poniedziałek, 18 lutego 2008

Rozdział 2


Rozdział 2


Podróż do Hogwartu


- Uff... zdążyliśmy - wysapał Septymiusz, gdy wraz z rodziną i Molly przeszedł na peron dziewiąty i trzy czwarte.

Było za pięć jedenasta. Przed ekspresem do Hogwartu stało mnóstwo rodzin czarodziejów, żegnających swoje dzieci. Molly i Weasleyowie przeszli przez barierkę i popędzili do wagonu bagażowego. Septymiusz machnął różdżką, a kufry i klatki z sowami wylądowały w wagonie. Mieli jeszcze pięć minut, żeby się pożegnać.

- Uważaj na siebie, Arturze - ucałowała Cedrella swojego syna.
   
- I ucz się do owutemów - dodał ojciec, klepiąc chłopaka po plecach.
   
Artur kiwnął głową, uściskał brata i wraz z Molly wsiadł do pociągu. Billius i jego rodzice podeszli do Mary.
   
- Nie daj się, siostra - powiedział Billius. - Jeśli ktoś będzie ci dogadywać na temat twojego pochodzenia, pokaż mu, gdzie raki zimują.
   
- Ucz się pilnie - odparła matka i przytuliła swoją córkę. - Mam nadzieję, że będziesz miała wielu przyjaciół.

- Napisz do nas, do którego trafiłaś domu - mruknął ojciec.

Nagle rozległ się gwizd. Mary wsiadła do wagonu, a gdy pociąg ruszył, wychyliła się przez okno i pomachała rodzicom i bratu. Gdy straciła ich z oczu, zaczęła szukać przedziału, jednak wszystkie były pełne starszych uczniów. Po jakimś czasie natrafiła na jeden, w którym były tylko trzy dziewczyny. Dwie z nich miały brązowe włosy, a trzecia była blondynką. Mary otworzyła drzwi przedziału i zapytała:
   
- Mogę się przysiąść?
   
- Pewnie - odparła dziewczyna o jasnych, brązowych włosach. Mary weszła do środka i usiadła naprzeciwko nich. Były przebrane w szaty, na których były srebrno-zielone godła.
   
- Jesteście w Slytherinie? - spytała Mary.
   
- Tak - odparła chłodno druga dziewczyna o ciemnych brązowych włosach. - Bo co?
   
- Tak tylko pytam...
   
Dziewczyna, która zaprosiła ją do przedziału, spiorunowała szatynkę spojrzeniem i oznajmiła:
   
- Jestem Andromeda Black, a to moje siostry: Narcyza... - Wskazała na blondynkę. Dziewczyna się uśmiechnęła. - Bella... - Druga dziewczyna tylko kiwnęła głową.
   
- Black? - spytała uradowana Mary. - Fajnie! Jesteśmy kuzynkami!
   
Bella spojrzała na rudowłosą z wyższością, a  Andromeda i Narcyza  spojrzały po sobie ze zdziwieniem.
   
- Mam na imię Mary Weasley.
   
Belli pojawiła się piana w ustach. Wstała, spojrzała groźnie na Mary i ryknęła:

- WYNOŚ SIĘ, ZDRAJCZYNIO WŁASNEJ KRWI! NO JUŻ!

- A-ale…

- GŁUCHA JESTEŚ?! NIE CHCEMY CIĘ TU, HERETYCKI POMIOCIE! WYNOŚ SIĘ, SKURWYSYŃSKA SZMATO! WYPIERDALAJ STĄD ROZKURWIONA SUKO!!!! WOOON!!! PREEEEECZ!!!!!
   
Mary nie spodziewała się takiego wybuchu ze strony Belli. Owszem, matka opowiadała jej, że Blackowie i inne czarodziejskie rody odnoszą się z pogardą do Weasleyów, a nawet ich terroryzują... ale nie wiedziała, że aż tak! Przerażona dziewczyna szybko opuściła przedział i rozpoczęła od nowa poszukiwania.
   
W tym wagonie wszystko było zajęte, więc przeszła do następnego. Zobaczyła, że drzwi trzeciego przedziału zamknęły się. Mary pomyślała, że ktoś dopiero tam wszedł i podeszła do niego. W środku było pięć osób. Trzy dziewczyny - dwie miały kruczoczarne włosy, a trzecia rude - i dwóch chłopaków. Mieli włosy tej samej długości, tyle że jeden chłopak był blondynem, a drugi brunetem. Mary postanowiła zaryzykować i otworzyła drzwi przedziału.
   
- Można się przysiąść? - spytała Mary. Rudowłosa dziewczyna kiwnęła głowa. Mary weszła do środka i usiadła obok blondyna.
   
- Jestem Mary Weasley - dodała w końcu. Myślała, że ktoś z nich wybuchnie tak jak Bella, ale chłopak, który siedział obok niej, uśmiechnął się i rzekł:

- Bardzo nam miło. Nazywam się John Fontane, a to są Marlena McKinnon... - Wskazał na brunetkę z różową przepaską na głowie. - Lily Evans... - Rudowłosa dziewczyna uśmiechnęła się do Mary. - Severus Snape... - Chłopak kiwnął głową, ale o wiele przyjaźniej od Belli. - ...i Dorcas Meadowes. - Brunetka o niebieskich oczach podała rękę Mary.
   
- Ty jesteś córką Septymiusza i Cedrelli Weasley? -  zapytała Dorcas.
   
- Tak - odparła Mary, po czym dodała: - Kolejna zdrajczyni krwi, którą można terroryzować.
   
- Nie mów tak! - przeraziła się Marlena. - To straszne! Ten cały status krwi... To czysta głupota! Przecież czarownica mugolskiego pochodzenia może być o niebo lepsza od czarodzieja czystej krwi!
   
- Teraz nikogo to nie obchodzi -odparła Mary. - Starożytne rody czarodziejów uważają, że mugolaki ukradły magiczne moce czarodziejom i wykorzystują je na własną korzyść. Zdrajcy krwi są traktowani na równi z mugolakami.
   
- Ale to czysty obłęd! - stwierdziła Lily. - Ja nie urodziłam się w czarodziejskiej rodzinie i co? Jestem już na straconej pozycji?

- Nie, jeżeli nikt się o tym nie dowie - odpowiedziała Mary. - Ze zdrajcami krwi jest gorzej. Czarodzieje szybko się dowiadują, kto nim jest.
   
- A wy wszyscy jesteście dziećmi czarodziejów? - spytała Lily.
   
Wszyscy kiwnęli głowami. Lily spuściła głowę w dół.
   
- Nie martw się  - pocieszył ją Severus. - Podczas wakacji mówiłem ci, że wiele mugolaków przewyższają swoimi zdolnościami innych czarodziejów... a ty do nich należysz. Gdy się nie znaliśmy, widziałem, jak czarowałaś!
   
Lily uśmiechnęła się do niego.
   
- Jak myślicie, do którego domu traficie? - zagadnęła Dorcas.
   
- Ja chyba do Slyherinu - odparł Sev. - Moja rodzina od wieków tam trafia.
   
- Ja nie wiem - odrzekła Marlena. - Mama była w Ravenclawie, a ojciec w Hufflepuffie.
   
- Ja nie wiem, bo pierwszy raz idę do Hogwartu - powiedziała Lily.
   
- Ja może do Gryffindoru - odparła Dorcas.
   
- Ja albo do Gryffindoru albo do Slytherinu - odrzekła Mary. - Geny Blacków mogą dać o sobie znać...
   
- Jesteś spokrewniona z Blackami? - spytała Marlena.
   
- Tak - odpowiedziała Mary - ale Blackowie nie utrzymują z nami kontaktu.... Ze względu na małżeństwo mamy z tatą.
   
- A skąd wiesz, że potomstwo Blacków nie chce cię znać? - zapytała Dorcas.
   
- Bo wcześniej usiadłam z trzema córkami Blacków - odpowiedziała rudowłosa. - Gdy się dowiedziały, jak się nazywam, jedna z nich, Bella, zwyzywała mnie od wszystkiego, co najgorsze na tym świecie i wygoniła mnie z przedziału. Mój brat opowiadał mi o niej. Jest bardzo paskudna.
   
- Fajna rodzinka - skomentowała Lily. - A ty, John? Czemu nic nie mówisz? Do którego domu mógłbyś trafić?
   
- Nie wiem - odparł John. - Bo widzicie... Ja jestem Francuzem. Matka chodziła do Beauxbatons, ojciec do Durmstrangu, ale do żadnej z tej szkół nie przyjęli mnie. Gdy dostałem list z Hogwartu, byłem bardzo zdziwiony.
   
- Jesteś Francuzem?! - spytała Dorcas. - Wow! Francuzi są tacy romantyczni! A skąd pochodzisz?
   
- Z Bordeaux - odpowiedział John. - Dziadkowie myśleli, że ojca przyjmą do Beauxbatons, ale to szkoła dla dziewczyn, wiec trafił do Durmstrangu. Brat mamy, John, został zamordowany przez śmierciożerców. Dostałem po nim imię.
   
- Dobrze, że tutaj przenieśliśmy się, Severusie - odparła Lily do bruneta. - Tu jest o wiele ciekawiej, a z tamtymi kretynami nudzilibyśmy się.
   
- Jakimi kretynami? - zaciekawiła się Dorcas.
   
- A tacy jedni… Gdy dowiedzieli się, że Sev chciałby, żebyśmy trafili do Slytherinu, uznali, że gdyby trafili tam, to rzuciliby szkołę.
   
- Jak wyglądali? - spytała Marlena.
   
- Obydwaj byli brunetami - odparł Severus. - Jeden miał strasznie rozczochrane włosy i orzechowe oczy...
   
- Hej! - odezwała się  Dorcas. - Wiem, kto to jest!
   
Wszyscy spojrzeli w jej stronę.
   
- Kto? - spytała Lily.
   
- James... Mój kuzyn - odpowiedziała Dorcas. - Nie przejmujcie się nim. Ma bzika na punkcie głupich żartów... ale nie wiem, kim jest ten drugi.
   
- Mam nadzieję, że nie trafię do tego domu, co oni - odrzekła krótko Lily.
   
Godzinę później przyjechał wózek ze słodyczami. Mary, Dorcas, Lily, Marlena i chłopaki złożyli się i kupili wszystkiego po trochu. Marlena pokazała Lily wszystkie magiczne słodycze. Później rozmawiali o Hogwarcie i o szkolnej atmosferze. Nie zauważyli, gdy lampy w przedziale zapaliły się.
   
Dziewczyny wyprosiły chłopców, bo chciały się przebrać. Gdy to zrobiły, wyszły z przedziału. Pociąg zaczął powoli zwalniać. Gdy się zatrzymał, uczniowie wysiedli na stację. Rozległ się okrzyk: "Pirszoroczni do mnie!". Uczniowie pierwszego roku podeszli do olbrzymiego, brodatego mężczyzny z latarnią w ręku. Niektórym uczniom wydawał się dziki. Pierwszoroczni udali się za olbrzymem. Zeszli stromymi schodami.
   
- Zaraz zobaczycie Hogwart - powiedział wielkolud. - Za tym zakrętem!
   
Gdy olbrzym i uczniowie minęli zakręt, to ich oczom ukazał się potężny zamek, otoczony jeziorem,  z wieloma basztami i wieżyczkami. Olbrzym kazał zatrzymać się uczniom przy małych łódkach.
   
- Wsiadać po cztery osoby - powiedział wielkolud. - Ani osoby więcej!
   
Mary, Lily, Marlena i Dorcas weszły do jednej łódki; Severus i John dosiedli się do jakichś bliźniaków. Gdy wszyscy byli już w łódkach (olbrzym zajął całą) zaczęły płynąć. Po paru minutach łodzie dobiły do brzegu i wszyscy z nich wysiedli. Uczniowie poszli za ogromnym mężczyzną do dębowych drzwi. Olbrzym zapukał w nie. Po chwili drzwi otworzyła kobieta o surowym spojrzeniu; włosy miała upięte w ciasny, bułeczkowaty kok. Miała na sobie szmaragdowozieloną szatę.
   
- Uczniowie! - zagrzmiał wielkolud. - To jest profesor McGonagall!
   
- Dziękuję, Hagridzie - podziękowała olbrzymowi profesor McGonagall. - Możesz już iść.
    
Wielkolud wszedł do środka. Gdy jego kroki ucichły, kobieta kazała uczniom iść za nią. Pierwszoroczni posłuchali jej i udali się za nią. Kobieta wraz z uczniami weszła do głównego holu i skręciła w prawo. Zatrzymała się przy drzwiach, prowadzących do jakiejś sali. Uczniowie utkwili wzrok w niej.
   
- Witam w Hogwarcie! - oznajmiła profesor McGonagall. - Gdy przekroczycie ten próg, dołączycie do reszty uczniów, ale zanim to nastąpi, zostaniecie przydzieleni do waszych domów. Zwą się: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. - Nazwę ostatniego domu wymówiła lodowatym tonem. - Podczas pobytu tutaj każdy dom zastępuje wam rodzinę. Za osiągnięcia wasz dom otrzymuje punkty. Za złamanie zasad zostają odejmowane i - gdy regulamin zostaje poważnie naruszony - dostajecie szlaban. Punkty dodaje się, a dom, który zbierze ich najwięcej, otrzymuje Puchar Domów. Za pięć minut wrócę po was. W tym czasie radzę wam się przygotować.
   
Otworzyła drzwi, weszła do sali i zamknęła je. Pierwszoroczniacy zaczęli dyskutować, jak będzie wyglądał podział. Marlena wytłumaczyła Lily całą Ceremonię Przydziału. Po chwili Mary wpadło coś do głowy i odrzekła:
   
- Wiecie co? Musimy sobie coś przyrzec.
   
- Co takiego? - spytał John, gdy on i Severus znaleźli dziewczyny.
   
- Że bez względu na to, gdzie trafimy, to nadal będziemy przyjaciółmi - oznajmiła Mary.
   
Chłopaki, Marlena, Dorcas i Lily zgodzili się. Każde z nich powtórzyło przyrzeczenie i przybili sobie piątki. Nagle drzwi otworzyły się i pojawiła się profesor McGonagall.
   
- Pora już iść - powiedziała do uczniów. - Za mną!
   
Pierwszoklasiści weszli za nauczycielką. W środku były cztery stoły, przy których siedzieli uczniowie; na końcu sali był stół przeznaczony dla nauczycieli. Zamiast sufitu było widać zachmurzone niebo.
   
Profesor McGonagall kazała pierwszorocznym stanąć przed stołem nauczycielskim. Gdy to uczynili, zobaczyli drewniany stołek, a na nim starą tiarę. Profesor McGonagall wzięła ją do jednej ręki. W drugiej trzymała rozwinięty zwój pergaminu.
   
- Rozpoczyna się Ceremonia Przydziału! - oznajmiła nauczycielka, świdrując wzrokiem całą salę. Gdy zrobiło się cicho, ciągnęła dalej: - Gdy kogoś wyczytam, niech usiądzie na stołku. Wtedy założę mu na głowę Tiarę Przydziału, która wyznaczy wam wasze domy... Maria Ackerley!
   
Dziewczynka o blond włosach wystąpiła z tłumu i usiadła na stołku. Profesor McGonagall założyła jej tiarę na głowę. Szew w pobliżu krawędzi rozpruł się i...
   
- RAVENCLAW!
   
Maria usiadła przy drugim stole od lewej.
   
- Bruno Avery!
   
- SLYTHERIN!
   
- Anne Baddock!
   
- SLYTHERIN!
   
- Syriusz Black!
   
Na stołku usiadł chłopak o kruczoczarnych włosach. Na pierwszy rzut oka był bardzo przystojny.
   
- To on siedział z kuzynem Dorcas! - szepnął Sev do ucha Mary. Dziewczyna zamyśliła się. Black... Syriusz Black... To rzadkie nazwisko. Możliwe, że to jej kuzyn… Prawdopodobnie zostanie Ślizgonem...
   
- GRYFFINDOR!
   
Na twarzy Syriusza pojawił się szeroki uśmiech i szybko pobiegł do stołu Gryfonów.
   
- Amelia Bones!
   
- HUFFLEPUFF!
   
- Edgar Bones!
   
- HUFFLEPUFF!
   
- Alecto Carrow!
   
- SLYTHERIN!
   
- Amycus Carrow!
   
- SLYTHERIN!
   
- Emily Cauldwell!
   
- HUFFLEPUFF!
   
- Caradoc Dearborn!
   
- RAVENCLAW!
   
- Lily Evans!
   
Lily podeszła powoli do stołka. Gdy usiadła na nim, profesor McGonagall założyła jej tiarę na głowę...
   
- GRYFFINDOR! - krzyknęła Tiara Przydziału. Sev jęknął.
   
Lily ruszyła w stronę stołu Gryfonów. Po drodze odwróciła się i uśmiechnęła się smutno do Severusa. Syriusz zrobił jej miejsce. Lily usiadła obok niego, ale od razu odwróciła się do niego tyłem i patrzyła się na Ceremonię Przydziału.
   
- Benjamin Fenwick!
   
- HUFFLEPUFF!
   
- John Fontane!
   
John podszedł do stołka i usiadł na nim. Profesor McGonagall założyła mu tiarę na głowę.
   
- RAVENCLAW!
   
John pobiegł do stołu Krukonów i usiadł obok Caradoca Dearborna.
   
- Frank Longbottom!
   
- HUFFLEPUFF!
   
- Remus Lupin!
   
- GRYFFINDOR!
   
- Marlena McKinnon!
   
Marlena podeszła do stołka i usiadła na nim.

- RAVENCLAW! - krzyknęła tiara, ledwo dotykając głowy dziewczyny. Marlena wstała i pobiegła do stołu Krukonów. Usiadła obok Johna.
   
- Dorcas Meadowes!
   
Dorcas usiadła na stołku i profesor McGonagall założyła jej tiarę na głowę...
   
- GRYFFINDOR!
   
Dorcas pobiegła do stołu Gryfonów i usiadła obok Lily.
   
- Edward Mulciber!
   
- SLYTHERIN!
   
- Peter Pettigrew!
   
- GRYFFINDOR!
   
- James Potter!
   
Na stołku usiadł chłopak o kruczoczarnych włosach i orzechowych oczach. Profesor McGonagall założyła mu tiarę na głowę.
   
- GRYFFINDOR!
   
James usiadł obok Dorcas. Spojrzenia jego i Mary spotkały się ze sobą. Brunet mrugnął do niej. Dziewczyna zarumieniła się.
   
- Fabian Prewett!
   
- RAVENCLAW!
   
- Gideon Prewett!
   
- RAVENCLAW!
   
- Violet Pritchard!
   
- SLYTHERIN!
   
- Christina Quirke!
   
- RAVENCLAW!
   
- Evan Rosier!
   
- SLYTHERIN!
   
- Severus Snape!
   
Sev usiadł na stołku. Profesor McGonagall założyła mu tiarę na głowę.
   
- SLYTHERIN!
   
Severus spojrzał na Lily i udał się w stronę stołu Ślizgonów.
   
- Emelina Vance!
   
- GRYFFINDOR!
   
- Hestia Vance!
   
- GRYFFINDOR!
   
- Mary Weasley!
   
Mary przełknęła ślinę i skierowała się do stołka i usiadła na nim. Profesor McGonagall założyła jej tiarę na głowę. Dziewczyna usłyszała w swojej głowie cichy głosik:
   
- Weasley? Z tobą nie będzie żadnego problemu... GRYFFINDOR!
    
Mary wstała i pobiegła do stołu Gryfonów. Usiadła obok Hestii. Lily i Dorcas przybiły z Mary piątki. Rudowłosa zobaczyła swojego brata. Artur uśmiechnął się do niej.
   
- Jason Wilkes!
   
- SLYTHERIN!
   
- Arnold Yaxley!
   
- SLYTHERIN!
   
- Alicja Zeller!
   
- HUFFLEPUFF!
   
- Mark Zeller!
   
- HUFFLEPUFF!
   
Gdy Mark usiadł obok swojej siostry, profesor McGonagall położyła tiarę oraz stołek przy ścianie i usiadła obok Dumbledore'a. Dyrektor wstał i powiedział:
   
- Zapraszam szkolny chór, aby zaśpiewał szkolny hymn!
    
Jedna czwarta uczniów wstała i stanęła na środku sali. Maleńki czarodziej podszedł do chóru, stanął naprzeciwko nich, wyjął różdżkę i zaczął nią dyrygować. Zabrzmiała muzyka i chór zaśpiewał:

   
Double, double, toil and trouble:
Fire burn, and cauldron bubble
Double, double, toil and trouble:
Something wicked this way comes.

Eye of newt, and toe of frog
Wool of bat, and tongue of dog
Adders fork, and blind-worm’s sting
Wizard’s leg, and owlet’s wing.

Double, double, toil and trouble:
Fire burn, and cauldron bubble
Double, double, toil and trouble:
Something wicked this way comes.

In the cauldron boil and bake
Fillet of a fenny snake
Scale of dragon tooth of wolf
Witches mummy, maw and gulf

Double, double, toil and trouble:
Fire burn, and cauldron bubble
Double, double, toil and trouble:
Fire burn, and cauldron bubble
Double, double, toil and trouble:
Fire burn, and cauldron bubble
Something wicked this way comes.


Gdy chór skończył śpiewać, zabrzmiały brawa. Gdy uczniowie usiedli  na swoich miejscach, Dumbledore ponownie wstał i rzekł:

- Witam w kolejnym roku w Hogwarcie. Szczególnie witam nowych uczniów. Mam nadzieję, że zadomowicie się w murach naszego zamku. Witam z powrotem starszych uczniów! Mam nadzieję, że wakacje wszystkim się udały i że jesteście gotowi na zdobywanie wiedzy. Jest wiele spraw, o których chciałbym wam powiedzieć, ale na razie powiem tylko jedno: smacznego!
   
Nagle na stołach pojawiło się jedzenie. Były pieczone ziemniaki, kurczak, schab itd. Uczniowie zajęli się opróżnianiem półmisków. Gdy były puste, pojawił się deser. Były lody o różnych smakach, smakołyki, ciasta itp. Lily starała się unikać wzroku kuzyna Dorcas. Brunetka szeptała coś do ucha swojej przyjaciółki, ale ona pokręciła głową i nałożyła sobie na talerz trochę ciasta owocowego.
   
Nagle ze ścian wyleciały duchy. Obok Mary pojawił się duch z kryzą; wiedziała, kim on jest. Artur opowiadał jej o nim.
   
- Ty jesteś Prawie Bezgłowym Nickiem? - spytała go Mary.
   
Duch spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął.
   
- Tak - odparła zjawa. - ale wolę, żeby mnie nazywano Sir Nicolasem.
   
- Ale jak... - zaczęła Lily, ale Dorcas zatkała jej usta i powiedziała jej:
   
- Lepiej nie pytaj.
   
Gdy talerze były puste, zniknęły i ponownie wstał Dumbledore.
   
- Skoro wszyscy się najedli i napili - odparł dyrektor - chciałbym ogłosić parę spraw. Pierwszoroczni niech wiedzą, że wstęp do Zakazanego Lasu jest zabroniony. Starsi uczniowie też powinni o tym pamiętać. Powitajcie pana Argusa Filcha i jego kotkę, panią Norris, którzy zastąpią pana Pringle'a na stanowisku woźnego.
   
Wszyscy spojrzeli na wejście do Wielkiej Sali. Stał tam człowiek w starym kubraku i długich, brązowych włosach. Na rekach trzymał kota. Wyglądał zupełnie inaczej od kotów uczniów. Miał zaniedbaną, gęstą sierść i świecące, czerwone oczy. Zabrzmiały pojedyncze oklaski. Filch tylko kiwnął głową.
   
- Jeżeli pierwszoroczni chcą zapoznać się ze szkolnym regulaminem, to jest on w gabinecie pana Filcha - ciągnął Dumbledore. - Powitajcie nową nauczycielkę obrony przed czarną magią, profesor Mirandę Wimple.
   
Zabrzmiały głośne oklaski. Profesor Wimple miała około trzydziestki i długie, blond włosy. Uśmiechała się do wszystkich.
   
- Chętni do drużyn Quidditcha niech się zgłaszają do opiekunów domów. Na pewno czekacie na ogłoszenie nowego asystenta zastępcy dyrektora... a raczej asystentki, bo to jest dziewczyna. Więc... asystentką  zastępcy dyrektora zostaje...  Andromeda Black!
    
Stół Ślizgonów ryknął z radości. Andromeda wstała i udała się do Dumbledore'a. Dyrektor wziął srebrno-zieloną plakietkę z literą A i przypiął jej do szaty. Ślizgonka podziękowała i wróciła na swoje miejsce.
   
- Chyba pierwszoroczni nie wiedzą, o co chodzi - powiedział Dumbledore. - A więc wszystko wyjaśniam. Asystentka zastępcy dyrektora zastępuje zastępcę dyrektora w jego obowiązkach. Kiedy nie ma ani dyrektora, ani jego zastępcy, asystent zostaje tymczasowo dyrektorem. Nauczyciele nie mogą ani odejmować mu punktów, ani dawać szlabanów. Może korzystać z Działu Ksiąg Zakazanych, wybierać się do wioski Hogsmeade, kiedy zechce i, oczywiście, jest przewodniczącym prefektów i mówi im, co mają robić. I jeszcze ostatnia wiadomość. Na błoniach Hogwartu została zasadzona Wierzba Bijąca. Proszę się do niej nie zbliżać, bo jest niebezpieczna.
   
Dumbledore zrobił pauzę i odparł:
   
- A teraz idźcie spać, żeby nabrać sił do nauki. Dobranoc.
   
Uczniowie wstali i udali się do wyjścia. Do pierwszorocznych Gryfonów podeszła Molly.
   
- Poczekajcie aż wszyscy wyjdą - powiedziała Molly. - Nie będziemy się pchać.
   
- Jesteś podobna do Fabiana i Gideona Prewettów - zauważył Remus.
   
- To moi bracia.

- A dlaczego... - zaczął James, ale przerwała mu chłodna odpowiedź Molly:
   
- Najwyraźniej Tiara Przydziału uznała, że lepiej będzie im w Ravenclawie.
   
Mary zdziwił jej oschły ton. Co się stało? Przecież rano Molly była o wiele weselsza - pomyślała.
   
Po minucie w Wielkiej Sali było mniej ludzi i Molly z Gryfonami ruszyła do wyjścia. Po drodze mijali portrety czarodziejów, którzy wskazywali na nich palcami. Pół minuty później Molly i pierwszoroczni Gryfoni skręcili w jeden ze szkolnych korytarzy. Na jego końcu wisiał portret grubej kobiety w różowej, jedwabnej sukni.
   
- Hasło? - zapytała.
   
- Diadem Ravenclaw - powiedziała Molly zimnym tonem, a portret usunął się, ukazując okrągłą dziurę w ścianie. Przeleźli przez nią i znaleźli się w pokoju wspólnym Gryffindoru: przytulnym, okrągłym pomieszczeniu pełnym wysiedzianych foteli.
   
Gdy Molly wskazała dziewczynom drzwi, wiodące do ich dormitorium, Mary, Lily, Dorcas i siostry Vance udały się spiralnymi schodami na górę. Gdy znalazły drzwi do swojego dormitorium, otworzyły je. W środku było pięć łóżek, każde z kolumienkami w rogach, miedzy którymi wisiały aksamitne, ciemnoczerwone zasłony. Ich kufry już tam stały. Dziewczyny szybko przebrały się w piżamy i położyły się spać.  Każda z nich nie mogła się doczekać swojego pierwszego dnia w Hogwarcie.

wtorek, 12 lutego 2008

Rozdział 1

Rozdział 1


Listy


Ulica Grimmauld Place od dawna stanowiła prawdziwą zagadkę. Przy numeracji domów zabrakło numeru 12. Cóż... takie pomyłki się zdarzają - mówili sobie londyńczycy. Człowiek jest zapracowany i zapomina o takich szczegółach. Z  czasem ludzie przyzwyczaili się do tego, że na Grimmauld Place brakowało numeru 12. Jednak nie wiedzieli, że numer dwunasty istnieje... a przynajmniej tylko niektórzy o tym wiedzieli.

Pod numerem 12 mieszkała rodzina Blacków. Pochodzili oni ze starożytnego rodu, który nigdy nie splamił się brudną krwią. Od zarania dziejów członkowie tej rodziny byli czarodziejami. Zdarzały się przypadki, że któryś z członków ożenił się z czarodziejem mugolskiego pochodzenia. Wtedy wymazywano go z drzewa genealogicznego.

Obecnie na Grimmauld Place 12 mieszkali Orion i Walburga Black wraz ze swymi synami, Regulusem i Syriuszem. Uważali, że powinno się wysterylizować mugoli i mugolaków. Blackowie należeli do tych, którzy popierali działania Czarnego Pana. Walburga była bardzo przywiązana do swojego brata, Cygnusa. Raz w tygodniu przychodził ze swoją żoną i córkami na obiad do swojej siostry. Dzisiaj nie było inaczej.
   
Na dom numer 12 rzucono wszystkie możliwe antymugolskie zaklęcia, dzięki którym był niewidoczny dla niemagicznych obywateli. Orion rzucił na dom również Zaklęcie Nienanoszalności, dzięki któremu tylko wtajemniczone osoby wiedziały o istnieniu Grimmauld Place 12. Walburga rzuciła się bratu na szyję, gdy tylko ujrzała go z rodziną w progu. Kiedy goście rozebrali się, Regulus zaprowadził ich do jadalni.

Głównie przy obiedzie Blackowie rozmawiali o nowych krokach Czarnego Pana i o przyszłości swoich dzieci. Dzisiejsza rozmowa była skupiona na najstarszej córce Cygnusa i Druelli, ponieważ w tym roku kończyła szkołę.
   
- Uważam, że Bella powinna pracować w Świętym Mungu - odparł Cygnus. - Ma świetne oceny z eliksirów. Z zaklęć i obrony przed czarną magią również…
   
- Kochanie, nie zapominaj o Andromedzie - upomniała męża Druella. - W tym roku zdaje sumy. To też bardzo ważne...
   
- Prawda - zgodził się Orion. - Porady zawodowe...Codzienne odwiedziny w bibliotece... To jeden z najważniejszych etapów jej życia...
   
- Zakładam, że ten miesiąc jest dla was bardzo ważny - odparł Cygnus. - Najwyższy czas, żeby Syriusz dostał list z Hogwartu.
   
Blackowie spojrzeli na najstarszego syna Oriona i Walburgii. Chłopak wiedział, że wszyscy chcą usłyszeć, co ma do powiedzenia.
   
- Syriuszu... - odezwała się jego matka. - Wiem, że nie trzeba zadawać tego pytania… ale twoim zdaniem, do jakiego trafisz domu?
   
Syriusz obiegł wzrokiem po twarzach zebranych. Lekko uśmiechnął się, po czym rzekł:
   
- Gdyby to ode mnie zależało, to na pewno nie do Slytherinu.
   
Wszyscy wytrzeszczyli oczy ze zdumienia. Pierwszy raz w ich rodzinie zdarzyło się coś takiego. To niedorzeczne! Blackowie zawsze trafiali do Slytherinu... Od pokoleń...
   
Walburga spojrzała ze wstrętem na swojego najstarszego syna i powiedziała:
   
- Powinieneś brać przykład ze swojego brata. Jego największym pragnieniem jest zostanie Ślizgonem! Ze Slytherinu pochodzą wielcy czarodzieje...
   
- Masz na myśli tego palanta, który morduje mugoli i czarodziejów mugolskiego pochodzenia? - zakpił Syriusz, po czym wstał i poszedł do swojego pokoju, nie zwracając uwagi na krzyki swojej matki. Po drodze spotkał Stworka, domowego skrzata, który zaczął wytykać mu hańbę wobec rodziny. Chłopak zignorował go i wszedł na najwyższe piętro i otworzył drzwi swojej sypialni. Gdy je zamknął, rzucił się na swoje łóżko i zamknął oczy.
   
Miał dość swoich rodziców i ich obsesji na punkcie czystości krwi oraz przekonaniu, że bycie Blackiem czyni go królem. Miał dość porównywania go do Regulusa i traktowania go jak śmiecia, szczególnie przez matkę... Musi stąd uciec... Musi...
   
Jego rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Nie odpowiedział. Pewnie to rodzice. Chcą dokończyć swój wywód o czystości krwi. Nie chciał ich widzieć.
   
Drzwi otworzyły się. Syriusz spojrzał, kto mu przeszkadza. Jednak to nie byli rodzice, ani jego durny brat. To była Andromeda.
   
- Pomyślałam, że przyda ci się czyjeś towarzystwo - mruknęła dziewczyna - ale jeśli nie chcesz...
   
- Twoje towarzystwo dobrze mi zrobi - odparł ciepło Syriusz. Zawsze lubił Andromedę. To jego ulubiona kuzynka.
   
Dziewczyna zarumieniła się.
   
- Wiem, co czujesz - powiedziała Andromeda. - Moi rodzice są podobni do twoich. Też chcieli, żebym była w Slytherinie... I nie zawiedli się...
   
- Nie da się złamać tradycji - odparł ponuro Syriusz. - Tiara Przydziału przydziela rodziny do tych samych domów.
   
- A ja myślę, że ty będziesz wyjątkiem - odrzekła Andromeda. - Jesteś uparty i bystry. Gdy Tiara Przydziału pozna cię, na pewno nie przydzieli cię do Slytherinu. Jesteś inny od reszty rodziny.
   
- To czemu trafiłaś do Slytherinu? - spytał ją Syriusz. - Taka miła, łagodna dziewczyna...
  
 - Wcześniej taka nie byłam - przerwała mu Andromeda. - Gdy dostałam list z Hogwartu, gardziłam wszystkimi, co nie byli czystej krwi... ale gdy poznałam Teda... - Jej policzki nabrały rumieńców.
   
- Masz na myśli Teda Tonksa? - spytał ją Syriusz. - Twojego chłopaka?
   
- Tak... ale nikomu o tym nie mów - powiedziała Andromeda. - Rodzice dostaliby szału. Chcą mnie wydać za Rabastana Lestrange'a.

- Głupota - mruknął Syriusz. - Przecież to od ciebie zależy, kogo pokochasz!
   
- Rodzicom zależy, żebym ożeniła się z kimś czystej krwi - odparła ponuro Andromeda.
   
Syriusz chciał jakoś pocieszyć kuzynkę, ale nagle usłyszeli krzyk jego matki:
   
- SYRIUSZ! ANDROMEDA! NA DÓŁ!
   
Minutę później Syriusz, wraz z Andromedą, wszedł do jadalni. Na stole leżały dwa listy. Bella i Narcyza czytały swoje.
   
- Z Hogwartu - wyjaśnił krótko Cygnus.
   
Andromeda i Syriusz wzięli swoje listy. Chłopak rozerwał kopertę i wyjął pergamin.

         
HOGWART
  SZKOŁA MAGII
    I CZARODZIEJSTWA

 
Szanowny Panie Black,
Mamy przyjemność poinformowania Pana, że został Pan przyjęty do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,
                                                                                                          Minerwa McGonagall
                                                                                                                      zastępca dyrektora

   
Syriusz przeczytał list dwa razy. Nareszcie. Po miesiącu oczekiwania dostał list z Hogwartu. W piersi rozpierała go prawdziwa radość. Za miesiąc będzie już w Hogwarcie...
Walburga wzięła jego list i przeczytała go na głos. Rozbrzmiały brawa. Orion i Cygnus pogratulowali chłopcu, a jego matka odparła:
- Trzeba wysłać sowę. Termin mija za trzy dni. Regulusie, podaj mi pergamin.

*   *   *

- JAMES, TY PALANCIE! - wrzasnęła Dorcas Meadowes, biegnąc do jadalni. Przy stole siedział czarnowłosy chłopak. Na jej widok uśmiechnął się głupio.
- Tak, kuzynko? - spytał James. - Jak się spało? Rodzice kazali cię obudzić...
- Ale chyba nie mieli na myśli wiadra z lodowatą wodą, co? - warknęła dziewczyna.
- No... Nie mówili, jak mam cię... - Nie dokończył zdania, bo Dorcas rzuciła w niego poduszką. James zrobił unik, ale miska z owsianką spadła mu na głowę. Dorcas ryczała ze śmiechu.
- Ja ci dam! - krzyknął James i zaczął ją gonić po całym domu. Gdy chłopak osaczył ją w sypialni, rozpoczęli bitwę na poduszki. Dorcas miała przewagę. Musieli jednak przerwać zabawę, bo zobaczyli dwa puchacze za oknem. Dorcas otworzyła je i ptaki wleciały do środka. Rzuciły listy na łóżko Jamesa i poczęstowały się owsianką na jego głowie. Dorcas ponownie wybuchnęła śmiechem. James wygonił ptaki i rzucił w kuzynkę poduszką.
- Kretynka - warknął James.
- Trzeba było normalnie mnie obudzić - odparła Dorcas. James zignorował ją i wziął swój list. Dorcas zrobiła to samo. Rozerwała kopertę i wyjęła pergamin. Gdy zobaczyła, skąd przyszedł list, dziewczyna usiadła na łóżku i zaczęła czytać:

 HOGWART
SZKOŁA MAGII
I CZARODZIEJSTWA
   
Szanowna Panno Meadowes,
Mamy przyjemność poinformowania Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,

                                                                                                                      Minerwa McGonagall
                                                                                                                      zastępca dyrektora


- Ju-huu! - zawołał James. - Nareszcie! Idziemy do Hogwartu!
- James, do ciężkiej anielki! - wrzasnęła Dorcas. - Przestań się tak wydzierać!
- I kto to mówi? - zachichotał chłopak.
- Powinniśmy wysłać sowę, że dostaliśmy listy...
- Najpierw muszę pokazać list rodzicom - odparł James. - Już widzę ich miny!
Po tych słowach wybiegł z pokoju. Dorcas podeszła do szuflady i wyjęła z niej pergamin i pióro.
- Napiszę o tym rodzicom - mruknęła do siebie brunetka.

*  *  * 

Blondynka w średnim wieku stała na werandzie i wpatrywała się przed siebie. Niepokoiła się. Długo ich nie było. Już świt, a oni jeszcze nie wrócili. Może coś się stało... Nie... Może po prostu za bardzo się oddalili...
Nagle usłyszała kroki na drodze. Pobiegła przed siebie. Zatrzymała się parę metrów dalej. Zobaczyła wysokiego mężczyznę, prowadzącego chłopca owiniętego w koce. Kobieta podbiegła do nich. Rzuciła się mężczyźnie na szyję.
- Nareszcie - odparła blondynka. - Co tak długo?
- Musieliśmy się przespać - wysapał mężczyzna. - Byliśmy blisko Ottery St Catchpole. Na szczęście, nikogo nie zaatakował.
- Chodźcie do domu - powiedziała kobieta. - Muszę wam coś pokazać.
Pięć minut później chłopiec, ze swoim ojcem, pił gorącą herbatę. Matka chłopca otworzyła szufladę i wyjęła grubą kopertę. Podała ją synowi, po czym zwróciła się do swojego męża:
- Przyszedł godzinę temu. Nie mogę uwierzyć, że Dumbledore przyjął go.
Chłopiec wyjął list z koperty i zaczął czytać:

                                                                              HOGWART
SZKOŁA MAGII
    I CZARODZIEJSTWA

Szanowny Panie Lupin,
Mamy przyjemność poinformowania Pana, że został Pan przyjęty do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,

                                                                                                                      Minerwa McGonagall
                                                                                                                      zastępca dyrektora
   

Chłopiec nie mógł uwierzyć własnym oczom. Został przyjęty do Hogwartu... ale jak to możliwe? Żaden dyrektor nie przyjąłby go do szkoły. Nie z jego chorobą... Jednak dostał szansę. Pierwszy raz poczuł taką radość.
- Napiszę list do Hogwartu - odparła matka chłopca. - A wy powinniście iść na Pokątną... ale najpierw powinieneś się wykąpać, Remusie.
Remus posłuchał matki i pobiegł do łazienki. Nie mógł się doczekać zakupów...

*  *  *  

Petera obudziło pukanie. Nie chciało mu się wstawać. Mruknął, że za pięć minut wstanie. Jednak nadal słyszał pukanie. Otworzył oczy i wyskoczył z łóżka. To nie jego matka pukała, tylko wielki puchacz z listem przywiązanym do nóżki.
Peter otworzył okno. Sowa wleciała do pokoju i rzuciła mu list na głowę. Spojrzała na chłopca dziwnym wzrokiem, po czym odleciała. Dziesięciolatek zamknął okno i otworzył list.



 HOGWART

   SZKOŁA MAGII
      I CZARODZIEJSTWA

Szanowny Panie Pettigrew,
Mamy przyjemność poinformowania Pana, że został Pan przyjęty do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,

                                                                                                                      Minerwa McGonagall
                                                                                                                      zastępca dyrektora


   
Peter musiał przeczytać list trzykrotnie, żeby uwierzyć w to wszystko. Założył kapcie i zszedł do kuchni. Jego matka właśnie robiła kanapki.
- Mamo! - krzyknął chłopiec.
Pani Pettigrew odwróciła się. Na widok syna na jej twarzy zawitał uśmiech.
- Dzień dobry, skarbie...
- Dostałem list z Hogwartu! - krzyknął chłopiec.
Kobieta podeszła do niego i przeczytała list. Gdy skończyła czytać, przytuliła swojego synka i powiedziała:
- Wspaniale! Wkrótce rozpoczniesz swój pierwszy rok w Hogwarcie! Cudownie! Po śniadaniu wyślę sowę do Hogwartu i pojedziemy na zakupy. Tata byłby z ciebie dumny!
Peter usiadł przy stole. Jego matka położyła przed nim talerz ze stosem kanapek. Tak, tata byłby bardzo dumny - westchnął w myślach chłopiec i zajął się swoim talerzem.

*  *  *

Na progu domu państwa Evans pomiaukiwał bury kot. Petunia - starsza córka Evansów - usłyszała go i otworzyła mu drzwi. Chciała go pogłaskać, ale kot tylko spojrzał na nią i wszedł do środka. Gdy Petunia zamknęła drzwi, spojrzała na kota, ale jego już nie było. Zamiast niego, stała starsza kobieta o surowym spojrzeniu. Włosy miała upięte w ciasny, bułeczkowaty kok. Dwunastolatka spojrzała na kobietę zdumionym spojrzeniem. Pierwszy raz widziała, żeby kot zamienił się w człowieka, na dodatek ubranego w szmaragdową szatę.
- Lily Evans? - spytała krótko kobieta.
- N-nie - wyjąkała Petunia. - Jestem jej siostrą.
- Są rodzice? - spytała nieco łagodniej starsza pani.
Petunia zaprowadziła gościa do salonu. Pani Evans ścierała kurze z półek, a jej mąż czytał gazetę.
- Dzień dobry - przywitała się kobieta.
Państwo Evans spojrzeli na nieznajomą. Wytrzeszczyli oczy ze zdumienia.
- Nazywam się Minerwa McGonagall - odpowiedziała McGonagall. - Chciałam z państwem porozmawiać o Lily.
Pan Evans kiwnął głową i powiedział Petunii, żeby zostawiła ich samych. Petunia wyszła z salonu i pobiegła do pokoju swojej siostry. Spotkała ją na schodach. Lily miała zielone oczy i rude włosy. Mimo że była młodsza, rozumiała więcej rzeczy od swojej siostry.
- Tuniu! - odparła radośnie Lily. - Co się stało?
- Jakaś... kobieta... przyszła... do nas... - wysapała Petunia.
- To chyba normalne - prychnęła rudowłosa dziewczynka. - W tym nie ma nic podejrzanego...
- Ale wcześniej była kotem! - krzyknęła jej siostra. - Gdy zamknęłam drzwi, to ten kot zamienił się... w nią... i... ona rozmawia z rodzicami o tobie!
Lily wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Po co ktoś chciałby rozmawiać o niej? Przecież ona nie jest taka niezwykła... Chyba że... Chyba że ten chłopak miał rację i...
Lily przeszła obok siostry i zeszła na dół. Drzwi salonu były zamknięte, jednak było słychać rozmowę jej rodziców z nieznajomą.
- Skąd mamy wiedzieć, że pani nie kłamie? - odezwał się pan Evans.
- Myślą państwo logicznie - odparła McGonagall - ale czy państwo nie zauważyli, że wasza córka dziwnie się zachowuje?
- Petunia mówiła - powiedziała pani Evans - że wczoraj na placu zabaw Lily wyleciała z huśtawki i zawisła w powietrzu.
- Nadal mają państwo jakieś wątpliwości? - spytała McGonagall. - W każdym razie, muszę porozmawiać z Lily. Myślę, że cała rodzina powinna być przy tym.
Ktoś podszedł do drzwi salonu i otworzył je. Była to pani Evans. Gdy zobaczyła swoją młodszą córkę, uśmiechnęła się i powiedziała:
- Lily... Tuniu.... chodźcie tutaj.
Siostry weszły do salonu. Lily zrobiła zdumioną minę na widok nieznajomej. Jeszcze nigdy nie widziała kogoś, kto byłby ubrany w taką szatę. Gdy pani Evans zamknęła drzwi, McGonagall gestem kazała zbliżyć się rudowłosej. Dziewczynka usłuchała jej i podeszła do niej.
- Witaj, Lily - odparła ciepło starsza pani. - Nazywam się Minerwa McGonagall. Jestem nauczycielką. Przyszłam tutaj, żeby wyjaśnić tobie, twojej siostrze i rodzicom te wszystkie zjawiska, które niedawno wydarzyły się wokół ciebie. Otóż... To wszystko, co robiłaś, to magia. Ale nie wszyscy to potrafią. Twoja rodzina nie może uprawiać magii, ponieważ należą do niemagicznej populacji, potocznie nazywanych przez czarodziejów mugoli.
- Czyli... jestem... czarownicą? - spytała drżącym głosem Lily.
- Tak - odpowiedziała McGonagall. - Mam dla ciebie list, który rozpocznie nowy etap w twoim życiu.
Nauczycielka wyciągnęła z fałd swojej szaty kopertę i podała ją Lily. Dziewczynka spojrzała na adres. Upewniwszy się, że list jest zaadresowany do niej, rozdarła kopertę i zaczęła czytać:


HOGWART
   SZKOŁA MAGII
      I CZARODZIEJSTWA


Szanowna Panno Evans,
Mamy przyjemność poinformowania Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,

                                                                                                                      Minerwa McGonagall
                                                                                                                      zastępca dyrektora

   
Lily przeczytała list dwukrotnie, żeby uwierzyć, że to nie sen. A więc to prawda. Jestem czarownicą - powiedziała sobie w duchu. -  Severus miał rację.
- Sowy nie musisz wysyłać - odezwała się profesor McGonagall. - Dostarczyłam ci list osobiście. Rodzicom wyjaśniłam, gdzie macie zrobić zakupy szkolne. Do zobaczenia we wrześniu.
Po tych słowach zmieniła się w burego kota i wyskoczyła przez okno.

*  *  * 

- Mary, otwórz! - krzyknął Artur. - Oddaj moje pióro!
- Poczekaj! - krzyknęła jego siostra. - Za chwilę!
W jej tonie było coś niepokojącego. Strach... panika...  Artur żałował, że nie może używać magii.  Już chciał wyważyć drzwi, gdy usłyszał szczęk zamka i w drzwiach ukazała się jego dziesięcioletnia siostra.
- Dopiero co wróciłeś z Hogwartu, a już potrzebne ci pióro - odparła z przekąsem Mary.
- Muszę napisać do Molly - wyjaśnił Artur. - Rodzice zgodzili się, żeby przyjechała do nas za trzy tygodnie... A ty co robiłaś? I gdzie jest Errol?
- Poleciał na łowy - wyjaśniła wymijająco Mary. - A jeśli chcesz wiedzieć, to kończyłam pisać pamiętnik.
- Ale ty nie piszesz pamiętnika - zdziwił się Artur.
- Za trzy tygodnie Molly przyjeżdża? - spytała jego siostra. - Świetnie! Będę mogła z kimś pogadać!
Zanim Artur zareagował, oddała mu pióro i poszła do łazienki. Coś tu jest nie tak - pomyślał. - Mary nigdy tak się nie zachowywała... Co ona ukrywa?

*  *  *

Nadszedł dzień przyjazdu Molly. Rodzice Artura bardzo się niecierpliwili. Chcieli poznać dziewczynę swojego syna. Prewettowie byli bardzo szanowaną rodziną. Jeżeli związek Artura i Molly to coś poważnego, to może on i Mary nie byliby poniżani przez innych czarodziejów czystej krwi. Kiedy Cedrella poślubiła Septymiusza, została wydziedziczona i wyklęta z rodziny Blacków i uważano ją i jej męża za zdrajców krwi. Teraz ta opinia odbija się na ich dzieciach. Artur w pierwszej klasie był terroryzowany przez starszych uczniów, głównie Ślizgonów.
Rozległo się pukanie do drzwi. Cedrella podeszła do nich i otworzyła je. W drzwiach stała siedemnastoletnia dziewczyna o rudych gęstych włosach i brązowych oczach.
- Witaj, kochana! - przywitała się Cedrella, zapraszając dziewczynę gestem do środka. - Ty musisz być Molly. Artur tyle o tobie opowiadał. Zostaw ten bagaż... Septymiuszu! Chodź tutaj!
Septymiusz uśmiechnął się do Molly i wniósł jej bagaż. Molly zdjęła płaszcz podróżny i weszła do salonu. W środku byli już Artur i Mary. Molly podeszła do  dziesięciolatki i uśmiechnęła się.
- Cześć! - powiedziała entuzjastycznie Mary, wyciągając dłoń.
- Cześć - Molly uścisnęła dłoń dziewczynki. -  Ty musisz być Mary. Dokładnie tak Artur cię opisywał.
- A co o mnie mówił? - spytała  rudowłosa z zainteresowaniem.
-  Podobno lubisz kwiaty i muzykę - odpowiedziała Molly. - I... zaraz... że jesteś szalona i  nieprzewidywalna.
Rodzice wybuchnęli śmiechem, a Mary spojrzała na brata morderczym spojrzeniem. Artur lekko się zmieszał i powiedział:
- To może... - Nie dokończył zdania, bo przez okno wleciały trzy sowy. Zrzuciły listy na kanapę i wyleciały na zewnątrz. Artur podniósł listy i zaczął je przeglądać.
- To listy ze szkoły - odpowiedział chłopak. - Jeden jest do mnie... drugi do Molly, a trzeci... jest do Mary!
Mary podbiegła do brata i wzięła swój list. Szybko rozerwała kopertę i zaczęła czytać:


HOGWART

 SZKOŁA MAGII
    I CZARODZIEJSTWA


Szanowna Panno Weasley,
Mamy przyjemność poinformowania Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,

                                                                                                                      Minerwa McGonagall
                                                                                                                      zastępca dyrektora



Cedrella wzięła list od córki i przeczytała go. Gdy skończyła, ucałowała Mary i powiedziała:

- Nareszcie! Nasza Mary idzie do Hogwartu! Jaka jestem dumna! Na Pokątnej trzeba ci kupić sowę! Obowiązkowo! Sobie też musimy kupić jakiegoś puchacza. Errola oddamy Arturowi. Pójdziemy tam jutro. Dzisiaj zajmiemy się Molly. Zaraz wyślę sowę do Hogwartu...

- Mamo! - krzyknął Artur. - Molly została prefektem naczelnym!
   
Cedrella podeszła do niej. Molly trzymała w ręku srebrną odznakę z literami PN.
   
- Moje gratulacje! - odparł Septymiusz. - Napisz o tym rodzicom. Pękną z dumy!
   
Molly posłuchała go i usiadł przy stole. Wzięła pergamin oraz pióro i zaczęła pisać list. Nagle usłyszeli pukanie do drzwi. Septymiusz i Cedrella byli zdziwieni. Nikogo dzisiaj nie zapraszali. Pani Weasley podeszła do drzwi i otworzyła je.
   
- Billius! Co ty tu robisz?
   
Septymiusz, Mary, Artur, a nawet Molly przybiegli do frontowych drzwi. W drzwiach stał mężczyzna około dwudziestki, miał krótkie, brązowe włosy i niebieskie oczy.  Gdy zobaczył rodziców i rodzeństwo uśmiechnął się i powiedział:
   
- Cieszę się, że was zastałem.
   
Billius wszedł do środka i położył swój bagaż. Zdjął płaszcz podróżny i przywitał się z rodziną. Molly stanęła nieco dalej, żeby im nie przeszkadzać.
   
- Czemu wróciłeś? - spytał Septymiusz. - To znaczy... cieszymy się, że wróciłeś... ale... myślałem, że po naszej kłótni już nigdy tu nie zawitasz...
   
- To zasługa Mary - powiedział Billus. - Jakieś trzy tygodnie temu dostałem od niej list. Napisała, żebym wracał, bo jesteście coraz bardziej nieszczęśliwi. Bała się, że mama zabije się. Oczywiście, przedstawiam teraz ocenzurowaną wersję. Oryginał brzmiał o wiele gorzej. Prawdę mówiąc, jej list wzruszył mnie, więc postanowiłem wrócić, a nie było łatwo. Po drodze spotkałem śmierciożerców, ale udało mi się ujść z życiem.
   
Cedrella rzuciła się swojemu najstarszemu synowi na szyję i zaczęła płakać. Gdy się lekko uspokoiła, podeszła do Mary i mocno ją przytuliła.
   
- Dziękuję, słonko... - wyszeptała jej matka - ale... skąd...
   
- Dwa tygodnie po moich urodzinach usłyszałam waszą rozmowę - powiedziała Mary. - Rozmawialiście o Billiusie. Wywnioskowałam, że żałujecie, co się stało i chcecie jego powrotu. Ja dodałam parę mocnych argumentów, które by go przekonały do powrotu. Musiałam czekać, aż Artur wróci z Hogwartu. Nie chciałam pożyczać sowy od sąsiadów. Podejrzewaliby mnie o coś. Trzy tygodnie temu Artur próbował się dowiedzieć, co robię. Udało mi się go wymanewrować w pole.
   
Matka przytuliła swoją córkę jeszcze raz i zaprowadziła wszystkich do salonu. Molly podeszła do państwa Weasleyów.
   
- Wysłałam list przez państwa puchacza - mruknęła nieśmiało dziewczyna. - Mam nadzieję, że państwo się nie gniewają.
   
- Ależ skąd - odparł Septymiusz, po czym zwrócił się do Billiusa: - Billiusie... to jest Molly, dziewczyna Artura. Molly, to jest nasz najstarszy syn, Billius.
   
Molly i Billius podali sobie dłonie. Po chwili chłopak odrzekł:
   
- Więc za parę lat będziesz moją bratową?
   
Weasleyowie i Molly wybuchnęli śmiechem. Gdy w salonie zrobiło się cicho, Artur odezwał się:
   
- Wiesz, że Mary dostała list z Hogwartu?
   
- Tak? - zapytał Billius. - No to... Gratuluję, siostrzyczko... i dziękuję ci za to, co zrobiłaś.
   
- Zawsze uważałam, że w rodzinie nie powinno być żadnych sporów i kłótni - odparła krótko Mary.
   
Cedrella, chcąc uczcić powrót Billiusa, przygotowała wspaniały obiad. Pomogła jej Molly, która w dwie godziny upiekła wspaniały tort. Wszyscy wychwalali jej zdolności kulinarne. Mary czuła się naprawdę szczęśliwa. Nie dość, że udało jej się namówić brata do powrotu do domu, to jeszcze dostała list z Hogwartu. Wiedziała, że nigdy nie zapomni tego dnia.