[music]
Rozdział 23
Powrót dawnej Mary
- Witaj, Mary - przywitał swoją
uczennicę Dumbledore, gdy przekroczyła próg jego gabinetu. - Co cię do mnie
sprowadza?
- Dobry wieczór, panie dyrektorze. Czy
mogłabym zabrać chwilę?
- Nawet dwie. Proszę, usiądź.
Mary niepewnie podeszła do biurka i
usiadła naprzeciw Dumbledore’a. Mężczyzna bacznie jej się przyglądał. Miała
wrażenie, jakby dyrektor żywił nadzieję, że prędzej czy później przyjdzie do
niego. Przez moment nie wiedziała, co powiedzieć, jednakże szybko uspokoiła
bicie serca, zaczerpnęła powietrza i powiedziała:
- Trudno mi jest o tym mówić. To bardzo
poważna sprawa. Cały dzień zastanawiałam się, czy dobrze robię, przychodząc do
pana…
- Mary, nie wiem, o co chodzi, ale
przychodząc do mnie, postawiłaś pierwszy krok, by twoja sytuacja się
polepszyła, jakakolwiek ona jest. Może zdradzisz mi, co cię gryzie?
- Najlepiej będzie, jak pan to
przeczyta. - Mary sięgnęła do kieszeni i wręczyła Dumbledore’owi oba listy od
Belli. Dyrektor, zdziwiony, wziął je i zaczął czytać. Z każdą minutą zmarszczki
na jego czole pogłębiały się, jednakże nic nie mówił. Mary nie miała pojęcia,
jak zareaguje. Nakrzyczy na nią, że tak późno się do niego z tym zgłosiła, czy
powie, że nic nie jest w stanie zrobić, skoro Bella jest nieuchwytna jako jedna
ze sług Czarnego Pana?
Dumbledore westchnął ciężko, odłożył
listy na biurko i spojrzał troskliwie na swoją uczennicę.
- Kiedy dostałaś pierwszy list od
Bellatriks Black?
- Pod koniec września ubiegłego roku.
Następny przyszedł wczoraj popołudniu.
- Czy ktoś wiedział o tym?
- Tak. Syriusz Black. Kazałam mu
przyrzec, że nikomu tym nie powie, nawet panu. Bałam się, że to tylko pogorszy
sprawę.
- Rozumiem. I to właśnie on w końcu cię
namówił, byś do mnie przyszła, tak?
- Właściwie, to John Fontane i Marlena
McKinnon. Przyłapali mnie wczoraj, jak czytałam drugi list od Belli i
skutecznie przekonali mnie, bym nie pozwoliła strachowi nade mną zapanować.
- I mają absolutną rację. Nie można takich
spraw zostawiać własnemu biegowi, Mary. To tylko pogarsza sprawę.
- Wiem, panie profesorze, ale…
- …bałaś się, co jest absolutnie
zrozumiałe. Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że panna Black do ciebie
napisze, bądź skontaktuje się z tobą w inny sposób. Miałem przeczucie, że tak
łatwo o tobie nie zapomni. Jednakże liczyłem na to, że w tym przypadku się
mylę, ale cóż…
- Z Molly w grudniu rozmawiała -
odrzekła Mary. - Była nawet z tym u pana.
- Zgadza się. I zapewne wiesz, co jej
powiedziałem. - Mary kiwnęła głową. - Dobrze. Jutro z rana wybiorę się do
twojego rodzinnego domu i nałożę wszelkie możliwe zaklęcia obronne przed złymi
mocami. Nie martw się - dodał na widok przerażonej miny Mary - Cedrelli i
Septymiuszowi nic nie powiem. Nie powinni martwić się o to, czy dożyją
kolejnego dnia, tym bardziej, że Septymiusz ostatnio ma problemy ze zdrowiem, z
tego co słyszałem. Masz jeszcze do mnie jakieś pytania?
- Właściwie to nie.
- W takim razie, idź już do swojej
wieży i się wyśpij. Wszystkim się zajmę. Obiecuję.
Mary wzięła listy od Belli, wstała i
ruszyła w stronę drzwi. Gdy trzymała już rękę na klamce, odwróciła się i
rzekła:
- Dobranoc, panie dyrektorze i…
dziękuję.
- Dobranoc, Mary. I naprawdę nie ma za
co. Nie pozwolę, by ktokolwiek z popleczników Lorda Voldemorta zagrażał tobie i
twoim bliskim.
Mary wzdrygnęła się na dźwięk tego
imienia, po czym wyszła do niewielkiego przejścia, zeszła spiralnymi schodami w
dół i wypadła na korytarz na siódmym piętrze.
Myślała, że będzie gorzej. Przez całą
podróż do Hogwartu obawiała się tej rozmowy. Nie wiedziała, czy postępuje
dobrze. Jednakże teraz czułą ulgę. W końcu ma to za sobą i być może jej kłopoty
się skończą niebawem. W głębi ducha zgadzała się z Dumbledorem. Ukrywanie
takiego sekretu przed całym światem to najgorsze, co mogła uczynić. Dałoby to
tylko Belli wolne pole w mordowaniu jej bliskich.
Za namową Marleny i Johna Mary
opowiedziała Lily, Severusowi i Dorcas o groźbach Belli. Zareagowali tak, jak
się spodziewała. Zaniemówili przez długą chwilę, lecz potem zaczęli ją
nakłaniać, by czym prędzej poszła z tym do Dumbledore’a. Gdy Mary ich uspokoiła
i powiedziała, że wybiera się do niego po uczcie powitalnej, próbowali zająć ją
czymś przyjemnym i pytali, jak spędziła wakacje oraz dyskutowali o nowych
przedmiotach, jakie ich czekają od tego roku szkolnego. Była im wdzięczna za
to, iż przez całą podróż nie pocieszali jej, że wszystko będzie w porządku, bo
tego typu gadanie drażniło ją.
Zanim wsiadła do pociągu, Mary obiecała
sobie, że skupi się bardziej na poznaniu tajemnicy Remusa i chłopaków, by nie
myśleć o Belli. Miała ogromną nadzieję, że po tak długiej przerwie któregoś z
nich uda jej się nakłonić do zwierzeń i
w ten sposób pozna prawdę, jakakolwiek ona jest. W ciągu ostatnich dwóch
miesięcy rozważała kilkanaście scenariuszy, nawet bardzo mrocznych i
drastycznych, jednakże to snucie, co może dolegać Remusowi, męczyło ją, a
bardzo chciała mu pomóc. Nie chciała się ich omamiać żadnym zaklęciem, bądź
eliksirem, bo tego typu metod nie pochwalała. Wolałaby siłą argumentów
przekonać ich, by wyjawili prawdę…
- Hasło?
Mary wzdrygnęła się, po czym otrząsnęła
się z rozmyślań. Stała przed portretem Grubej Damy, patrzącej na nią swym
zniecierpliwionym spojrzeniem. Nie wiedziała, gdzie idzie, nogi same ją
prowadziły przed siebie. Gdy spoglądała na portret, poczuła niemiły skurcz w
żołądku. Nie znała hasła. Bo niby skąd? Od razu po uczcie skierowała się do
gabinetu Dumbledore’a, więc nie zawracała sobie głowy hasłem. Miała ważniejsze
sprawy na głowie. Już miała wyjaśnić Grubej Damie, gdzie była i poprosić, by ją
po prostu wpuściła, gdy wtem usłyszała:
- Amore
victis omnia.
Portret odchylił się, ukazując wejście
do pokoju wspólnego Gryfonów. Mary odwróciła głowę i serce zabiło jej mocniej.
Tuż obok stał James, trzymając się za nos.
- Dzięki. Zapomniałam zapytać….
- Drobiazg - mruknął James, przełażąc
przez dziurę pod portretem. Gdy portret wrócił na swoje miejsce, Mary spytała:
- Co ci się stało w nos?
- Lily przywaliła mi z pięści.
- Rany, coś ty jej znowu zrobił?
- Starałem się być miły…
- James, błagam cię! Zbyt dobrze cię
znam. Co jej tym razem powiedziałeś?
Zanim zdążył odpowiedzieć, Mary
poczuła, że potyka się o coś ruchomego i rozległ się przeraźliwy syk i jazgot.
James w ostatniej chwili złapał ją za rękę i pociągnął do sobie. Mary spojrzała
w dół i ujrzała niedużego rudego kota z białą końcówką na ogonie. Poczuła, że
zaraz eksploduje.
- Kurw… czyje jest to bydle?!
Wszyscy w pokoju wspólnym zamarli. Mary
obrzuciła wszystkich groźnym spojrzeniem, jednakże nikt się nie odezwał. Zanim
zdążyła cokolwiek powiedzieć, wśród tłumu wyłoniła się sylwetka Lily i zaczęła
się rozglądać wokół, a gdy ujrzała rudego kota na środku pokoju wspólnego,
podeszła i wzięła go na ręce.
- Tu jesteś, Fiona! Wszędzie…
- To coś jest twoje? - zapytała
Mary, mrożąc kota spojrzeniem.
- Właśnie dlatego oberwałem od Lily
pięścią w nos - odezwał się nagle James. - Przypadkiem nadepnąłem jej kocicy na
ogon i…
- Następnym razem patrz gdzie łazisz,
Potter! - warknęła Lily, patrząc z odrazą na Jamesa.
- Lily, ten kot o mało mnie nie zabił!
- zawołała z wyrzutem Mary. - Skąd ty go wytrzasnęłaś?
- Dostałam od babci na imieniny. Zawsze
chciałam mieć kota…
- …który jest skutkiem wielu awantur i kłótni. Nie
możesz go…
- Jej - poprawiła ją Lily. - Wymknęła
się z dormitorium…
- Tak się składa, że drzwi są po to, by
je zamykać.
- Sama sobie otworzyła. Nie
spodziewałam się, że jest taka sprytna…
- Tak, tak, fantastycznie. Skończyłaś?
Jestem zbyt zmęczona na wysłuchiwanie o zaletach tego futrzaka.
Nie czekając na reakcję Lily,
pomaszerowała szybkim krokiem w stronę dormitorium.
*
* *
- Witajcie na waszej pierwszej lekcji
wróżbiarstwa! - oznajmiła entuzjastycznie profesor Jaqueline Fontane, matka
Johna. - Jestem profesor Fontane. Pokażę wam przeróżne techniki przepowiadania
przyszłości. Jeżeli nam się uda, wykroczymy nieco poza program waszego
podręcznika, bo nie wszystkie ważne aspektu tego kierunku zostały w nim
zawarte. Przez najbliższe dwa miesiące zajmiemy się tassomancją, czyli sztuką
wróżenia z herbacianych fusów. Na każdym stoliku znajdują się dwie
filiżanki oraz dzbanek herbaty. Nalejcie
do nich trochę herbaty, poczęstujcie się, a gdy już wszystko wypijecie, weźcie
filiżankę osoby siedzącej naprzeciwko was i zobaczcie, jaki kształt mają jej
fusy. Och, moja droga - zwróciła się do Hestii Vance - spokojnie, dziadek za
godzinę się wybudzi z narkozy i będzie rześki jak za młodu.
Hestia niepewnie przytaknęła i
wymieniła swoje uwagi na temat porady profesor Fontane ze swoją siostrą. Reszta
uczniów nalała do swoich filiżanek herbaty i czekali, aż ostygnie. Klasa nie
była liczna. Byli jedynie Mary, Lily, Dorcas, Marlena, John, Syriusz, siostry
Vance, bracia Prewett, Edgar i Amelia Bones oraz bliźnięta Carrow. Mary
skorzystała z okazji i usiadła przy jednym stoliku z Syriuszem. Miała nadzieję
podpytać go w czasie lekcji, co dolega Remusowi. Jednakże Syriusz zdawał się
skupiony na tym, co mówi matka Johna. Mary to strasznie irytowało. Dobrze
wiedziała, że tylko udaje, by z nią nie rozmawiać na niewygodne tematy. W końcu,
gdy jej filiżanka była prawie pusta nie wytrzymała i szepnęła:
- Długo masz zamiar tak siedzieć i
milczeć?
Syriusz upił łyk herbaty i, nie patrząc
na nią, rzekł:
- Skup się na tym, co mówi profesor
Fontane.
- Ty już nie bądź taki troskliwy.
Myślisz, że nie wiem, czemu tak się zachowujesz? Wraz z chłopakami złożyliście
jakiś pakt milczenia i tylko ze sobą rozmawiacie.
- Widocznie towarzystwo innych nas
nudzi - odparł beznamiętnie Syriusz.
- Jakoś cię nie nudziło namawianie
mnie, bym poszła do Dumbledore’a w sprawie gróźb Belli.
- To zupełnie co innego.
- Czyżby? Nie jestem głupia, Syriuszu.
Wiem, że tu chodzi o Remusa. Widzę, że coś z nim się dzieje i widocznie tylko
tobie, Jamesowi i Peterowi wyjawił swój sekret.
Syriusz utkwił wzrok w swojej
filiżance. Mary wywróciła oczami. Najłatwiej
jest nie odpowiadać na trudne pytania - pomyślała z goryczą. Zrezygnowana
chciała przewertować swój podręcznik do wróżbiarstwa, gdy Syriusz odparł:
- Dobra, masz rację. Tu chodzi o Remusa.
I uwierz mi, obiecaliśmy mu, że to pozostanie między nami…
- Ale Remus też jest moim przyjacielem.
Chcę pomóc!
- Chciałbym ci powiedzieć, ale nie
mogę. Przykro mi. - Syriusz wziął od Mary jej filiżankę i zaczął patrzeć na jej
fusy. - A co do sprawy z Bellą, nie zmieniłem zdania. Nadal uważam, że
najrozsądniej byłoby porozmawiać o tym z Dumbledorem.
- Jeśli chcesz wiedzieć, byłam wczoraj
u niego - rzekła Mary, sięgając po jego filiżankę. - Wyjechał z samego rana do Londynu w tej
sprawie.
Syriusz spojrzał na nią ze szczerym
zdziwieniem.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Co cię
skłoniło, by pójść z tym w końcu do Dumbledore’a? Przecież moje argumenty do
ciebie nie docierały.
- Widocznie Marlena ma większy dar
przekonywania. - Szeptem Mary opowiedziała Syriuszowi o drugim liście od Belli
oraz o rozmowie z Johnem i Marleną w przeddzień wyjazdu do Hogwartu.
- Będę musiał jej podziękować później.
I John ma rację. Jesteś niesamowicie uparta.
Mary lekko się uśmiechnęła.
- Zobaczymy, czy to coś da.
- Na pewno. Komuś jeszcze mówiłaś?
- Lily, Dorcas i Severusowi.
- Powiedziałaś Smarkerusowi? - zapytał
ze zgrozą Syriusz. - Mary, on jest Ślizgonem! Skąd wiesz, że on tego nie
wypapla swoim kumplom?
- Jest moim przyjacielem i mu ufam.
Mógłbyś już dać mu spokój. Sev…
- No, moi drodzy mniej gadania, więcej
wróżenia! – Syriusz i Mary wzdrygnęli się, gdy profesor Fontane pojawiła się
przy ich stoliku. Ku ich zdziwieniu nie wyglądała na zdenerwowaną, że większość
lekcji przegadali. – Co tam macie w swoich filiżankach?
Zanim zdążyli odpowiedzieć, profesor
Fontane kurczowo złapała się krawędzi stołu. Zaczęła łapać nerwowo oddech, a
ręce zaczęły jej lekko drgać. Wszyscy spojrzeli na nią zaniepokojeni. John
szybko do niej podszedł i pomógł jej stanąć na nogi.
- Mamo? Wszystko w porządku?
Profesor Fontane nie odpowiedziała,
tylko ruszyła w stronę fotela i opadła na niego. Zaczęła sobie masować skronie
przez moment. Po pewnym czasie drgawki ustały. Nie patrząc na nikogo odrzekła:
- Na dziś to wszystko. Będziemy
kontynuować za tydzień.
Zdziwieni uczniowie powstali i po kolei
zeszli srebrną drabiną przez klapę w podłodze. Po drodze wszyscy dyskutowali na
temat dziwnego zachowania profesor Fontane.
- Co się stało twojej mamie, John? -
zagadnęła przyjaciela Mary. – Wyglądała, jakby dostała jakiegoś ataku.
- Widocznie miała kolejną wizję -
stwierdził John obojętnym tonem. - Jestem do tego przyzwyczajony. Czasem w
połowie zdania zamiera i nie ma z nią kontaktu, a potem wraca do
rzeczywistości, jednakże okropnie przemęczona. Wbrew pozorom dar jasnowidzenia
nie jest lekkim kawałkiem chleba.
- Czyli w zasadzie mogła dzisiaj ujrzeć
jutrzejszy dzień?
- Niezupełnie. Jeśli moja mama doznaje
wizji, to widzi coś, co może mieć wpływ na los nas wszystkich. Trudno mi to
wytłumaczyć.
- Chodzi o jakieś katastrofy albo
masowe mordy? - zapytała zlękniona Mary.
- No można to tak ująć, choć to o wiele
bardziej skomplikowane. Z tego co wiem, to mi nie grozi. Ten dar objawia się
tylko co dwa pokolenia.
Mary chciała coś powiedzieć, lecz kątem
oka dostrzegła w drugim końcu korytarza Andromedę i Narcyzę. Starsza siostra
tłumaczyła coś młodszej, energicznie gestykulując rekami. Ponadto Mary
dostrzegła sporo bandaży na ramionach Narcyzy. Zaniepokoiło ją to. Czuła, że ma
to związek z Bellatriks.
- Zobaczymy się później - mruknęła do
Johna i szybkim krokiem skierowała się w stronę sióstr Black. Gdy dzieliło ją
od nich kilkanaście kroków, usłyszała strzęp rozmowy:
- …zabawką! Musisz jej się postawić!
- Dobrze wiesz, że to niemożliwe,
Andromedo. Znasz Bellę. Ona…
- Uwierz mi, to możliwe. Spójrz na
mnie. Gdybym nie pokazała jej, że nie jestem jej służącą, do tej pory kisiłabym
się…
Umilkła, gdy usłyszała kroki Mary.
Odwróciła się gwałtownie, patrząc na nią przerażonym wzrokiem, lecz gdy
zobaczyła, że to ona odetchnęła z ulgą.
- Och, witaj, Mary. Co słychać?
- W porządku, a u was?
Andromeda przez moment zawahała się,
lecz chwilę później spojrzała na nią zdecydowanym wzrokiem i rzekła:
- Wiesz co? Chyba możesz nam pomóc…
- Daj spokój… - zaczęła Narcyza, lecz
jej siostra uciszyła ją ruchem ręki.
- Chyba wiem, o co chodzi - odparła
Mary, patrząc na zabandażowane ramiona Narcyzy.
Siostry Black spojrzały na nią
zdumione.
- Naprawdę? -zapytała Andromeda.
- Molly opowiadała mi, że widziała
Narcyzę w Św. Mungu z licznymi obrażeniami na ramionach. Nietrudno się
domyślić, że Bella znalazła sobie kozła ofiarnego…
- Hej! - zawołała Narcyza z oburzeniem.
- Mary ma absolutną rację, Narcyzo -
powiedziała Andromeda, potakując głową. - Powtarzam ci już setki razy, byś
postawiła jej się w końcu. Nie możesz dawać sobą manipulować!
- Nie jestem tak silna jak ty… albo
Mary - rzekła Narcyza. Dłonie zaczęły jej lekko drżeć. - Nie potrafię jej się,
ot tak, postawić…
- Gdybyś wiedziała, przez co ostatnio
przechodzę, to byś nie uważała, że jestem silna - stwierdziła Mary. Obie
siostry ponownie spojrzały na nią zdumione.
- Mary, błagam cię! - Andromeda
wywróciła oczami. - Ty jako jedyna potrafiłaś się postawić naszej siostrze.
Przed tą twoją izolacją wielu cię podziwiało…
Mary westchnęła ciężko. Nie miała
pojęcia, jak im to wytłumaczyć, nie zdradzając powodu jej zachowania. Właśnie
im nie chciała tego mówić ze względu na ich pokrewieństwo z Bellą. Bała się, że
te informacje dojdą do ich najstarszej siostry, a ta wpadnie w jeszcze większy
szał i dokona inwazji na jej rodzinny dom. Ponadto, i tak już sporo osób
wiedziało o jej tajemnicy, a nie chciała, by cała szkoła o tym wiedziała. Z
drugiej strony, zarówno Andromeda, jak i Narcyza nie są na tyle głupie, by tego
typu sprawy rozpowiadać na prawo i lewo. Tym bardziej, że w ten sposób
naraziłyby też własne bezpieczeństwo. Poza tym, wielokrotnie przekonała się, że
są godne zaufania i nie rozpowiadają czyichś tajemnic…
Po paru minutach wahania Mary
wyciągnęła oba listy od Belli z torby i wręczyła je jej siostrom. Andromeda i
Narcyza ze stoickim spokojem je przeczytały, a gdy skończyły, oddały oba zwoje
pergaminu Mary. Przez moment panowała niezręczna cisza. W końcu przerwała ją
Andromeda.
- Nie mogę w to uwierzyć. Myślałam, że
Bella da sobie w końcu z tobą spokój i zajmie się wypełnianiem rozkazów
Czarnego Pana.
- Wasza siostra jest nieprzewidywalna -
stwierdziła z goryczą Mary. - Śmiem twierdzić, że przy pisaniu tych listów
świetnie się bawiła.
- No, ale chyba poszłaś z tym do Dumbledore’a? - zapytała przerażona Narcyza.
- Wczoraj po uczcie powitalnej. Marlena
z Johnem dali mi do zrozumienia, że nie mogę tych gróźb tak zostawić…
- I mają absolutną rację - rzekła
Andromeda. - Rozmówiłabym się z Regulusem w tej sprawie, ale on pewnie by
doniósł o tym Belli…
- On cały czas ma mnie na oku. Tak
wywnioskowałam z listów od waszej siostry.
- Żałosne. On jest jeszcze młody, a ona
już mu miesza w głowie!
- A co mi robiła przez ostatnie parę
lat? - zapytała z goryczą Narcyza. - I
ty się dziwisz, że mam trudności, by się jej postawić.
- To dlatego chcesz założyć zespół ze
mną i z Molly? - zapytała ją Mary. Andromeda spojrzała na siostrę zdumionym
spojrzeniem.
- Czy ja o czymś nie wiem?
- Postanowiłam założyć zespół wraz z
Molly i Mary… oczywiście jeśli Mary się zgodzi.
- Zdajesz sobie sprawę, że rodzice cię
wydziedziczą i zostaniesz wypalona z naszego drzewa genealogicznego?
- Mało mnie to obchodzi. Rodzice wciąż
mówią mi, czego ode mnie oczekują i co mam robić. Już nawet męża mi wybrali!
Chcę im pokazać, że jestem samodzielna i sama będę decydować o swoim życiu. Całej naszej rodzinie da to
może do myślenia, że nie każdy potomek Blacków będzie propagował ich chorą
ideologię.
- Molly mi wspominała właśnie o twoim pomyśle - wyznała Mary. - Generalnie
nie chciałam ci kłopotów robić, ale skoro nie boisz się reakcji rodziny i w ten
sposób chcesz pokazać, że nie dasz sobą manipulować, to wchodzę w to. Najwyżej
Bella bardziej mnie znienawidzi, o ile to możliwe.
- Myślałam, że jesteś uległa na
toksyczne wpływy naszej rodziny, a w szczególności pomiatanie sobą przez Bellę,
jednakże słysząc twoje plany muszę cię przeprosić i pogratulować odwagi -
stwierdziła rzeczowo Andromeda. - Masz moje pełne poparcie i w razie kłopotów
wstawie się za tobą przed całym naszym rodem.
- Hej, Mary!
Mary odwróciła się. W jej stronę szli
James i i Syriusz z uradowanymi minami. Spojrzała na nich jak na idiotów. Nie
rozumiała, powodu ich radości, chyba że znowu coś doprowadzili do
samodestrukcji.
- Do zobaczenia na próbie chóru! -
mruknęła Narcyza i wraz z siostrą zeszła schodami w stronę lochów. Mary
westchnęła. Jakoś nie zamierzała być dla tej dwójki miła.
- Jeżeli nie macie zamiaru zdradzić, co
skrywa Remus, to możecie stąd spadać.
James i Syriusz zatrzymali się, a
uśmiechy zniknęły z ich twarzy. Spojrzeli po sobie, jednak nie zawrócili.
- Zdajemy sobie sprawę, że chcesz pomóc
Remusowi, ale naprawdę przyrzekliśmy mu, że nie piśniemy słowa - odparł z
powagą James. - Jednakże musisz nas wysłuchać.
- Nic nie muszę, Potter - wycedziła
Mary przez zaciśnięte zęby.
- Mary, proszę, wysłuchaj go - rzekł
Syriusz błagalnym tonem, co lekko Mary zbiło z tropu. Rzadko słyszała, by ją o
coś prosił, wyjąwszy sprawy z Bellą. - James wie, jak podnieść twoją pewność
siebie.
- A co z nią jest nie tak?
- Przez ostatni rok bardzo się
zmieniłaś - zaczął James. - Izolujesz się od ludzi, z nikim nie rozmawiasz…
- Gdybyś wiedział to, co my wiemy, też
byś tak postąpił - warknęła Mary, patrząc na niego groźnie. On z kolei spojrzał
ze zdziwieniem na swojego przyjaciela.
- Zaraz, czy ja dobrze usłyszałem? TY wiesz, co dolega Mary?
Syriusz nie wiedział, co odpowiedzieć.
Patrzył to na Jamesa, to na Mary. Domyślała się, o co chodzi. James był jego
najlepszym przyjacielem i mówili sobie wszystko, a ona niechcący palnęła, że
Syriusz coś przed nim ukryła. Zrobiło jej się wstyd. Nie chciała, by ich
przyjaźń zakończyła się przez taką głupotę. Bez chwili wahania podeszła do
Jamesa i wręczyła mu listy od Belli. On, zaskoczony, zaczął je czytać, jednakże
z każdą minutą na jego twarzy pojawiała się większa zgroza. Gdy skończył, oddał
listy Mary i rzekł:
- I ty ukrywałaś to przez ten rok?
- A gdyby tobie Bella zagroziła, że
wyrżnie twoją rodzinę, to byś rozpowiadał o tym na prawo i lewo? -
odpowiedziała pytaniem Mary z ironią w głosie. - Miałam nadzieję, że z Remusem
o tym pogadam, ale przez te wasze pieprzone tajemnice…
- Mary, jesteśmy twoimi przyjaciółmi!
Pomoglibyśmy ci!
- Juz to słyszałam od Johna i Lily.
- I dobrze. Taka jest prawda. A czy…
- Tak, byłam u niego wczoraj po uczcie
powitalnej. Dlatego sterczałam, jak głupia, przed portretem Grubej Damy.
- Ej! - Trójka Gryfonów odwróciła się
na pięcie. Zza zbroi wyłoniła się sylwetka pulchnej szóstoklasistki o mysich
włosach. Mary, James i Syriusz znali ją doskonale. To Berta Jorkins,
najbardziej wścibska dziewczyna, jaką miał nieszczęście gościć Hogwart.
- Czego chcesz, Jorkins? - warknął
Syriusz. - Znowu szukasz guza?
- Stul się, Black! Nie do ciebie mówię!
- Jej tępe świńskie oczka skupiły się na Mary. - Czy dobrze usłyszałam? Nie
bujasz z tym, że Bellatiks Black
upatrzyła cię jako kolejną ofiarę?
James i Syriusz jęknęli. Ich przeczucia
się sprawdziły. Ta zakała ludzkości od samego początku przysłuchiwała się ich
rozmowie. Mary zachowała stalowe nerwy i rzekła krótko:
- Matka cię nie nauczyła, byś się nie
pchała tam, gdzie cię nie chcą?
- A więc to prawda! I to, że z jej
siostrą zespół zakładasz? O rany, niech tylko cała szkoła…
Mary zadziałała impulsywnie. W mgnieniu
oka wyciągnęła różdżkę zza pazuchy, wycelowała nią w Bertę i krzyknęła:
- Obliviate!
Zaklęcie było na tyle silne, że
odrzuciło szóstoklasistkę parę metrów do tyłu. Jej cielsko upadło bezwładnie na
posadzkę, nie wykazując żadnych oznak życia. Mary jedynie prychnęła z pogardą i
spojrzała z powrotem na Jamesa i Syriusza, tym razem zupełnie zszokowanych
reakcją swojej przyjaciółki.
- Więc, co chcieliście mi powiedzieć
przed pojawianiem się tego gumochłona?
- Eee… - zająknął się James, jednak
szybko odzyskał mowę. - W sobotę są sprawdziany do drużyny Gryfonów. Potrzebują
trzech ścigających i szukającego. Pomyślałem, że mogłabyś z nami się zgłosić…
- Zaraz, zaraz, poczekaj! Ja i
Quidditch? Lily ci wczoraj za mocno przywaliła, że pleciesz takie bzdury?
- Pod koniec kursu latania na miotle
byłaś jedną z najlepszych kursantek. Poza tym, pomogłoby ci to nabrać pewności
siebie i otworzyłabyś się na ludzi. Ponadto, nie myślałabyś o ponurych
sprawach.
- W pewnym sensie masz rację, jednak,
dawno nie latałam…
- Potter!
Trójka Gryfonów ponownie odwróciła się,
ale tym razem w przeciwną stronę. Ku nim szła rozwścieczona Lily z zaciśniętymi
pięściami. James wywrócił oczami.
- Czego znowu, Evans? Twój kocur znowu
dobrał się do Bogu ducha winnej osoby?
Zarówno Mary, jak i Syriusz spojrzeli
na niego ze zdziwieniem. Od początku ich nauki w Hogwarcie robił wszystko, by
przypodobać się Lily. Ta nagła zmiana w zachowaniu ich przyjaciela mocno nimi
wstrząsnęła. Obojętny i oschły ton kierowany w jej stronę… Nie, to musi być
pomyłka…
- Wiesz, o czym mówię, padalcu! Czemu
rzuciłeś na włosy Severusa Zaklęcie Niewidzialności?
- Bo drażniły mnie te jego tłuste loki.
Poza tym, teraz wygląda o niebo lepiej. Już mniej przypomina nietoperza.
- Ty… - Lily nie dokończyła, gdyż
zobaczyła Bertę, leżącą parę metrów dalej. - A ta krowa czemu leży taka
rozpłaszczona? Potter, jeśli…
- Tym razem to moja sprawka. - Mary
stanęła w obronie przyjaciela. – Podsłuchała, jak rozmawiałam z chłopakami o
Belli, więc musiałam rzucić na nią Zaklęcie Zapomnienia…
- Rzuciłaś na nią Zaklęcie Zapomnienia?
- powtórzyła zdumiona Lily. - Wiesz, jak
to zrobić?
- Znam jedynie formułę. Nie wiem, jakie
będą efekty. Chyba jej mózgu nie wypaliło…
Lily wytrzeszczyła oczy ze strachu i
podbiegła do nieprzytomnej szóstoklasistki. Korzystając z okazji Mary zwróciła
się do Jamesa:
- Od kiedy zrobiłeś się taki oschły dla
Lily? Zwykle jej się podlizywałeś…
- A zauważyłaś, by to przynosiło
jakiekolwiek efekty? - zapytał z goryczą James. - Uznałem, że cokolwiek powiem,
ona i tak nie zmieni do mnie nastawienia, więc postanowiłem traktować ją na
równi ze Ślizgonami. Nawet przez nią zrezygnowałem z wróżbiarstwa.
- Ale chyba nie zaczniesz jej też
gnębić?
Nie uzyskała odpowiedzi, gdyż usłyszeli
ciche jęki, a potem zduszony krzyk Lily.
- Co jest, Evans? - spytał zjadliwie James. - Okresu dostałaś?
- Stul pysk, Potter! Mary, coś ty
zrobiła?
- Nie każ mi się powtarzać, Lily -
powiedziała zirytowana Mary. - Chyba jasno…
- Wiem, że rzuciłaś na tę idiotkę
Zaklęcie Zapomnienia! Chodzi o to… Chyba przegięłaś. Ona teraz nie pamięta, kim
jest.
James i Syriusz spojrzeli po sobie, tym
razem naprawdę przerażeni, jednakże Mary jedynie westchnęła.
- Przejmujecie się kretynką. Zasłużyła…
- Mary! - krzyknęli jednocześnie Lily,
Syriusz i James.
- No dobra, dobra. Pobiegnę po panią
Pomfrey.