Nadszedł czas zemsty
W sercu Belli Black zapanowała żądza
mordu. Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Molly Prewett zignorowała jej
ostrzeżenie i wróciła do tego miłośnika mugoli. W dodatku, ta młoda Weasleyówna
poniżyła ją przed resztą Ślizgonów, a nawet częścią szkoły. Nie mogła tego tak
po prostu zostawić. Nie miała zamiaru dawać się jakiejś smarkuli sobą pomiatać.
Nadszedł czas zemsty - pomyślała szatynka. - Zemsty, która zniszczy
życie tych rudzielców.
Po lekcjach Bella postanowiła odszukać
resztę swoich przyjaciół. Nie było to łatwym zadaniem. Każdy z nich był
rozproszony po całym terenie szkoły.
Więc, musiała zrobić coś, czego nigdy nie robiła: poprosiła dwóch
pierwszorocznych Ślizgonów o pomoc w znalezieniu jej bandy. Chłopcy zgodzili
się, po czym rozpoczęli poszukiwania. Po godzinie Belli i pierwszakom udało się
zebrać całą grupę w opustoszałym korytarzu na siódmym piętrze.
- Co jest, Bella? - spytał
zaniepokojony Lucjusz.
- A co ma być? - warknęła Bellatriks.
- Zwykle n-nikogo nie prosisz o p-pomoc
- wyjąkał Malfoy. - A tym bardziej pierwszaków. Musiało stać się coś p-poważnego.
- Racja - szczeknęła Bella. - Dzisiaj o
północy musimy się spotkać wszyscy w pokoju wspólnym. Chodzi o Prewett. - Wyjaśniła,
widząc, jak jej koledzy nie kapują, o co chodzi. - Mam pewien plan, ale musicie
mi pomóc go zrealizować. I myślę - spojrzała na pierwszorocznych Ślizgonów - że
oni też mogą przyjść.
- Po co? - zdziwił się Rabastan.
- Gdyby nie oni, to znalazłabym was
dopiero na kolacji. Poza tym zobaczymy, czy da się ich zwerbować do naszej
bandy. - Bella spojrzała zimno na jedenastolatków. - Jak się nazywacie?
- Bruno Avery - wydukał pierwszy
Ślizgon.
- Edward Mulciber - odparł drugi.
- Ich rodzice są śmierciożercami -
powiedział szybko Lucjusz. - Mój ojciec wspominał mi o nich, gdy razem napadli
na jakiś mugolski bar.
- Świetnie - odparła Bella z
satysfakcją. - No to widzimy się o północy w pokoju wspólnym. Dopilnujcie, aby
nikt nam nie przeszkadzał podczas zebrania.
Po jej słowach Ślizgoni rozeszli się.
* * *
- C-co? - wyjąkała Mary. - Jesteś... w
ciąży?
- Chyba mówię wyraźnie - mruknęła
ponuro Molly.
- Ale jak to możliwe? Przecież ty z
nikim nie robiłaś tego...
- Słucham? Mary, jaka ty jesteś naiwna!
Właśnie przechodzę okres dojrzewania, a takim osobom różne rzeczy strzelają
do...
- Chcesz przez to powiedzieć, że ty i Artur...
- Dokładnie. Zrobiliśmy to. Wtedy, gdy
ty, Billius i dziewczyny poszliście do parku.
- Z Marleną żartowałyśmy sobie, że
mieliście to w planach. Przez myśl mi nie przeszło, że...
- To nie jest takie złe - odrzekła
Molly. - To nawet przyjemne...
- Nie mów tak! - Mary wzdrygnęła się ze
wstrętem. - To obrzydliwe!
- Kiedyś do tego dojrzejesz. Zobaczysz.
- Mylisz się - ucięła Mary. - I co
teraz z tym zrobisz?
- Muszę o tym powiedzieć Arturowi -
odpowiedziała Molly. - Postaram się to zrobić dzisiaj.
- A nie lepiej byłoby usunąć ciążę? -
zagadnęła ostrożnie Mary.
- Też o tym pomyślałam. Będę musiała
przedyskutować tę opcję z Arturem... i chyba to będzie najlepsze rozwiązanie. Nie
wiem, czy dojrzałam do roli matki.
- A twoi rodzice nie
mogliby się nim zająć? Moi na pewno by ich…
- Nie znasz moich. Oni się wściekną,
gdy dowiedzą się o ciąży. Jest jedna rzecz, o której wam nie wspomniałam.
Fabian i Gideon napisali rodzicom, że chodzę z Arturem. Wcześniej im tego nie
mówiłam. Powiedzieli, że jeśli zajdę z nim w ciążę, to mnie wydziedziczą.
Więc raczej nie zajmą się naszym dzieckiem.
- Myślałam, że twoi rodzice są tolerancyjni
- zdziwiła się Mary.
- To się myliłaś. Nienawidzą zdrajców
krwi, mugolaków oraz innych mieszańców. U mnie w domu jest dokładnie tak samo
jak u Syriusza.
- Nie powinnaś się nimi przejmować. Przemyśl
jeszcze swoją decyzję. I jeszcze jest Artur. On też ma prawo wyrazić swoje
zdanie w tej sprawie.
- Najpierw muszę mu powiedzieć o
dziecku - powiedziała Molly.
* * *
- Więc... jaki masz plan? - zaczął
nieśmiało Nott.
W pokoju wspólnym Ślizgonów panowała
cisza. O północy Mulciber i Avery upewnili się, że wszyscy poszli spać i wraz z
Malfoyem zamknęli drzwi za klucz i użyli Zaklęcia Nieprzenikalności, żeby ich
nikt nie podsłuchał. Parę minut później wszyscy usiedli w fotelach i skupili
swój wzrok na Belli. Dziewczyna podeszła do kominka i wpatrywała się w ogień.
Ślizgoni zaczęli się niecierpliwić. Po chwili oznajmiła:
- Prewett musiała
rozmawiać z tą Weasley. Widziałam, jak dzisiaj się na siebie gapiły. To ona
spowodowała, że Molly wróciła do Artura.
- I co z tego? - spytał Lucjusz. -
Chyba nie sądziłaś, że dzięki tobie rozstaną się?
Bella spiorunowała go spojrzeniem.
Wszyscy uczniowie bali się jej. Przed jej zemstą nikt nie mógł się uchronić.
Lucjusz, spostrzegłszy niebezpieczeństwo, odparł:
- Chciałem powiedzieć... eee... na
początku udało ci się. Nie odzywali się do siebie, obydwoje byli zdołowani...
- A Mary wszystko zepsuła! W dodatku,
ośmieszyła mnie! Dobrze wiecie, że nie pozwalam nikomu tak mnie
traktować. Widocznie ta ruda szmata nie nauczyła się jeszcze, że nas,
Ślizgonów, należy traktować z szacunkiem. Musimy sprawić, żeby cierpiała. Ona i
Prewett!
- Ale jak chcesz to osiągnąć? - odezwał
się Avery.
Bella uśmiechnęła się.
- Jak CHCEMY to osiągnąć, Bruno.
Zaatakujemy osobę, na której bardzo zależy Molly i Mary.
- Masz na myśli Tego - Któremu - Zaraz
- Stanie - Bo - Dowiedział - Się - Jak - Działa - Żelazko? - spytał Rudolf.
Reszta wybuchnęła śmiechem. Po chwili odezwał się Rabastan:
- A co to jest żelazko?
- To urządzenie, które wygładza
pogniecione ubrania - odpowiedział jego brat. - Wiedziałbyś, co to jest, gdybyś
razem ze mną i Bellą chodził na mugoloznawstwo.
- A po co mi te głupoty? - prychnął
Rabastan.
- Aby walczyć z wrogiem, musisz poznać
jego zwyczaje i tradycje - odparła wyniośle Bellatriks. - Czyli napadamy na
tego zdrajcę krwi?
- No jasne! - odparł wesoło Lucjusz. -
To dopiero będzie zabawa!
- Ale nie dla niego. Będę musiała się w
tym miesiącu wyposażyć w nóż.
- To nie napadamy na tego zdrajcę
jutro? - spytał zawiedziony Mulciber.
- Taki napad trzeba bardzo dobrze
przygotować - upomniała go Bella. - Ty i Bruno będziecie go śledzić. Musicie
wiedzieć, co robi o danej porze dnia. Gdy złożycie nam raport w połowie
stycznia, zaplanujemy, aby wydarzenia potoczyły się tak, aby został sam. Wtedy
wkroczymy do akcji.
* * *
Ku radości uczniów i nauczycieli
nadeszła wiosna. Śnieg stopniał, kwiaty zaczynały kwitnąć, robiło się cieplej
na błoniach. Syriusz i James mieli dużo okazji, aby publicznie poniżać Severusa,
co wywoływało napady szału u Lily. Nie dość, że zbliżały się egzaminy, o
których wciąż przypominała swoim współlokatorkom, a chciała je zdać jak
najlepiej, to jeszcze musi bezskutecznie opieprzać tych dwóch za bezpodstawne szykanowanie
Severusa.
W połowie stycznia do szkoły wrócił
Remus. Mimo błagań przyjaciół nie powiedział, czemu nie przyjechał razem z
innymi do szkoły. Powtarzał tylko, że źle się czuł. Mary nie uwierzyła mu.
Gdyby faktycznie tak długo chorował, to trafiłby do Św. Munga. Jego zachowanie
było bardzo podejrzane. Musi być inny powód, który tłumaczyłby jego
zniknięcia - pomyślała któregoś wieczoru. - Tylko jaki?
Po zebraniu
z Dumbledorem nauczyciele bacznie przyglądali się, co Bella ze swoimi
przyjaciółmi robi w czasie wolnym. Starali się to robić tak, by Ślizgonka nie
zrobiła się podejrzliwa, więc co jakiś czas dawali jej szlabany, by nie miała
czasu na planowanie zemsty na Molly. Zarówno ona, jak i Mary czuły z tego
powodu ulgę. Dzięki natychmiastowej interwencji dyrektora nic nie grozi im,
Arturowi oraz Fabianowi i Gideonowi. Jeśli szczęście dopisze, może Bella w
ogóle zrezygnuje ze swoich planów i reszta roku upłynie w spokojnej atmosferze,
a ich jedynym zmartwieniem będą zbliżające się egzaminy końcowe.
Od jej ostatniej rozmowy z Molly Mary
nie miała czasu zapytać ją, czy powiedziała Arturowi o dziecku. Lily zrobiła
dokładny plan, dzięki któremu ona, Mary i Dorcas miały się dobrze przygotować
do egzaminów. Pewnego marcowego popołudnia Mary postanowiła zaryzykować i, nie
mówiąc nic Lily, wybiegła z Wieży Gryffindoru. Wiedziała, że Molly
skończyła już lekcje, więc poszła w stronę Wielkiej Sali. Nie musiała do niej
wchodzić, gdyż Molly stała samotnie w sali wejściowej. Mary podeszła do niej i
spytała:
- Rozmawiałaś z Arturem?
- Cóż... - mruknęła Molly, unikając
spojrzenia Gryfonki. - Próbowałam parę dni po naszej rozmowie... ale... on
powiedział, że mnie tak bardzo kocha... Nie chciałam tego zepsuć...
- Chcesz powiedzieć, że nie
powiedziałaś mojemu bratu, że nosisz jego dziecko, bo myślałaś, że cię rzuci,
gdy się o tym dowie? - spytała Mary. Każde słowo wypowiadała coraz głośniej.
Molly kiwnęła głową.
- Czy Artur nie udowodnił ci, że jest
inny od reszty trzody, potocznie nazywanej chłopakami? - Jest łagodny, szczery,
inteligentny i czuły, a nie durny, chamski, perfidny! On na pewno cię nie
wykorzysta! Jeżeli szukasz chłopaka, który codziennie by cię bił, poniżał,
molestował, gwałcił... droga wolna! Pełno jest takich...
- Przestań! - krzyknęła przerażona
Molly. - Zaczynam się ciebie bać!
- Ja tylko powtarzam to, co słyszę od
Ślizgonów - odparła wymijająco Mary. - Chyba nie myślałaś, że posiadam same
zalety, co? Nikt nie jest idealny. Też mam wady...
- Czasami mam wrażenie, że prawie
dorównujesz Ślizgonom - stwierdziła Molly. – Jednakże Belli nikt nie przebije.
- Zobaczymy. Ale obiecaj mi, że dzisiaj
powiesz Arturowi o dziecku. Nie możesz dłużej tego przed nim ukrywać. W końcu
to już trzeci miesiąc.
- Racja. Powinnam mu była o tym dawno
powiedzieć. Poza tym, za miesiąc prawda i tak wyjdzie na jaw...
- No właśnie. Chodźmy do pokoju
wspólnego. Może przy tobie Lily mnie nie zabije.
* * *
Bella szybkim krokiem weszła do
Wielkiej Sali i skierowała się do stołu Ślizgonów. Wzrokiem zaczęła szukać
swoich przyjaciół. Po niecałej minucie odnalazła ich. Siedzieli przy drugim
końcu stołu. Podbiegła do nich i usiadła obok Avery'ego.
- Nadszedł czas - mruknęła krótko i
odgryzła kawałek kurczaka.
Zdumieni chłopcy spojrzeli na nią.
- Eee... - wydukał Mulciber. -
Nadszedł... czas?
- Czas zemsty na Prewett i Weasley -
wyjaśniła Bella, nadal żując kawał drobiu.
- Nareszcie! - odparł Lucjusz z
entuzjazmem. - Myślałem, że będziemy czekać do końca roku!
- Abbott i Jones mają dzisiaj szlaban u
Filcha, więc kochaś mugoli będzie sam - ciągnęła Bella. - Trzeba tylko zwabić go
do lochów.
- Ciekawe, jak to zrobisz? - zadrwił
Malfoy. - Przecież on ciebie nie posłucha!
Bella wyjęła z kieszeni dwie fiolki. W
pierwszej znajdował się czyjś włos, a w drugiej była wypełniona gęstym,
zgniłozielonym płynem. Ślizgoni wybałuszyli oczy ze zdumienia.
- Zobaczymy - mruknęła tajemniczo
Bella.
* * *
- Widziałeś Remusa? - spytał James
Syriusza.
- Peter widział, jak znowu wychodził z
kufrem z zamku.
- Znowu wyjeżdża? To już trzeci raz, odkąd wrócił do szkoły w styczniu!
To niemożliwe, aby jego matka była aż tak chora!
- Racja, to podejrzane - mruknął
Syriusz.
James usiadł obok swojego przyjaciela i
rozejrzał się po pokoju wspólnym. O tej porze w Wieży Gryffindoru było dość
tłoczno. Po zajęciach uczniowie spędzali wolny czas w różny sposób. Niektórzy
wyszli na błonia rozkoszować się pogodą i pływać w jeziorze, inni siedzieli w
bibliotece i zakuwali do sumów i owutemów. Natomiast reszta siedziała w
pokojach wspólnych, grając w eksplodującego durnia i rozmawiając. Jednak jedna
osoba wyróżniała się spośród reszty uczniów i James ją zauważył. Była to Lily.
Siedziała przy jednym stoliku z Dorcas. Wertowały jakieś księgi. Nagle poczuł
dziwną chęć, aby do niej podejść. Po chwili wahania wstał. Syriusz instynktownie
chwycił go za ramię.
- Znowu chcesz od niej oberwać? Daj
sobie spokój! Ona nie zwraca na ciebie uwagi!
James nie słuchał go. Zrobił krok... i
kolejny.... i jeszcze jeden. Pół minuty później stanął za Lily. Chciał dotknąć
jej włosów… Poczuć ich zapach... Rozkoszować się nim... Przecież to nic
takiego...
Podniósł rękę. Dorcas zauważyła jego
ruch i zaczęła energicznie kręcić głową, lecz na próżno. Nie miał zamiaru się
wycofać.
Jego ręka dotknęła rudych włosów Lily.
Po chwili zrozumiał, że to był błąd.
* * *
- Jak ona mogła nam to zrobić?! -
krzyknęła oburzona Lily, wychodząc z dormitorium. Za nią biegła Dorcas ze
stosem książek.
- Może coś jej wypadło. Ma prawo...
- Za cztery miesięcy są egzaminy! Trzeba
się do nich solidnie przygotować! Są bardzo ważne...
- To nie są sumy - przypomniała jej
Dorcas. - One tylko zadecydują, czy przejdziemy do drugiej klasy.
Lily zajęła najbliższy stolik przy
kominku. Pomogła Dorcas położyć książki na blacie i usiadły.
- Zabiję ją. Ona psuje naszą rozpiskę!
Mieliśmy się dzisiaj zająć datami z historii magii, bo to jest jedna z
najtrudniejszych rzeczy, ale skoro jej nie ma, to powtórzymy to, czego sie do
tej pory nauczyłyśmy. - Po tych słowach otworzyła Standardową księgę zaklęć
(stopień 1) i zaczęła czytać.
Tak naprawdę Lily bała się tych egzaminów.
Bardzo chciała je zdać. Nie chciała przynieść rodzinie wstydu. Ślizgoni (prócz
Severusa) nazywali ją "szlamą" - tak mówiono na czarodziejów,
pochodzących z rodzin mugoli. Uważano ją za szmatę, bezwartościowego śmiecia.
Nie chciała żyć w takim poniżeniu... Nie mogła... Postanowiła być najlepsza w
każdej dziedzinie i dlatego tak gorliwie się uczyła. To przyniosło swoje
efekty: stała się ulubienicą wszystkich nauczycieli. Była znana w szkole jako
zdolna, utalentowana, inteligentna, ambitna Gryfonka, która ma wielu
przyjaciół. Chciała, aby rodzice i Tunia byli z niej dumni.
Nagle poczuła, że ktoś gładzi jej
włosy. Energicznie odwróciła się. To był James. Lily poczuła, że jej spokój
zniknął na dobre, po czym wstała i zwróciła się do Gryfona:
- Potter! Ty parszywa kurzajko! -
Reszta Gryfonów oderwała się od swoich zajęć i wpatrywała się w ich z
zainteresowaniem. - Co ty sobie myślisz? Jak śmiesz mnie dotykać? Nie pozwalaj
sobie, ty rozpieszczony tasiemcu!
- Wybacz... - wybąkał James. - Nie
chciałem...
- Ty zgniła, kłamliwa larwo! Chciałeś
to zrobić! Wiem o tym! Cały czas robisz sobie nadzieję, że zwrócę na ciebie
uwagę! Nie jestem ślepa! Zrozum wreszcie, że ja nigdy do ciebie się nie odezwę!
Jesteś nic niewartym owadem, który stara się zwrócić na siebie uwagę! To
żałosne! Współczuję twoim rodzicom! Pewnie jest im wstyd, że wydali na świat
takiego durnego bufona!
Po tych słowach uderzyła chłopaka
otwartą dłonią w nos. James zachwiał się i upadł.
- Lily! Coś ty zrobiła?!
Lily i reszta Gryfonów zwróciła wzrok w
stronę dziury pod portretem. Do pokoju wspólnego weszły Molly i Mary.
- Jesteś! - zawołała Lily do przyjaciółki.
- Gdzieś ty była?
- Musiałam coś załatwić - odparła Mary,
gdy Molly kazała reszcie wrócić do swoich zajęć. - Ładną scenę urządziłaś! Czy
ty nie mogłabyś dać mu szansy?
- A zaprzyjaźniłabyś się z trędowatym?
- odpowiedziała pytaniem Lily.
- Chyba złamałaś mu nos - odezwała się
Molly. Klęczała przy Jamesie i sprawdzała, czy wszystko z nim w porządku. -
Zabiorę go do skrzydła szpitalnego.
- Pójdę z tobą - odrzekła szybko Mary.
Pomogła wstać Jamesowi i wraz z Molly skierowała się w stronę wejścia do pokoju
wspólnego. Za sobą usłyszeli krzyk Lily:
- Nie myśl, że ci dam dzisiaj spokój!
* * *
Artur martwił się o Molly. Od powrotu
do Hogwartu stała się bardzo tajemnicza. Rzadko się odzywała, unikała jego
spojrzenia, była bardziej blada niż zwykle. Chłopak próbował dowiedzieć się, co
się stało, ale ona nie wypuszczała pary z ust. Ślizgoni nie mogli jej
dręczyć – powtarzał sobie w duchu. - Przez od dwóch miesięcy nie
zaczepiali nas. Jednak dla Artura było to bardzo podejrzane. Banda Belli
Black zawsze znajdywała okazję, żeby poznęcać się nad nim i Molly... a teraz
spokój. Oni coś knują. A może dali sobie wreszcie spokój?
Udał się w stronę Wielkiej Sali. Może
spotka tam Molly i porozmawia z nią? Musi się dowiedzieć, co jej jest. Zwykle w
takich sprawach zwierzał się swoim przyjaciołom, ale oni teraz odrabiali
szlaban u Filcha, więc Artur musiał działać sam. W sali wejściowej ujrzał
grzywę rudych włosów. To była Molly. Machała do niego. Podszedł do niej i
cmoknął ją w policzek. Ona uśmiechnęła się dziwnie i powiedziała:
- Dobrze, że jesteś. Chodź.
- Gdzie?
- Zobaczysz - mruknęła krótko Molly.
Artur posłuchał jej i poszedł za nią.
Molly weszła do lochów. Artur był
bardzo zdumiony. Ona nigdy nie wchodzi do lochów, poza lekcjami eliksirów.
Uważała, że tutaj Ślizgoni mogliby ich zaatakować. Nie wiedział, co powiedzieć.
Czyżby Molly tak szybko zmieniła zdanie? To do niej niepodobne!
Znaleźli się w jednym z najzimniejszych
lochów. Artur poczuł, że ręce mu marzną. Chciał spytać Molly, po co tu
przyszli, gdy nagle usłyszał czyjeś kroki. Obrócił się w miejscu. Z każdej
strony otaczali ich Ślizgoni. Byli uzbrojeni w różdżki. Po chwili zrozumiał, że
to pułapka i szybko spojrzał na Molly. Ona uśmiechała się do niego z pogardą.
- Nie mogę uwierzyć, że jesteś taki naiwny.
Artur nie wiedział, co jest grane.
Dopiero dalsze słowa jego ukochanej otworzyły mu oczy. Chciał uciec, jednak
było już za późno.
* * *
Po obiedzie Bella skierowała się do
sali wejściowej. Miała nadzieję, że nikogo w niej nie będzie. Na szczęście w
głównym holu było pusto. Odkorkowała fiolkę, dodała do wywaru rudy włos i
wypiła go jednym łykiem. Następnie rozkoszowała się bólem, rozchodzącym się po
całym ciele. To było takie przyjemne, jednak nie trwało to długo. Po minucie
ból minął i Bella otworzyła oczy. Oderwała parę włosów z głowy: były rude. Bellatriks
uśmiechnęła się i poszła do pralni. Tam przebrała się w szaty Gryfonów,
zmniejszyła swoje i schowała je do kieszeni. Później wróciła do sali wejściowej
i czekała na Weasleya. Oby się pojawił - pomyślała Bella. - To jedyna
okazja, aby się zemścić.
Dziesięć minut przed końcem działania
eliksiru zauważyła Artura. Pomachała do niego. Chłopak uśmiechnął się i
podszedł do niej. Pocałował ją w policzek. Próbowała się uśmiechnąć, jednak nie
do końca jej to wyszło. Zanim zdążył zareagować, kazała mu iść za nią.
Posłuchał jej. Bella skierowała go do jednego z lochów, gdzie temperatura była
na minusie. Usłyszała czyjeś kroki i odwróciła się. Ślizgoni otoczyli ich.
Artur gorączkowo rozglądał się dookoła. Był przerażony. Spojrzał Belli prosto w
oczy. Ta uśmiechnęła się do niego z pogardą.
- Nie mogę uwierzyć, że jesteś taki
naiwny - zadrwiła z rozbawieniem. - Nie domyśliłeś się, że to może być
zasadzka? Nawet pierwszoroczni nie chodzą sami po lochach. Jesteś doprawdy
żałosny! Ale skoro już tu jesteś, to musisz zapłacić za swoje czyny.
Bella wyciągnęła różdżkę i wycelowała
nią w Artura. To samo uczyniła reszta Ślizgonów.
- Crucio!
Sześć promieni trafił w Gryfona.
Chłopak zaczął krzyczeć i wić się z bólu. Reszta rozkoszowała się tym
widokiem, szczególnie Bella. Po dwóch minutach Ślizgoni cofnęli zaklęcia i (bez
Belli) podeszli do zdrajcy krwi i zaczęli go bić i kopać. Chłopak wrzeszczał z
bólu. Po paru minutach Bella kazała chłopakom przestać. Ślizgoni wycofali się.
Podeszła do swojej ofiary, która dyszała ciężko. Z nosa i ust ciekła jej krew.
- Bolało? - zakpiła Bellatriks, a
reszta Ślizgonów wybuchnęła śmiechem. - Zaraz zobaczysz, czym jest prawdziwe
cierpienie. -Wycelowała różdżką w lewą nogę ofiary. - Bombarda!
Rozległ się odgłos łamanej kości oraz
krzyki Gryfona. Wycelowała różdżką w drugą nogę rudzielca i powtórzyła
zaklęcie. Gdy wrzaski Artura zmieniły się w spazmatyczne jęki, Bella wyjęła z
kieszeni swoją szatę i powiększyła ją. Następnie wyjęła z jej fałd nóż
kuchenny. Wpatrywała się chwilę w niego, po czym ukucnęła obok Gryfona. Zdjęła
mu ubranie, ukazując jego nagi tors. Przejechała nożem po jego brzuchu. Chłopak
zawył z bólu. Na posadzkę popłynęła strużka krwi.
- Proszę, proszę… Jednak zdrajcy krwi
mają czerwoną krew.
Ślizgoni parsknęli śmiechem. Gdy w
lochach znowu zrobiło się cicho, Bella przytrzymała lewą rękę Artura i podcięła
mu żyły na obu nadgarstkach. Chłopak ponownie zawył z bólu. Teraz na posadzce
pojawiła się spora kałuża krwi. Bella pochyliła się i wzięła jej trochę do ust.
Hmmm... mimo że jest zdrajcą, jego krew jest wyborna - pomyślała.
Delektowała się jeszcze chwilę, po czym wstała i odparła:
- Nic więcej mu już nie zrobię. Chodźmy
stąd.
- Zaczekaj - mruknął Avery. - Znam
pewne zaklęcie.
Wszyscy spojrzeli w jego stronę.
- Nasz kumpel z dormitorium wymyślił takie
zaklęcie...
- Ciekawe... czyżby wywoływało krwotok
z nosa? - zadrwił Lucjusz.
- Nie - odparł Mulciber. - Podobno jest
bardzo bolesne... i stosuje się je na wrogów.
Ślizgoni spojrzeli po sobie. Nie mogli
uwierzyć, że jakiś pierwszak wynalazł takie zaklęcie.
- Jaka jest inkantacja tego zaklęcia? -
spytała szybko Bella.
- Sectumsempra - odpowiedział Avery.
Ślizgonka wyjęła z kieszeni różdżkę i
wycelowała nią w Artura. Skupiła na nim całą swą nienawiść do szlam i zdrajców
krwi, po czym krzyknęła:
- SECTUMSEMPRA!
Krew trysnęła Belli prosto w oczy. Szybko
przetarła je ręką i spojrzała na swoją ofiarę. Każdy centymetr jego ciała pokrywały
głębokie rany. Artur nie wykazywał żadnych oznak życia. Zabiłam go - pomyślała
po chwili. Poczuła dziwny skurcz w żołądku.
- Eliksir przestaje działać - mruknęła po
chwili namysłu.
- Chodźmy do pokoju wspólnego - odparł
Rudolf. - Lepiej, żeby nikt nas tutaj nie widział.
Po tych słowach Ślizgoni udali się do
swojego salonu, pozostawiając Artura samego.
* * *
Pani Pomfrey szybko nastawiła Jamesowi nos, jednak kazała
mu zostać na jeden dzień w skrzydle szpitalnym. Chłopak, z ponurą miną, zgodził
się. Molly i Mary pożegnały się z nim i udały się do Wieży Gryffindoru.
- Czy on nie mógłby się zalecać do Lily w normalny
sposób? - spytała zirytowana Molly.
- Mówiłam mu, żeby zachowywał się przy niej normalnie -
odpowiedziała Mary - ale on mnie nie słucha... albo stara się, ale mu to nie
wychodzi.
- Moim zdaniem Lily już dawno go skreśliła. Ich relacje
są coraz gorsze! Jeszcze... Mary, dobrze się czujesz?
Mary oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Poczuła w
powietrzu niepokój... cierpienie... wołanie o pomoc...
- Mam dziwne przeczucie, że coś się stało - mruknęła
Mary. - Coś strasznego.
- Nigdy nie ignoruj znaków, które przysyła ci los -
odparła Molly. - Tak nam powtarza profesor Cullen na wróżbiarstwie. Gdzie
wyczuwasz zagrożenie?
- W okolicach lochów.
- Mam nadzieję, że o tej porze nie będzie tam żadnego
Ślizgona - mruknęła krótko Mooly, po czym wraz z Mary udała się do sali
wejściowej. Gdy tam dotarły, zapaliły swoje różdżki i weszły do lochów. Gdy
zeszły piętro niżej, poczuły, że stąpają po czymś mokrym. Spojrzały w dół. To
była krew.
- Co tu się stało? - spytała przerażona Molly.
- Chodźmy dalej - odparła Mary i poszły dalej. Parę
kroków później znalazły się w jednym z najzimniejszych lochów. Nagle rozległ
się czyjś chrapliwy oddech. Gryfonki rzuciły światła różdżek tak, by oświetlały
całą przestrzeń i ujrzały straszną scenę.
Wszędzie było pełno krwi. Na posadzce, na ścianach...
Mary poczuła, że zaraz zemdleje. Spojrzała przed siebie. Zobaczyła czyjeś
ciało. Kiwnęła porozumiewawczo do Molly i podeszły bliżej. Gdy były już
dostatecznie blisko, oświetliły jego twarz. Była bardzo zmasakrowana. Resztę
ciała pokrywały głębokie rany, jakby były zadawane mieczem. Kości w nogach były
zmiażdżone. W dodatku żyły ofiary były podcięte.
- M-m-mary?
Mary wzdrygnęła się. Rozpoznała ten głos. Wszędzie by go
rozpoznała. Był jej dobrze znany.
Ten głos należał do Artura.
Usłyszała krzyk Molly, jednak nie zdążyła zareagować.
Przestała cokolwiek rozumieć. Przestała myśleć. Poczuła, że opuszczają ją
resztki sił i uderzyła głową o zakrwawioną posadzkę. Zemdlała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz