Rozdział 18
Strach
Przez kolejne
dni w domu Weasleyów panowała grobowa atmosfera. Podczas wspólnych posiłków
nikt się do siebie nie odzywał, dopiero w swoich pokojach domownicy prowadzili
ze sobą rozmowy, głównie na temat zachowania Mary. Prawie cały czas spędzała w
swoim pokoju, jedynie schodziła na dół coś zjeść bądź załatwić swoje potrzeby
fizjologicznie. W środku dnia wychodziła na spacery do pobliskiego parku,
pogrążona w ponurych myślach. Molly, Andromeda i Narcyza próbowały z nią
porozmawiać, lecz na próżno. Wszyscy się o nią martwili, nawet państwo
Prewettowie. Kto mógł doprowadzić Mary do takiego stanu? Przez kogo izoluje się
od reszty świata?
Po powrocie
do Hogwartu wszyscy przyjaciele Mary zauważyli, że coś z nią jest nie tak.
Izolowała się od otaczającego świata, zaszywała się w chatce Hagrida i za
wszelką cenę unikała towarzystwa bliskich jej osób. Nawet Marlena próbowała do
niej zagadać, lecz została brutalnie spławiona. Nikt nie wiedział, o co jej
chodzi. W końcu pewnego marcowego popołudnia John wysnuł pewną hipotezę.
* * *
- Nie wydaje
wam się, że to Bella maczała w tym palce?
- Że co
takiego? - żachnęła się Dorcas. - Żartujesz, prawda?
- To brzmi
nawet logicznie - przyznała Marlena i przeanalizowała słowa Johna. - Bella
mogła napisać do Mary, żeby zerwała z nami kontakty, inaczej ukatrupi całą jej
rodzinę. Wiecie, jaka ona jest.
- Nie
przesadzacie? Przecież ona…
- …mogła już
dawno przejść inicjację na śmierciożercę - dokończył za nią John, choć dobrze
wiedział, że nie to miała na myśli. - Po tym wszystkim Sama-Wiesz-Kto pewnie…
- Moglibyście
się zamknąć? - wycedził Syriusz przez zaciśnięte zęby, próbując skupić się na
pracy domowej z astronomii. Cała trójka spojrzała na niego wyraźnie zdumiona. -
Mam już tego dość.
- Astronomii?
- spytała Dorcas. - Nie martw się. Mogę ci pomóc.
- Nie o to mi
chodzi.
- Więc o co?
Zanim Syriusz
otworzył usta, do biblioteki weszli Lily i James z lekko spuszczonymi głowami. Wzbudziło to ogromne poruszenie wśród uczniów,
którzy na chwilę oderwali się od grubych ksiąg. Zwykle widywano Lily i Jamesa, obrzucających
się różnymi wyzwiskami, a teraz szli obok siebie, wpatrując się w czubki swoich
butów. Chwilę później przysiedli się do Syriusza, Johna, Marleny i Dorcas.
- Wyglądacie,
jakbyście dostali wyjce od swoich rodziców - stwierdziła Marlena lekko
zdumionym tonem.
- Prawie
trafiłaś w sedno - mruknęła ponuro Lily. - Dostaliśmy publiczny ochrzan od
Mary.
- Co?! - Cała
czwórka spojrzała po sobie. Czyżby Mary w końcu postanowiła się do kogoś
odezwać?
- Zaczęła nam
wyrzucać, co myśli o nas i o naszych codziennych sprzeczkach - powiedział James
grobowym głosem. - Nikt z grona pedagogicznego nie odważył się zareagować na
jej wybuch. Nawet Dumbledore.
- Nie mam
pojęcia, co się z nią dzieje - wyznała Lily drżącym głosem. - Kto sprawił, że
tak strasznie się zmieniła? I to w stosunku do nas? Co my jej takiego
zrobiliśmy?
- Wracam do
naszej wieży - odezwał się Syriusz, wrzucając książki do torby. - Może tam uda
mi się zebrać myśli.
Tak naprawdę
nie chciał wcale wracać do Wieży Gryffindoru. Postanowił pójść do Wielkiej Sali
sprawdzić, co z Mary. Ta cała sytuacja zatruwała jego myśli od miesięcy. Nie
mógł nic nikomu powiedzieć, choć bardzo chciał się komuś wyżalić, co gryzie
Mary. Czuł się rozdarty od środka. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić, aby
jednocześnie nie złamać słowa danemu przyjaciółce.
Pięć minut
później Syriusz ujrzał na schodach przy sali wejściowej Mary, a obok niej Torę,
leżącą stopień wyżej. Na dźwięk czyichś kroków podskoczyła o kilka stopni w
górę, po czym jej sierść zjeżyła się, lecz gdy ujrzała Syriusza natychmiast się
uspokoiła i ponownie ułożyła się obok Mary, robiąc mu miejsce. Pogłaskał
tygrysicę po łbie i przysiadł na stopniu, po czym spojrzał na swoją
przyjaciółkę. Była cała roztrzęsiona.
- Co się
stało? - spytał łagodnie.
- Twój b-brat
kazał p-przekazać od Belli spóźnione życzenia świąteczne - wyjąkała Mary.
- Musiało
zdarzyć się coś jeszcze, inaczej nie wyglądałabyś tak jak teraz - stwierdził
Syriusz.
Mary
zacisnęła pięść. Lekko kiwnęła głową i rzekła:
- Próbował
rzucić na m-mnie Klątwę Cruciatus, by sobie p-potrenować na żywym celu, lecz
Tora go p-przegoniła.
Syriusz
pogłaskał ją lekko po dłoni. Westchnął cicho i rzekł:
- Nadal
uważam, że powinnaś iść z tym do Dumbledore’a.
- Nie
zaczynaj. - Ton głosu Mary zrobił się nagle oschły, po czym wstała i złapała
się za głowę. - Musze was jakoś chronić. Wy nie macie własnych strażników.
- Po prostu
przestań nas unikać i zachowuj się normalnie - powiedział Syriusz, również
wstając. - Bądź sobą. Nie myśl o tym…
- Jak mam o
tym nie myśleć, skoro wisi nad wami taka groźba?! I to jeszcze z mojej winy!
Myślisz, że jest mi z tym łatwo?! Nie mam innego wyboru!
- Mary, chcę…
- Mam głęboko
gdzieś, czego ty chcesz! Daj mi spokój, Black!
Po tych
słowach pobiegła schodami w stronę pokoju wspólnego, a Tora podążyła za nią,
machając ogonem we wszystkie strony.
- Mary,
zaczekaj! - zawołał za nią Syriusz, lecz nie uzyskał odpowiedzi.
Rozejrzał się
dookoła i utkwił wzrok w zbroi stojącej nieopodal. Podszedł do niej i silnym
kopnięciem sprawił, że upadła na posadzkę, robiąc przy tym sporo hałasu.
Czy ja zawsze muszę wszystko spieprzyć?
- pomyślał rozgoryczony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz