czwartek, 24 grudnia 2009

Rozdział 18


Rozdział 18

Strach



Przez kolejne dni w domu Weasleyów panowała grobowa atmosfera. Podczas wspólnych posiłków nikt się do siebie nie odzywał, dopiero w swoich pokojach domownicy prowadzili ze sobą rozmowy, głównie na temat zachowania Mary. Prawie cały czas spędzała w swoim pokoju, jedynie schodziła na dół coś zjeść bądź załatwić swoje potrzeby fizjologicznie. W środku dnia wychodziła na spacery do pobliskiego parku, pogrążona w ponurych myślach. Molly, Andromeda i Narcyza próbowały z nią porozmawiać, lecz na próżno. Wszyscy się o nią martwili, nawet państwo Prewettowie. Kto mógł doprowadzić Mary do takiego stanu? Przez kogo izoluje się od reszty świata?

Po powrocie do Hogwartu wszyscy przyjaciele Mary zauważyli, że coś z nią jest nie tak. Izolowała się od otaczającego świata, zaszywała się w chatce Hagrida i za wszelką cenę unikała towarzystwa bliskich jej osób. Nawet Marlena próbowała do niej zagadać, lecz została brutalnie spławiona. Nikt nie wiedział, o co jej chodzi. W końcu pewnego marcowego popołudnia John wysnuł pewną hipotezę.


*  *  *


- Nie wydaje wam się, że to Bella maczała w tym palce?

- Że co takiego? - żachnęła się Dorcas. - Żartujesz, prawda?

- To brzmi nawet logicznie - przyznała Marlena i przeanalizowała słowa Johna. - Bella mogła napisać do Mary, żeby zerwała z nami kontakty, inaczej ukatrupi całą jej rodzinę. Wiecie, jaka ona jest.

- Nie przesadzacie? Przecież ona…

- …mogła już dawno przejść inicjację na śmierciożercę - dokończył za nią John, choć dobrze wiedział, że nie to miała na myśli. - Po tym wszystkim Sama-Wiesz-Kto pewnie…

- Moglibyście się zamknąć? - wycedził Syriusz przez zaciśnięte zęby, próbując skupić się na pracy domowej z astronomii. Cała trójka spojrzała na niego wyraźnie zdumiona. - Mam już tego dość.

- Astronomii? - spytała Dorcas. - Nie martw się. Mogę ci pomóc.

- Nie o to mi chodzi.

- Więc o co?

Zanim Syriusz otworzył usta, do biblioteki weszli Lily i James z lekko spuszczonymi głowami.  Wzbudziło to ogromne poruszenie wśród uczniów, którzy na chwilę oderwali się od grubych ksiąg.  Zwykle widywano Lily i Jamesa, obrzucających się różnymi wyzwiskami, a teraz szli obok siebie, wpatrując się w czubki swoich butów. Chwilę później przysiedli się do Syriusza, Johna, Marleny i Dorcas.

- Wyglądacie, jakbyście dostali wyjce od swoich rodziców - stwierdziła Marlena lekko zdumionym tonem.

- Prawie trafiłaś w sedno - mruknęła ponuro Lily. - Dostaliśmy publiczny ochrzan od Mary.

- Co?! - Cała czwórka spojrzała po sobie. Czyżby Mary w końcu postanowiła się do kogoś odezwać?

- Zaczęła nam wyrzucać, co myśli o nas i o naszych codziennych sprzeczkach - powiedział James grobowym głosem. - Nikt z grona pedagogicznego nie odważył się zareagować na jej wybuch. Nawet Dumbledore.

- Nie mam pojęcia, co się z nią dzieje - wyznała Lily drżącym głosem. - Kto sprawił, że tak strasznie się zmieniła? I to w stosunku do nas? Co my jej takiego zrobiliśmy?

- Wracam do naszej wieży - odezwał się Syriusz, wrzucając książki do torby. - Może tam uda mi się zebrać myśli.

Tak naprawdę nie chciał wcale wracać do Wieży Gryffindoru. Postanowił pójść do Wielkiej Sali sprawdzić, co z Mary. Ta cała sytuacja zatruwała jego myśli od miesięcy. Nie mógł nic nikomu powiedzieć, choć bardzo chciał się komuś wyżalić, co gryzie Mary. Czuł się rozdarty od środka. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić, aby jednocześnie nie złamać słowa danemu przyjaciółce.

Pięć minut później Syriusz ujrzał na schodach przy sali wejściowej Mary, a obok niej Torę, leżącą stopień wyżej. Na dźwięk czyichś kroków podskoczyła o kilka stopni w górę, po czym jej sierść zjeżyła się, lecz gdy ujrzała Syriusza natychmiast się uspokoiła i ponownie ułożyła się obok Mary, robiąc mu miejsce. Pogłaskał tygrysicę po łbie i przysiadł na stopniu, po czym spojrzał na swoją przyjaciółkę. Była cała roztrzęsiona.

- Co się stało? - spytał łagodnie.

- Twój b-brat kazał p-przekazać od Belli spóźnione życzenia świąteczne - wyjąkała Mary.

- Musiało zdarzyć się coś jeszcze, inaczej nie wyglądałabyś tak jak teraz - stwierdził Syriusz.

Mary zacisnęła pięść. Lekko kiwnęła głową i rzekła:

- Próbował rzucić na m-mnie Klątwę Cruciatus, by sobie p-potrenować na żywym celu, lecz Tora go p-przegoniła.

Syriusz pogłaskał ją lekko po dłoni. Westchnął cicho i rzekł:

- Nadal uważam, że powinnaś iść z tym do Dumbledore’a.

- Nie zaczynaj. - Ton głosu Mary zrobił się nagle oschły, po czym wstała i złapała się za głowę. - Musze was jakoś chronić. Wy nie macie własnych strażników.

- Po prostu przestań nas unikać i zachowuj się normalnie - powiedział Syriusz, również wstając. - Bądź sobą. Nie myśl o tym…

- Jak mam o tym nie myśleć, skoro wisi nad wami taka groźba?! I to jeszcze z mojej winy! Myślisz, że jest mi z tym łatwo?! Nie mam innego wyboru!

- Mary, chcę…

- Mam głęboko gdzieś, czego ty chcesz! Daj mi spokój, Black!

Po tych słowach pobiegła schodami w stronę pokoju wspólnego, a Tora podążyła za nią, machając ogonem we wszystkie strony.

- Mary, zaczekaj! - zawołał za nią Syriusz, lecz nie uzyskał odpowiedzi.

Rozejrzał się dookoła i utkwił wzrok w zbroi stojącej nieopodal. Podszedł do niej i silnym kopnięciem sprawił, że upadła na posadzkę, robiąc przy tym sporo hałasu.

Czy ja zawsze muszę wszystko spieprzyć? - pomyślał rozgoryczony. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz