. Zresztą, profesor Slughorn sam nam to zaproponował, ze względu na to, że jesteśmy najlepsi w całej klasie i bardzo liczy na to, że znów wrócisz do formy.
- Też mi coś…
- Potter, nie odzywaj się, jak ja mówię! Ale jeśli chodzi o ciebie i Blacka…
- Tak się składa, że mam imię - wtrącił Syriusz, udając oburzonego.
- Pogadamy, jak dorośniesz, Black. Tak więc, ty i Potter zajmiecie się obroną przed czarną magią. Z naszej grupy jesteście w tym, o dziwo, wybitnie najlepsi.
- To oczywiste.
- Hestio, Emelino - zaczęła Lily, ignorując komentarz Jamesa - pomożecie Mary w zielarstwie. Ogólnie z większości przedmiotów jesteście dobre, ale Hestia wykazuje szczególne zainteresowanie…
- Jasne, nie ma sprawy - odpowiedziały zgodnie siostry Vance.
- Szkoda tylko, że nie dałoby rady wejść do cieplarni…
- Porozmawiam z profesor Sprout - odparła Hestia. - Myślę, że się zgodzi.
- My możemy pomóc Mary w zaklęciach - odezwała się Marlena, wskazując na siebie i Johna.
- Właśnie miałam was o to poprosić. Świetnie, to chyba wszystko…
- A transmutacja? - zapytała Mary. - Bo chyba tylko to zostało…
- O Boże, zupełnie o tym zapomniałam! W dodatku już chyba wszyscy…
- Świetnie, Evans, a co z biednym Remusem? - zapytał oskarżycielskim tonem James. - O nim też zapomniałaś?
- Potter, zaraz stracę cierpliwość…
- No tak, bo do błędu się nie przyznasz…
- Wystarczy, James - uciszył go Remus. - Nie mam pretensji do Lily, że mnie pominęła. I tak dobrze zorganizowała podział obowiązków między nami. - Lily zarumieniła się. - Mogę pomóc Mary w transmutacji. Tyle że potrzebowałbym zastępstwa w razie jakbym… znów musiał wyjechać…
- W razie czego pomogę z Jamesem - odparł natychmiast Syriusz. - O ile Lily nie będzie miała nic przeciwko…
- Właściwie, to dobry pomysł. Ty, James i Remus jesteście na podobnym poziomie umiejętności…
- Czyżbym się przesłyszał? Nazwałaś mnie JAMESEM?
- Och, przymknij się Potter, każdemu zdarza się przejęzyczyć. Tak więc, zostało nam do ustalenia, kto i kiedy…
- Mary, mogłabym ci zająć chwilkę?
Wszyscy odwrócili się w stronę drzwi do klasy. W progu stała Gwenog Jones, nonszalancko opierając się o framugę. Zarówno Mary, jak i reszta byli zaskoczeni jej obecnością, z wyjątkiem Jamesa i Syriusza. Czując, że to jeden z ich dowcipów, niepewnie wyszła z Gwenog na korytarz, zamknęła za sobą drzwi i zanim kapitan drużyny Gryfonów cokolwiek powiedziała, rzekła:
- Może przejdźmy do rzeczy. Mam trochę spraw na głowie.
- Tak, wiem od Jamesa o twojej sytuacji. Zresztą, nie dziwię się. Lepsze to niż cofnięcie na trzeci rok.
- Czułam, że twoje przybycie ma coś z nim i Syriuszem wspólnego. - Mary wywróciła oczami.
- Spokojnie, nie musisz się niczego obawiać. Chciałam cię zapytać… czy zechciałabyś wrócić do drużyny Gryffindoru?
Minęło parę sekund, zanim pytanie Gwenog dotarło do Mary. Kompletnie zbiło ją to z tropu.
- Chcesz, bym wróciła do drużyny? Nie żartujesz?
- A czemu miałabym żartować?
- Rok temu odniosłam wrażenie…
- Och, daj spokój, wtedy byłaś kompletnie inną osobą - żachnęła się Gwenog. -  W trakcie treningów przekonałam się, że fatalnie zrobiłam, okazując wrogie nastawienie do ciebie. Może i nie miałyśmy okazji wspólnie rozegrać meczu z jakąkolwiek drużyną, ale widziałam cię w akcji na treningach. Dogadujesz się z członkami drużyny, potrafisz świetnie zgrać się ze ścigającymi…
- Zawsze mogłam wyjść z formy…
- Poćwiczymy nad tym. Oczywiście, terminy treningów ułożę tak, by nie koligowały z twoimi korkami.
- Nie wiem, czy Lily będzie tym zachwycona. - Mary nie dawała za wygraną.
- Ponoć James już rozmawiał z nią na ten temat.
Zanim Mary zdążyła odpowiedzieć, rozległ się wrzask i potężny huk w klasie historii magii, a następnie słychać było już tylko szereg bluźnierstw, których nie powstydziłby się Irytek.
- Chyba właśnie James przekazał Lily radosną nowinę - westchnęła Mary, ledwo powstrzymując śmiech.
- Czyli się zgadzasz?
- Właściwie, trochę wysiłku fizycznego mi się przyda w ramach przerwy od ciągłego zakuwania. W każdym razie, wejdź do środka. - Mary otworzyła drzwi klasy. - Wspólnie ustalimy pasujące nam terminy.
Tak więc, najbliższe miesiące były dla Mary prawdziwą orką. Sześć dni w tygodniu po lekcjach spotykała się z przyjaciółmi na wspólne odrabianie prac domowych, powtórki z ubiegłego roku i jednoczesne przygotowywanie się z materiału bieżącego. Dzięki Lily i Hestii nauczyciele udostępnili swoje sale lekcyjne na czas nadrabiania zaległości przez Mary.
W poniedziałki wraz z Dorcas spędzała parę godzin w bibliotece nad starożytnymi runami. Na szczęście, Mary nie wyszła z wprawy i nadrabianie zaległości z tego przedmiotu szło jej gładko i bezboleśnie. Podobnie było z zaklęciami, zielarstwem i eliksirami, które odbywały się kolejno w następne dni. Dzięki Hestii, profesor Sprout do kolacji udostępniała im cieplarnię, gdzie trzecia klasa odbywała zajęcia i dzięki temu Mary i siostry Vance nie ograniczały się do suchej teorii, ale też zajmowały się częścią praktyczną. Sama profesor Sprout brała czynny udział w pomaganiu Mary, szczególnie jeśli chodziło o materiał z pierwszej połowy czwartego roku. Z kolei profesor Slughorn uznał, że jedna z jego najzdolniejszych uczennic znakomicie da sobie radę bez jego pomocy, choć przyglądał się zmaganiom dziewczyny, gdy Lily i Severus po omówieniu konkretnego wywaru dawali jej półtorej godziny czasu na uwarzenie go, jednakże Mary radziła z tym sobie tak dobrze, jak za czasów, gdy Bella jeszcze nie zaczęła jej nękać.
Podejście Syriusza i Jamesa zdecydowanie odbiegało od zaleceń Lily, odnośnie przyswajania teorii. Uznali, że priorytetem są zajęcia praktyczne, także krótko omawiali inne zagadnienie i od razu przechodzili do praktycznych ćwiczeń. Mary miała pewne wątpliwości, czy tak okrojona teoria wystarczy jej na egzaminie, jednakże tegoroczny nauczyciel obrony przed czarną magią, profesor Courtney, zapewnił ją, że tylko tyle wymaga na egzaminie dla trzeciej klasy.
Najgorzej było z transmutacją. Materiał był o wiele bardziej skomplikowany i złożony niż rok temu, także niektóre ćwiczenia praktyczne stanowiły dla Mary spory problem. Na szczęście, Remus potrafił doskonale przekazać wiedzę, ponadto wykazywał się sporą dawką cierpliwości. W razie potrzeby wspomagała ich profesor McGonagall, dopowiadając drobne wskazówki, które pomagały Mary podczas zajęć. Konieczność zastąpienia Remusa zdarzyła się jedyne dwukrotnie, jednakże Syriusz i James sumiennie wywiązywali się ze swoich obowiązków również w tym zakresie, choć w tym wypadku profesor McGonagall wolała być obecna w trakcie prowadzonych przed nich zajęć.
Dodatkowo trzy razy w tygodniu Mary miała treningi Quidditcha. Gwenog wyciskała z nich siódme poty, jednak wszyscy ją dobrze rozumieli, bo bardzo jej zależało na Pucharze Quidditcha. W głębi ducha Mary była jej wdzięczna. Po kilku katorżniczych treningach szybko wróciła do formy i latała na takim poziomie, jaki prezentowała przed śmiercią Septymiusza. Poza tym, gdyby nie treningi, zwariowałaby od tej ciągłej nauki i mimo ciągłego przemęczenia i małej ilości wolnego czasu, ciągle dawała z siebie coraz więcej i nie traciła zapału, zarówno w sferze edukacyjnej, jak i sportowej, mimo że zdarzały się dni kryzysu i paniki. Szczególnie efekty w tej drugiej kwestii były widoczne w dwóch ostatnich meczach Quidditcha, gdzie cała drużyna brawurowo odniosło widowiskowe zwycięstwa.

*  *  *

- Przede wszystkim, bardzo chciałam podziękować Mary - oznajmiła całej drużynie Gwenog, trzymając pod pachą Puchar Qudditcha. - Bez niej nie zaszlibyśmy tak daleko… I nawet nie waż się zaprzeczać! - ostrzegła ją kapitan drużyny Gryfonów. - Podczas treningów dawałaś z siebie najwięcej, a podczas meczy dałaś pokaz niezwykle profesjonalnej gry, szczególnie dziś pokazałaś dużo świetnych podań i bramek.
- Cóż, najważniejsze, że wygraliśmy. - Mary nawet nie próbowała sprzeczać się z Gwenog, choć uważała, że trochę przesadza.
- No widzisz, mówiłem, że powrót do drużyny dobrze ci zrobi! - oznajmił entuzjastycznie Syriusz, gdy on, Mary i James wracali do zamku do pokoju wspólnego na imprezę z okazji zdobycia Pucharu Quidditcha. - I Gwenog ma rację. Naprawdę strzeliłaś sporo brawurowych bramek!
- Oj tam, ty też…
- Ale to wykonanie podwójnej pętli, by uniknąć tłuczka i strzał z główki był bombowy! - przyznał James, również bardzo podekscytowany. - Tą wygraną zdobyliśmy dzięki tobie!
- Zachowajcie te gadki na balangę. Też się cieszę z wygranej. W końcu to jeden z dwóch sukcesów, których dokonałam w tak krótkim czasie.
- A czym jeszcze nas zaskoczysz?
- Zdaniem za trzy tygodnie pomyślnie wszystkich egzaminów z obu lat - oznajmiła dumnie Mary, po czym parsknęła śmiechem i, poczuwszy krople deszczu spadające na ziemię, pobiegła z chłopakami do zamku.

piątek, 21 marca 2014

Rozdział 30




Rozdział 30


Niedokończone sprawy



Po długiej, intensywnej rehabilitacji i wielu badaniach profilaktycznych Mary wypisano ze Szpitala Św. Munga dzień przed Wigilią. W normalnym trybie postępowania trwałoby to o wiele dłużej, jednakże Mary bardzo zależało na spędzeniu świąt z najbliższymi a nie w szpitalnej sali. Zresztą, okazało się, że w trakcie rehabilitacji jej sprawność ruchowa szybko wracała do normalności, toteż dłuższe trzymanie jej w szpitalu nie było koniecznością.
Gdy Cedrella przybyła po swoją córkę, Andromeda zaprowadziła je do gabinetu lekarskiego, by od razu za pomocą Sieci Fiuu przeniosły się do Hogwartu, dodając, że zobaczą się już niedługo. Na miejscu czekała jednak na Mary niespodzianka. Gdy wraz  z matką wylądowała w gabinecie profesora Dumbledore’a, wewnątrz byli już jej przyjaciele: James, Syriusz, Remus, Peter, Lily, Dorcas, Marlena, John i Severus z dużym transparentem,  na którym był mieniący się wszystkim barwami tęczy napis: „WITAJ Z POWROTEM!”. Po krótkim wiwacie i aplauzie przyjaciele wyprowadzili Mary z gabinetu dyrektora i wyszli na błonia. W międzyczasie Severus wrócił do swojego pokoju wspólnego, gdyż James zaczął rzucać mu kąśliwe uwagi, a z kolei on wraz z Syriuszem, Peterem i Remusem oznajmili, że mają coś ważnego do załatwienia i poszli w stronę głównego dziedzińca.
- Taa, sprawy do załatwienia, jasne - prychnęła pogardliwie Lily. - Pewnie znów chcą wyciąć jakiś idiotyczny dowcip. Kretyni…
- Nadal nie darzysz Jamesa sympatią? - zapytała ostrożnie Mary. Dobrze pamiętała, że temat Jamesa był dla niej bardzo drażliwy.
- Przez te trzynaście miesięcy wcale się zmienił, chyba że na gorsze. Bez przerwy jemu i Syriuszowi dowcipy w głowie, choć to głownie Potter jest prowokatorem. W dodatku zachowuje się jak narcyz, odkąd jest w drużynie Gryfonów.
- Jak narcyz?
- No, strasznie się puszy, wykrada znicza z magazynu pani Hooch i się nim bawi przy innych, by się nim wszyscy zachwycali, rzuca zaklęcia na każdego, kto go obrazi… Uważa się za małą gwiazdę… No i próbuje mnie wyrwać na randkę.
- Nie przesadzasz? Znam trochę lepiej Jamesa…
- Przekonasz się sama po świętach. Zmienisz o nim zdanie. A jeśli już mowa o okresie poświątecznym…
- Nawet jej nie męcz teraz nauką, Lily - ostrzegła ją Marlena. - Są święta, wrzuć na luz.
- Marlena… - odezwała się Mary. Nie była pewna, czy może to przy Dorcas, Lily i Johnie powiedzieć, ale zebrała się na odwagę i rzekła: - Naprawdę bardzo mi przykro z powodu twoich rodziców.
- Dzięki. Na szczęście już się czuję lepiej. John pilnował, bym nie wpadła w żadną depresję ani nie załamywała się. Cały czas był przy mnie… - Chwyciła go za dłoń i się do niego uśmiechnęła. Mary to zauważyła i coś jej zaświtało.
- Czy wy… chodzicie ze sobą?
- Och, wybacz, zapomniałam, że niewiele wiesz po przebudzeniu. Tak, jesteśmy parą.
- Gratuluję! - Mary podeszła do Marleny i mocno ją uścisnęła. - W sumie mogłam się tego spodziewać. Zawsze dużo czasu ze sobą spędzaliście.
- Dzięki. A, i żeby była jasność… Nie próbuj się obwiniać o to, że Bella wymordowała mi rodzinę, bo to nie twoja wina.
- Wiedziałam, że coś takiego powiesz - westchnęła Mary z uśmiechem na twarzy. - Po rozmowie z ojcem postanowiłam trochę zmienić nastawienie. Skoro Wszechświat chce, by Bella była zła, to nic na to nie poradzę. To musiało tak się skończyć.
- No to mamy jakiś postęp - odparł John. - Baliśmy się, że znów będziesz smutna i przybita.
- Swoją drogą… Moglibyście na moment zostawić mnie i Dorcas? Muszę z nią porozmawiać z cztery oczy.
Lily, Marlena i John byli zdziwieni, ale się zgodzili i ruszyli w przeciwną stronę. Natomiast Mary i Dorcas podeszły do wielkiego buku i zatrzymały się tuż nad jeziorem.
- Coś się stało? - zapytała niepewnie Dorcas. Rozglądała się na prawo i lewo, co jakiś czas zaciskając pięści.
- Nie musisz się niczego obawiać. Wiem o twoim darze.
- Ja… nie wiem…
- Tata mi wszystko powiedział po drugiej stronie. Dlatego bałaś się rozmowy ze mną?
- Nie tyle z tobą, co z każdym - wyznała w końcu Dorcas. Wzięła kilka głębszych wdechów. - Na początku to był dla mnie szok, gdy twój ojciec do mnie przyszedł, a było to tuż po jego pogrzebie. Wszystko mi wyjaśnił i powiedział, że muszę to zachować dla siebie.
- Nawet przed Lily? Jesteście najlepszymi przyjaciółkami. Mój ojciec miał na myśli zewnętrzny świat, a nie najbliższe ci osoby.
- Wiem, ale się bałam. Pamiętam, jak Remus powiedział ci, że próbujesz zwrócić na siebie uwagę, gdy mu mówiłaś o Belli… Nie chciałam, by ktoś uznał mnie za wariatkę…
- Lily na pewno by tak nie pomyślała. Żadne z nas by tak nie pomyślało.
- Łatwo ci tak mówić.
- Możliwe, ale teraz mogę potwierdzić, że mówisz prawdę, więc nawet, jak ktoś zacznie wątpić, to ja go odpowiednio przekonam.
Dorcas spojrzała na nią zdziwiona.
- Naprawdę?
- No jasne! Od czego ma się przyjaciół?
W końcu na twarzy Dorcas zawitał uśmiech.
- Dziękuję, Mary. To naprawdę dużo dla mnie znaczy.

*  *  *

Jak się spodziewała Mary, gdy Dorcas powiedziała przyjaciołom o swoim darze, wcale nie uznali jej za wariatkę. Przeciwnie, byli podekscytowani i zaskoczeni.
- I naprawdę myślałaś, że ci nie uwierzymy? - zapytała z niedowierzaniem Lily. - Dorcas Meadowes, jesteśmy twoimi przyjaciółmi!
- Mary powiedziała dokładnie to samo…
- I miała absolutną rację! - odparł entuzjastycznie James. - Nie przekreślilibyśmy cię, nawet jakbyś widziała nagich…
- Potter, ty sprośny oblechu! - ryknęła na całe gardło Lily, obryzgując go śliną. - Jak nie masz nic mądrego do powiedzenia, to spieprzaj stąd i to już!
- Jak się ze mną umówisz, Evans. No, nie daj się prosić!
- Spokojnie, Lily - uspokoiła przyjaciółkę Dorcas. - James już taki jest.
- Niestety - prychnęła Lily, patrząc z pogardą na Jamesa. - W każdym razie, to czyni cię kimś wyjątkowym. Czytałam o takich ludziach w bibliotece…
- Czemu nikogo to nie dziwi?
- Zamknij ryja, Potter! Więc, tacy ludzie z twoim darem mogą stać się bardzo potężni, a nawet niepokonani…
- Niepokonani? - powtórzyła zaskoczona Dorcas. - Lily, czy ty…
- To się wiąże z mocą spirytystyczną. Kontaktując się z duchami masz kontakt z ich energią, która się w tobie gromadzi i możesz ją wykorzystać w każdej chwili, a gdy nauczysz się ją kontrolować…
- To możesz pokonać Sama-Wiesz-Kogo - oznajmiła Mary rzeczowym tonem, przypominając sobie, co Septymiusz powiedział jej w zaświatach.
Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni.
- Tata mi powiedział, że to możliwe - wyjaśniła szybko.
- Powinnaś porozmawiać z moją mamą, Dorcas - wtrącił nagle John. - Jest jasnowidzem i powinna coś więcej wiedzieć na ten temat.
- Czyżby ktoś potrzebował mojej rady?
Wszyscy wzdrygnęli się i odwrócili. Niedaleko jeziora stała profesor Fontane, opatulona w swój śnieżnobiały zimowy płaszcz z grubą czapą z futra białych niedźwiedzi.
- Ja, pani profesor - odparła nieśmiało Dorcas.
- Dobrze, moja droga, ale czy byłabyś tak miła i poczekała chwilkę? Muszę zamienić słówko z Mary.
- Ze mną? - zdziwiła się Mary.
- Tak, kochanie. Możemy się przejść?
Mary niepewnie kiwnęła głową. Podeszła do profesor Fontane i razem udały się ścieżką, wiodącą wzdłuż jeziora.
- Chciałam cię przeprosić - rzekła profesor Fontane z wyrazem smutku w głosie. - Niepotrzebnie do ciebie mówiłam zagadkami. Może gdybym sprecyzowała groźbę, jaka nad tobą wisiała…
- Ale ja pani nie winię za nic, pani profesor - odparła szybko Mary. - To ja ponoszę winę, dosiadając tego… tej…
- Kelpii, moja droga. To mistyczne stworzenie, choć ludzie nie znają ich prawdziwej natury. Nie sądziłam, że w Hogwarcie jest choć jedna. Są rzadko spotykane.
- To one nie topią i nie pożerają swoich jeźdźców?
- Oczywiście, że nie. To tylko głupi przesąd. Prawda jest zupełnie inna… i nieco przerażająca.
- Przerażająca? - powtórzyła niepewnie Mary, choć nie była pewna, czy chce wiedzieć, co profesor Fontane ma na myśli.
- W starożytnych podaniach kelpie postrzegano jako stworzenia przynoszące apokalipsę. Uważano nawet, że dosiadali ich jeźdźcy apokalipsy. Jednakże, to wszystko prowadziło do ich pierwotnej natury: naznaczały osoby, które odegrają znaczącą rolę w zbliżającej się zagładzie.
- Z-zagładzie? - wyjąkała przerażona Mary. Ciężko jej było pojąć słowa jasnowidzącej. - Znaczy…
- Rok temu spytałaś mnie, czego konkretnie dotyczyła moja wizja. Otóż, ujrzałam czasy pełne brutalności, krwi, mroku… śmierci. Były w nich masy trupów, walk toczących się miedzy czarodziejami a śmierciożercami, a na niebie widniał Mroczny Znak… Tak wielki, jakiego jeszcze nikt nie widział.
- To znaczy… że on…
- Tak, ujawni się, będzie potężniejszy niż dotychczas i będzie siać chaos i spustoszenie - odparła ponuro profesor Fontane.
- A co ja mam mieć z tym wszystkim wspólnego?
- Tego niestety nie wiem. Widziałam tylko, że kelpia do ciebie przyjdzie. Dlatego tak bardzo zależało mi, byś się nie zbliżała do tego jeziora. Gdyby to nie nastąpiło, być może przyszłość byłaby inna.
- W przypadku tego potwora nie wiem, czy by to coś dało - rzekła Mary, lecz szybko zmieniła temat: - Czy mogę panią o coś spytać?
- Oczywiście.
- Powiedziała mi pani, że mój ojciec był pod wpływem czarnomagicznego uroku… Jednakże, dowiedziałam się, że był nieuleczalnie chory… Czy moja mama…
- Nie, nie kazała mi w ten sposób cię okłamywać. Miałam ci powiedzieć, że nie wiem, co jest twojemu ojcu, lecz w głębi siebie czułam, że powinnam cię przygotować na nadejście najgorszego. Wybacz, że w tak pogmatwany sposób, ale obiecałam…
- Oczywiście, pani profesor, rozumiem - przerwała jej Mary, chcąc jak najszybciej zakończyć tę rozmowę. - To może ja… ja pójdę po Dorcas.
I nie czekając na odpowiedź, ruszyła w kierunku dziedzińca.

*  *  *

Mary nie miała kiedy rozmyślać na słowami profesor Fontane, ani z kim o tym porozmawiać, gdyż w mgnieniu oka nadszedł dzień wigilii Bożego Narodzenia i dała się porwać świątecznemu nastrojowi. Jak zwykle, zamek był świątecznie udekorowany girlandami i mieniącymi się magicznie ozdobami świątecznymi. Szczególnie duże złote choinki w Wielkiej Sali robiły duże wrażenie. Gdy wszyscy przybyli na wieczór wigilijny, wokół latała chmara małych rozchichotanych elfów sypiących we wszystkie strony srebrnozłote gwiazdy, a po uroczystym powitaniu przez profesora Dumbledore’a rozpoczęła się uczta i każdy zajął się jedzeniem i rozmową z osobami siedzącymi tuż obok.
- Oby Potter dziś mnie nie wyprowadził z równowagi - błagała na głos Lily, nakładając sobie świątecznego puddingu.
- Nie myśl o nim choć teraz - uspokoiła ją Dorcas. - Tylko niepotrzebnie marnujesz energię.
- Widzę, że rozmowa z profesor Fontane przyniosła pozytywne efekty - zauważyła Marlena.
- Będziemy się spotykać raz w tygodniu w jej gabinecie na specjalnych lekcjach poświeconych magii spirytystycznej. To o wiele bardziej skomplikowane niż mogłoby się to wydawać.
- Grunt, że pomoże - westchnęła Mary, zerkając na drugi koniec stołu.
- A ty na kogo tak zerkasz? - zagadnął Severus.
- Muszę porozmawiać z Remusem. Chyba nadal czuje się winny…
- I prawidłowo - warknęła Marlena, brutalnie miażdżąc pieczeń na talerzu. - W pełni na to zasłużył po tym, co…
- Ale najwyższy czas, by przestał się tym zadręczać, nie uważasz? - zagadnął ostrożnie John. - Wystarczy, że rok przechodził katusze…
- Ja mu tak łatwo nie wybaczę… Mary, co ty robisz?
Mary wyjęła z kieszeni kawałek pergaminu, wypisała na szybko parę słów i stuknęła w niego różdżką. Pergamin uformował się w mały samolocik i poleciał na drugi koniec stołu w stronę Remusa i wylądował na jego talerzu.  Chłopak rozłożył pergamin i przeczytał treść listu, po czym spojrzał w stronę Mary. Krótko kiwnął głową w jej stronę i wstał od stołu, kierując się w stronę sali wejściowej.
- Co mu napisałaś? - zapytała Lily.
- Poprosiłam go o rozmowę, podkreślając, że chcę mu coś ważnego powiedzieć - rzekła krótko Mary i nie zważając na protesty Marleny, wstała od stołu i wyszła z Wielkiej Sali. Remus czekał oparty o posag skrzydlatego dzika.
- Mary, czy coś się stało?
- Nic, chciałam tylko wyjaśnić pewną sprawę.
- Aha… Mary jest mi naprawdę…
- Przykro? Tak, wiem, słyszałam, że się obwiniasz o to, że zapadłam w śpiączkę. Chcę ci powiedzieć, że to nie była twoja wina. Ja sama podeszłam do tej kelpii.
- Ale mogłem cię powstrzymać - upierał się Remus, łamiącym się głosem. - No i wtedy w sowiarni…
- Co się stało, to się nie odstanie. Przyznaję, że zabolała mnie twoja reakcja, ale czas wyleczył rany. Sama nie wiem, czy nie postąpiłabym tak samo.
- Na pewno nie. Ty byś nie zwątpiła. Nawet gdybym… To znaczy…
- Nie musisz mi nic mówić. Wiem, do czego zmierzasz.
- Naprawdę? - zdziwił się Remus.
- Tak - oznajmiła Mary i złapała go za rękę. - Nie musisz mi wyjawiać swojej tajemnicy, którą dzielisz z Syriuszem, Jamesem i Peterem. Gdy uznasz, że nadszedł czas, by mi o tym powiedzieć, będę czekać. Byłam zbyt nachalna, lecz teraz będę cierpliwa i nie będę drążyć tego tematu. Proszę, nie zadręczaj już się tym. Bądźmy znów przyjaciółmi.
- Przyjaciółmi? Ale… Marlena….
Mary westchnęła. Miała nadzieję, że nie będzie musiała poruszać tego tematu.
- Tak, wydawało mi się, że coś do ciebie czuję. Tyle że, wtedy miałam dwanaście lat. Nawet teraz nie wiem, co mogę czuć do jakiegokolwiek chłopaka. Być może moje uczucia wyolbrzymiłam, szczególnie pod presją, jaką czułam przez Bellatriks. Ale wiem jedno. Jesteś moim biskim przyjacielem i nie mam zamiaru cię stracić.
- Też uważam cię za bliską przyjaciółkę, Mary. Jednak myślałem, że po tym…
- To niczego nie zmienia. Nadal nimi jesteśmy. Obiecaj mi, że będzie jak dawniej oraz że nie będziesz się tym zadręczać.
Zapanowała krótka cisza. Mary cierpliwie czekała. Nie chciała na niego naciskać. W końcu rzekł:
- Dobrze, obiecuję.
- I to jest Remus, którego znam. Teraz wracajmy na kolację, bo jeszcze James wysnuje teorię, że gdzieś się potajemnie zaszyliśmy, a coś ostatnio ma zbyt wybujałą wyobraźnię.
Remus parsknął śmiechem. Mary odwzajemniała uśmiech i razem wrócili do Wielkiej Sali.