Rozdział 1
Listy
Ulica
Grimmauld Place od dawna stanowiła prawdziwą zagadkę. Przy numeracji domów
zabrakło numeru 12. Cóż... takie pomyłki
się zdarzają - mówili sobie londyńczycy. Człowiek jest zapracowany i
zapomina o takich szczegółach. Z czasem ludzie przyzwyczaili się do tego,
że na Grimmauld Place brakowało numeru 12. Jednak nie wiedzieli, że numer
dwunasty istnieje... a przynajmniej tylko niektórzy o tym wiedzieli.
Pod numerem
12 mieszkała rodzina Blacków. Pochodzili oni ze starożytnego rodu, który nigdy
nie splamił się brudną krwią. Od zarania dziejów członkowie tej rodziny byli
czarodziejami. Zdarzały się przypadki, że któryś z członków ożenił się z
czarodziejem mugolskiego pochodzenia. Wtedy wymazywano go z drzewa
genealogicznego.
Obecnie na
Grimmauld Place 12 mieszkali Orion i Walburga Black wraz ze swymi synami,
Regulusem i Syriuszem. Uważali, że powinno się wysterylizować mugoli i
mugolaków. Blackowie należeli do tych, którzy popierali działania Czarnego
Pana. Walburga była bardzo przywiązana do swojego brata, Cygnusa. Raz w
tygodniu przychodził ze swoją żoną i córkami na obiad do swojej siostry.
Dzisiaj nie było inaczej.
Na dom numer
12 rzucono wszystkie możliwe antymugolskie zaklęcia, dzięki którym był
niewidoczny dla niemagicznych obywateli. Orion rzucił na dom również Zaklęcie
Nienanoszalności, dzięki któremu tylko wtajemniczone osoby wiedziały o
istnieniu Grimmauld Place 12. Walburga rzuciła się bratu na szyję, gdy tylko
ujrzała go z rodziną w progu. Kiedy goście rozebrali się, Regulus zaprowadził
ich do jadalni.
Głównie przy
obiedzie Blackowie rozmawiali o nowych krokach Czarnego Pana i o przyszłości
swoich dzieci. Dzisiejsza rozmowa była skupiona na najstarszej córce Cygnusa i
Druelli, ponieważ w tym roku kończyła szkołę.
- Uważam, że Bella
powinna pracować w Świętym Mungu - odparł Cygnus. - Ma świetne oceny z
eliksirów. Z zaklęć i obrony przed czarną magią również…
- Kochanie,
nie zapominaj o Andromedzie - upomniała męża Druella. - W tym roku zdaje sumy.
To też bardzo ważne...
- Prawda -
zgodził się Orion. - Porady zawodowe...Codzienne odwiedziny w bibliotece... To
jeden z najważniejszych etapów jej życia...
- Zakładam,
że ten miesiąc jest dla was bardzo ważny - odparł Cygnus. - Najwyższy czas,
żeby Syriusz dostał list z Hogwartu.
Blackowie
spojrzeli na najstarszego syna Oriona i Walburgii. Chłopak wiedział, że wszyscy
chcą usłyszeć, co ma do powiedzenia.
- Syriuszu...
- odezwała się jego matka. - Wiem, że nie trzeba zadawać tego pytania… ale
twoim zdaniem, do jakiego trafisz domu?
Syriusz
obiegł wzrokiem po twarzach zebranych. Lekko uśmiechnął się, po czym rzekł:
- Gdyby to
ode mnie zależało, to na pewno nie do Slytherinu.
Wszyscy
wytrzeszczyli oczy ze zdumienia. Pierwszy raz w ich rodzinie zdarzyło się coś
takiego. To niedorzeczne! Blackowie zawsze trafiali do Slytherinu... Od
pokoleń...
Walburga
spojrzała ze wstrętem na swojego najstarszego syna i powiedziała:
- Powinieneś
brać przykład ze swojego brata. Jego największym pragnieniem jest zostanie
Ślizgonem! Ze Slytherinu pochodzą wielcy czarodzieje...
- Masz na
myśli tego palanta, który morduje mugoli i czarodziejów mugolskiego
pochodzenia? - zakpił Syriusz, po czym wstał i poszedł do swojego pokoju, nie
zwracając uwagi na krzyki swojej matki. Po drodze spotkał Stworka, domowego
skrzata, który zaczął wytykać mu hańbę wobec rodziny. Chłopak zignorował go i
wszedł na najwyższe piętro i otworzył drzwi swojej sypialni. Gdy je zamknął,
rzucił się na swoje łóżko i zamknął oczy.
Miał dość
swoich rodziców i ich obsesji na punkcie czystości krwi oraz przekonaniu, że
bycie Blackiem czyni go królem. Miał dość porównywania go do Regulusa i traktowania
go jak śmiecia, szczególnie przez matkę... Musi stąd uciec... Musi...
Jego
rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Nie odpowiedział. Pewnie to rodzice.
Chcą dokończyć swój wywód o czystości krwi. Nie chciał ich widzieć.
Drzwi
otworzyły się. Syriusz spojrzał, kto mu przeszkadza. Jednak to nie byli
rodzice, ani jego durny brat. To była Andromeda.
- Pomyślałam,
że przyda ci się czyjeś towarzystwo - mruknęła dziewczyna - ale jeśli nie
chcesz...
- Twoje
towarzystwo dobrze mi zrobi - odparł ciepło Syriusz. Zawsze lubił Andromedę. To
jego ulubiona kuzynka.
Dziewczyna
zarumieniła się.
- Wiem, co
czujesz - powiedziała Andromeda. - Moi rodzice są podobni do twoich. Też chcieli,
żebym była w Slytherinie... I nie zawiedli się...
- Nie da się
złamać tradycji - odparł ponuro Syriusz. - Tiara Przydziału przydziela rodziny
do tych samych domów.
- A ja myślę,
że ty będziesz wyjątkiem - odrzekła Andromeda. - Jesteś uparty i bystry. Gdy
Tiara Przydziału pozna cię, na pewno nie przydzieli cię do Slytherinu. Jesteś
inny od reszty rodziny.
- To czemu
trafiłaś do Slytherinu? - spytał ją Syriusz. - Taka miła, łagodna dziewczyna...
- Wcześniej taka nie byłam - przerwała mu
Andromeda. - Gdy dostałam list z Hogwartu, gardziłam wszystkimi, co nie byli
czystej krwi... ale gdy poznałam Teda... - Jej policzki nabrały rumieńców.
- Masz na
myśli Teda Tonksa? - spytał ją Syriusz. - Twojego chłopaka?
- Tak... ale
nikomu o tym nie mów - powiedziała Andromeda. - Rodzice dostaliby szału. Chcą
mnie wydać za Rabastana Lestrange'a.
- Głupota -
mruknął Syriusz. - Przecież to od ciebie zależy, kogo pokochasz!
- Rodzicom
zależy, żebym ożeniła się z kimś czystej krwi - odparła ponuro Andromeda.
Syriusz
chciał jakoś pocieszyć kuzynkę, ale nagle usłyszeli krzyk jego matki:
- SYRIUSZ! ANDROMEDA! NA DÓŁ!
Minutę
później Syriusz, wraz z Andromedą, wszedł do jadalni. Na stole leżały dwa
listy. Bella i Narcyza czytały swoje.
- Z Hogwartu
- wyjaśnił krótko Cygnus.
Andromeda i
Syriusz wzięli swoje listy. Chłopak rozerwał kopertę i wyjął pergamin.
HOGWART
SZKOŁA MAGII
I CZARODZIEJSTWA
SZKOŁA MAGII
I CZARODZIEJSTWA
Szanowny Panie Black,
Mamy przyjemność poinformowania Pana, że został Pan przyjęty do Szkoły
Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i
wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie
później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,
Minerwa
McGonagall
zastępca dyrektora
zastępca dyrektora
Syriusz przeczytał list dwa razy. Nareszcie. Po miesiącu oczekiwania
dostał list z Hogwartu. W piersi rozpierała go prawdziwa radość. Za miesiąc
będzie już w Hogwarcie...
Walburga wzięła jego list i przeczytała go na głos. Rozbrzmiały brawa.
Orion i Cygnus pogratulowali chłopcu, a jego matka odparła:
- Trzeba wysłać sowę. Termin mija za trzy dni. Regulusie, podaj mi pergamin.
*
* *
- JAMES, TY PALANCIE! - wrzasnęła
Dorcas Meadowes, biegnąc do jadalni. Przy stole siedział czarnowłosy chłopak.
Na jej widok uśmiechnął się głupio.
- Tak, kuzynko? - spytał James. - Jak się spało? Rodzice kazali cię
obudzić...
- Ale chyba nie mieli na myśli wiadra z lodowatą wodą, co? - warknęła dziewczyna.
- No... Nie mówili, jak mam cię... - Nie dokończył zdania, bo Dorcas
rzuciła w niego poduszką. James zrobił unik, ale miska z owsianką spadła mu na
głowę. Dorcas ryczała ze śmiechu.
- Ja ci dam! - krzyknął James i zaczął ją gonić po całym domu. Gdy
chłopak osaczył ją w sypialni, rozpoczęli bitwę na poduszki. Dorcas miała
przewagę. Musieli jednak przerwać zabawę, bo zobaczyli dwa puchacze za oknem.
Dorcas otworzyła je i ptaki wleciały do środka. Rzuciły listy na łóżko Jamesa i
poczęstowały się owsianką na jego głowie. Dorcas ponownie wybuchnęła śmiechem.
James wygonił ptaki i rzucił w kuzynkę poduszką.
- Kretynka - warknął James.
- Trzeba było normalnie mnie obudzić - odparła Dorcas. James
zignorował ją i wziął swój list. Dorcas zrobiła to samo. Rozerwała kopertę i
wyjęła pergamin. Gdy zobaczyła, skąd przyszedł list, dziewczyna usiadła na
łóżku i zaczęła czytać:
HOGWART
SZKOŁA MAGII
I CZARODZIEJSTWA
Szanowna
Panno Meadowes,
Mamy przyjemność
poinformowania Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa
Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny
rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami
szacunku,
Minerwa McGonagall
zastępca dyrektora
- Ju-huu! - zawołał James. - Nareszcie! Idziemy do Hogwartu!
- James, do ciężkiej anielki! - wrzasnęła Dorcas. - Przestań się tak
wydzierać!
- I kto to mówi? - zachichotał chłopak.
- Powinniśmy wysłać sowę, że dostaliśmy listy...
- Najpierw muszę pokazać list rodzicom - odparł James. - Już widzę ich
miny!
Po tych słowach wybiegł z pokoju. Dorcas podeszła do szuflady i wyjęła
z niej pergamin i pióro.
- Napiszę o tym rodzicom - mruknęła do siebie brunetka.
*
* *
Blondynka w średnim wieku stała na werandzie i wpatrywała się przed
siebie. Niepokoiła się. Długo ich nie było. Już świt, a oni jeszcze nie wrócili.
Może coś się stało... Nie... Może po prostu za bardzo się oddalili...
Nagle usłyszała kroki na drodze. Pobiegła przed siebie. Zatrzymała się
parę metrów dalej. Zobaczyła wysokiego mężczyznę, prowadzącego chłopca
owiniętego w koce. Kobieta podbiegła do nich. Rzuciła się mężczyźnie na szyję.
- Nareszcie - odparła blondynka. - Co tak długo?
- Musieliśmy się przespać - wysapał mężczyzna. - Byliśmy blisko Ottery
St Catchpole. Na szczęście, nikogo nie zaatakował.
- Chodźcie do domu - powiedziała kobieta. - Muszę wam coś pokazać.
Pięć minut później chłopiec, ze swoim ojcem, pił gorącą herbatę. Matka
chłopca otworzyła szufladę i wyjęła grubą kopertę. Podała ją synowi, po czym zwróciła
się do swojego męża:
- Przyszedł godzinę temu. Nie mogę uwierzyć, że Dumbledore przyjął go.
Chłopiec wyjął list z koperty i zaczął czytać:
HOGWART
SZKOŁA MAGII
I CZARODZIEJSTWA
I CZARODZIEJSTWA
Szanowny Panie
Lupin,
Mamy
przyjemność poinformowania Pana, że został Pan przyjęty do Szkoły Magii i
Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny
rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami
szacunku,
Minerwa McGonagall
zastępca dyrektora
Minerwa McGonagall
zastępca dyrektora
Chłopiec nie mógł uwierzyć własnym oczom. Został przyjęty do
Hogwartu... ale jak to możliwe? Żaden dyrektor nie przyjąłby go do szkoły. Nie z
jego chorobą... Jednak dostał szansę. Pierwszy raz poczuł taką radość.
- Napiszę list do Hogwartu - odparła matka chłopca. - A wy powinniście
iść na Pokątną... ale najpierw powinieneś się wykąpać, Remusie.
Remus posłuchał matki i pobiegł do łazienki. Nie mógł się doczekać
zakupów...
*
* *
Petera obudziło pukanie. Nie chciało mu się wstawać. Mruknął, że za
pięć minut wstanie. Jednak nadal słyszał pukanie. Otworzył oczy i wyskoczył z
łóżka. To nie jego matka pukała, tylko wielki puchacz z listem przywiązanym do
nóżki.
Peter otworzył okno. Sowa wleciała do pokoju i rzuciła mu list na
głowę. Spojrzała na chłopca dziwnym wzrokiem, po czym odleciała.
Dziesięciolatek zamknął okno i otworzył list.
HOGWART
SZKOŁA MAGII
I CZARODZIEJSTWA
Szanowny Panie Pettigrew,
Mamy przyjemność poinformowania Pana, że został Pan przyjęty do Szkoły
Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie
później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,
Minerwa McGonagall
zastępca dyrektora
Minerwa McGonagall
zastępca dyrektora
Peter musiał przeczytać list trzykrotnie, żeby uwierzyć w to wszystko.
Założył kapcie i zszedł do kuchni. Jego matka właśnie robiła kanapki.
- Mamo! - krzyknął chłopiec.
Pani Pettigrew odwróciła się. Na widok syna na jej twarzy zawitał
uśmiech.
- Dzień dobry, skarbie...
- Dostałem list z Hogwartu! - krzyknął chłopiec.
Kobieta podeszła do niego i przeczytała list. Gdy skończyła czytać,
przytuliła swojego synka i powiedziała:
- Wspaniale! Wkrótce rozpoczniesz swój pierwszy rok w Hogwarcie!
Cudownie! Po śniadaniu wyślę sowę do Hogwartu i pojedziemy na zakupy. Tata
byłby z ciebie dumny!
Peter usiadł przy stole. Jego matka położyła przed nim talerz ze
stosem kanapek. Tak, tata byłby bardzo
dumny - westchnął w myślach chłopiec i zajął się swoim talerzem.
*
* *
Na progu domu państwa Evans pomiaukiwał bury kot. Petunia - starsza
córka Evansów - usłyszała go i otworzyła mu drzwi. Chciała go pogłaskać, ale
kot tylko spojrzał na nią i wszedł do środka. Gdy Petunia zamknęła drzwi,
spojrzała na kota, ale jego już nie było. Zamiast niego, stała starsza kobieta
o surowym spojrzeniu. Włosy miała upięte w ciasny, bułeczkowaty kok.
Dwunastolatka spojrzała na kobietę zdumionym spojrzeniem. Pierwszy raz
widziała, żeby kot zamienił się w człowieka, na dodatek ubranego w szmaragdową
szatę.
- Lily Evans? - spytała krótko kobieta.
- N-nie - wyjąkała Petunia. - Jestem jej siostrą.
- Są rodzice? - spytała nieco łagodniej starsza pani.
Petunia zaprowadziła gościa do salonu. Pani Evans ścierała kurze z
półek, a jej mąż czytał gazetę.
- Dzień dobry - przywitała się kobieta.
Państwo Evans spojrzeli na nieznajomą. Wytrzeszczyli oczy ze
zdumienia.
- Nazywam się Minerwa McGonagall - odpowiedziała McGonagall. -
Chciałam z państwem porozmawiać o Lily.
Pan Evans kiwnął głową i powiedział Petunii, żeby zostawiła ich
samych. Petunia wyszła z salonu i pobiegła do pokoju swojej siostry. Spotkała
ją na schodach. Lily miała zielone oczy i rude włosy. Mimo że była młodsza,
rozumiała więcej rzeczy od swojej siostry.
- Tuniu! - odparła radośnie Lily. - Co się stało?
- Jakaś... kobieta... przyszła... do nas... - wysapała Petunia.
- To chyba normalne - prychnęła rudowłosa dziewczynka. - W tym nie ma
nic podejrzanego...
- Ale wcześniej była kotem! - krzyknęła jej siostra. - Gdy zamknęłam
drzwi, to ten kot zamienił się... w nią... i... ona rozmawia z rodzicami o
tobie!
Lily wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Po co ktoś chciałby rozmawiać o
niej? Przecież ona nie jest taka niezwykła... Chyba że... Chyba że ten chłopak
miał rację i...
Lily przeszła obok siostry i zeszła na dół. Drzwi salonu były
zamknięte, jednak było słychać rozmowę jej rodziców z nieznajomą.
- Skąd mamy wiedzieć, że pani nie kłamie? - odezwał się pan Evans.
- Myślą państwo logicznie - odparła McGonagall - ale czy państwo nie
zauważyli, że wasza córka dziwnie się zachowuje?
- Petunia mówiła - powiedziała pani Evans - że wczoraj na placu zabaw
Lily wyleciała z huśtawki i zawisła w powietrzu.
- Nadal mają państwo jakieś wątpliwości? - spytała McGonagall. - W
każdym razie, muszę porozmawiać z Lily. Myślę, że cała rodzina powinna być przy
tym.
Ktoś podszedł do drzwi salonu i otworzył je. Była to pani Evans. Gdy
zobaczyła swoją młodszą córkę, uśmiechnęła się i powiedziała:
- Lily... Tuniu.... chodźcie tutaj.
Siostry weszły do salonu. Lily zrobiła zdumioną minę na widok
nieznajomej. Jeszcze nigdy nie widziała kogoś, kto byłby ubrany w taką szatę.
Gdy pani Evans zamknęła drzwi, McGonagall gestem kazała zbliżyć się rudowłosej.
Dziewczynka usłuchała jej i podeszła do niej.
- Witaj, Lily - odparła ciepło starsza pani. - Nazywam się Minerwa
McGonagall. Jestem nauczycielką. Przyszłam tutaj, żeby wyjaśnić tobie, twojej
siostrze i rodzicom te wszystkie zjawiska, które niedawno wydarzyły się wokół
ciebie. Otóż... To wszystko, co robiłaś, to magia. Ale nie wszyscy to potrafią.
Twoja rodzina nie może uprawiać magii, ponieważ należą do niemagicznej
populacji, potocznie nazywanych przez czarodziejów mugoli.
- Czyli... jestem... czarownicą? - spytała drżącym głosem Lily.
- Tak - odpowiedziała McGonagall. - Mam dla ciebie list, który rozpocznie
nowy etap w twoim życiu.
Nauczycielka wyciągnęła z fałd swojej szaty kopertę i podała ją Lily.
Dziewczynka spojrzała na adres. Upewniwszy się, że list jest zaadresowany do
niej, rozdarła kopertę i zaczęła czytać:
HOGWART
SZKOŁA MAGII
I CZARODZIEJSTWA
SZKOŁA MAGII
I CZARODZIEJSTWA
Szanowna Panno Evans,
Mamy przyjemność poinformowania Panią, że została Pani przyjęta do
Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i
wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie
później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,
Minerwa McGonagall
zastępca dyrektora
Minerwa McGonagall
zastępca dyrektora
Lily przeczytała list dwukrotnie, żeby uwierzyć, że to nie sen. A więc
to prawda. Jestem czarownicą -
powiedziała sobie w duchu. - Severus miał rację.
- Sowy nie musisz wysyłać - odezwała się profesor McGonagall. -
Dostarczyłam ci list osobiście. Rodzicom wyjaśniłam, gdzie macie zrobić zakupy
szkolne. Do zobaczenia we wrześniu.
Po tych słowach zmieniła się w burego kota i wyskoczyła przez okno.
*
* *
- Mary, otwórz! - krzyknął Artur. - Oddaj moje pióro!
- Poczekaj! - krzyknęła jego siostra. - Za chwilę!
W jej tonie było coś niepokojącego. Strach... panika... Artur
żałował, że nie może używać magii. Już chciał wyważyć drzwi, gdy usłyszał
szczęk zamka i w drzwiach ukazała się jego dziesięcioletnia siostra.
- Dopiero co wróciłeś z Hogwartu, a już potrzebne ci pióro - odparła z
przekąsem Mary.
- Muszę napisać do Molly - wyjaśnił Artur. - Rodzice zgodzili się,
żeby przyjechała do nas za trzy tygodnie... A ty co robiłaś? I gdzie jest
Errol?
- Poleciał na łowy - wyjaśniła wymijająco Mary. - A jeśli chcesz
wiedzieć, to kończyłam pisać pamiętnik.
- Ale ty nie piszesz pamiętnika - zdziwił się Artur.
- Za trzy tygodnie Molly przyjeżdża? - spytała jego siostra. -
Świetnie! Będę mogła z kimś pogadać!
Zanim Artur zareagował, oddała mu pióro i poszła do łazienki. Coś tu jest nie tak - pomyślał. - Mary nigdy tak się nie zachowywała... Co ona
ukrywa?
*
* *
Nadszedł dzień przyjazdu Molly. Rodzice Artura bardzo się
niecierpliwili. Chcieli poznać dziewczynę swojego syna. Prewettowie byli bardzo
szanowaną rodziną. Jeżeli związek Artura i Molly to coś poważnego, to może on i
Mary nie byliby poniżani przez innych czarodziejów czystej krwi. Kiedy Cedrella
poślubiła Septymiusza, została wydziedziczona i wyklęta z rodziny Blacków i
uważano ją i jej męża za zdrajców krwi. Teraz ta opinia odbija się na ich
dzieciach. Artur w pierwszej klasie był terroryzowany przez starszych uczniów,
głównie Ślizgonów.
Rozległo się pukanie do drzwi. Cedrella podeszła do nich i otworzyła
je. W drzwiach stała siedemnastoletnia dziewczyna o rudych gęstych włosach i
brązowych oczach.
- Witaj, kochana! - przywitała się Cedrella, zapraszając dziewczynę
gestem do środka. - Ty musisz być Molly. Artur tyle o tobie opowiadał. Zostaw
ten bagaż... Septymiuszu! Chodź tutaj!
Septymiusz uśmiechnął się do Molly i wniósł jej bagaż. Molly zdjęła
płaszcz podróżny i weszła do salonu. W środku byli już Artur i Mary. Molly
podeszła do dziesięciolatki i uśmiechnęła się.
- Cześć! - powiedziała entuzjastycznie Mary, wyciągając dłoń.
- Cześć - Molly uścisnęła dłoń dziewczynki. - Ty musisz być
Mary. Dokładnie tak Artur cię opisywał.
- A co o mnie mówił? - spytała rudowłosa z zainteresowaniem.
- Podobno lubisz kwiaty i muzykę - odpowiedziała Molly. - I...
zaraz... że jesteś szalona i nieprzewidywalna.
Rodzice wybuchnęli śmiechem, a Mary spojrzała na brata morderczym
spojrzeniem. Artur lekko się zmieszał i powiedział:
- To może... - Nie dokończył zdania, bo przez okno wleciały trzy sowy.
Zrzuciły listy na kanapę i wyleciały na zewnątrz. Artur podniósł listy i zaczął
je przeglądać.
- To listy ze szkoły - odpowiedział chłopak. - Jeden jest do mnie...
drugi do Molly, a trzeci... jest do Mary!
Mary podbiegła do brata i wzięła swój list. Szybko rozerwała kopertę i
zaczęła czytać:
HOGWART
SZKOŁA MAGII
I CZARODZIEJSTWA
Szanowna
Panno Weasley,
Mamy
przyjemność poinformowania Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i
Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny
rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami
szacunku,
Minerwa McGonagall
zastępca dyrektora
Minerwa McGonagall
zastępca dyrektora
Cedrella
wzięła list od córki i przeczytała go. Gdy skończyła, ucałowała Mary i
powiedziała:
- Nareszcie!
Nasza Mary idzie do Hogwartu! Jaka jestem dumna! Na Pokątnej trzeba ci kupić
sowę! Obowiązkowo! Sobie też musimy kupić jakiegoś puchacza. Errola oddamy
Arturowi. Pójdziemy tam jutro. Dzisiaj zajmiemy się Molly. Zaraz wyślę sowę do
Hogwartu...
- Mamo! -
krzyknął Artur. - Molly została prefektem naczelnym!
Cedrella
podeszła do niej. Molly trzymała w ręku srebrną odznakę z literami PN.
- Moje
gratulacje! - odparł Septymiusz. - Napisz o tym rodzicom. Pękną z dumy!
Molly
posłuchała go i usiadł przy stole. Wzięła pergamin oraz pióro i zaczęła pisać
list. Nagle usłyszeli pukanie do drzwi. Septymiusz i Cedrella byli zdziwieni.
Nikogo dzisiaj nie zapraszali. Pani Weasley podeszła do drzwi i otworzyła je.
- Billius! Co
ty tu robisz?
Septymiusz,
Mary, Artur, a nawet Molly przybiegli do frontowych drzwi. W drzwiach stał
mężczyzna około dwudziestki, miał krótkie, brązowe włosy i niebieskie
oczy. Gdy zobaczył rodziców i rodzeństwo uśmiechnął się i powiedział:
- Cieszę się,
że was zastałem.
Billius
wszedł do środka i położył swój bagaż. Zdjął płaszcz podróżny i przywitał się z
rodziną. Molly stanęła nieco dalej, żeby im nie przeszkadzać.
- Czemu
wróciłeś? - spytał Septymiusz. - To znaczy... cieszymy się, że wróciłeś...
ale... myślałem, że po naszej kłótni już nigdy tu nie zawitasz...
- To zasługa
Mary - powiedział Billus. - Jakieś trzy tygodnie temu dostałem od niej list.
Napisała, żebym wracał, bo jesteście coraz bardziej nieszczęśliwi. Bała się, że
mama zabije się. Oczywiście, przedstawiam teraz ocenzurowaną wersję. Oryginał
brzmiał o wiele gorzej. Prawdę mówiąc, jej list wzruszył mnie, więc
postanowiłem wrócić, a nie było łatwo. Po drodze spotkałem śmierciożerców, ale udało
mi się ujść z życiem.
Cedrella
rzuciła się swojemu najstarszemu synowi na szyję i zaczęła płakać. Gdy się
lekko uspokoiła, podeszła do Mary i mocno ją przytuliła.
- Dziękuję,
słonko... - wyszeptała jej matka - ale... skąd...
- Dwa
tygodnie po moich urodzinach usłyszałam waszą rozmowę - powiedziała Mary. -
Rozmawialiście o Billiusie. Wywnioskowałam, że żałujecie, co się stało i
chcecie jego powrotu. Ja dodałam parę mocnych argumentów, które by go
przekonały do powrotu. Musiałam czekać, aż Artur wróci z Hogwartu. Nie chciałam
pożyczać sowy od sąsiadów. Podejrzewaliby mnie o coś. Trzy tygodnie temu Artur
próbował się dowiedzieć, co robię. Udało mi się go wymanewrować w pole.
Matka
przytuliła swoją córkę jeszcze raz i zaprowadziła wszystkich do salonu. Molly
podeszła do państwa Weasleyów.
- Wysłałam
list przez państwa puchacza - mruknęła nieśmiało dziewczyna. - Mam nadzieję, że
państwo się nie gniewają.
- Ależ skąd -
odparł Septymiusz, po czym zwrócił się do Billiusa: - Billiusie... to jest
Molly, dziewczyna Artura. Molly, to jest nasz najstarszy syn, Billius.
Molly i
Billius podali sobie dłonie. Po chwili chłopak odrzekł:
- Więc za
parę lat będziesz moją bratową?
Weasleyowie i
Molly wybuchnęli śmiechem. Gdy w salonie zrobiło się cicho, Artur odezwał się:
- Wiesz, że
Mary dostała list z Hogwartu?
- Tak? - zapytał
Billius. - No to... Gratuluję, siostrzyczko... i dziękuję ci za to, co
zrobiłaś.
- Zawsze
uważałam, że w rodzinie nie powinno być żadnych sporów i kłótni - odparła
krótko Mary.
Cedrella,
chcąc uczcić powrót Billiusa, przygotowała wspaniały obiad. Pomogła jej Molly,
która w dwie godziny upiekła wspaniały tort. Wszyscy wychwalali jej zdolności
kulinarne. Mary czuła się naprawdę szczęśliwa. Nie dość, że udało jej się
namówić brata do powrotu do domu, to jeszcze dostała list z Hogwartu.
Wiedziała, że nigdy nie zapomni tego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz