[music]
Rozdział
30
Niedokończone
sprawy
Po
długiej, intensywnej rehabilitacji i wielu badaniach profilaktycznych Mary
wypisano ze Szpitala Św. Munga dzień przed Wigilią. W normalnym trybie
postępowania trwałoby to o wiele dłużej, jednakże Mary bardzo zależało na spędzeniu
świąt z najbliższymi a nie w szpitalnej sali. Zresztą, okazało się, że w trakcie
rehabilitacji jej sprawność ruchowa szybko wracała do normalności, toteż
dłuższe trzymanie jej w szpitalu nie było koniecznością.
Gdy
Cedrella przybyła po swoją córkę, Andromeda zaprowadziła je do gabinetu
lekarskiego, by od razu za pomocą Sieci Fiuu przeniosły się do Hogwartu,
dodając, że zobaczą się już niedługo. Na miejscu czekała jednak na Mary
niespodzianka. Gdy wraz z matką
wylądowała w gabinecie profesora Dumbledore’a, wewnątrz byli już jej
przyjaciele: James, Syriusz, Remus, Peter, Lily, Dorcas, Marlena, John i
Severus z dużym transparentem, na którym
był mieniący się wszystkim barwami tęczy napis: „WITAJ Z POWROTEM!”. Po
krótkim wiwacie i aplauzie przyjaciele wyprowadzili Mary z gabinetu dyrektora i
wyszli na błonia. W międzyczasie Severus wrócił do swojego pokoju wspólnego,
gdyż James zaczął rzucać mu kąśliwe uwagi, a z kolei on wraz z Syriuszem,
Peterem i Remusem oznajmili, że mają coś ważnego do załatwienia i poszli w
stronę głównego dziedzińca.
-
Taa, sprawy do załatwienia, jasne - prychnęła pogardliwie Lily. - Pewnie znów
chcą wyciąć jakiś idiotyczny dowcip. Kretyni…
-
Nadal nie darzysz Jamesa sympatią? - zapytała ostrożnie Mary. Dobrze pamiętała,
że temat Jamesa był dla niej bardzo drażliwy.
-
Przez te trzynaście miesięcy wcale się zmienił, chyba że na gorsze. Bez przerwy
jemu i Syriuszowi dowcipy w głowie, choć to głownie Potter jest prowokatorem. W
dodatku zachowuje się jak narcyz, odkąd jest w drużynie Gryfonów.
-
Jak narcyz?
-
No, strasznie się puszy, wykrada znicza z magazynu pani Hooch i się nim bawi
przy innych, by się nim wszyscy zachwycali, rzuca zaklęcia na każdego, kto go obrazi…
Uważa się za małą gwiazdę… No i próbuje mnie wyrwać na randkę.
-
Nie przesadzasz? Znam trochę lepiej Jamesa…
-
Przekonasz się sama po świętach. Zmienisz o nim zdanie. A jeśli już mowa o
okresie poświątecznym…
-
Nawet jej nie męcz teraz nauką, Lily - ostrzegła ją Marlena. - Są święta, wrzuć
na luz.
-
Marlena… - odezwała się Mary. Nie była pewna, czy może to przy Dorcas, Lily i
Johnie powiedzieć, ale zebrała się na odwagę i rzekła: - Naprawdę bardzo mi
przykro z powodu twoich rodziców.
-
Dzięki. Na szczęście już się czuję lepiej. John pilnował, bym nie wpadła w
żadną depresję ani nie załamywała się. Cały czas był przy mnie… - Chwyciła go
za dłoń i się do niego uśmiechnęła. Mary to zauważyła i coś jej zaświtało.
-
Czy wy… chodzicie ze sobą?
-
Och, wybacz, zapomniałam, że niewiele wiesz po przebudzeniu. Tak, jesteśmy parą.
-
Gratuluję! - Mary podeszła do Marleny i mocno ją uścisnęła. - W sumie mogłam
się tego spodziewać. Zawsze dużo czasu ze sobą spędzaliście.
-
Dzięki. A, i żeby była jasność… Nie próbuj się obwiniać o to, że Bella
wymordowała mi rodzinę, bo to nie twoja wina.
-
Wiedziałam, że coś takiego powiesz - westchnęła Mary z uśmiechem na twarzy. -
Po rozmowie z ojcem postanowiłam trochę zmienić nastawienie. Skoro Wszechświat
chce, by Bella była zła, to nic na to nie poradzę. To musiało tak się skończyć.
-
No to mamy jakiś postęp - odparł John. - Baliśmy się, że znów będziesz smutna i
przybita.
-
Swoją drogą… Moglibyście na moment zostawić mnie i Dorcas? Muszę z nią porozmawiać
z cztery oczy.
Lily,
Marlena i John byli zdziwieni, ale się zgodzili i ruszyli w przeciwną stronę. Natomiast
Mary i Dorcas podeszły do wielkiego buku i zatrzymały się tuż nad jeziorem.
-
Coś się stało? - zapytała niepewnie Dorcas. Rozglądała się na prawo i lewo, co
jakiś czas zaciskając pięści.
-
Nie musisz się niczego obawiać. Wiem o twoim darze.
-
Ja… nie wiem…
-
Tata mi wszystko powiedział po drugiej stronie. Dlatego bałaś się rozmowy ze
mną?
-
Nie tyle z tobą, co z każdym - wyznała w końcu Dorcas. Wzięła kilka głębszych
wdechów. - Na początku to był dla mnie szok, gdy twój ojciec do mnie przyszedł,
a było to tuż po jego pogrzebie. Wszystko mi wyjaśnił i powiedział, że muszę to
zachować dla siebie.
-
Nawet przed Lily? Jesteście najlepszymi przyjaciółkami. Mój ojciec miał na myśli
zewnętrzny świat, a nie najbliższe ci osoby.
-
Wiem, ale się bałam. Pamiętam, jak Remus powiedział ci, że próbujesz zwrócić na
siebie uwagę, gdy mu mówiłaś o Belli… Nie chciałam, by ktoś uznał mnie za
wariatkę…
-
Lily na pewno by tak nie pomyślała. Żadne z nas by tak nie pomyślało.
-
Łatwo ci tak mówić.
-
Możliwe, ale teraz mogę potwierdzić, że mówisz prawdę, więc nawet, jak ktoś
zacznie wątpić, to ja go odpowiednio przekonam.
Dorcas
spojrzała na nią zdziwiona.
-
Naprawdę?
-
No jasne! Od czego ma się przyjaciół?
W
końcu na twarzy Dorcas zawitał uśmiech.
-
Dziękuję, Mary. To naprawdę dużo dla mnie znaczy.
* * *
Jak
się spodziewała Mary, gdy Dorcas powiedziała przyjaciołom o swoim darze, wcale
nie uznali jej za wariatkę. Przeciwnie, byli podekscytowani i zaskoczeni.
-
I naprawdę myślałaś, że ci nie uwierzymy? - zapytała z niedowierzaniem Lily. -
Dorcas Meadowes, jesteśmy twoimi przyjaciółmi!
-
Mary powiedziała dokładnie to samo…
-
I miała absolutną rację! - odparł entuzjastycznie James. - Nie przekreślilibyśmy
cię, nawet jakbyś widziała nagich…
-
Potter, ty sprośny oblechu! - ryknęła na całe gardło Lily, obryzgując go śliną.
- Jak nie masz nic mądrego do powiedzenia, to spieprzaj stąd i to już!
-
Jak się ze mną umówisz, Evans. No, nie daj się prosić!
-
Spokojnie, Lily - uspokoiła przyjaciółkę Dorcas. - James już taki jest.
-
Niestety - prychnęła Lily, patrząc z pogardą na Jamesa. - W każdym razie, to
czyni cię kimś wyjątkowym. Czytałam o takich ludziach w bibliotece…
-
Czemu nikogo to nie dziwi?
-
Zamknij ryja, Potter! Więc, tacy ludzie z twoim darem mogą stać się bardzo
potężni, a nawet niepokonani…
-
Niepokonani? - powtórzyła zaskoczona Dorcas. - Lily, czy ty…
-
To się wiąże z mocą spirytystyczną. Kontaktując się z duchami masz kontakt z ich
energią, która się w tobie gromadzi i możesz ją wykorzystać w każdej chwili, a
gdy nauczysz się ją kontrolować…
-
To możesz pokonać Sama-Wiesz-Kogo - oznajmiła Mary rzeczowym tonem,
przypominając sobie, co Septymiusz powiedział jej w zaświatach.
Wszyscy
spojrzeli na nią zaskoczeni.
-
Tata mi powiedział, że to możliwe - wyjaśniła szybko.
-
Powinnaś porozmawiać z moją mamą, Dorcas - wtrącił nagle John. - Jest
jasnowidzem i powinna coś więcej wiedzieć na ten temat.
-
Czyżby ktoś potrzebował mojej rady?
Wszyscy
wzdrygnęli się i odwrócili. Niedaleko jeziora stała profesor Fontane, opatulona
w swój śnieżnobiały zimowy płaszcz z grubą czapą z futra białych niedźwiedzi.
-
Ja, pani profesor - odparła nieśmiało Dorcas.
-
Dobrze, moja droga, ale czy byłabyś tak miła i poczekała chwilkę? Muszę zamienić
słówko z Mary.
-
Ze mną? - zdziwiła się Mary.
-
Tak, kochanie. Możemy się przejść?
Mary
niepewnie kiwnęła głową. Podeszła do profesor Fontane i razem udały się ścieżką,
wiodącą wzdłuż jeziora.
-
Chciałam cię przeprosić - rzekła profesor Fontane z wyrazem smutku w głosie. -
Niepotrzebnie do ciebie mówiłam zagadkami. Może gdybym sprecyzowała groźbę,
jaka nad tobą wisiała…
-
Ale ja pani nie winię za nic, pani profesor - odparła szybko Mary. - To ja
ponoszę winę, dosiadając tego… tej…
-
Kelpii, moja droga. To mistyczne stworzenie, choć ludzie nie znają ich
prawdziwej natury. Nie sądziłam, że w Hogwarcie jest choć jedna. Są rzadko
spotykane.
-
To one nie topią i nie pożerają swoich jeźdźców?
-
Oczywiście, że nie. To tylko głupi przesąd. Prawda jest zupełnie inna… i nieco
przerażająca.
-
Przerażająca? - powtórzyła niepewnie Mary, choć nie była pewna, czy chce
wiedzieć, co profesor Fontane ma na myśli.
-
W starożytnych podaniach kelpie postrzegano jako stworzenia przynoszące
apokalipsę. Uważano nawet, że dosiadali ich jeźdźcy apokalipsy. Jednakże, to
wszystko prowadziło do ich pierwotnej natury: naznaczały osoby, które odegrają
znaczącą rolę w zbliżającej się zagładzie.
-
Z-zagładzie? - wyjąkała przerażona Mary. Ciężko jej było pojąć słowa
jasnowidzącej. - Znaczy…
-
Rok temu spytałaś mnie, czego konkretnie dotyczyła moja wizja. Otóż, ujrzałam
czasy pełne brutalności, krwi, mroku… śmierci. Były w nich masy trupów, walk
toczących się miedzy czarodziejami a śmierciożercami, a na niebie widniał Mroczny
Znak… Tak wielki, jakiego jeszcze nikt nie widział.
-
To znaczy… że on…
-
Tak, ujawni się, będzie potężniejszy niż dotychczas i będzie siać chaos i
spustoszenie - odparła ponuro profesor Fontane.
-
A co ja mam mieć z tym wszystkim wspólnego?
-
Tego niestety nie wiem. Widziałam tylko, że kelpia do ciebie przyjdzie. Dlatego
tak bardzo zależało mi, byś się nie zbliżała do tego jeziora. Gdyby to nie
nastąpiło, być może przyszłość byłaby inna.
-
W przypadku tego potwora nie wiem, czy by to coś dało - rzekła Mary, lecz
szybko zmieniła temat: - Czy mogę panią o coś spytać?
-
Oczywiście.
-
Powiedziała mi pani, że mój ojciec był pod wpływem czarnomagicznego uroku…
Jednakże, dowiedziałam się, że był nieuleczalnie chory… Czy moja mama…
-
Nie, nie kazała mi w ten sposób cię okłamywać. Miałam ci powiedzieć, że nie
wiem, co jest twojemu ojcu, lecz w głębi siebie czułam, że powinnam cię
przygotować na nadejście najgorszego. Wybacz, że w tak pogmatwany sposób, ale obiecałam…
-
Oczywiście, pani profesor, rozumiem - przerwała jej Mary, chcąc jak najszybciej
zakończyć tę rozmowę. - To może ja… ja pójdę po Dorcas.
I
nie czekając na odpowiedź, ruszyła w kierunku dziedzińca.
* * *
Mary
nie miała kiedy rozmyślać na słowami profesor Fontane, ani z kim o tym porozmawiać,
gdyż w mgnieniu oka nadszedł dzień wigilii Bożego Narodzenia i dała się porwać
świątecznemu nastrojowi. Jak zwykle, zamek był świątecznie udekorowany
girlandami i mieniącymi się magicznie ozdobami świątecznymi. Szczególnie duże
złote choinki w Wielkiej Sali robiły duże wrażenie. Gdy wszyscy przybyli na
wieczór wigilijny, wokół latała chmara małych rozchichotanych elfów sypiących
we wszystkie strony srebrnozłote gwiazdy, a po uroczystym powitaniu przez profesora
Dumbledore’a rozpoczęła się uczta i każdy zajął się jedzeniem i rozmową z
osobami siedzącymi tuż obok.
-
Oby Potter dziś mnie nie wyprowadził z równowagi - błagała na głos Lily,
nakładając sobie świątecznego puddingu.
-
Nie myśl o nim choć teraz - uspokoiła ją Dorcas. - Tylko niepotrzebnie
marnujesz energię.
-
Widzę, że rozmowa z profesor Fontane przyniosła pozytywne efekty - zauważyła
Marlena.
-
Będziemy się spotykać raz w tygodniu w jej gabinecie na specjalnych lekcjach
poświeconych magii spirytystycznej. To o wiele bardziej skomplikowane niż mogłoby
się to wydawać.
-
Grunt, że pomoże - westchnęła Mary, zerkając na drugi koniec stołu.
-
A ty na kogo tak zerkasz? - zagadnął Severus.
-
Muszę porozmawiać z Remusem. Chyba nadal czuje się winny…
-
I prawidłowo - warknęła Marlena, brutalnie miażdżąc pieczeń na talerzu. - W pełni
na to zasłużył po tym, co…
-
Ale najwyższy czas, by przestał się tym zadręczać, nie uważasz? - zagadnął
ostrożnie John. - Wystarczy, że rok przechodził katusze…
-
Ja mu tak łatwo nie wybaczę… Mary, co ty robisz?
Mary
wyjęła z kieszeni kawałek pergaminu, wypisała na szybko parę słów i stuknęła w
niego różdżką. Pergamin uformował się w mały samolocik i poleciał na drugi
koniec stołu w stronę Remusa i wylądował na jego talerzu. Chłopak rozłożył pergamin i przeczytał treść
listu, po czym spojrzał w stronę Mary. Krótko kiwnął głową w jej stronę i wstał
od stołu, kierując się w stronę sali wejściowej.
-
Co mu napisałaś? - zapytała Lily.
-
Poprosiłam go o rozmowę, podkreślając, że chcę mu coś ważnego powiedzieć -
rzekła krótko Mary i nie zważając na protesty Marleny, wstała od stołu i wyszła
z Wielkiej Sali. Remus czekał oparty o posag skrzydlatego dzika.
-
Mary, czy coś się stało?
-
Nic, chciałam tylko wyjaśnić pewną sprawę.
-
Aha… Mary jest mi naprawdę…
-
Przykro? Tak, wiem, słyszałam, że się obwiniasz o to, że zapadłam w śpiączkę.
Chcę ci powiedzieć, że to nie była twoja wina. Ja sama podeszłam do tej kelpii.
-
Ale mogłem cię powstrzymać - upierał się Remus, łamiącym się głosem. - No i
wtedy w sowiarni…
-
Co się stało, to się nie odstanie. Przyznaję, że zabolała mnie twoja reakcja,
ale czas wyleczył rany. Sama nie wiem, czy nie postąpiłabym tak samo.
-
Na pewno nie. Ty byś nie zwątpiła. Nawet gdybym… To znaczy…
-
Nie musisz mi nic mówić. Wiem, do czego zmierzasz.
-
Naprawdę? - zdziwił się Remus.
-
Tak - oznajmiła Mary i złapała go za rękę. - Nie musisz mi wyjawiać swojej
tajemnicy, którą dzielisz z Syriuszem, Jamesem i Peterem. Gdy uznasz, że
nadszedł czas, by mi o tym powiedzieć, będę czekać. Byłam zbyt nachalna, lecz
teraz będę cierpliwa i nie będę drążyć tego tematu. Proszę, nie zadręczaj już
się tym. Bądźmy znów przyjaciółmi.
-
Przyjaciółmi? Ale… Marlena….
Mary
westchnęła. Miała nadzieję, że nie będzie musiała poruszać tego tematu.
-
Tak, wydawało mi się, że coś do ciebie czuję. Tyle że, wtedy miałam dwanaście
lat. Nawet teraz nie wiem, co mogę czuć do jakiegokolwiek chłopaka. Być może
moje uczucia wyolbrzymiłam, szczególnie pod presją, jaką czułam przez Bellatriks.
Ale wiem jedno. Jesteś moim biskim przyjacielem i nie mam zamiaru cię stracić.
-
Też uważam cię za bliską przyjaciółkę, Mary. Jednak myślałem, że po tym…
-
To niczego nie zmienia. Nadal nimi jesteśmy. Obiecaj mi, że będzie jak dawniej
oraz że nie będziesz się tym zadręczać.
Zapanowała
krótka cisza. Mary cierpliwie czekała. Nie chciała na niego naciskać. W końcu
rzekł:
-
Dobrze, obiecuję.
-
I to jest Remus, którego znam. Teraz wracajmy na kolację, bo jeszcze James
wysnuje teorię, że gdzieś się potajemnie zaszyliśmy, a coś ostatnio ma zbyt
wybujałą wyobraźnię.
Remus
parsknął śmiechem. Mary odwzajemniała uśmiech i razem wrócili do Wielkiej Sali.
Kurde,jak mnie tu dawno nie bylo O_o Rozdzial pieknie wprowadza czytelnika w chec dalszego czytania powrotem Mary do swojego silnego charakteru. Bo chyba tak to moge nazwac nie? :D Nie moge sie doczekac az pojawia sie sceny z Voldemortem :D pozdrawiam Arisa :D i przepraszam za bledy w komentarzu ale pisze z komorki ktora mnie nie lubi :D
OdpowiedzUsuńTak mozna tak to nazwac :P
OdpowiedzUsuńSceny z Voldim pojawia sie predzej niz myslisz, choc nie bedziesz o tym wiedziec xD
A kolejny rozdzial niebawem ;)