Rozdział 2
Podróż do Hogwartu
- Uff...
zdążyliśmy - wysapał Septymiusz, gdy wraz z rodziną i Molly przeszedł na peron dziewiąty
i trzy czwarte.
Było za pięć
jedenasta. Przed ekspresem do Hogwartu stało mnóstwo rodzin czarodziejów,
żegnających swoje dzieci. Molly i Weasleyowie przeszli przez barierkę i
popędzili do wagonu bagażowego. Septymiusz machnął różdżką, a kufry i klatki z
sowami wylądowały w wagonie. Mieli jeszcze pięć minut, żeby się pożegnać.
- Uważaj na
siebie, Arturze - ucałowała Cedrella swojego syna.
- I ucz się
do owutemów - dodał ojciec, klepiąc chłopaka po plecach.
Artur kiwnął
głową, uściskał brata i wraz z Molly wsiadł do pociągu. Billius i jego rodzice
podeszli do Mary.
- Nie daj
się, siostra - powiedział Billius. - Jeśli ktoś będzie ci dogadywać na temat
twojego pochodzenia, pokaż mu, gdzie raki zimują.
- Ucz się
pilnie - odparła matka i przytuliła swoją córkę. - Mam nadzieję, że będziesz
miała wielu przyjaciół.
- Napisz do
nas, do którego trafiłaś domu - mruknął ojciec.
Nagle rozległ
się gwizd. Mary wsiadła do wagonu, a gdy pociąg ruszył, wychyliła się przez
okno i pomachała rodzicom i bratu. Gdy straciła ich z oczu, zaczęła szukać
przedziału, jednak wszystkie były pełne starszych uczniów. Po jakimś czasie
natrafiła na jeden, w którym były tylko trzy dziewczyny. Dwie z nich miały
brązowe włosy, a trzecia była blondynką. Mary otworzyła drzwi przedziału i
zapytała:
- Mogę się przysiąść?
- Pewnie -
odparła dziewczyna o jasnych, brązowych włosach. Mary weszła do środka i
usiadła naprzeciwko nich. Były przebrane w szaty, na których były
srebrno-zielone godła.
- Jesteście w
Slytherinie? - spytała Mary.
- Tak -
odparła chłodno druga dziewczyna o ciemnych brązowych włosach. - Bo co?
- Tak tylko
pytam...
Dziewczyna,
która zaprosiła ją do przedziału, spiorunowała szatynkę spojrzeniem i
oznajmiła:
- Jestem
Andromeda Black, a to moje siostry: Narcyza... - Wskazała na blondynkę.
Dziewczyna się uśmiechnęła. - Bella... - Druga dziewczyna tylko kiwnęła głową.
- Black? -
spytała uradowana Mary. - Fajnie! Jesteśmy kuzynkami!
Bella
spojrzała na rudowłosą z wyższością, a Andromeda i Narcyza spojrzały
po sobie ze zdziwieniem.
- Mam na imię
Mary Weasley.
Belli
pojawiła się piana w ustach. Wstała, spojrzała groźnie na Mary i ryknęła:
- WYNOŚ SIĘ, ZDRAJCZYNIO WŁASNEJ KRWI! NO
JUŻ!
- A-ale…
- GŁUCHA JESTEŚ?! NIE CHCEMY CIĘ TU, HERETYCKI
POMIOCIE! WYNOŚ SIĘ, SKURWYSYŃSKA SZMATO! WYPIERDALAJ STĄD ROZKURWIONA SUKO!!!! WOOON!!!
PREEEEECZ!!!!!
Mary nie
spodziewała się takiego wybuchu ze strony Belli. Owszem, matka opowiadała jej,
że Blackowie i inne czarodziejskie rody odnoszą się z pogardą do Weasleyów, a
nawet ich terroryzują... ale nie wiedziała, że aż tak! Przerażona dziewczyna
szybko opuściła przedział i rozpoczęła od nowa poszukiwania.
W tym wagonie
wszystko było zajęte, więc przeszła do następnego. Zobaczyła, że drzwi
trzeciego przedziału zamknęły się. Mary pomyślała, że ktoś dopiero tam wszedł i
podeszła do niego. W środku było pięć osób. Trzy dziewczyny - dwie miały
kruczoczarne włosy, a trzecia rude - i dwóch chłopaków. Mieli włosy tej samej
długości, tyle że jeden chłopak był blondynem, a drugi brunetem. Mary
postanowiła zaryzykować i otworzyła drzwi przedziału.
- Można się
przysiąść? - spytała Mary. Rudowłosa dziewczyna kiwnęła głowa. Mary weszła do
środka i usiadła obok blondyna.
- Jestem Mary
Weasley - dodała w końcu. Myślała, że ktoś z nich wybuchnie tak jak Bella, ale
chłopak, który siedział obok niej, uśmiechnął się i rzekł:
- Bardzo nam
miło. Nazywam się John Fontane, a to są Marlena McKinnon... - Wskazał na
brunetkę z różową przepaską na głowie. - Lily Evans... - Rudowłosa dziewczyna
uśmiechnęła się do Mary. - Severus Snape... - Chłopak kiwnął głową, ale o wiele
przyjaźniej od Belli. - ...i Dorcas Meadowes. - Brunetka o niebieskich oczach
podała rękę Mary.
- Ty jesteś
córką Septymiusza i Cedrelli Weasley? - zapytała Dorcas.
- Tak -
odparła Mary, po czym dodała: - Kolejna zdrajczyni krwi, którą można
terroryzować.
- Nie mów
tak! - przeraziła się Marlena. - To straszne! Ten cały status krwi... To czysta
głupota! Przecież czarownica mugolskiego pochodzenia może być o niebo lepsza od
czarodzieja czystej krwi!
- Teraz
nikogo to nie obchodzi -odparła Mary. - Starożytne rody czarodziejów uważają,
że mugolaki ukradły magiczne moce czarodziejom i wykorzystują je na własną
korzyść. Zdrajcy krwi są traktowani na równi z mugolakami.
- Ale to
czysty obłęd! - stwierdziła Lily. - Ja nie urodziłam się w czarodziejskiej
rodzinie i co? Jestem już na straconej pozycji?
- Nie, jeżeli
nikt się o tym nie dowie - odpowiedziała Mary. - Ze zdrajcami krwi jest gorzej.
Czarodzieje szybko się dowiadują, kto nim jest.
- A wy
wszyscy jesteście dziećmi czarodziejów? - spytała Lily.
Wszyscy
kiwnęli głowami. Lily spuściła głowę w dół.
- Nie martw
się - pocieszył ją Severus. - Podczas wakacji mówiłem ci, że wiele
mugolaków przewyższają swoimi zdolnościami innych czarodziejów... a ty do nich
należysz. Gdy się nie znaliśmy, widziałem, jak czarowałaś!
Lily
uśmiechnęła się do niego.
- Jak
myślicie, do którego domu traficie? - zagadnęła Dorcas.
- Ja chyba do
Slyherinu - odparł Sev. - Moja rodzina od wieków tam trafia.
- Ja nie wiem
- odrzekła Marlena. - Mama była w Ravenclawie, a ojciec w Hufflepuffie.
- Ja nie
wiem, bo pierwszy raz idę do Hogwartu - powiedziała Lily.
- Ja może do
Gryffindoru - odparła Dorcas.
- Ja albo do
Gryffindoru albo do Slytherinu - odrzekła Mary. - Geny Blacków mogą dać o sobie
znać...
- Jesteś
spokrewniona z Blackami? - spytała Marlena.
- Tak -
odpowiedziała Mary - ale Blackowie nie utrzymują z nami kontaktu.... Ze względu
na małżeństwo mamy z tatą.
- A skąd
wiesz, że potomstwo Blacków nie chce cię znać? - zapytała Dorcas.
- Bo
wcześniej usiadłam z trzema córkami Blacków - odpowiedziała rudowłosa. - Gdy
się dowiedziały, jak się nazywam, jedna z nich, Bella, zwyzywała mnie od
wszystkiego, co najgorsze na tym świecie i wygoniła mnie z przedziału. Mój brat
opowiadał mi o niej. Jest bardzo paskudna.
- Fajna
rodzinka - skomentowała Lily. - A ty, John? Czemu nic nie mówisz? Do którego
domu mógłbyś trafić?
- Nie wiem -
odparł John. - Bo widzicie... Ja jestem Francuzem. Matka chodziła do
Beauxbatons, ojciec do Durmstrangu, ale do żadnej z tej szkół nie przyjęli
mnie. Gdy dostałem list z Hogwartu, byłem bardzo zdziwiony.
- Jesteś
Francuzem?! - spytała Dorcas. - Wow! Francuzi są tacy romantyczni! A skąd
pochodzisz?
- Z Bordeaux
- odpowiedział John. - Dziadkowie myśleli, że ojca przyjmą do Beauxbatons, ale
to szkoła dla dziewczyn, wiec trafił do Durmstrangu. Brat mamy, John, został
zamordowany przez śmierciożerców. Dostałem po nim imię.
- Dobrze, że
tutaj przenieśliśmy się, Severusie - odparła Lily do bruneta. - Tu jest o wiele
ciekawiej, a z tamtymi kretynami nudzilibyśmy się.
- Jakimi
kretynami? - zaciekawiła się Dorcas.
- A tacy
jedni… Gdy dowiedzieli się, że Sev chciałby, żebyśmy trafili do Slytherinu,
uznali, że gdyby trafili tam, to rzuciliby szkołę.
- Jak wyglądali?
- spytała Marlena.
- Obydwaj byli
brunetami - odparł Severus. - Jeden miał strasznie rozczochrane włosy i
orzechowe oczy...
- Hej! -
odezwała się Dorcas. - Wiem, kto to jest!
Wszyscy
spojrzeli w jej stronę.
- Kto? -
spytała Lily.
- James... Mój
kuzyn - odpowiedziała Dorcas. - Nie przejmujcie się nim. Ma bzika na punkcie
głupich żartów... ale nie wiem, kim jest ten drugi.
- Mam
nadzieję, że nie trafię do tego domu, co oni - odrzekła krótko Lily.
Godzinę
później przyjechał wózek ze słodyczami. Mary, Dorcas, Lily, Marlena i chłopaki
złożyli się i kupili wszystkiego po trochu. Marlena pokazała Lily wszystkie
magiczne słodycze. Później rozmawiali o Hogwarcie i o szkolnej atmosferze. Nie
zauważyli, gdy lampy w przedziale zapaliły się.
Dziewczyny
wyprosiły chłopców, bo chciały się przebrać. Gdy to zrobiły, wyszły z
przedziału. Pociąg zaczął powoli zwalniać. Gdy się zatrzymał, uczniowie
wysiedli na stację. Rozległ się okrzyk: "Pirszoroczni do mnie!".
Uczniowie pierwszego roku podeszli do olbrzymiego, brodatego mężczyzny z
latarnią w ręku. Niektórym uczniom wydawał się dziki. Pierwszoroczni udali się
za olbrzymem. Zeszli stromymi schodami.
- Zaraz
zobaczycie Hogwart - powiedział wielkolud. - Za tym zakrętem!
Gdy olbrzym i
uczniowie minęli zakręt, to ich oczom ukazał się potężny zamek, otoczony
jeziorem, z wieloma basztami i wieżyczkami. Olbrzym kazał zatrzymać się
uczniom przy małych łódkach.
- Wsiadać po
cztery osoby - powiedział wielkolud. - Ani osoby więcej!
Mary, Lily,
Marlena i Dorcas weszły do jednej łódki; Severus i John dosiedli się do jakichś
bliźniaków. Gdy wszyscy byli już w łódkach (olbrzym zajął całą) zaczęły płynąć.
Po paru minutach łodzie dobiły do brzegu i wszyscy z nich wysiedli. Uczniowie
poszli za ogromnym mężczyzną do dębowych drzwi. Olbrzym zapukał w nie. Po
chwili drzwi otworzyła kobieta o surowym spojrzeniu; włosy miała upięte w
ciasny, bułeczkowaty kok. Miała na sobie szmaragdowozieloną szatę.
- Uczniowie!
- zagrzmiał wielkolud. - To jest profesor McGonagall!
- Dziękuję,
Hagridzie - podziękowała olbrzymowi profesor McGonagall. - Możesz już iść.
Wielkolud
wszedł do środka. Gdy jego kroki ucichły, kobieta kazała uczniom iść za nią.
Pierwszoroczni posłuchali jej i udali się za nią. Kobieta wraz z uczniami weszła
do głównego holu i skręciła w prawo. Zatrzymała się przy drzwiach, prowadzących
do jakiejś sali. Uczniowie utkwili wzrok w niej.
- Witam w
Hogwarcie! - oznajmiła profesor McGonagall. - Gdy przekroczycie ten próg,
dołączycie do reszty uczniów, ale zanim to nastąpi, zostaniecie przydzieleni do
waszych domów. Zwą się: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. - Nazwę
ostatniego domu wymówiła lodowatym tonem. - Podczas pobytu tutaj każdy dom
zastępuje wam rodzinę. Za osiągnięcia wasz dom otrzymuje punkty. Za złamanie
zasad zostają odejmowane i - gdy regulamin zostaje poważnie naruszony -
dostajecie szlaban. Punkty dodaje się, a dom, który zbierze ich najwięcej,
otrzymuje Puchar Domów. Za pięć minut wrócę po was. W tym czasie radzę wam się
przygotować.
Otworzyła
drzwi, weszła do sali i zamknęła je. Pierwszoroczniacy zaczęli dyskutować, jak
będzie wyglądał podział. Marlena wytłumaczyła Lily całą Ceremonię Przydziału.
Po chwili Mary wpadło coś do głowy i odrzekła:
- Wiecie co?
Musimy sobie coś przyrzec.
- Co takiego?
- spytał John, gdy on i Severus znaleźli dziewczyny.
- Że bez
względu na to, gdzie trafimy, to nadal będziemy przyjaciółmi - oznajmiła Mary.
Chłopaki,
Marlena, Dorcas i Lily zgodzili się. Każde z nich powtórzyło przyrzeczenie i
przybili sobie piątki. Nagle drzwi otworzyły się i pojawiła się profesor
McGonagall.
- Pora już
iść - powiedziała do uczniów. - Za mną!
Pierwszoklasiści
weszli za nauczycielką. W środku były cztery stoły, przy których siedzieli
uczniowie; na końcu sali był stół przeznaczony dla nauczycieli. Zamiast sufitu
było widać zachmurzone niebo.
Profesor
McGonagall kazała pierwszorocznym stanąć przed stołem nauczycielskim. Gdy to
uczynili, zobaczyli drewniany stołek, a na nim starą tiarę. Profesor McGonagall
wzięła ją do jednej ręki. W drugiej trzymała rozwinięty zwój pergaminu.
- Rozpoczyna
się Ceremonia Przydziału! - oznajmiła nauczycielka, świdrując wzrokiem całą
salę. Gdy zrobiło się cicho, ciągnęła dalej: - Gdy kogoś wyczytam, niech
usiądzie na stołku. Wtedy założę mu na głowę Tiarę Przydziału, która wyznaczy
wam wasze domy... Maria Ackerley!
Dziewczynka o
blond włosach wystąpiła z tłumu i usiadła na stołku. Profesor McGonagall
założyła jej tiarę na głowę. Szew w pobliżu krawędzi rozpruł się i...
- RAVENCLAW!
Maria usiadła
przy drugim stole od lewej.
- Bruno Avery!
- SLYTHERIN!
- Anne Baddock!
- SLYTHERIN!
- Syriusz
Black!
Na stołku
usiadł chłopak o kruczoczarnych włosach. Na pierwszy rzut oka był bardzo przystojny.
- To on
siedział z kuzynem Dorcas! - szepnął Sev do ucha Mary. Dziewczyna zamyśliła
się. Black... Syriusz Black... To rzadkie nazwisko. Możliwe, że to jej kuzyn… Prawdopodobnie
zostanie Ślizgonem...
- GRYFFINDOR!
Na twarzy
Syriusza pojawił się szeroki uśmiech i szybko pobiegł do stołu Gryfonów.
- Amelia Bones!
- HUFFLEPUFF!
- Edgar Bones!
- HUFFLEPUFF!
- Alecto Carrow!
- SLYTHERIN!
- Amycus
Carrow!
- SLYTHERIN!
- Emily Cauldwell!
- HUFFLEPUFF!
- Caradoc Dearborn!
- RAVENCLAW!
- Lily Evans!
Lily podeszła
powoli do stołka. Gdy usiadła na nim, profesor McGonagall założyła jej tiarę na
głowę...
- GRYFFINDOR! - krzyknęła Tiara
Przydziału. Sev jęknął.
Lily ruszyła
w stronę stołu Gryfonów. Po drodze odwróciła się i uśmiechnęła się smutno do
Severusa. Syriusz zrobił jej miejsce. Lily usiadła obok niego, ale od razu
odwróciła się do niego tyłem i patrzyła się na Ceremonię Przydziału.
- Benjamin Fenwick!
- HUFFLEPUFF!
- John Fontane!
John podszedł
do stołka i usiadł na nim. Profesor McGonagall założyła mu tiarę na głowę.
- RAVENCLAW!
John pobiegł
do stołu Krukonów i usiadł obok Caradoca Dearborna.
- Frank Longbottom!
- HUFFLEPUFF!
- Remus Lupin!
- GRYFFINDOR!
- Marlena
McKinnon!
Marlena
podeszła do stołka i usiadła na nim.
- RAVENCLAW! - krzyknęła tiara, ledwo
dotykając głowy dziewczyny. Marlena wstała i pobiegła do stołu Krukonów. Usiadła
obok Johna.
- Dorcas
Meadowes!
Dorcas
usiadła na stołku i profesor McGonagall założyła jej tiarę na głowę...
- GRYFFINDOR!
Dorcas
pobiegła do stołu Gryfonów i usiadła obok Lily.
- Edward Mulciber!
- SLYTHERIN!
- Peter Pettigrew!
- GRYFFINDOR!
- James
Potter!
Na stołku
usiadł chłopak o kruczoczarnych włosach i orzechowych oczach. Profesor
McGonagall założyła mu tiarę na głowę.
- GRYFFINDOR!
James usiadł
obok Dorcas. Spojrzenia jego i Mary spotkały się ze sobą. Brunet mrugnął do
niej. Dziewczyna zarumieniła się.
- Fabian
Prewett!
- RAVENCLAW!
- Gideon Prewett!
- RAVENCLAW!
- Violet Pritchard!
- SLYTHERIN!
- Christina Quirke!
- RAVENCLAW!
- Evan Rosier!
- SLYTHERIN!
- Severus Snape!
Sev usiadł na stołku. Profesor
McGonagall założyła mu tiarę na głowę.
- SLYTHERIN!
Severus spojrzał
na Lily i udał się w stronę stołu Ślizgonów.
- Emelina Vance!
- GRYFFINDOR!
- Hestia Vance!
- GRYFFINDOR!
- Mary
Weasley!
Mary
przełknęła ślinę i skierowała się do stołka i usiadła na nim. Profesor
McGonagall założyła jej tiarę na głowę. Dziewczyna usłyszała w swojej głowie
cichy głosik:
- Weasley? Z
tobą nie będzie żadnego problemu... GRYFFINDOR!
Mary wstała i
pobiegła do stołu Gryfonów. Usiadła obok Hestii. Lily i Dorcas przybiły z Mary
piątki. Rudowłosa zobaczyła swojego brata. Artur uśmiechnął się do niej.
- Jason
Wilkes!
- SLYTHERIN!
- Arnold Yaxley!
- SLYTHERIN!
- Alicja Zeller!
- HUFFLEPUFF!
- Mark
Zeller!
- HUFFLEPUFF!
Gdy Mark
usiadł obok swojej siostry, profesor McGonagall położyła tiarę oraz stołek przy
ścianie i usiadła obok Dumbledore'a. Dyrektor wstał i powiedział:
- Zapraszam
szkolny chór, aby zaśpiewał szkolny hymn!
Jedna czwarta
uczniów wstała i stanęła na środku sali. Maleńki czarodziej podszedł do chóru,
stanął naprzeciwko nich, wyjął różdżkę i zaczął nią dyrygować. Zabrzmiała muzyka i chór zaśpiewał:
Double, double, toil and trouble:
Fire burn, and cauldron bubble
Double, double, toil and trouble:
Something wicked this way comes.
Eye of newt, and toe of frog
Wool of bat, and tongue of dog
Adders fork, and blind-worm’s sting
Wizard’s leg, and owlet’s wing.
Double, double, toil and trouble:
Fire burn, and cauldron bubble
Double, double, toil and trouble:
Something wicked this way comes.
In the cauldron boil and bake
Fillet of a fenny snake
Scale of dragon tooth of wolf
Witches mummy, maw and gulf
Double, double, toil and trouble:
Fire burn, and cauldron bubble
Double, double, toil and trouble:
Fire burn, and cauldron bubble
Double, double, toil and trouble:
Fire burn, and cauldron bubble
Something wicked this way comes.
Fire burn, and cauldron bubble
Double, double, toil and trouble:
Something wicked this way comes.
Eye of newt, and toe of frog
Wool of bat, and tongue of dog
Adders fork, and blind-worm’s sting
Wizard’s leg, and owlet’s wing.
Double, double, toil and trouble:
Fire burn, and cauldron bubble
Double, double, toil and trouble:
Something wicked this way comes.
In the cauldron boil and bake
Fillet of a fenny snake
Scale of dragon tooth of wolf
Witches mummy, maw and gulf
Double, double, toil and trouble:
Fire burn, and cauldron bubble
Double, double, toil and trouble:
Fire burn, and cauldron bubble
Double, double, toil and trouble:
Fire burn, and cauldron bubble
Something wicked this way comes.
Gdy chór
skończył śpiewać, zabrzmiały brawa. Gdy uczniowie usiedli na swoich
miejscach, Dumbledore ponownie wstał i rzekł:
- Witam w
kolejnym roku w Hogwarcie. Szczególnie witam nowych uczniów. Mam nadzieję, że
zadomowicie się w murach naszego zamku. Witam z powrotem starszych uczniów! Mam
nadzieję, że wakacje wszystkim się udały i że jesteście gotowi na zdobywanie
wiedzy. Jest wiele spraw, o których chciałbym wam powiedzieć, ale na razie
powiem tylko jedno: smacznego!
Nagle na
stołach pojawiło się jedzenie. Były pieczone ziemniaki, kurczak, schab itd.
Uczniowie zajęli się opróżnianiem półmisków. Gdy były puste, pojawił się deser.
Były lody o różnych smakach, smakołyki, ciasta itp. Lily starała się unikać
wzroku kuzyna Dorcas. Brunetka szeptała coś do ucha swojej przyjaciółki, ale
ona pokręciła głową i nałożyła sobie na talerz trochę ciasta owocowego.
Nagle ze
ścian wyleciały duchy. Obok Mary pojawił się duch z kryzą; wiedziała, kim on jest.
Artur opowiadał jej o nim.
- Ty jesteś
Prawie Bezgłowym Nickiem? - spytała go Mary.
Duch spojrzał
na nią i lekko się uśmiechnął.
- Tak -
odparła zjawa. - ale wolę, żeby mnie nazywano Sir Nicolasem.
- Ale jak...
- zaczęła Lily, ale Dorcas zatkała jej usta i powiedziała jej:
- Lepiej nie
pytaj.
Gdy talerze
były puste, zniknęły i ponownie wstał Dumbledore.
- Skoro wszyscy
się najedli i napili - odparł dyrektor - chciałbym ogłosić parę spraw.
Pierwszoroczni niech wiedzą, że wstęp do Zakazanego Lasu jest zabroniony.
Starsi uczniowie też powinni o tym pamiętać. Powitajcie pana Argusa Filcha i
jego kotkę, panią Norris, którzy zastąpią pana Pringle'a na stanowisku woźnego.
Wszyscy
spojrzeli na wejście do Wielkiej Sali. Stał tam człowiek w starym kubraku i
długich, brązowych włosach. Na rekach trzymał kota. Wyglądał zupełnie inaczej
od kotów uczniów. Miał zaniedbaną, gęstą sierść i świecące, czerwone oczy.
Zabrzmiały pojedyncze oklaski. Filch tylko kiwnął głową.
- Jeżeli
pierwszoroczni chcą zapoznać się ze szkolnym regulaminem, to jest on w
gabinecie pana Filcha - ciągnął Dumbledore. - Powitajcie nową nauczycielkę
obrony przed czarną magią, profesor Mirandę Wimple.
Zabrzmiały
głośne oklaski. Profesor Wimple miała około trzydziestki i długie, blond włosy.
Uśmiechała się do wszystkich.
- Chętni do
drużyn Quidditcha niech się zgłaszają do opiekunów domów. Na pewno czekacie na
ogłoszenie nowego asystenta zastępcy dyrektora... a raczej asystentki, bo to
jest dziewczyna. Więc... asystentką zastępcy dyrektora zostaje...
Andromeda Black!
Stół
Ślizgonów ryknął z radości. Andromeda wstała i udała się do Dumbledore'a.
Dyrektor wziął srebrno-zieloną plakietkę z literą A i przypiął jej do szaty.
Ślizgonka podziękowała i wróciła na swoje miejsce.
- Chyba
pierwszoroczni nie wiedzą, o co chodzi - powiedział Dumbledore. - A więc
wszystko wyjaśniam. Asystentka zastępcy dyrektora zastępuje zastępcę dyrektora
w jego obowiązkach. Kiedy nie ma ani dyrektora, ani jego zastępcy, asystent
zostaje tymczasowo dyrektorem. Nauczyciele nie mogą ani odejmować mu punktów, ani
dawać szlabanów. Może korzystać z Działu Ksiąg Zakazanych, wybierać się do
wioski Hogsmeade, kiedy zechce i, oczywiście, jest przewodniczącym prefektów i
mówi im, co mają robić. I jeszcze ostatnia wiadomość. Na błoniach Hogwartu
została zasadzona Wierzba Bijąca. Proszę się do niej nie zbliżać, bo jest niebezpieczna.
Dumbledore
zrobił pauzę i odparł:
- A teraz
idźcie spać, żeby nabrać sił do nauki. Dobranoc.
Uczniowie
wstali i udali się do wyjścia. Do pierwszorocznych Gryfonów podeszła Molly.
- Poczekajcie
aż wszyscy wyjdą - powiedziała Molly. - Nie będziemy się pchać.
- Jesteś
podobna do Fabiana i Gideona Prewettów - zauważył Remus.
- To moi
bracia.
- A
dlaczego... - zaczął James, ale przerwała mu chłodna odpowiedź Molly:
-
Najwyraźniej Tiara Przydziału uznała, że lepiej będzie im w Ravenclawie.
Mary zdziwił
jej oschły ton. Co się stało? Przecież
rano Molly była o wiele weselsza - pomyślała.
Po minucie w
Wielkiej Sali było mniej ludzi i Molly z Gryfonami ruszyła do wyjścia. Po
drodze mijali portrety czarodziejów, którzy wskazywali na nich palcami. Pół
minuty później Molly i pierwszoroczni Gryfoni skręcili w jeden ze szkolnych
korytarzy. Na jego końcu wisiał portret grubej kobiety w różowej, jedwabnej
sukni.
- Hasło? -
zapytała.
- Diadem
Ravenclaw - powiedziała Molly zimnym tonem, a portret usunął się, ukazując
okrągłą dziurę w ścianie. Przeleźli przez nią i znaleźli się w pokoju wspólnym
Gryffindoru: przytulnym, okrągłym pomieszczeniu pełnym wysiedzianych foteli.
Gdy Molly
wskazała dziewczynom drzwi, wiodące do ich dormitorium, Mary, Lily, Dorcas i
siostry Vance udały się spiralnymi schodami na górę. Gdy znalazły drzwi do
swojego dormitorium, otworzyły je. W środku było pięć łóżek, każde z
kolumienkami w rogach, miedzy którymi wisiały aksamitne, ciemnoczerwone
zasłony. Ich kufry już tam stały. Dziewczyny szybko przebrały się w piżamy i
położyły się spać. Każda z nich nie mogła się doczekać swojego pierwszego
dnia w Hogwarcie.