poniedziałek, 14 lipca 2008

Rozdział 8


Taking Over Me.

Rozdział 8

To ty mnie zaatakowałaś


Snop światła przebudził Mary ze snu, jednakże widziała tylko oślepiającą jasność. Na początku miała mętlik w głowie. Nie wiedziała, gdzie się znajduje, a myślenie przychodziło jej z wielkim trudem. Jej oczy powoli przyzwyczajały się do oświetlenia, które panowało w pomieszczeniu. Po paru sekundach kontury sali były o wiele wyraźniejsze. Okazało się, że znajduje się w skrzydle szpitalnym. Starała się przypomnieć, co się stało. W jej głowie przelatywały po kolei pojedyncze obrazy: wściekła Lily, wyjący z bólu James, korytarz, lochy pełne krwi, zmasakrowane ciało Artura...
Mary błyskawicznie usiadła na łóżku. Przypomniała sobie ostatnie parę minut przed utratą przytomności. Tę scenę jak z horroru. Szybko rozejrzała się, gdzie leży jej brat. Gdy spojrzała na drugi koniec sali, krzyknęła przeraźliwie.
Przed jej oczami ukazała się postać, której twarz pokrywała ogromna ilość otwartych ran. Mary nie wiedziała, czemu pani Pomfrey ich nie zaszyła. Przecież Artur może się wykrwawić na śmierć! Ręce miał starannie zabandażowane, a nogi leżały usztywnione na grubych deskach. Mary  nie potrafiła oderwać wzroku od brata. Nie mogła uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Miała nadzieję, że to zły sen. Koszmar, który minie, gdy się obudzi.
Rozległy się czyjeś kroki i do jej łóżka podeszła pielęgniarka.
- W końcu się obudziłaś! - Pani Pomfrey przytuliła ją do siebie. Gdy się od niej oderwała, spytała:
- Jak się czujesz?
Mary nie mogła wykrztusić słowa. Nadal wspominała sobie tę scenę w lochach. Pielęgniarka pogłaskała ją po głowie. Spojrzała smutno w stronę Artura i rzekła:
- Nie dziwię się, że jesteś w szoku. Każdy byłby. Szczególnie jedenastoletnia dziewczyna. To naprawdę straszne. Nawet śmierciożercy nie są do czegoś takiego zdolni.
- Wyjdzie z tego? - spytała w końcu Mary.
- Trudno powiedzieć. Na te rany na twarzy nie zadziałało żadne antidotum. Godzinę temu przyjechali specjaliści ze Świętego Munga. Teraz starają się sporządzić jakiś eliksir. Twoi rodzice już o wszystkim wiedzą. Przyjadą jutro.
Drzwi sali otworzyły się i do środka wbiegli John, Marlena, Lily, Dorcas i Sev. Zanim pielęgniarka zdołała ich zatrzymać, pierwszoroczniacy usiedli na łóżku przyjaciółki. Marlena, ze łzami w oczach, powiedziała:
- Mary, tak nam przykro. To straszne! Jak można zrobić coś tak potwornego? Nie mogę uwierzyć...
- Mam nadzieję, że winowajców zamkną w Azkabanie - warknął John. - Jestem pewien, że to Ślizgoni!
- Spróbuję się czegoś dowiedzieć od kumpli - obiecał Severus. - Może coś będą wiedzieć...
Gdy pani Pomfrey wygoniła wszystkich na korytarz, Mary położyła się tak, aby nie patrzeć na Artura. Czuła wewnątrz siebie pustkę. Po jej policzkach powoli zaczęły spływać łzy...

*  *  *

Bella miała ochotę pozabijać wszystkich Gryfonów. Była wściekła. Po napadnięciu Weasleya czuła, że rozpiera ją radość. To, co mu zrobiła, było ponad wszystko, co śmierciożercy robili mugolom. Gdy Artur nie wykazywał żadnych oznak życia, stwierdziła, że zabiła go. Dzięki temu była pewna, że bez problemów wstąpi do grona śmierciożerców. Wtedy mogłaby rozwinąć swoje umiejętności w zadawaniu bólu niewinnym ludziom. Jednak wszystko szlag trafił! Ten kochaś mugoli przeżył! I to tylko dlatego, że Molly i Mary odnalazły go w lochach! Bellę na samą myśl o tym ogarnął ogromny gniew. Nie mogła zrozumieć, po co one zeszły do lochów. Przecież wszyscy wiedzą, że dla Gryfonów to miejsce jest równie niebezpieczne jak Zakazany Las. Przez Mary i Molly Bella straciła swoją pierwszą ofiarę. Nie mogła puścić im tego płazem. Widocznie nie zrozumiały, jaka jestem groźna – pomyślała po kwadransie wyładowywania swojej złości na przedmiotach martwych. - Więc teraz kolej na nie...

*  *  *

 Cedrella była zrozpaczona. Gdy wczoraj czytała list od Dumbledore'a, ona i jej mąż nie mogli uwierzyć w to, co się stało. Zwykłe pobicie Artura należałoby do normy. Niektórzy czarodzieje czystej krwi tak traktowali innych czarodziejów, zadających się z mugolakami. Ale to, co napastnicy zrobili z ich synem, było naprawdę nieprawdopodobne. Nawet Billius był w szoku. Zanim nastał świt trójka Weasleyów, za pomocą proszku Fiuu, transportowali się do Hogwartu.

Billius i jego rodzice, po rozmowie z dyrektorem, spotkali się z Mary. Dziewczyna była bardzo małomówna. Dumbledore ostrzegł ich, że może tak być. Żadna jedenastolatka nie byłaby spokojna po zobaczeniu zakrwawionych lochów i zmasakrowanego ciała swojego brata. Najstarszy syn Weasleyów próbował rozbawić swoją siostrę, lecz nic to nie dało. Mary bujała się do przodu i do tyłu i nuciła sobie coś pod nosem. Septymiusz i jego żona byli przerażeni. Mieli nadzieję, że ich córka nie wpadnie w depresję albo w jakąś psychozę. Inaczej może to się skończyć bardzo źle.

Gdy Billius i jego ojciec poszli do kuchni coś zjeść, Cedrella udała się do skrzydła szpitalnego. Gdy tam dotarła, podeszła do Artura i usiadła obok niego. Chwyciła go za dłoń. Miała nadzieję, że swoim dotykiem uda jej się jakoś poprawić stan syna. Wiedziała, że to głupie, ale była tak roztrzęsiona i zdesperowana, że różne rzeczy przychodziły jej do głowy.
   
Bała się zarówno o niego, jak i o Mary. Oboje byli w ciężkim stanie, tyle że Artur w fizycznym, a Mary w psychicznym. Cedrella ledwo powstrzymywała łzy. Nie wiedziała, co robić. Nikt nie wiedział, kto mógł zrobić jej synowi coś takiego. Nawet śmierciożercy nie byliby do tego skłonni. Myśli Cedrelli powędrowały do Ślizgonów. Nie było cienia wątpliwości. To na pewno oni to zrobili. Jednak pojawiło się drugie pytanie: który ze Ślizgonów tak nienawidził Artura, że zadał mu te rany?

Nagle dłoń Cedrelli została ściśnięta. Zrozpaczona matka spojrzała na swojego syna. Patrzył się na nią. Kobieta szybko wstała z łóżka i pobiegła do gabinetu pielęgniarki.

*  *  *

Molly dręczyły wyrzuty sumienia. Obwiniała się o stan Artura. Mogłam ulec Belli i rozstać  się z Arturem - powtarzała sobie w duchu. - Do niczego by wtedy nie doszło. Państwo Weasleyowie i uzdrowiciele nie przyjechaliby do Hogwartu w sprawie jej ukochanego. Ba! Nie leżałby teraz nieprzytomny w skrzydle szpitalnym, tylko spędzałby wolny czas na błoniach z Georgem i Danielem! W dodatku ta ciąża. Po co ona zwlekała z ogłoszeniem szczęśliwej nowiny Arturowi? Gdyby mu wcześniej powiedziała, jej wyrzuty byłyby nieco mniejsze. Teraz musi przeżywać podwójne katusze. Co będzie, jeśli Artur nie przeżyje? Nigdy nie zobaczy swojego dziecka… Jego pierwszych kroków… Gdy dostanie list z Hogwartu... Gdy skończy szkołę... Nie - powiedziała sobie stanowczo Molly. - Nie mogę tak myśleć. Artur przeżyje... Na pewno... Musi żyć... Kocham go...
Molly codziennie odwiedzała swojego chłopaka w skrzydle szpitalnym. Miała wielką nadzieję, że wkrótce się obudzi. Zresztą jego rodzina też. Gdy Molly spotykała ich w sali szpitalnej poruszali temat napadu. Doszli do wniosku, że to zrobili Ślizgoni. Molly nawet podejrzewała którzy. Jednak nie mogła uwierzyć, że Bellę i jej bandę stać na coś takiego. Nawet śmierciożercy tak nie torturowali mugoli... Nawet sam Lord Voldemort...
Gdy Molly po lekcjach wybierała się do skrzydła szpitalnego, wpadła na Cedrellę Weasley. Kobieta zatrzymała się przed nią.
- Molly! Chodź szybko do skrzydła szpitalnego!
- Co się stało? - spytała przerażona dziewczyna. Spodziewała się najgorszego.
- Artur obudził się! - krzyknęła radośnie Cedrella.
Molly wytrzeszczyła oczy. Poczuła ulgę w sercu.
- Nareszcie! Niech pani prowadzi.

*  *  *

- Ile razy mam ci powtarzać, Potter, żebyś się ode mnie odwalił?! - krzyknęła wściekła Lily. James zrobił skruszoną minę i wrócił do swoich przyjaciół. Gdy zajął miejsce obok Remusa, Syriusz szepnął:
- Co to był za cyrk?
- Ja... chciałem zakopać topór wojenny. Chciałem, żebyśmy zostali przyjaciółmi.
- To po co wyjechałeś z tymi piersiami?
- Myślałem, że jak powiem jej komplement, to łatwiej mi pójdzie!
- Nie sądzę, żeby dziewczynom podobało się, jak wychwalasz wielkość ich biustu - odrzekł z kpiną Remus.
Peter zachichotał.
- Nie wiem, co mi odbiło - odparł James. - Chciałem powiedzieć coś innego. Tak jakoś mi się wypsnęło.
Spojrzenie Jamesa utknęło w jednym punkcie. Jego przyjaciele podążyli za nim w obawie, że znowu spogląda na Lily. W drugim końcu pokoju wspólnego siedziała Mary. Odkąd wyszła ze skrzydła szpitalnego, w ogóle nie wychodziła z Wieży Gryffindoru. Dorcas i Lily musiały przynosić jej posiłki do dormitorium. Przesiadywała w fotelu i wypatrywała przez okno, co się dzieje na zewnątrz. Młodzi Gryfoni zauważyli, że po jej policzkach spływają łzy.
- Kurczę - odezwał się Peter. - Mary nadal nie może się pozbierać. Wiem coś o tym...
- Nie sądzicie, że ktoś powinien z nią pogadać? - spytał James.
- Tak - mruknął Syriusz. - Ktoś łagodny... Opanowany... Musi się znać na dziewczynach.
Remus poczuł na sobie spojrzenie swoich przyjaciół. Westchnął.
- Wiem, że o mnie mowa. Chyba najwyższy czas, by ktoś z nią pogadał.
Wstał i ruszył w stronę drugiego końca pokoju wspólnego.

*  *  *

Drzwi sali szpitalnej otworzyły się. Do środka weszły Cedrella i Molly. Ta druga podbiegła do łóżka ukochanego. Chłopak rozmawiał z uzdrowicielami, bratem i ojcem. Gdy zobaczył, kto przekroczył próg skrzydła szpitalnego, szybko odwrócił wzrok w przeciwnym kierunku. Molly zbiło to z tropu. Coś tu nie gra - pomyślała. - Artur dziwnie się zachowuje. Powinien ucieszyć się na mój widok.

Cedrella lekko popchnęła Molly do przodu. Dziewczyna domyśliła się, że kobieta chce, aby odezwała się do jej syna, więc podeszła bliżej do łóżka Artura.

- Artur! Nareszcie się obudziłeś...
   
- Odejdź - odparł krótko chłopak.
   
Molly znieruchomiała. Teraz to naprawdę coś tu nie gra.
   
- S-słucham?
   
- Nie udawaj głupiej! - krzyknął Artur. Był wściekły. Nawet uzdrowiciele nie byli w stanie go uspokoić. - To TY mnie zaatakowałaś! Jak mogłaś? Myślałem, że mnie kochasz!
   
Molly poczuła, jakby ktoś uderzył ją w twarz. Nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała.
   
- Artur... Ja nigdy...
   
- Nie kłam! Wiem, co widziałem! Co cię podkusiło, aby przystawać ze Ślizgonami?  Myślałem, że miłość jest dla ciebie najważniejsza... Myliłem się... - W jego oczach pojawiły się łzy. - Nie mogę uwierzyć, że sprawiało ci przyjemność torturowanie mnie... ty... potworze... sadystko...
   
- Nigdy nie zadałabym ci bólu! - krzyknęła Molly. Łzy zaczęły spływać jej po policzkach. - Przysięgam! To musiał być ktoś inny! Może...
   
- Dość tego - mruknął cicho Artur. Spojrzał swojej dziewczynie prosto w oczy. - To nie ma żadnego sensu. Zrywam z tobą.
   
Po tych słowach zamknął oczy z wycieńczenia. Uzdrowiciele podeszli do niego. Weasleyowie popatrzyli po sobie. Słowa Artura zaszokowały ich. Wiedzieli jedno: Molly nie mogła tego zrobić. Dobrze ją znali. Poza tym, za bardzo kochała Artura, żeby go skrzywdzić. Ktoś musiał użyć Eliksiru Wielosokowego z jej włosem. Tylko kto?
   
Molly nie wytrzymała. Zaczęła płakać. Jej życie legło w gruzach. Nie mogła uwierzyć, że Artur naprawdę myślał, że to ona go napadła. Usłyszała, jak Cedrella zwraca się do niej, jednakże nie była w stanie spojrzeć jej w oczy i wybiegła z sali szpitalnej. Chciała, aby to nie była rzeczywistość. To pewnie sen - powtarzała sobie w duchu. - Koszmar, po którym obudzę się. Zejdę do Wielkiej Sali, a tam będzie siedział Artur z Georgem i Danielem. Zauważy mnie i da mi buziaka na dzień dobry...
   
Wzdrygnęła się na widok Grubej Damy. Nogi same ją niosły, nawet nie wiedziała gdzie. Portret odchylił się do przodu, a w dziurze w ścianie stała najlepsza przyjaciółka Molly, Melinda Brown. Na jej widok wytrzeszczyła oczy.
   
- Molly, co się stało? - spytała przerażona, jednakże Molly nie odpowiedziała i wbiegła do pokoju wspólnego. Na jej widok zrobiło się cicho, lecz po chwili paru Gryfonów podeszło do niej i zaczęli zadawać pytania, co z Arturem. Molly próbowała się ich pozbyć. Po chwili przy niej stanęła Mary.
   
- Molly, co się stało?

Dziewczyna próbowała powstrzymać łzy. Gdy częściowo jej się to udało, wyjąkała:
   
- A-artur... Mary, on...
   
- Obudził się?
   
- Tak, ale...on... p-powiedział... że to j-ja go n-napadłam...
   
Mary wytrzeszczyła ze zdziwienia oczy. Były pełne szoku i złości. Dopiero teraz Molly zauważyła, że ich wyraz był dokładnie taki sam, jak u Artura. Molly szybko odwróciła się i z powrotem wybiegła na korytarz. Oczy miała tak załzawione, że nie widziała drogi przed sobą. Dopiero gdy się potknęła, przetarła oczy. Była w sali wejściowej. Wtem usłyszała głośny gwizd. Odwróciła się. Przed nią stała Bella Black. Nie była sama. Towarzyszyli jej bracia Lestrange'owie i Lucjusz Malfoy. Ślizgonka uśmiechnęła się drwiąco.
   
- Co się stało, Prewett? - zapytała Bellatriks, udając troskę. - Czyżby Arturkowi się pogorszyło?
   
- Nie twoja sprawa! - warknęła Molly. Już nic nie mogło zepsuć jej nastroju.
   
- A może oskarżył cię o to, że go napadłaś wraz z innymi Ślizgonami? - ciągnęła Bella
   
Molly znieruchomiała. Skąd ta żmija wiedziała...
   
- Trafiłam w sedno? Jaka ja jestem mądra! Użycie Eliksiru Wielosokowego było dobrym pomysłem. Ten plugawy zdrajca krwi nie domyślił się, że to ja!
   
- To TY go zaatakowałaś! - krzyknęła Molly, wskazując oskarżycielsko palcem na Ślizgonkę i jej świtę.
   
- No pewnie! - żachnęła się Bella. - Dziwię się, że nauczyciele jeszcze się nie kapnęli, że to ja. Powiem ci szczerze, że jestem strasznie wściekła na ciebie i na twoją przyjaciółkę, siostrę tego zdrajcy. Gdybyście go nie znalazły, to by się wykrwawił na śmierć. To byłoby takie piękne! Miałabym na koncie pierwszą ofiarę. Śmierciożercy przywitaliby mnie w swoich szeregach z otwartymi ramionami. Jednak wy zepsułyście moje plany! - Bella patrzyła z nienawiścią na Molly. - Musicie mi za to zapłacić.
   
Wzrok Ślizgonki zatrzymał się na brzuchu Molly, która instynktownie objęła go obiema rękami. Obawiała się o swoje dziecko. Na twarzy Belli pojawił się uśmiech. Po chwili odparła:
   
- Ty jesteś w ciąży! Z tym zawszonym zdrajcą! To nam ułatwi sprawę.
   
Bellatriks wyjęła zza pazuchy nóż. Molly była przerażona. Tylko nie moje dziecko - powtarzała sobie w myślach. - Tylko nie... Cofnęła się parę kroków w tył. Po chwili poczuła za sobą ścianę. Była w pułapce.
   
Bella podeszła do swojej ofiary. Knykcie jej zbielały od zaciskania rękojeści noża.
   
- Oboje będziecie cierpieć.
   
Po chwili zatopiła ostrze w brzuchu Molly. Dziewczyna krzyknęła przeraźliwie. Poczuła oszałamiający ból. Przez głowę przeplatało się całe jej życie. Wiedziała, że to koniec... Że umrze...
   
W głowie usłyszała jakiś dźwięk. A raczej krzyk. Krzyk małego dziecka. Do oczu Molly znowu napłynęły łzy. Zrozumiała, co się stało. Zaczęła rzucać przekleństwami na Bellę. Ślizgonka prychnęła z rozbawieniem. Gdy wyciągnęła ostrze noża z brzucha ofiary, odsunęła się od niej.  Na twarzy Belli malował się szeroki uśmiech. Uśmiech triumfu.
   
Molly zaczynała tracić czucie w nogach. Upadła. Była coraz słabsza. Wkrótce usunie się w nicość. I tak zakończy się życie Molly Prewett. Opuści ten świat… Już nigdy nie poczuje bólu… Nie będzie cierpieć...
   
Zanim straciła przytomność, usłyszała, jak ktoś wykrzykuje jej imię. Odwróciła się w stronę schodów. Stała tam jakaś postać. Obraz przed oczami miała zamazany, więc nie mogła stwierdzić, kto to jest. Po chwili ciemność pochłonęła ją całkowicie. Nie czuła już nic...