Pokaż, ile jesteś warta
Nadszedł czerwiec, a wraz z nim
egzaminy końcowe. Z tego powodu Mary często wpadała w panikę. Powtarzała sobie,
że poplącze coś i obleje, co Lily doprowadzało do szału. Kilkakrotnie musiała
jej wybijać tego typu myślenie z głowy.
- Przez parę tygodni solidnie się
uczyłyśmy do tych egzaminów i recytowałaś mi wszystko śpiewająco - oznajmiła
parę dni przed pierwszym egzaminem Lily, akcentując każde słowo. - Nawet jeśli
egzaminy praktyczne kiepsko ci pójdą, to z teorii zdasz bezbłędnie, więc skończ
biadolić, bo jeszcze w to uwierzysz i wtedy z pewnością oblejesz. - Na tym Lily
skończyła tonem ucinającym dyskusję.
Gdy na tablicy ogłoszeń wywieszono
wyniki egzaminów, Mary była zaskoczona, że tak szybko ten ciężki okres minął.
Okazało się, że zdała, a niektóre przedmioty nawet całkiem dobrze, zwłaszcza
zaklęcia i zielarstwo. Na innych przedmiotach trochę jej się pomieszało, ale
nie było tak źle, jak się Mary na początku wydawało. Do końca roku szkolnego
musiała znosić wyniosłe spojrzenia Lily, mówiące jej: „A nie mówiłam?” oraz
rozważania, jakim cudem James wszystko bezbłędnie zdał, skoro jest ułomny na
każde: „Odwal się ode mnie raz na zawsze, Potter!” albo „Skończ z tymi żałosnymi
dowcipami! W cyrku cię wychowano?!”.
Sprawa z Remusem nadal nie dawała Mary
spokoju. Próbowała go zaczepić, by się dowiedzieć, o co chodzi, ale albo unikał
odpowiedzi i uciekał albo zbywał ją, że jest zajęty. Z Jamesem, Syriuszem i
Peterem było podobnie. Rzadko widywała ich osobno, nawet razem robili ludziom
przeróżne dowcipy, a zwykle Petera to jakoś nie interesowało. Nawet Lily i
Dorcas próbowały się czegoś dowiedzieć od Remusa, ale efekt był taki sam. Ta
ich tajemnica nie dawała Mary spokoju. Powoli stawało się to dla niej obsesją.
Za wszelką cenę chciała się dowiedzieć, co też chłopaki ukrywają, a fakt, że
ona i reszta uczniów wracali na letnie wakacje do swoich domów nie pomagał jej
w dojściu do prawdy…
*
* *
- Niech to szlag!
Mary zmełła list od Syriusza i cisnęła
nim o ścianie. Co prawda, spodziewała się, że w tym roku nie przyjedzie do niej
na letnie wakacje, ale czuła, że jest mu to na rękę. Zawsze znajdzie się
pretekst, by nie odpowiadać na niewygodne pytania, chociaż często powtarzał, że
pobyt w jego rodzinnym domu to oznaka sadomasochizmu. Widocznie uznał, że
trzeba się poświęcić…
- Coś nie tak, Mary?
Mary odwróciła głowę w stronę drzwi do
jej pokoju. W progu stała Molly, opierając się lekko o framugę.
- Nie… Atrament wylał mi się na
pergamin, to wszystko.
Molly pokiwała ze zrozumieniem głową,
po czym weszła do pokoju i przysiadła na najbliższym krześle, trzymając się za
brzuch.
- Coś nie tak z dzieckiem? - spytała zaniepokojona Mary.
- Och, nie, z dzieckiem wszystko w
porządku. Po prostu czasem daje o sobie znać.
- Nie mogę uwierzyć, że jednak
zdecydowaliście się na drugie dziecko - wyznała Mary. - Pamiętam, jak za
pierwszym razem było ciężko…
- Teraz w pobliżu nie ma Belli, więc
dźgnięcie nożem w brzuch mi nie grozi. - Molly parsknęła śmiechem. - Mój
uzdrowiciel powiedział, że rozwiązanie powinno nastąpić gdzieś w okolicach
grudnia.
- Znacie już płeć dziecka?
- Wolimy się dowiedzieć po porodzie.
Mam nadzieję, że tym razem będzie dziewczynka.
- Dla równowagi?
Molly uśmiechnęła się.
- Można tak powiedzieć. Właściwie, od
dawna chciałam z tobą porozmawiać.
Mary spojrzała na nią niepewnie. Czyżby
dowiedziała się o groźbach Belli?
- Przez ten rok strasznie się zmieniłaś
- ciągnęła Molly. - Rzadko się odzywasz, przesiadujesz sama w pokoju,
spacerujesz samotnie kompletnie zamyślona. Jeżeli masz problem, mów śmiało.
Dobrze wiesz, że możesz mi zaufać.
Mary odetchnęła z ulgą. Na szczęście
niczego się nie domyślała. Przez moment próbowała coś wymyślić na poczekaniu i
rzekła:
- Szczerze mówiąc, czuję się trochę
niespokojna, odkąd Bella została oficjalnie śmierciożercą. Bez przerwy myślę,
jaki będzie jej następny krok. Dobrze wiesz, że nas nienawidziła, a mnie w
szczególności. W zasadzie, gdy jestem sama, boje się, że nagle zza rogu wyskoczy
i poderznie mi gardło… albo komuś, na kim mi zależy.
Nie mijało to się z prawdą. Przez
ostatnie miesiące poza obwinianiem się, że naraża swoich bliskich na śmiertelne
niebezpieczeństwo ze strony Belli rozmyślała także, kiedy w końcu się
publicznie ujawni i co zrobi, by zyskać chwałę wśród popleczników Czarnego
Pana. Pominęła tylko wzmiankę o liście. Z tego chciała się zwierzyć tylko
Remusowi, bo tylko on nie wpadnie histerię i pomoże jej w tej trudnej sytuacji,
wesprze na duchu. No, ale akurat wtedy, gdy go najbardziej potrzebuje, on
izoluje się i zadaje wyłącznie z Peterem, Jamesem i Syriuszem.
Molly westchnęła ciężko.
- Właściwie, też często nad tym się
zastanawiam. W końcu obiecała, że wyrżnie mnie i każdego mojego potomka.
- Nie pamiętam, by Syriusz coś takiego
wspomniał, gdy był tutaj rok temu - odparła ze zdziwieniem Mary.
- Tyle że przed świętami
bożonarodzeniowymi spotkałam się z nią.
Mary wytrzeszczyła oczy ze strachu.
- Że co? Jak…?
- Gdy wracałam od Św. Munga,
deportowała się tuż naprzeciw mnie i przycisnęła do muru z różdżką wycelowaną w
moją pierś. Nie zdążyłam zareagować, jej ruchy były niesamowicie szybkie.
Powiedziała tylko, bym się cieszyła, że jeszcze żyję, bo w niedalekiej
przyszłości wybije mnie i „resztę moich bękartów”, jak to określiła. Później
pchnęła mnie na ulicę pełną Mugoli i aportowała się.
- Dlaczego nic nikomu o tym nie
mówiłaś? Mogłaś porozmawiać z Dumbledorem…
- Na początku powiedziałam o tym tylko
Arturowi. Długo rozważaliśmy wszelkie za i przeciw. Wiesz, tu chodziło o bezpieczeństwo
i nasze, i naszych dzieci. W marcu zaprosiliśmy go do siebie i opowiedziałam mu
o spotkaniu z Bellą. Nałożył na nasz dom parę zaklęć ochronnych, w tym niektóre
są naprawdę solidne. Dodatkowo obiecał poinformować panią minister…
- Naprawdę? - zdziwiła się Mary.
Zaczęły nią targać wątpliwości, czy dobrze robi, nie mówiąc o groźbach Belli
Dumbledore’owi.
- Tak. Wiesz co, może zmieńmy temat, bo
Bella nie jest warta, by o niej wspominać. Widziałam się niedawno z Narcyzą.
Mary nagle się ożywiła.
- Naprawdę? Gdzie ją spotkałaś?
- W Św. Mungu. Miałam akurat dyżur, gdy
natknęłam się na nią na korytarzu z rozciętym ramieniem. Ponoć Bella ćwiczyła
na niej jakieś czarnomagiczne zaklęcie.
- I ona na to pozwoliła? - Mary
wzdrygnęła się z obrzydzenia. - Za bardzo daje sobą manipulować.
- Wiesz, Bella to jej najstarsza
siostra. Przez wiele lat była jej autorytetem, póki nie poznała ciebie.
- Mnie? - zdziwiła się Mary. Nie bardzo
wiedziała, co odpowiedzieć.
- Stałaś się pierwszą osobą, która
postawiła się Bellatriks. Sama nawet mi doradzałaś, bym nie kończyła związku
Arturem tylko dlatego, że ona tego chce. Zarówno Andromedzie, jak i Narcyzie
dało to do myślenia. Z tego co wiem, Andromeda jest odporna na toksyczne
działanie Belli, ale Narcyza… cóż, konieczne musisz z nią porozmawiać.
- Postaram się. Rozmawiałyście tylko o
Belli, czy o czymś jeszcze?
- Ach, tak, prawie zapomniałam.
Pamiętasz nasz występ na setne urodziny Dumbledore’a? - Mary kiwnęła głową. -
Rodzice Narcyzy uznali, że jej talent nie może się zmarnować i na każdej
rodzinnej uroczystości każą jej śpiewać. Namawiają ją, by pomyślała nad solowym
śpiewaniem w świecie show-biznesu. Blackowie mają duże wpływy, więc z pewnością
by jej się udało. Jednakże ona myślała, byśmy we trójkę założyły zespół.
- My? No nie wiem…
- W ten sposób Narcyza chce swojej
rodzinie pokazać, że nie da sobą manipulować, a założenie zespołu z dwoma
Gryfonkami, znienawidzonymi
Gryfonkami przez ród Blacków, podziała na całą jej rodzinę jak kubeł zimnej
wody.
- Wiesz, to nie brzmi głupio, ale ja
mam dopiero dwanaście lat. Chyba jestem na to za młoda.
- Narcyza chce poczekać, aż ukończy
Hogwart. Wtedy i ty byłabyś w odpowiednim wieku.
- Muszę się nad tym zastanowić -
odrzekła wymijająco Mary. Nie chciała tak szybko podejmować decyzji w tej sprawie.
- Tak, oczywiście. - Na dole rozległ
się płacz dziecka. - Chyba Billy się obudził. Zejdę do niego.
Molly wstała, obdarzyła Mary promiennym
uśmiechem i wyszła z pokoju do swojego rocznego dziecka.
*
* *
Letnie wakacje mijały dla Mary
przeraźliwie wolno. Pierwszy raz tak bardzo chciała szybko wrócić do Hogwartu.
Oczywiście, to nie miało wiele wspólnego z nauką. Od września chciała
kontynuować swoje podchody w celu odkrycia tajemnicy Remusa, Jamesa, Syriusza i
Petera. Nawet w domu, zamiast wypoczywać, snuła różne teorie, co takiego
chłopcy ukrywają przed całym światem. Miała nadzieję, że w końcu któryś z nich
będzie sam i bez problemu wydusi z całą prawdę ze swej ofiary. Nie dawało jej
to spokoju. Czuła, że to coś poważnego, a za wszelką cenę chciała pomóc,
szczególnie, jeśli w tym wszystkim chodziło o Remusa.
Tajemnica chłopaków nie była jedynym
zmartwieniem Mary. Jej ojciec ją niepokoił. Ostatnio chodził po domu
rozkojarzony, zamyślony, z podkrążonymi oczami i silnymi bólami głowy. Co
prawda, tłumaczył to zwykłym przemęczeniem, jednakże zarówno Mary, jak i
Cedrella miały co do tego pewne wątpliwości. Septymiuszowi często zdarzały się
dni pełne morderczej harówki, ale zwykle nie wracał do domu w takim stanie.
Cedrella przeczuwała, że coś poważnego dzieje się z jej mężem, jednakże nie
miała pojęcia co to może być, i właśnie to ją najbardziej denerwowało.
W połowie sierpnia do Mary przyjechała
Marlena z Johnem. Nie napisali ani słowem, że planują spędzić ostatnie dwa
tygodnie wakacji z nią, gdyż obawiali się, że Mary spróbuje wykręcić się byle
pretekstem. Cedrella bardzo ucieszyła się na widok przyjaciół córki i ugościła
ich w wolnym pokoju Billiusa. Marlena i John starali się, by Mary nie
zamartwiała się niczym. Spacerowali po pobliskim parku, dowcipkowali,
zastanawiali się, co takiego James i Syriusz zrobią w tym roku, by wparadować
do szkoły z wielkim hukiem. Mary była im wdzięczna, że przyjechali. Miała już
dość zamartwiania się o ojca, Remusa czy też Bellę. Potrzebowała trochę
odpoczynku od tych ponurych myśli.
- Myślę, że powinnaś się zgodzić -
oznajmiła w końcu Marlena, gdy ona, Mary i John siedzieli wczesnym popołudniem
na werandzie w ostatni dzień sierpnia. - Masz naprawdę dobry głos, a do tej
pory pamiętam wasz występ przed całą szkołą na setne urodziny Dumbledore’a dwa
lata temu.
- Sama nie wiem - przyznała Mary,
wyrywając płatki stokrotce. – Rodzina Blacków wpadną w furię…
- Ja bym się tym nie przejmował -
odparł John. - Da im to do myślenia. Może w końcu zrozumieją, że samo ich
nazwisko nie czyni ich panami tego świata. Co prawda, nie chciałbym być w
skórze Narcyzy…
- Właśnie, nie chcę, by przeze mnie
miała problemy…
- Poczekaj jeszcze dwa lata, jak
Narcyza skończy szkołę - poradziła Marlena. - Nie podejmuj na razie decyzji, bo
to za wcześnie.
- Święta racja. - Trójka nastolatków
wzdrygnęła się i obróciła głowy. To Cedrella opierała się o framugę drzwi
wejściowych, trzymając małego Billy’ego na rękach. - Wybaczcie, że was
przestraszyłam. Akurat przechodziłam, gdy usłyszałam waszą rozmowę.
- Nic nie szkodzi, pani Weasley -
wymamrotał John.
- Jednakże też uważam, że powinnaś to
jeszcze przemyśleć Mary. Według mnie to bardzo dobry pomysł. Molly opowiadała
mi o pomyśle Narcyzy i popieram ją. Nie możesz zmarnować swojego talentu.
- Marlena tez świetnie śpiewa i nie
myśli o zakładaniu zespołu…
- Właściwie, mój wujek postanowił się
tym zająć i w następne wakacje jedziemy do studia jego znajomego, by ocenił
moje zdolności wokalne - wtrąciła niewinnie Marlena, rumieniąc się lekko. - Tak
jak twoja mama, uznał, że nie należy mojego talentu marnować.
- Zobaczymy za jakiś rok, albo dwa. -
Mary spojrzała na matkę. - Mamo, jak się tata czuje?
- Na razie śpi. Podałam mu mieszankę
Eliksiru Wzmacniającego i Pieprzowego. Z tego co wyczytałam, takie połączenie
powinno zneutralizować to przemęczenie oraz migreny.
- Nadal nie wiadomo, co dolega pani
mężowi, pani Weasley? - zapytała Marlena.
- Uzdrowiciele mówią, że Septymiusz za
dużo pracuje, ale mam przeczucie, że to coś poważniejszego. Naprawdę,
chciałabym wiedzieć, co się z nim dzieje.
- Myślę że mogę pomóc - odezwał się
John. Trzy pary oczu skupiły się na nim. - Moja mama odziedziczyła po babce dar
jasnowidzenia…
- John, przepowiadanie przyszłości nie
pomoże…
- Pozwól mi skończyć, Mary. Chodzi o
to, że każdy jasnowidz posiada coś na wzór szóstego zmysłu. Co poniektórzy
nazywają to Wewnętrznym Okiem. W ten sposób mogą dostrzec aurę danej osoby oraz
energię, jaka ją otacza. Być może moja mama w ten sposób odkryje przyczynę
owego przemęczenia…
- Naprawdę? - Głos Cedrelli był pełen
nadziei. - To byłoby naprawdę cudowne, John. Kiedy…
- Porozmawiam z nią od razu, jak
wrócimy do Hogwartu.
- Dziękuję ci z całego serca. Och,
byłabym zapomniała! Mary, w twoim pokoju siedzi duży czarny puchacz z listem w
dziobie. Nie pozwolił mi się zbliżyć nawet na cal, więc…
Mary poczuła, że coś ciężkiego opada
jej na dno żołądka. Czarny puchacz z listem w dziobie, do tego z oznakami
agresji… Takiego puchacza kiedyś wysłała Bella z listem, w którym jej groziła.
Miała nadzieję, że już więcej do niej nie napisze. Nie czekając na reakcję
matki ani przyjaciół, zerwała się na równe nogi i pobiegła na górę. Wzięła
tylko starą gazetę ze stołu w salonie i zwinęła ją w rulon w obawie, gdyby i
tym razem sowa zaatakowała. Gdy znalazła się przy drzwiach do swojego pokoju,
zatrzymała się i wzięła parę głębokich wdechów. Zacisnęła dłoń na klamce i
mocno pchnęła drzwi gotowa, by zaatakować. Rzeczywiście, czarny puchacz
siedział na jej biurku i - co było do przewidzenia - narobił na jej egzemplarz Natychmaistowej transmutacji. Jednakże,
gdy weszła do pokoju i puchacz ją ujrzał, jedynie zamrugał ślepiami, upuścił
list na biurko i wyfrunął przez otwarte okno. Mary szybko je za nim zamknęła i
sięgnęła po list, odrzucając zwiniętą gazetę na podłogę. Był nieco grubszy od
poprzedniego. Przysiadła na łóżku, rozerwała drżącym rękami kopertę i wydobyła
kawałek pergaminu, po czym zaczęła czytać:
Hej, maleńka!
Chryste, czy tylko mnie się zdaje, że to dziwnie zabrzmiało? Dobra,
nieważne, i tak mam wrażenie, że nie potrzebnie marnuję atrament, więc się
streszczę. Samo pisanie do Ciebie jest wręcz obrzydliwe.
Zapewne byłaś w szoku, gdy mój puchacz tym razem Cię nie zaatakował. Cóż,
uznałam, ze po tym, co mu ostatnim razem urządziłaś, nie warto niepotrzebnie
stresować ptaka. W zamian pozwoliłam mu na odrobinę swobody - podoba Ci się ten
mały upominek? Uznaj go za spóźniony prezent urodzinowy, suko.
Pewnie zastanawiasz się, czemu do Ciebie piszę. Pamiętasz, jak
zapowiedziałam moją okrutną, krwawą zemstę na Twoich bliskich? Otóż, z radością
Cię informuję, że czas owej zemsty nadszedł! Już sobie pierwszą ofiarę
upatrzyłam i wierz mi, to będzie spektakularny zgon. Szkoda, że nie będziesz
tego świadkiem.
Z mojego zaufanego źródła wiem, że o naszej uroczej korespondencji wie tylko
mój kochany kuzynek Przyznam, że mnie zaskoczyłaś, bo byłam pewna, że polecisz
z płaczem do starego Albusa. Pogratulować Ci trzeba rozsądku. Ale chyba nie
byłaś aż tak naiwna, by myśleć, że jak nie pójdziesz na skargę do Dumbledore’a
ani do któregokolwiek ze swoich żałosnych przyjaciół, to nic Twojej rodzinie i
przyjaciołom nie zrobię? Jeśli tak, to wyprowadzam Cię z błędu. Będą cierpieć.
I to bardziej niż Twój braciszek rok temu.
Tak więc, życzę udanych ostatnich dni radości, bo wkrótce zamienią się one
dla Ciebie w istne piekło.
Do zobaczenia niebawem,
Bella
Mary przeczytała list dwukrotnie i z
każdą minutą czuła, że nie panuje nad sobą. Łzy napływały jej do oczu, a coś
lodowatego opadło na dno jej żołądka. Nie wiedziała, co ma robić. Miała cichą nadzieję, że Bella da jej
spokój, jak nikomu nic nie powie, jednakże jej ostatnia deska ratunku spłonęła
wraz z przeczytaniem tego listu. Czuła się kompletnie bezradna. Do tego Regulus
donosił o wszystkim, co Mary robiła. Miała wrażenie, że jest osaczona…
Nagle poczuła za sobą czyjś ciepły
oddech. Mary szybko zerwała się na równe nogi, a list wepchnęła do kieszeni
dżinsów. Tuż za nią stali John i Marlena równie przerażeni jak ona.
- Mój Boże… Mary…
- Nic nie mówcie - wykrztusiła Mary.
Czuła, że zaraz się rozpłacze.
- Od kiedy dostajesz od Belli te listy?
- zapytał John, siląc się na spokojny ton.
- To nic takiego…
- Do jasnej chimery, Mary! Nie możesz
tak mówić! Przecież ta sadystyczna suka grozi tobie, że pozabija twoich
bliskich!
- Błagam, John ciszej! - jęknęła
przerażona Mary w obawie, że jej matka to usłyszy.
- Czemu nic nikomu nie mówiłaś? -
zapytała Marlena. Oczy miała zaszklone od łez.
- Wiedział o tym tylko Syriusz.
Nałożyłam na nim obietnicę, że nikomu nie powie.
- Teraz wiem, czemu przez ten rok
chodził taki podłamany - stwierdził John. - I dlatego się od nas izolowałaś? By
nas chronić?
- No… tak - wyjąkała Mary, nie patrząc
im w oczy.
John parsknął śmiechem.
- Mary, jesteśmy twoimi przyjaciółmi!
Rozumiem, że się boisz, ale to naprawdę… Postąpiłaś jak zwykły tchórz. Mogłaś
nam powiedzieć. Przecież pomoglibyśmy ci!
- Kazalibyście mi iść do Dumbledore’a…
- Bo to najwłaściwsze i jedyne
rozwiązanie! Tylko Dumbledore może powstrzymać tę zdzirę!
- John, wiesz…
- Rany, aleś ty uparta. Czy…
- Ciszej, John! - syknęła nagle
Marlena. Przez moment zapanowała cisza, którą chwilę później przerwały czyjeś
kroki. - Chyba mama Mary cię usłyszała.
- Spróbuję to jakoś wytłumaczyć. A ty
przemów jej do rozumu.
Po tych słowach opuścił pokój Mary.
Marlena stała tak w miejscu, nasłuchując, a gdy usłyszała, jak John tłumaczy
Cedrelli i Molly, że uderzył łokciem o klatkę Hery, ponownie spojrzała na Mary.
Nie miała pojęcia, jak przekonać przyjaciółkę, by porozmawiała z Dumbledorem o
listach od Belli. Przez jakiś czas panowała cisza, przerywana rozmową Johna,
Cedrelli i Molly. W końcu Marlena przemówiła:
- Rozumiem, że się boisz. Pewnie sama
bym się bała, gdyby chodziło o życie moich bliskich. Jednakże, sama czytałaś
ten list. Mimo że nie poszłaś do Dumbledore’a, Bella chce spełnić swoje groźby.
W dodatku już sobie kogoś upatrzyła jako ofiarę. Znam cię, Mary. Nie
pozwoliłabyś, by ktoś umarł z powodu tego, że naraziłaś się Bellatriks Black.
Musisz o tym powiedzieć Dumbledore’owi. To jedyne wyjście.
- Wiem - wymamrotała Mary, nadal nie
patrząc przyjaciółce w oczy. Oddychała ciężko. – Obydwoje macie rację. Tyle że…
Nie chcę, byście przeze mnie cierpieli…
- Cierpimy, patrząc, jak się męczysz z
tym wszystkim. Chodziłaś przez ten rok taka przygnębiona i smutna. Martwiliśmy
się o ciebie. Wiedzieliśmy, że coś jest nie tak, ale nie dopuszczałaś nas do
siebie. Masz wspaniałych przyjaciół, którzy cię wesprą w trudnych chwilach.
Nawet w tej sytuacji. W ten sposób pokazujesz Belli, że może tobą manipulować,
gdy tylko zechce. Wiele osób pamięta, jak jej się stawiałaś i wychodziłaś na
swoje. Dla niektórych byłaś bohaterką, szczególnie dla Narcyzy i Andromedy.
Dzięki tobie przestały wreszcie bać się Bellatriks. Przypomnij sobie, jak
nakłaniałaś Molly, by postawiła się jej i nie zrywała z Arturem. Gdyby nie ty, na świecie nie
byłoby małego Billy’ego. Musisz z tym skończyć raz na zawsze. Pokaż, ile jesteś
warta.
Mary w końcu spojrzała Marlenie w oczy.
Krukonka czuła, że ją przekonała, ale wolała usłyszeć to z jej ust. Mary wzięła głęboki wdech i rzekła:
- Dobrze. Zrobię to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz