piątek, 1 lutego 2008

Prolog


Prolog



Frank Bryce nastawił wodę na herbatę. Tegoroczne lato było bardzo upalne. Ludzie często musieli gasić swoje pragnienia, które dawały o sobie znać przynajmniej siedem razy na dzień. Filiżanka herbaty Frankowi wystarczała. Co prawda, mógł pójść do sklepu kupić sobie jakiś zimny napój, ale w ciągu lata nigdy tego nie robił. Odkąd policja zatrzymała go w sprawie śmierci jego pracodawców, państwa Riddle'ów, ludzie nie ufali mu. W wiosce roznosiły się dziwne pogłoski. Gdy policja wypuściła Franka, mieszkańcy Little Hangleton byli nadal przekonani o jego winie. Ale przecież on tego nie zrobił! Frank kochał swoich pracodawców! W życiu by ich nie tknął! Nigdy nie wtrącał się do spraw Riddle'ów, cały czas pielęgnował ich ogród.

Gdy czajnik zaczął gwizdać, Frank podszedł do niego i wyłączył go. Gdy zbliżył się do okna, zobaczył jakiś ruch, jednak szybko stwierdził, że to było zwykłe przywidzenie. Przecież o tej porze nikt by tu się nie kręcił. Nagle drzwi zaczęły skrzypieć. Frank podszedł do nich. W progu zobaczył zakapturzonego mężczyznę, który celował w niego czymś cienkim i drewnianym. Z końca przedmiotu wystrzelił czerwony promień i ugodził Franka w pierś. Mężczyzna upadł na ziemię i stracił przytomność.
           
Tajemniczy osobnik podszedł do starca i ponownie wycelował w niego różdżką. Mruknął: "Obliviate." i odwrócił się. W drzwiach stał drugi zakapturzony mężczyzna. Najwidoczniej znali się, bo podali sobie dłonie i udali się w stronę olbrzymiego domu.

- Zmodyfikowałeś temu mugolowi pamięć? - spytał mężczyzna o głębokim, grubym głosie.

- Jasne - prychnął człowiek, który oszołomił Franka. - Przecież robię  to od ładnych paru lat. Mam nadzieję, że się nie spóźnimy. Czarny Pan nie lubi...

- Bez obaw - powiedział mężczyzna o grubym głosie. - Mamy jeszcze pięć minut.

Gdy zamaskowani osobnicy weszli do kuchni domu Riddle'ów, zdjęli kaptury i udali się na górę.  Gdy stanęli przed drzwiami salonu, jeden z nich zapukał w nie. Gdy usłyszeli ciche: "Wejść.", otworzyli drzwi i weszli do środka. Przy oknie stała dziesiątka zakapturzonych postaci, którzy natychmiast spojrzeli, kto przybył na spotkanie. Nowo przybyli zignorowali ich, tylko spojrzeli na człowieka, który siedział w fotelu przy kominku. Jego rysy były dziwnie zniekształcone, twarz miał białą jak kreda, a białka oczu były przekrwione. Miał na sobie czarną pelerynę, a w jego oczach odbijał się ogień w kominku.

- Jugson... Macnair... - odparł blady mężczyzna lodowatym tonem. - Nie spóźniliście się...

Jugson i Macnair podeszli do Czarnego Pana i ucałowali rąbek jego szaty. Gdy powiedział, żeby odeszli, powstali i dołączyli do reszty swoich przyjaciół.

- Na początek chciałem was pochwalić - oznajmił Czarny Pan. - Wczorajszy atak na tę mugolską wioskę był bardzo imponujący. Pozabijaliście wszystkich mugoli, bez wyjątków. Należą wam się gratulacje. Świetnie się spisaliście, moi śmierciożercy.

Jego zwolennicy zaczęli mu się kłaniać.

- Jednakże... - ciągnął Czarny Pan. - Nie wszystkim należą się gratulacje... Karkarow! Lestrange!

Dwóch śmierciożerców wystąpiło z szeregu.  Ich przywódca podszedł do nich. Stanął  przed nimi i, obrzuciwszy ich lodowatym spojrzeniem, rzekł:

- To, czego się dopuściliście wczoraj, jest hańbą nie tylko dla mnie - Lorda Voldemorta - ale też dla reszty śmierciożerców. - Zbliżył się do czarnowłosego mężczyzny z zarostem. - Możesz mi wytłumaczyć, Karkarow, czemu darowałeś życie tamtej mugolce?

Karkarow spojrzał swojemu panu w oczy. Nogi miał jak z galarety.

- P-panie... - wyjąkał Karkarow. - Ona... była w ciąży...

- Więc trzeba było ją zabić - wycedził Voldemort. - Mogłeś zapobiec rozmnażaniu się tego ścierwa... ale nie... - Wyciągnął różdżkę i wycelował nią w Karkarowa. - Crucio!

Mężczyzna zgiął się wpół i zaczął wyć z bólu. Inni śmierciożercy patrzyli na niego z odrazą. Gdy Voldemort zakończył tortury, Karkarow wycofał się.

- Wiecie już, co się stanie, jeśli któryś z was oszczędzi jakąś ciężarną mugolkę. Lestrange... - Zwrócił się do mężczyzny o brązowych włosach. - Powiedz mi... Czemu zaatakowałeś  Druellę Black? Przecież ona jest czarownicą czystej krwi.

Lestrange patrzył w podłogę. Przełknął ślinę i zaczął bełkotać:

- Ja... ja nie wiedziałem, że to Druella... Myślałem, że to mugolka... jak inni...

- Przecież chodziłeś z nią do tej samej klasy - odparł Voldemort. - Blackowie to bardzo starożytny ród. Też uważają, że należy pozbyć się mugoli i szlam... a ty chciałeś zabić jednego z członków ich rodziny... Crucio!

Lestrange zgiął się wpół i zawył z bólu, jednak jego tortury trwały o wiele dłużej niż Karkarowa. Gdy się skończyły, śmierciożerca popełzł do swoich towarzyszy.

- Mam nadzieję, że wyciągnęliście z tej lekcji prawidłowe wnioski - powiedział Czarny Pan. - Na koniec została jeszcze jedna informacja. Jak zauważyliście, nasza armia jest bardzo mała. Wkrótce ministerstwo nakaże zabijać śmierciożerców, zamiast brać ich żywcem. Więc, potrzebni są  młodzi ludzie, którzy wstąpiliby w nasze szeregi. Mam nadzieję, że wasi synowie... albo córki... dołączą do nas, gdy zostaną wezwani.

Śmierciożercy zaczęli zarzekać się, że ich dzieci nie mogą się już doczekać, kiedy dołączą do ich szeregów. Gdy Czarny Pan podniósł rękę, uciszyli się.

- Mam nadzieję, że to, co mówicie, jest prawdą. Inaczej możecie tego pożałować. - Voldemort omiótł ich swoim zimnym spojrzeniem. - Na dzisiaj to koniec zebrania. Możecie odejść.

W przeciągu jednej chwili śmierciożercy rozeszli się. Gdy w salonie nikogo nie było, Voldemort usiadł na fotelu przy kominku i utkwił wzrok w ogniu.

Każde zebranie ze śmierciożercami męczyło go. Nie było takiego spotkania, na którym nie musiałby rzucić Zaklęcia Torturującego. Lubił je rzucać, gdy chciał się na kimś wyładować albo gdy jego zwolennicy źle wykonali swoje rozkazy. Uważali, że pragnie pozabijać wszystkich mugoli i mugolaków… że jest bezlitosny, wytrwały, żądny władzy… że jego serce jest z kamienia i  nie ma w nim miłości. Jednak w rzeczywistości było zupełnie inaczej...

Czarny Pan zawsze pragnął władzy.  To było jego największe marzenie. Pragnął zgładzić mugoli, przez których cała rasa czarodziejów musiała się ukrywać. W Hogwarcie otworzył Komnatę Tajemnic i na wszystkie szlamy napuścił bazyliszka. Nawet jedna zginęła. Okoliczności zmusiły go do zamknięcia Komnaty, jednak pozostawił dziennik, dzięki któremu Komnata miała zostać  ponownie otwarta.

Voldemort był świetnym aktorem, więc łatwo było mu zmylić nauczycieli i swoich kolegów, jak bardzo się zmienił, gdy wrócił do szkoły na szósty rok nauki. Podczas letnich wakacji postanowił dowiedzieć się czegoś więcej o swoim pochodzeniu. Zawsze wierzył, że jego ojciec był czarodziejem, a matka zwykłą mugolką, która umarła przy porodzie. Doznał głębokiego szoku, gdy dowiedział się, że to jego matka była czarownicą, a ojciec mugolem. W przypływie złości odnalazł dom swojego ojca i zabił go oraz jego rodziców. Gdy wrócił do Hogwartu, czuł się bardziej przywiązany do matki. Poczuł do niej jakieś dziwne uczucie, którego nigdy nie doznał... Uczucie miłości. Nie mógł jednak nikomu o tym powiedzieć. Co by powiedzieli jego zwolennicy i jego wrogowie, gdyby dowiedzieli się, że wielki Lord Voldemort... kocha? Nie mógł pozwolić, żeby ktoś się o tym dowiedział. Gdy wpadał w zadumę, przypominał sobie słowa Dumbledore'a, że siła miłości pokona każdą przeszkodę...

Po ukończeniu Hogwartu skupił się na odnalezieniu sposobów uzyskania nieśmiertelności. Tak go mocno pochłonęły owe poszukiwania, że zapomniał o tym uczuciu, które żywił do matki. Jednak ono wróciło, gdy zobaczył Karkarowa, który oszczędził tamtą  kobietę. Gdy wrócił do domu swojego ojca, nawiedziła go nowa myśl: chciałbym kogoś pokochać oraz by mnie ktoś pokochał. Próbował tę myśl wyrzucić z głowy, ale nie potrafił. Musiał coś z tym zrobić... Musiał...

Przed spotkaniem ze śmierciożercami wezwał Notta. Zjawił się punktualnie. Czarny Pan kazał znaleźć mu najlepszego jasnowidza na świecie. Podkreślił, że ma się stawić z wróżbitą dzisiaj wieczorem. Czas płynął, a jego sługi wciąż nie było. Będzie musiał mu uzmysłowić, że Lord Voldemort nie lubi, gdy ktoś się spóźnia.

Usłyszał ciche pukanie do drzwi. Serce zabiło mu mocniej.

- Wejść - rozkazał.

Do salonu wszedł Nott z jakimś brunetem. Mężczyzna rozglądał się po pokoju przerażonym wzrokiem. Nott podszedł do Czarnego Pana, ucałował rąbek jego szaty, wstał i przemówił:

- Mój panie, znalazłem najlepszego jasnowidza na świecie. Ma na imię Harold Tiggs. To mugol.

Voldemort skrzywił się. Nie pozwalał przyprowadzać mugoli do jego kryjówki, ale skoro ten jasnowidz jest najlepszy w swoim fachu...

- Podejdź do mnie! - rozkazał Czarny Pan Tiggsowi. Mężczyzna usłuchał go i podszedł do niego. W jego oczach malowało się przerażenie.

- Powiedz, jaka będzie moja przyszłość - oznajmił Voldemort.

- Dobrze - odparł Tiggs. - Proszę podać mi dłoń.

Czarny Pan zrobił to z niechęcią. Nie znosił fizycznych kontaktów z mugolami, ale skoro jest to konieczne, to zaryzykuje. Tiggs dotknął jego dłoni i zamknął oczy. Po chwili jego głos zgrubiał i powiedział:

- Ma pan mroczną przyszłość... Z pana winy zginą setki ludzi, jeśli nie tysiące... Odniesie pan klęskę, ale nie na długo... Osiągnie pan władzę... Pana rządy będą straszne...

- A co z moim życiem uczuciowym? - przerwał mu Voldemort.

- Cóż... - mruknął jasnowidz. - Jest pewna dziewczyna... Minie parę lat, zanim się poznacie... Będzie pan ją mocno kochał... Będzie pan chciał zrobić dla niej wszystko... Co prawda, gdy pozna pana prawdziwą tożsamość, będzie przestraszona, ale bez obaw… Wasza miłość pokona każda przeszkodę…

Tiggs otworzył oczy i puścił dłoń Voldemorta. Czarny Pan poczuł ogromną radość. Jednak nie będzie samotny. W jego sercu zagości inna kobieta... Kobieta, którą będzie kochać nad wszystko...

- Dziękuję - odparł Voldemort do Tiggsa i zwrócił się do Notta: - Wyprowadź go.

Nott skłonił się i ruszył w stronę drzwi, ale Tiggs stał w miejscu. Czarny Pan zauważył to i rzekł:

- Coś jeszcze?

- A zapłata? - zapytał roztrzęsionym głosem Tiggs. - Musi pan zapłacić!

- Zapłata? – zapytał z rozbawieniem Voldemort i wstał. Jasnowidz cofnął się o parę kroków.

- Oto pańska zapłata - odrzekł Czarny Pan i wyjął swoją różdżkę. Wycelował nią w mugola i krzyknął:

- Avada Kedavra!

Zielony promień ugodził jasnowidza prosto w serce. Jego ciało przeleciało przez cały salon i upadło u stóp Notta. Był martwy.

- Zastanawiam się, Nott - powiedział Voldemort do swojego sługi - czy ty w ogóle wiesz, co ty robisz...

Nott spojrzał na swojego pana. Podszedł do niego i powiedział:

- O-oczywiście...

- A pamiętasz, co mówiłem o wprowadzaniu mugoli do tego domu?

- Tak... ale... panie...

Czarny Pan jednak go nie słuchał. Wycelował w niego różdżkę i krzyknął:

- Crucio!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz