wtorek, 10 kwietnia 2012

Rozdział 23



Rozdział 23

Powrót dawnej Mary

- Witaj, Mary - przywitał swoją uczennicę Dumbledore, gdy przekroczyła próg jego gabinetu. - Co cię do mnie sprowadza?
- Dobry wieczór, panie dyrektorze. Czy mogłabym zabrać chwilę?
- Nawet dwie. Proszę, usiądź.
Mary niepewnie podeszła do biurka i usiadła naprzeciw Dumbledore’a. Mężczyzna bacznie jej się przyglądał. Miała wrażenie, jakby dyrektor żywił nadzieję, że prędzej czy później przyjdzie do niego. Przez moment nie wiedziała, co powiedzieć, jednakże szybko uspokoiła bicie serca, zaczerpnęła powietrza i powiedziała:
- Trudno mi jest o tym mówić. To bardzo poważna sprawa. Cały dzień zastanawiałam się, czy dobrze robię, przychodząc do pana…
- Mary, nie wiem, o co chodzi, ale przychodząc do mnie, postawiłaś pierwszy krok, by twoja sytuacja się polepszyła, jakakolwiek ona jest. Może zdradzisz mi, co cię gryzie?
- Najlepiej będzie, jak pan to przeczyta. - Mary sięgnęła do kieszeni i wręczyła Dumbledore’owi oba listy od Belli. Dyrektor, zdziwiony, wziął je i zaczął czytać. Z każdą minutą zmarszczki na jego czole pogłębiały się, jednakże nic nie mówił. Mary nie miała pojęcia, jak zareaguje. Nakrzyczy na nią, że tak późno się do niego z tym zgłosiła, czy powie, że nic nie jest w stanie zrobić, skoro Bella jest nieuchwytna jako jedna ze sług Czarnego Pana?
Dumbledore westchnął ciężko, odłożył listy na biurko i spojrzał troskliwie na swoją uczennicę.
- Kiedy dostałaś pierwszy list od Bellatriks Black?
- Pod koniec września ubiegłego roku. Następny przyszedł wczoraj popołudniu.
- Czy ktoś wiedział o tym?
- Tak. Syriusz Black. Kazałam mu przyrzec, że nikomu tym nie powie, nawet panu. Bałam się, że to tylko pogorszy sprawę.
- Rozumiem. I to właśnie on w końcu cię namówił, byś do mnie przyszła, tak?
- Właściwie, to John Fontane i Marlena McKinnon. Przyłapali mnie wczoraj, jak czytałam drugi list od Belli i skutecznie przekonali mnie, bym nie pozwoliła strachowi nade mną zapanować.
- I mają absolutną rację. Nie można takich spraw zostawiać własnemu biegowi, Mary. To tylko pogarsza sprawę.
- Wiem, panie profesorze, ale…
- …bałaś się, co jest absolutnie zrozumiałe. Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że panna Black do ciebie napisze, bądź skontaktuje się z tobą w inny sposób. Miałem przeczucie, że tak łatwo o tobie nie zapomni. Jednakże liczyłem na to, że w tym przypadku się mylę, ale cóż…
- Z Molly w grudniu rozmawiała - odrzekła Mary. - Była nawet z tym u pana.
- Zgadza się. I zapewne wiesz, co jej powiedziałem. - Mary kiwnęła głową. - Dobrze. Jutro z rana wybiorę się do twojego rodzinnego domu i nałożę wszelkie możliwe zaklęcia obronne przed złymi mocami. Nie martw się - dodał na widok przerażonej miny Mary - Cedrelli i Septymiuszowi nic nie powiem. Nie powinni martwić się o to, czy dożyją kolejnego dnia, tym bardziej, że Septymiusz ostatnio ma problemy ze zdrowiem, z tego co słyszałem. Masz jeszcze do mnie jakieś pytania?
- Właściwie to nie.
- W takim razie, idź już do swojej wieży i się wyśpij. Wszystkim się zajmę. Obiecuję.
Mary wzięła listy od Belli, wstała i ruszyła w stronę drzwi. Gdy trzymała już rękę na klamce, odwróciła się i rzekła:
- Dobranoc, panie dyrektorze i… dziękuję.
- Dobranoc, Mary. I naprawdę nie ma za co. Nie pozwolę, by ktokolwiek z popleczników Lorda Voldemorta zagrażał tobie i twoim bliskim.
Mary wzdrygnęła się na dźwięk tego imienia, po czym wyszła do niewielkiego przejścia, zeszła spiralnymi schodami w dół i wypadła na korytarz na siódmym piętrze.
Myślała, że będzie gorzej. Przez całą podróż do Hogwartu obawiała się tej rozmowy. Nie wiedziała, czy postępuje dobrze. Jednakże teraz czułą ulgę. W końcu ma to za sobą i być może jej kłopoty się skończą niebawem. W głębi ducha zgadzała się z Dumbledorem. Ukrywanie takiego sekretu przed całym światem to najgorsze, co mogła uczynić. Dałoby to tylko Belli wolne pole w mordowaniu jej bliskich.
Za namową Marleny i Johna Mary opowiedziała Lily, Severusowi i Dorcas o groźbach Belli. Zareagowali tak, jak się spodziewała. Zaniemówili przez długą chwilę, lecz potem zaczęli ją nakłaniać, by czym prędzej poszła z tym do Dumbledore’a. Gdy Mary ich uspokoiła i powiedziała, że wybiera się do niego po uczcie powitalnej, próbowali zająć ją czymś przyjemnym i pytali, jak spędziła wakacje oraz dyskutowali o nowych przedmiotach, jakie ich czekają od tego roku szkolnego. Była im wdzięczna za to, iż przez całą podróż nie pocieszali jej, że wszystko będzie w porządku, bo tego typu gadanie drażniło ją.
Zanim wsiadła do pociągu, Mary obiecała sobie, że skupi się bardziej na poznaniu tajemnicy Remusa i chłopaków, by nie myśleć o Belli. Miała ogromną nadzieję, że po tak długiej przerwie któregoś z nich uda jej się nakłonić do zwierzeń i  w ten sposób pozna prawdę, jakakolwiek ona jest. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy rozważała kilkanaście scenariuszy, nawet bardzo mrocznych i drastycznych, jednakże to snucie, co może dolegać Remusowi, męczyło ją, a bardzo chciała mu pomóc. Nie chciała się ich omamiać żadnym zaklęciem, bądź eliksirem, bo tego typu metod nie pochwalała. Wolałaby siłą argumentów przekonać ich, by wyjawili prawdę…
- Hasło?
Mary wzdrygnęła się, po czym otrząsnęła się z rozmyślań. Stała przed portretem Grubej Damy, patrzącej na nią swym zniecierpliwionym spojrzeniem. Nie wiedziała, gdzie idzie, nogi same ją prowadziły przed siebie. Gdy spoglądała na portret, poczuła niemiły skurcz w żołądku. Nie znała hasła. Bo niby skąd? Od razu po uczcie skierowała się do gabinetu Dumbledore’a, więc nie zawracała sobie głowy hasłem. Miała ważniejsze sprawy na głowie. Już miała wyjaśnić Grubej Damie, gdzie była i poprosić, by ją po prostu wpuściła, gdy wtem usłyszała:
- Amore victis omnia.
Portret odchylił się, ukazując wejście do pokoju wspólnego Gryfonów. Mary odwróciła głowę i serce zabiło jej mocniej. Tuż obok stał James, trzymając się za nos.
- Dzięki. Zapomniałam zapytać….
- Drobiazg - mruknął James, przełażąc przez dziurę pod portretem. Gdy portret wrócił na swoje miejsce, Mary spytała:
- Co ci się stało w nos?
- Lily przywaliła mi z pięści.
- Rany, coś ty jej znowu zrobił?
- Starałem się być miły…
- James, błagam cię! Zbyt dobrze cię znam. Co jej tym razem powiedziałeś?
Zanim zdążył odpowiedzieć, Mary poczuła, że potyka się o coś ruchomego i rozległ się przeraźliwy syk i jazgot. James w ostatniej chwili złapał ją za rękę i pociągnął do sobie. Mary spojrzała w dół i ujrzała niedużego rudego kota z białą końcówką na ogonie. Poczuła, że zaraz eksploduje.
- Kurw… czyje jest to bydle?!
Wszyscy w pokoju wspólnym zamarli. Mary obrzuciła wszystkich groźnym spojrzeniem, jednakże nikt się nie odezwał. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, wśród tłumu wyłoniła się sylwetka Lily i zaczęła się rozglądać wokół, a gdy ujrzała rudego kota na środku pokoju wspólnego, podeszła i wzięła go na ręce.
- Tu jesteś, Fiona! Wszędzie…
- To coś jest twoje? - zapytała Mary, mrożąc kota spojrzeniem.
- Właśnie dlatego oberwałem od Lily pięścią w nos - odezwał się nagle James. - Przypadkiem nadepnąłem jej kocicy na ogon i…
- Następnym razem patrz gdzie łazisz, Potter! - warknęła Lily, patrząc z odrazą na Jamesa.
- Lily, ten kot o mało mnie nie zabił! - zawołała z wyrzutem Mary. - Skąd ty go wytrzasnęłaś?
- Dostałam od babci na imieniny. Zawsze chciałam mieć kota…
- …który  jest skutkiem wielu awantur i kłótni. Nie możesz go…
- Jej - poprawiła ją Lily. - Wymknęła się z dormitorium…
- Tak się składa, że drzwi są po to, by je zamykać.
- Sama sobie otworzyła. Nie spodziewałam się, że jest taka sprytna…
- Tak, tak, fantastycznie. Skończyłaś? Jestem zbyt zmęczona na wysłuchiwanie o zaletach tego futrzaka.
Nie czekając na reakcję Lily, pomaszerowała szybkim krokiem w stronę dormitorium.

*  *  *

- Witajcie na waszej pierwszej lekcji wróżbiarstwa! - oznajmiła entuzjastycznie profesor Jaqueline Fontane, matka Johna. - Jestem profesor Fontane. Pokażę wam przeróżne techniki przepowiadania przyszłości. Jeżeli nam się uda, wykroczymy nieco poza program waszego podręcznika, bo nie wszystkie ważne aspektu tego kierunku zostały w nim zawarte. Przez najbliższe dwa miesiące zajmiemy się tassomancją, czyli sztuką wróżenia z herbacianych fusów. Na każdym stoliku znajdują się dwie filiżanki  oraz dzbanek herbaty. Nalejcie do nich trochę herbaty, poczęstujcie się, a gdy już wszystko wypijecie, weźcie filiżankę osoby siedzącej naprzeciwko was i zobaczcie, jaki kształt mają jej fusy. Och, moja droga - zwróciła się do Hestii Vance - spokojnie, dziadek za godzinę się wybudzi z narkozy i będzie rześki jak za młodu.
Hestia niepewnie przytaknęła i wymieniła swoje uwagi na temat porady profesor Fontane ze swoją siostrą. Reszta uczniów nalała do swoich filiżanek herbaty i czekali, aż ostygnie. Klasa nie była liczna. Byli jedynie Mary, Lily, Dorcas, Marlena, John, Syriusz, siostry Vance, bracia Prewett, Edgar i Amelia Bones oraz bliźnięta Carrow. Mary skorzystała z okazji i usiadła przy jednym stoliku z Syriuszem. Miała nadzieję podpytać go w czasie lekcji, co dolega Remusowi. Jednakże Syriusz zdawał się skupiony na tym, co mówi matka Johna. Mary to strasznie irytowało. Dobrze wiedziała, że tylko udaje, by z nią nie rozmawiać na niewygodne tematy. W końcu, gdy jej filiżanka była prawie pusta nie wytrzymała i szepnęła:
- Długo masz zamiar tak siedzieć i milczeć?
Syriusz upił łyk herbaty i, nie patrząc na nią, rzekł:
- Skup się na tym, co mówi profesor Fontane.
- Ty już nie bądź taki troskliwy. Myślisz, że nie wiem, czemu tak się zachowujesz? Wraz z chłopakami złożyliście jakiś pakt milczenia i tylko ze sobą rozmawiacie.
- Widocznie towarzystwo innych nas nudzi - odparł beznamiętnie Syriusz.
- Jakoś cię nie nudziło namawianie mnie, bym poszła do Dumbledore’a w sprawie gróźb Belli.
- To zupełnie co innego.
- Czyżby? Nie jestem głupia, Syriuszu. Wiem, że tu chodzi o Remusa. Widzę, że coś z nim się dzieje i widocznie tylko tobie, Jamesowi i Peterowi wyjawił swój sekret.
Syriusz utkwił wzrok w swojej filiżance. Mary wywróciła oczami. Najłatwiej jest nie odpowiadać na trudne pytania - pomyślała z goryczą. Zrezygnowana chciała przewertować swój podręcznik do wróżbiarstwa, gdy Syriusz odparł:
- Dobra, masz rację. Tu chodzi o Remusa. I uwierz mi, obiecaliśmy mu, że to pozostanie między nami…
- Ale Remus też jest moim przyjacielem. Chcę pomóc!
- Chciałbym ci powiedzieć, ale nie mogę. Przykro mi. - Syriusz wziął od Mary jej filiżankę i zaczął patrzeć na jej fusy. - A co do sprawy z Bellą, nie zmieniłem zdania. Nadal uważam, że najrozsądniej byłoby porozmawiać o tym z Dumbledorem.
- Jeśli chcesz wiedzieć, byłam wczoraj u niego - rzekła Mary, sięgając po jego filiżankę. -  Wyjechał z samego rana do Londynu w tej sprawie.
Syriusz spojrzał na nią ze szczerym zdziwieniem.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Co cię skłoniło, by pójść z tym w końcu do Dumbledore’a? Przecież moje argumenty do ciebie nie docierały.
- Widocznie Marlena ma większy dar przekonywania. - Szeptem Mary opowiedziała Syriuszowi o drugim liście od Belli oraz o rozmowie z Johnem i Marleną w przeddzień wyjazdu do Hogwartu.
- Będę musiał jej podziękować później. I John ma rację. Jesteś niesamowicie uparta.
Mary lekko się uśmiechnęła.
- Zobaczymy, czy to coś da.
- Na pewno. Komuś jeszcze mówiłaś?
- Lily, Dorcas i Severusowi.
- Powiedziałaś Smarkerusowi? - zapytał ze zgrozą Syriusz. - Mary, on jest Ślizgonem! Skąd wiesz, że on tego nie wypapla swoim kumplom?
- Jest moim przyjacielem i mu ufam. Mógłbyś już dać mu spokój. Sev…
- No, moi drodzy mniej gadania, więcej wróżenia! – Syriusz i Mary wzdrygnęli się, gdy profesor Fontane pojawiła się przy ich stoliku. Ku ich zdziwieniu nie wyglądała na zdenerwowaną, że większość lekcji przegadali. – Co tam macie w swoich filiżankach?
Zanim zdążyli odpowiedzieć, profesor Fontane kurczowo złapała się krawędzi stołu. Zaczęła łapać nerwowo oddech, a ręce zaczęły jej lekko drgać. Wszyscy spojrzeli na nią zaniepokojeni. John szybko do niej podszedł i pomógł jej stanąć na nogi.
- Mamo? Wszystko w porządku?
Profesor Fontane nie odpowiedziała, tylko ruszyła w stronę fotela i opadła na niego. Zaczęła sobie masować skronie przez moment. Po pewnym czasie drgawki ustały. Nie patrząc na nikogo odrzekła:
- Na dziś to wszystko. Będziemy kontynuować za tydzień.
Zdziwieni uczniowie powstali i po kolei zeszli srebrną drabiną przez klapę w podłodze. Po drodze wszyscy dyskutowali na temat dziwnego zachowania profesor Fontane.
- Co się stało twojej mamie, John? - zagadnęła przyjaciela Mary. – Wyglądała, jakby dostała jakiegoś ataku.
- Widocznie miała kolejną wizję - stwierdził John obojętnym tonem. - Jestem do tego przyzwyczajony. Czasem w połowie zdania zamiera i nie ma z nią kontaktu, a potem wraca do rzeczywistości, jednakże okropnie przemęczona. Wbrew pozorom dar jasnowidzenia nie jest lekkim kawałkiem chleba.
- Czyli w zasadzie mogła dzisiaj ujrzeć jutrzejszy dzień?
- Niezupełnie. Jeśli moja mama doznaje wizji, to widzi coś, co może mieć wpływ na los nas wszystkich. Trudno mi to wytłumaczyć.
- Chodzi o jakieś katastrofy albo masowe mordy? - zapytała zlękniona Mary.
- No można to tak ująć, choć to o wiele bardziej skomplikowane. Z tego co wiem, to mi nie grozi. Ten dar objawia się tylko co dwa pokolenia.
Mary chciała coś powiedzieć, lecz kątem oka dostrzegła w drugim końcu korytarza Andromedę i Narcyzę. Starsza siostra tłumaczyła coś młodszej, energicznie gestykulując rekami. Ponadto Mary dostrzegła sporo bandaży na ramionach Narcyzy. Zaniepokoiło ją to. Czuła, że ma to związek z Bellatriks.
- Zobaczymy się później - mruknęła do Johna i szybkim krokiem skierowała się w stronę sióstr Black. Gdy dzieliło ją od nich kilkanaście kroków, usłyszała strzęp rozmowy:
- …zabawką! Musisz jej się postawić!
- Dobrze wiesz, że to niemożliwe, Andromedo. Znasz Bellę. Ona…
- Uwierz mi, to możliwe. Spójrz na mnie. Gdybym nie pokazała jej, że nie jestem jej służącą, do tej pory kisiłabym się…
Umilkła, gdy usłyszała kroki Mary. Odwróciła się gwałtownie, patrząc na nią przerażonym wzrokiem, lecz gdy zobaczyła, że to ona odetchnęła z ulgą.
- Och, witaj, Mary. Co słychać?
- W porządku, a u was?
Andromeda przez moment zawahała się, lecz chwilę później spojrzała na nią zdecydowanym wzrokiem i rzekła:
- Wiesz co? Chyba możesz nam pomóc…
- Daj spokój… - zaczęła Narcyza, lecz jej siostra uciszyła ją ruchem ręki.
- Chyba wiem, o co chodzi - odparła Mary, patrząc na zabandażowane ramiona Narcyzy.
Siostry Black spojrzały na nią zdumione.
- Naprawdę?   -zapytała Andromeda.
- Molly opowiadała mi, że widziała Narcyzę w Św. Mungu z licznymi obrażeniami na ramionach. Nietrudno się domyślić, że Bella znalazła sobie kozła ofiarnego…
- Hej! - zawołała Narcyza z oburzeniem.
- Mary ma absolutną rację, Narcyzo - powiedziała Andromeda, potakując głową. - Powtarzam ci już setki razy, byś postawiła jej się w końcu. Nie możesz dawać sobą manipulować!
- Nie jestem tak silna jak ty… albo Mary - rzekła Narcyza. Dłonie zaczęły jej lekko drżeć. - Nie potrafię jej się, ot tak, postawić…
- Gdybyś wiedziała, przez co ostatnio przechodzę, to byś nie uważała, że jestem silna - stwierdziła Mary. Obie siostry ponownie spojrzały na nią zdumione.
- Mary, błagam cię! - Andromeda wywróciła oczami. - Ty jako jedyna potrafiłaś się postawić naszej siostrze. Przed tą twoją izolacją wielu cię podziwiało…
Mary westchnęła ciężko. Nie miała pojęcia, jak im to wytłumaczyć, nie zdradzając powodu jej zachowania. Właśnie im nie chciała tego mówić ze względu na ich pokrewieństwo z Bellą. Bała się, że te informacje dojdą do ich najstarszej siostry, a ta wpadnie w jeszcze większy szał i dokona inwazji na jej rodzinny dom. Ponadto, i tak już sporo osób wiedziało o jej tajemnicy, a nie chciała, by cała szkoła o tym wiedziała. Z drugiej strony, zarówno Andromeda, jak i Narcyza nie są na tyle głupie, by tego typu sprawy rozpowiadać na prawo i lewo. Tym bardziej, że w ten sposób naraziłyby też własne bezpieczeństwo. Poza tym, wielokrotnie przekonała się, że są godne zaufania i nie rozpowiadają czyichś tajemnic…
Po paru minutach wahania Mary wyciągnęła oba listy od Belli z torby i wręczyła je jej siostrom. Andromeda i Narcyza ze stoickim spokojem je przeczytały, a gdy skończyły, oddały oba zwoje pergaminu Mary. Przez moment panowała niezręczna cisza. W końcu przerwała ją Andromeda.
- Nie mogę w to uwierzyć. Myślałam, że Bella da sobie w końcu z tobą spokój i zajmie się wypełnianiem rozkazów Czarnego Pana.
- Wasza siostra jest nieprzewidywalna - stwierdziła z goryczą Mary. - Śmiem twierdzić, że przy pisaniu tych listów świetnie się bawiła.
- No, ale chyba poszłaś  z tym do Dumbledore’a?  - zapytała przerażona Narcyza.
- Wczoraj po uczcie powitalnej. Marlena z Johnem dali mi do zrozumienia, że nie mogę tych gróźb tak zostawić…
- I mają absolutną rację - rzekła Andromeda. - Rozmówiłabym się z Regulusem w tej sprawie, ale on pewnie by doniósł o tym Belli…
- On cały czas ma mnie na oku. Tak wywnioskowałam z listów od waszej siostry.
- Żałosne. On jest jeszcze młody, a ona już mu miesza w głowie!
- A co mi robiła przez ostatnie parę lat?  - zapytała z goryczą Narcyza. - I ty się dziwisz, że mam trudności, by się jej postawić.
- To dlatego chcesz założyć zespół ze mną i z Molly? - zapytała ją Mary. Andromeda spojrzała na siostrę zdumionym spojrzeniem.
- Czy ja o czymś nie wiem?
- Postanowiłam założyć zespół wraz z Molly i Mary… oczywiście jeśli Mary się zgodzi.
- Zdajesz sobie sprawę, że rodzice cię wydziedziczą i zostaniesz wypalona z naszego drzewa genealogicznego?
- Mało mnie to obchodzi. Rodzice wciąż mówią mi, czego ode mnie oczekują i co mam robić. Już nawet męża mi wybrali! Chcę im pokazać, że jestem samodzielna i sama będę decydować  o swoim życiu. Całej naszej rodzinie da to może do myślenia, że nie każdy potomek Blacków będzie propagował ich chorą ideologię.
- Molly mi wspominała właśnie  o twoim pomyśle - wyznała Mary. - Generalnie nie chciałam ci kłopotów robić, ale skoro nie boisz się reakcji rodziny i w ten sposób chcesz pokazać, że nie dasz sobą manipulować, to wchodzę w to. Najwyżej Bella bardziej mnie znienawidzi, o ile to możliwe.
- Myślałam, że jesteś uległa na toksyczne wpływy naszej rodziny, a w szczególności pomiatanie sobą przez Bellę, jednakże słysząc twoje plany muszę cię przeprosić i pogratulować odwagi - stwierdziła rzeczowo Andromeda. - Masz moje pełne poparcie i w razie kłopotów wstawie się za tobą przed całym naszym rodem.
- Hej, Mary!
Mary odwróciła się. W jej stronę szli James i i Syriusz z uradowanymi minami. Spojrzała na nich jak na idiotów. Nie rozumiała, powodu ich radości, chyba że znowu coś doprowadzili do samodestrukcji.
- Do zobaczenia na próbie chóru! - mruknęła Narcyza i wraz z siostrą zeszła schodami w stronę lochów. Mary westchnęła. Jakoś nie zamierzała być dla tej dwójki miła.
- Jeżeli nie macie zamiaru zdradzić, co skrywa Remus, to możecie stąd spadać.
James i Syriusz zatrzymali się, a uśmiechy zniknęły z ich twarzy. Spojrzeli po sobie, jednak nie zawrócili.
- Zdajemy sobie sprawę, że chcesz pomóc Remusowi, ale naprawdę przyrzekliśmy mu, że nie piśniemy słowa - odparł z powagą James. - Jednakże musisz nas wysłuchać.
- Nic nie muszę, Potter - wycedziła Mary przez zaciśnięte zęby.
- Mary, proszę, wysłuchaj go - rzekł Syriusz błagalnym tonem, co lekko Mary zbiło z tropu. Rzadko słyszała, by ją o coś prosił, wyjąwszy sprawy z Bellą. - James wie, jak podnieść twoją pewność siebie.
- A co z nią jest nie tak?
- Przez ostatni rok bardzo się zmieniłaś - zaczął James. - Izolujesz się od ludzi, z nikim nie rozmawiasz…
- Gdybyś wiedział to, co my wiemy, też byś tak postąpił - warknęła Mary, patrząc na niego groźnie. On z kolei spojrzał ze zdziwieniem na swojego przyjaciela.
- Zaraz, czy ja dobrze usłyszałem? TY wiesz, co dolega Mary?
Syriusz nie wiedział, co odpowiedzieć. Patrzył to na Jamesa, to na Mary. Domyślała się, o co chodzi. James był jego najlepszym przyjacielem i mówili sobie wszystko, a ona niechcący palnęła, że Syriusz coś przed nim ukryła. Zrobiło jej się wstyd. Nie chciała, by ich przyjaźń zakończyła się przez taką głupotę. Bez chwili wahania podeszła do Jamesa i wręczyła mu listy od Belli. On, zaskoczony, zaczął je czytać, jednakże z każdą minutą na jego twarzy pojawiała się większa zgroza. Gdy skończył, oddał listy Mary i rzekł:
- I ty ukrywałaś to przez ten rok?
- A gdyby tobie Bella zagroziła, że wyrżnie twoją rodzinę, to byś rozpowiadał o tym na prawo i lewo? - odpowiedziała pytaniem Mary z ironią w głosie. - Miałam nadzieję, że z Remusem o tym pogadam, ale przez te wasze pieprzone tajemnice…
- Mary, jesteśmy twoimi przyjaciółmi! Pomoglibyśmy ci!
- Juz to słyszałam od Johna i Lily.
- I dobrze. Taka jest prawda. A czy…
- Tak, byłam u niego wczoraj po uczcie powitalnej. Dlatego sterczałam, jak głupia, przed portretem Grubej Damy.
- Ej! - Trójka Gryfonów odwróciła się na pięcie. Zza zbroi wyłoniła się sylwetka pulchnej szóstoklasistki o mysich włosach. Mary, James i Syriusz znali ją doskonale. To Berta Jorkins, najbardziej wścibska dziewczyna, jaką miał nieszczęście gościć Hogwart.
- Czego chcesz, Jorkins? - warknął Syriusz. - Znowu szukasz guza?
- Stul się, Black! Nie do ciebie mówię! - Jej tępe świńskie oczka skupiły się na Mary. - Czy dobrze usłyszałam? Nie bujasz z tym, że  Bellatiks Black upatrzyła cię jako kolejną ofiarę?
James i Syriusz jęknęli. Ich przeczucia się sprawdziły. Ta zakała ludzkości od samego początku przysłuchiwała się ich rozmowie. Mary zachowała stalowe nerwy i rzekła krótko:
- Matka cię nie nauczyła, byś się nie pchała tam, gdzie cię nie chcą?
- A więc to prawda! I to, że z jej siostrą zespół zakładasz? O rany, niech tylko cała szkoła…
Mary zadziałała impulsywnie. W mgnieniu oka wyciągnęła różdżkę zza pazuchy, wycelowała nią w Bertę i krzyknęła:
- Obliviate!
Zaklęcie było na tyle silne, że odrzuciło szóstoklasistkę parę metrów do tyłu. Jej cielsko upadło bezwładnie na posadzkę, nie wykazując żadnych oznak życia. Mary jedynie prychnęła z pogardą i spojrzała z powrotem na Jamesa i Syriusza, tym razem zupełnie zszokowanych reakcją swojej przyjaciółki.
- Więc, co chcieliście mi powiedzieć przed pojawianiem się tego gumochłona?
- Eee… - zająknął się James, jednak szybko odzyskał mowę. - W sobotę są sprawdziany do drużyny Gryfonów. Potrzebują trzech ścigających i szukającego. Pomyślałem, że mogłabyś  z nami się zgłosić…
- Zaraz, zaraz, poczekaj! Ja i Quidditch? Lily ci wczoraj za mocno przywaliła, że pleciesz takie bzdury?
- Pod koniec kursu latania na miotle byłaś jedną z najlepszych kursantek. Poza tym, pomogłoby ci to nabrać pewności siebie i otworzyłabyś się na ludzi. Ponadto, nie myślałabyś o ponurych sprawach.
- W pewnym sensie masz rację, jednak, dawno nie latałam…
- Potter!
Trójka Gryfonów ponownie odwróciła się, ale tym razem w przeciwną stronę. Ku nim szła rozwścieczona Lily z zaciśniętymi pięściami. James wywrócił oczami.
- Czego znowu, Evans? Twój kocur znowu dobrał się do Bogu ducha winnej osoby?
Zarówno Mary, jak i Syriusz spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Od początku ich nauki w Hogwarcie robił wszystko, by przypodobać się Lily. Ta nagła zmiana w zachowaniu ich przyjaciela mocno nimi wstrząsnęła. Obojętny i oschły ton kierowany w jej stronę… Nie, to musi być pomyłka…
- Wiesz, o czym mówię, padalcu! Czemu rzuciłeś na włosy Severusa Zaklęcie Niewidzialności?
- Bo drażniły mnie te jego tłuste loki. Poza tym, teraz wygląda o niebo lepiej. Już mniej przypomina nietoperza.
- Ty… - Lily nie dokończyła, gdyż zobaczyła Bertę, leżącą parę metrów dalej. - A ta krowa czemu leży taka rozpłaszczona? Potter, jeśli…
- Tym razem to moja sprawka. - Mary stanęła w obronie przyjaciela. – Podsłuchała, jak rozmawiałam z chłopakami o Belli, więc musiałam rzucić na nią Zaklęcie Zapomnienia…
- Rzuciłaś na nią Zaklęcie Zapomnienia? -  powtórzyła zdumiona Lily. - Wiesz, jak to zrobić?
- Znam jedynie formułę. Nie wiem, jakie będą efekty. Chyba jej mózgu nie wypaliło…
Lily wytrzeszczyła oczy ze strachu i podbiegła do nieprzytomnej szóstoklasistki. Korzystając z okazji Mary zwróciła się do Jamesa:
- Od kiedy zrobiłeś się taki oschły dla Lily? Zwykle jej się podlizywałeś…
- A zauważyłaś, by to przynosiło jakiekolwiek efekty? - zapytał z goryczą James. - Uznałem, że cokolwiek powiem, ona i tak nie zmieni do mnie nastawienia, więc postanowiłem traktować ją na równi ze Ślizgonami. Nawet przez nią zrezygnowałem z wróżbiarstwa.
- Ale chyba nie zaczniesz jej też gnębić?
Nie uzyskała odpowiedzi, gdyż usłyszeli ciche jęki, a potem zduszony krzyk Lily.
- Co jest, Evans?  - spytał zjadliwie James. - Okresu dostałaś?
- Stul pysk, Potter! Mary, coś ty zrobiła?
- Nie każ mi się powtarzać, Lily - powiedziała zirytowana Mary. - Chyba jasno…
- Wiem, że rzuciłaś na tę idiotkę Zaklęcie Zapomnienia! Chodzi o to… Chyba przegięłaś. Ona teraz nie pamięta, kim jest.
James i Syriusz spojrzeli po sobie, tym razem naprawdę przerażeni, jednakże Mary jedynie westchnęła.
- Przejmujecie się kretynką. Zasłużyła…
- Mary! - krzyknęli jednocześnie Lily, Syriusz i James.
- No dobra, dobra. Pobiegnę po panią Pomfrey.

2 komentarze:

  1. No czekam na kolejen noty ;)
    Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej...

    OdpowiedzUsuń
  2. hehe :P
    No nie wiem, czem,u tak myślisz.... Sam mi powiedz ;P

    OdpowiedzUsuń