czwartek, 30 lipca 2009

Rozdział 12


Rozdział 12

Aslan


Mary ogarnęła nieprzenikniona ciemność. Rozejrzała się dookoła. Zastanawiała się, gdzie podziały się Molly i Rosalie. Czyżby za daleko się zapuściła? A może pomyliła wymiary? Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, rozległ się huk i błysnęło, a wokół niej pojawiły się płomienie. Usłyszała przeraźliwe krzyki. Rozległy się złowrogie charkoty i warczenie. Mary czuła się jak w piecu. Nie mogła wytrzymać w tym gorącu. Miała wrażenie, że zaraz się ugotuje.
Nagle poczuła za sobą czyjś śmierdzący oddech. Odwróciła się i zamurowało ją ze strachu. Przed nią stał dwumetrowy stwór, pokryty łuskami. Miał na głowie maleńkie rogi, z pleców wyrastały olbrzymie skrzydła, z rąk i nóg wystawały mu olbrzymie szpony. Z nozdrzy ulatywał dym. Bestia podeszła do niej. Mary od razu zareagowała. Wyciągnęła różdżkę i wycelowała nią w potwora.
- Bombarda!
W oczach stwora pojawiło się zdziwienie. Przeźroczysta kula powietrza uderzyła bestię w okolicach klatki piersiowej. Potwór eksplodował. Jego krew bryznęła na Mary.
- Fuj! - Dotknęła śmierdzącej mazi.
Nagle pojawiło się oślepiające światło. Mary przysłoniła na moment oczy. Po chwili pojawiły się Molly i Rosalie.
- Już się bałam, że coś wam się stało! Powinnam była razem z wami przekroczyć Wrota Śmierci. Przez moją głupotę obydwie błąkałyście się po zaświatach. Wybaczcie.
- Nic się nie stało - mruknęła Mary, spoglądając na swoje dłonie. - No... prawie nic. Tylko jakiś stwór chciał mnie dopaść.
- Słudzy Szatana - odparła Rosalie. - Jest ich tu pełno. To cud, że nic ci nie zrobił. Gdzie on teraz jest?
- Częściowo na mnie. Reszta rozeszła się w przestrzeni.
- Jak tego dokonałaś?
- Pewnie użyła Zaklęcie Wybuchającego - odpowiedziała Molly. - Mary jest mistrzynią w rzucaniu uroków.
- Ładnie - skomentowała Rosalie. - Jednak Szatan niedługo go wskrzesi.
- Jak to? - zdziwiła się Mary. - Przecież on nie widział, jak rozwaliłam tego stwora.
- Szatan wyczuwa, kiedy jeden z jego demonów ulega destrukcji. Musimy stąd znikać. Lada moment zlezie się więcej demonów.
Wykonała skomplikowany ruch różdżką i błysnęło białe światło. Molly i Mary nie poczuły żadnego odczucia, towarzyszącemu teleportacji. Po chwili światło osłabło i ujrzały piękną polanę, porośniętą różnokolorowymi kwiatami i otoczoną potężnymi drzewami o bujnych koronach.
- Witajcie w Narnii - oznajmiła po chwili Rosalie. - Aslan już wie o naszym przybyciu. Niedługo się zjawi.
Zanim Molly i Mary zapytały o szczegóły, rozległ się cichy szelest i, nie wiadomo skąd, zmaterializował się olbrzymi lew o pięknej, miedzianorudej grzywie i złotej, delikatnej sierści. Ślepia zwierzęcia były barwy mahoniu.
- Witajcie - odezwał się lew. - Jestem Aslan, władca Narnii, Świata Umarłych.
Mary i Molly spojrzały po sobie. Jak to możliwe, że ten lew umie mówić?
- Nie lękajcie się. Wszystkie zwierzęta w Narnii posługują się ludzką mową. Nawet pająki i inne robactwo. - Lew utkwił wzrok w Rosalie. - Co was tutaj sprowadza?
- Molly i Mary tęsknią za Arturem. Chcą namówić go do powrotu.
- Rozumiem. I przyprowadziłaś je tu, mimo czyhającego niebezpieczeństwa i konsekwencji, które czekają cię po powrocie?
- Aryi nie obawiam się. To moja decyzja.
- Owszem - mruknął Aslan i westchnął. Wiatr powiał w przeciwnym kierunku. Po paru minutach ciszy rozległy się czyjeś kroki. Zza drzew wyszedł siedemnastoletni chłopak o burzy rudych włosów. Trzymał w rękach niemowlę.
Molly i Mary spojrzały zdumione na przybysza.
- To Artur?
- Tak - powiedział Aslan.
- A co to za dziecko?
- Czy to nie oczywiste? - odpowiedział pytaniem lew. - To dziecko Molly i Artura.
Molly i Mary spojrzały na niemowlę, które trzymał Artur. Miało przecudne, czarne oczka, a główkę pokrywało parę rudych włosków. Molly utkwiła wzrok w Arturze. Patrzył się na ich dziecko z radością. Był szczęśliwy. Nie można było temu zaprzeczyć. Gdyby nie Bella, razem dzielilibyśmy się tym szczęściem - pomyślała Molly.
Nagle Artur spojrzał w kierunku Gryfonek. Uśmiech zniknął  z jego twarzy. Po chwili spuścił wzrok w dół.
- Och… To wy...
- Tylko tyle masz do powiedzenia swojej siostrze i dziewczynie? - zapytał Aslan. - Molly chciała z tobą porozmawiać.
Molly zrobiła parę kroków do przodu. Artur nie był w stanie spojrzeć jej w oczy. Dziewczyna zaczerpnęła powietrza i spytała:
 - Przejdziemy się?
Kiwnął tylko głową.
Udali się na pobliski pagórek. Całą drogę się nie odzywali. Każde z nich nie wiedziało, jak zacząć rozmowę. Gdy przechadzali się przy brzegu jeziora, Molly spojrzała na niemowlę.
- Jest podobne do ciebie. To chłopiec czy dziewczynka?
- Chłopiec... ale oczy ma po tobie - mruknął krótko Artur i odsunął się od niej. Molly spojrzała na niego z troską.
- O co chodzi?
- O nic.
- Widzę, że coś jest nie tak. Powiedz. Mnie możesz zaufać.
Wzięła go za rękę. Artur spojrzał jej w oczy. Molly ujrzała w tych pięknych, brązowych tęczówkach smutek i ból.
- Wiem, po co tu przyszłaś. Chcesz, żebym wrócił do Świata Żywych. W sumie, to było do przewidzenia. Co prawda, nie sądziłem, że się tu dostaniesz... W każdym razie, to nic nie da. Nie mogę wrócić.
- Dlaczego? Nie rozumiem, czemu nie chcesz wrócić. Aż tak jest ci tu dobrze?
- Nie. Mam dość życia tutaj. Za bardzo tęsknię za tobą. Bez ciebie nie mam prawa istnieć...
- Więc czemu wybrałeś śmierć? - dopytywała się Molly. - Wiem, że mogłeś wrócić.
- Ja... Po prostu, nie chciałem patrzeć, jak przeze mnie cierpicie. Ty i Mary. To było nie do zniesienia. Jakby mnie ktoś dźgał nożem w serce. Uznałem, że jeśli odejdę, zapomnicie o mnie i będziecie szczęśliwe...
- Że co? - żachnęła się Molly. Zamurowały ją słowa Artura. - Naprawdę tak pomyślałeś?
- No... tak.
Molly zbliżyła się do niego na tyle blisko, by nie zrobić krzywdy dziecku. Stanęła na palcach i delikatnie pocałowała chłopaka w usta. On odwzajemnił pocałunek. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, Molly odkleiła się od niego.
- Wiesz, jak było naprawdę? Ja i Mary nie mogłyśmy się pozbierać po twojej śmierci. Nie było dnia, kiedy byśmy nie płakały. Szczególnie Mary. Odizolowała się od swoich przyjaciół. Ufała tylko mnie i swojemu Strażnikowi. - Pocałowała Artura w policzek. - To nie ty sprawiasz nam ból. To twój brak wywołuje cierpienie. Nie wiemy, jak dalej żyć bez ciebie. Widzisz, do czego doprowadziła twoja śmierć? A może być jeszcze gorzej. Niewykluczone, że jedna z nas - ja bądź Mary - popełni samobójstwo. Jestem pewna, że nie chcesz tego. - Pogłaskała Artura po policzku. - To jak? Wrócisz do Świata Żywych wraz ze mną, Mary i naszym dzieckiem?
Artur spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Naszym dzieckiem?
- Myślałeś, że je tutaj tak po prosto zostawimy? - prychnęła Molly. - Nigdy w życiu! Ono jest częścią nas. To najpiękniejsze, co mogło nas spotkać w naszym związku. Bez niego się nigdzie nie ruszam!
Artur uśmiechnął się i pocałował Molly w policzek.

*  *  *

- Obawiam się, że nasz trud pójdzie na marne - westchnęła Rosalie.
- Cierpliwości - powiedział Aslan. - Muszą sobie sporo wyjaśnić. Miej wiarę.
- Mary, czemu nic nie mówisz? Coś się stało?
- Sama nie wiem. Chyba jestem w szoku po tym, co zobaczyłam. Demony, Narnia, gadający lew. To chyba sen, a nie rzeczywistość. To niemożliwe, żeby każdy dobry człowiek tutaj trafiał.
- Bo nie trafia - odrzekł Aslan. - Widzę, że Rosalie nie do końca wyjaśniła wam, co się dzieje z ludźmi po śmierci.
- Wspomniała tylko, że dobrzy ludzie mają wybór - mruknęła Mary. - Albo zostają w Narnii albo wracają do Świata Żywych.
Lew spojrzał na nią łagodnym wzrokiem.
- Spotykają się ze mną tylko wyjątkowi ludzie. Tacy, którzy wiele dokonali i zostali naznaczeni przez los. Reszta trafia pod oblicze Jahwe.
- Czyli Boga? A nie towarzyszą mu Maryja, święty Piotr... Jezus?
Mary spojrzała Aslanowi w ślepia. Po chwili wszystko zrozumiała.
- Ty jesteś Mesjaszem.
Lew uśmiechnął się.
- Rosalie podobnie zareagowała, gdy ocaliłem jej duszę z rąk Lucyfera. Ale masz rację. Jestem Synem Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela Nieba i Ziemi.
- A nie powinieneś mieć... ludzkiej postaci? I czemu Rosalie nazywa cię Aslanem?
- Przybieram różne formy. Najczęściej baranka i lwa. To święte zwierzęta, które nie są tym, na co wyglądają. Co do imienia, to Aslan w pradawnym języku oznacza Mesjasz. W języku zapomnianym przez ludzkość i inne rasy.
- I naprawdę nauczałeś Słowa Bożego i uzdrawiałeś chorych? - spytała Mary.
- Owszem. Potrafię też wejrzeć w głąb duszy człowieka, widząc jego dalsze losy.
Mary zastygła w bezruchu, bacznie obserwując Aslana.
- A mnie już przejrzałeś?
- Tak.
- W takim razie... mógłbyś powiedzieć, co się wydarzy w moim życiu?
Rosalie spojrzała na Mary i na Aslana. Ten drugi westchnął.
- Wszystkiego nie mogę ujawnić. Powiem niewiele. Otóż, jesteś bardzo ważna dla ludzkości. Tylko ty będziesz w stanie znaleźć coś dobrego w człowieku, pozbawionemu wszelkich uczuć.
- Ja? - zdziwiła się Mary. - To chyba niemożliwe.
- Mylisz się - powiedział Aslan. - Właśnie ten człowiek będzie wybrankiem twego serca.
Zanim Mary zdążyła cokolwiek powiedzieć, rozległy się czyjeś kroki. Nie wiadomo kiedy na łące pojawili się Molly i Artur wraz ze swoim dzieckiem. Wyglądali na uradowanych. Gdy zatrzymali się, Artur spojrzał w ślepia lwa i oznajmił:
- Aslanie... postanowiłem wrócić do Świata Żywych.
- Liczyłem na to. Gdyby nie Mary i Molly, sam bym ci to zaproponował. Każdy człowiek powinien wypełnić swoją pustkę. Szczególnie, że pomóc może bliska osoba. - Spojrzał Molly w oczy. - Podejdź, moja droga.
Molly  nieśmiało zbliżyła się do lwa.
- Arturze, podaj jej dziecko.
Chłopak, zdziwiony, wykonał polecenie. Gdy się odsunął, Aslan podszedł do Molly i  utkwił wzrok w dziecku. Po chwili dotknął go czubkiem swojego nosa. Niemowlę zamieniło się w kulę niebieskiego światła, która zamieniła się w błękitne płomyki. Ogień otoczył Molly i skupił się wokół brzucha dziewczyny. Gdy płomienie dotknęły go, błysnęło i zniknęły. Natomiast brzuch Molly stał się nieco większy.
- Dziecko powróciło do twego łona. Gdy wrócisz do Świata Żywych, będziesz w czwartym miesiącu ciąży. Chłopca urodzisz pod koniec sierpnia. Bez obaw. Będzie zdrowy.
- Ja... - Molly spojrzała to na Aslana, to na swój brzuch, to na Artura. - Nie wiem, jak się odwdzięczę.
- Wystarczy, że ty i Artur będziecie razem. Ludzie powinni brać z was przykład. Wasza wiara i miłość są silniejsze od śmierci. A teraz wracajcie. Katrina nie może klęczeć przy Wrotach Śmierci cały dzień.

*  *  *

Marlena i John przypatrywali się Katrinie. Podziwiali ją. Nie dość, że musiała ślęczeć i pilnować portalu między światami, to jeszcze była zmuszona wysłuchiwać kłótni Angeli i Murtagha. Dziewczyna miała dużo cierpliwości. Każdy by jej zazdrościł.

- Mogliby w końcu przestać - odezwała się Marlena. - Przynajmniej dla Katriny.
   
- Racja - przyznał Płomień. - Ostatni raz Angela i Murtagh tak się kłócili po śmierci Rosalie.
   
- Ja pamiętam, jak jeszcze Murtagh obrażał Eragona - odparła Lenora. - Obwiniał go o to, że to przez niego Rosalie oddała się Lucyferowi, aby ocalić jego, Selenę i Broma.
   
Zanim ktokolwiek z obecnych zdążył się ponownie odezwać, rozległ się przeraźliwy huk i z Wrót Śmierci wyłoniły się cztery sylwetki. Marlena, John i Strażnik Mary podbiegli do trzech nowoprzybyłych.

- Cale szczęście, że jesteście całe! - zawołała Marlena. - Cieszymy się, że wróciłeś, Arturze!
   
- Ja też . Ale to nie wszystko. Spójrzcie na brzuch Molly.
   
Molly podniosła bluzkę do góry. John i Marlena przypatrzyli się uważnie brzuchowi rudowłosej. Po chwili Marlena krzyknęła:
   
- Znowu jesteś w ciąży!
   
- Tak. Ja...
   
Rozległ się kolejny przeraźliwy huk. Błysnęło oślepiające światło i niebo z powrotem było niebieskie. Wrota Śmierci zniknęły.
   
- Czas rozprostować kości - powiedziała radośnie Katrina. - Myślałam, że dłużej nie wytrzymam.
   
- Gratuluję wytrwałości - warknął brunet.
   
- Daj spokój! - żachnęła się Angela. - Rosalie chciała jedynie pomóc Molly i Mary.
   
- Ale mogła posłać z nimi Katrinę do Świata Umarłych. - Mężczyzna nie dawał za wygraną.
   
- Wiesz, że tylko ja wiem, jak bezpiecznie przejść przez progi Piekła - odparła Rosalie, po czym pocałowała bruneta delikatnie w usta. Chłopak uśmiechnął się. Cała czwórka podeszła do Gryfonów i Krukonów.
   
- Przedstawiam wam moją matkę, Angelę - Rosalie wskazała na blondynkę mniej więcej w wieku sióstr - i mojego męża, Murtagha. - Wskazała na przystojnego bruneta.
   
- Miło nam - odparła Molly. - Dziękujemy wam za pomoc.
   
- Sama wiem, czym są katusze z powodu utraconej miłości - odparła Rosalie, spoglądając na Murtagha. - Lepiej wracajcie do zamku. Te huki musiały wywołać poruszenie w całym Hogwarcie.
   
- Będzie nam potrzebny jeszcze jeden smok - odparł John. - Dla Artura.
   
- Bez obaw - powiedział Murtagh łagodnym tonem. - Zaraz wezwę Ciernia.
   
- Przy okazji - odezwała się Mary, rumieniąc się - chciałam wam wszystkim podziękować.
   
- Za co? - spytała Molly.
   
Mary uśmiechnęła się.
   
- Za najlepszy i niezapomniany prezent urodzinowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz