Rozdział 5
Nie chcę cię stracić
- Nie mogę uwierzyć, że ją do tego przekonałaś!
- oznajmił Artur swojej siostrze następnego dnia. - Mnie nie chciała słuchać.
- Nigdy nie zrozumiesz dziewczyn -
odparła Mary. - Czasem faceci nas nie przekonają do niczego, ale inna dziewczyna
może zdziałać cuda.
- Jeszcze raz bardzo ci dziękuję. Poinformujesz
o tym rodziców?
- Nie trzeba. Wczoraj wieczorem
napisałam do nich, że Molly przyjedzie do nas na święta.
- To świetnie! Mam nadzieję, że zgodzą
się, żeby przyjechała.
- Nie martw się - rzekła Mary. -
Przecież oni ją lubią. Na pewno się zgodzą.
Dwa dni później Hera – płomykówka Mary
- przyniosła list od państwa Weasleyów. Gryfonka znalazła brata na
błoniach i powiedziała mu, że rodzice przysłali list. Ten kiwnął głową i, wraz z
siostrą, udał się do pokoju wspólnego. Usiedli przy kominku i zaczęli czytać:
Kochane
dzieci,
Z
przyjemnością spędzimy tegoroczne święta wraz z Molly. Mamy nadzieję, że jej
rodzice o tym wiedzą.
Możecie
zaprosić na święta jeszcze paru przyjaciół. Mamy dużo miejsca w domu, jakoś się
pomieścimy.
Nie
będziemy Was pytać, jak Wam idzie nauka, bo niedługo się spotkamy.
Całusy
przysyłają
Rodzice
- Możemy jeszcze kogoś zaprosić na
święta? - zapytał Artur. - To się dobrze składa.
- Co masz na myśli?
- Rodzice Daniela wyjeżdżają na narty,
a on ich nie znosi… nart, rzecz jasna. Miałem go do nas zaprosić...
-
Mówisz o Danielu Jonesie?
- Tak.
- Niech no tylko przekroczy próg mojego
pokoju, a gorzko tego pożałuje! - oznajmiła buntowniczo Mary. - Wiesz, jaka
jestem.
- W takim razie też kogoś zaproś na
święta - stwierdził Artur.
- Ciekawe, kogo? Wszyscy wyjeżdżają do
domów. Z wyjątkiem Severusa. Oznajmił, że nie ma zamiaru psuć sobie świąt
ciągłymi kłótniami swoich rodziców. Prosił, żebyśmy go ze sobą nie zabierali.
Woli je spędzić w Hogwarcie.
- A co z tą dziewczyną, która śpiewała
solówkę na urodzinach dyrektora?
- Chodzi ci o Marlenę? Szczerze... to
nie wiem. Wiesz, poszukam ją i spytam o to.
Po tych słowach wyszła z Wieży
Gryffindoru i udała się do Wielkiej Sali. Jednak Marlenę spotkała już w sali
wejściowej. Mary podeszła do niej.
- Cześć. Słuchaj, Marlena... Wyjeżdżasz
do domu na święta?
- Nie - odparła Krukonka. - Właśnie
dostałam list od rodziców. Napisali, że wyjeżdżają do Chorwacji na konferencję w
sprawie ograniczeniu praw dementorów.
- Co? - zdziwiła się Mary. - Jak można
w święta wyjeżdżać na spotkania służbowe?
- Najwyraźniej można - mruknęła ponuro
Marlena. - Szukam profesor McGonagall, żeby zapisać się na listę osób, które
zostają w Hogwarcie...
- Daj spokój! - żachnęła się Mary. -
Mam lepszy pomysł. Możesz pojechać do mnie na święta.
- Nie chcę...
- To żaden problem. Będzie dużo miejsca.
Poza tym, będzie też Molly.
- Serio? - spytała Marlena z nutą
optymizmu. - To będzie fajnie. Okej, jadę.
Nagle podeszły do nich Narcyza i
Andromeda.
- Mary, mamy do ciebie prośbę - odparła
młodsza siostra Black.
- Tak?
- Chciałybyśmy przyjechać do ciebie na święta
- odparła Andromeda.
- A co na to wasi rodzice... i Bella?
- Napisałyśmy do rodziców, że zostajemy
w Hogwarcie w celu douczenia się do egzaminów. Wiecie, jestem na piątym roku,
więc rodzicom napisałam, że bardziej przygotuję sie do sumów, a Narcyza
dopisała, że musi napisać długie wypracowanie o wilkołakach na obronę przed czarną
magią.
- A co na to Bella? - spytała z
niepokojem Mary.
- Nic - odrzekła Narcyza. - Stwierdziła
tylko, że od tej nauki zostaniemy kujonkami.
- Nie ma sprawy. Napiszę do rodziców,
że przyjedziecie do nas na święta. Będą szczęśliwi. Mama chciała was poznać.
Poza tym, będą też Marlena i Molly.
- Ekstra! - odparła Andromeda. - W nocy
możemy urządzać sobie pogaduchy!
Następnego dnia Mary napisała do
rodziców, kto przyjedzie jeszcze z nimi na święta. Tak jak się spodziewała,
państwo Weasleyowie bardzo się ucieszyli na wieść, że Andromeda i Narcyza
również przyjadą. Zapewnili, że wszystko przygotują jak należy.
Po urodzinach Dumbledore'a wszyscy
podziwiali uzdolnienia wokalne Mary, Narcyzy, Marleny i Molly. Nauczyciele
wróżyli im karierę piosenkarską, a niektórzy uczniowie biegali za nimi z
prośbami o autograf. One jednak nie sądziły, że zrobią karierę w show-biznesie.
Jednak los może przynieść im wiele niespodzianek, jak to podkreślał profesor
Flitwick.
W trakcie pobytu w Hogwarcie Mary i jej
przyjaciele zauważyli, że Remus przynajmniej raz na miesiąc znika na parę dni
ze szkoły, nie mówiąc o tym nikomu. James, Syriusz i Peter próbowali się czegoś
dowiedzieć na ten temat, lecz on tłumaczył się problemami zdrowotnymi i nie
chciał wdawać się w szczegóły. Co prawda, próbowali naciskać, lecz Mary, Lily i
Dorcas ich pohamowały. Były pewne, że gdy Remus będzie chciał im coś na ten
temat powiedzieć, to powie. Trzeba dać mu tylko trochę czasu.
Na początku grudnia Hogwart obudził się
przykryty białą kołdrą. Uczniowie bardzo się z tego ucieszyli. Urządzali
sobie bitwy na śnieżki, lepili bałwana, zasypywali nauczycieli warstwami
śniegu. James i Syriusz zaczarowali śniegowe kule tak, aby wszędzie latały za
Severusem i waliły go po głowie. Robiliby to do przerwy świątecznej, gdyby nie
interwencja Lily. Użyła Zaklęcia Lewitacji i zasypała Gryfonów dwutonową
warstwą śniegu. Po dwóch godzinach odkopał ich Hagrid i zabrał ich do skrzydła
szpitalnego. Przez dwa tygodnie musieli zażywać eliksir pieprzowy, żeby
wykurować się z przeziębienia.
* * *
Septymiusz i Cedrella byli bardzo
szczęśliwi, goszcząc na święta Andromedę i Narcyzę. Bardzo chcieli poznać córki
Cygnusa i Druelli, ale z powodu związania się z Septymiuszem, Blackowie robili
wszystko, aby zapomnieć, że Cedrella kiedykolwiek należała do ich rodziny.
Jednak sam widok Andromedy i Narcyzy uszczęśliwiał państwa Weasleyów. Mary im
sprawiła prawdziwy prezent gwiazdkowy!
Nadszedł dzień Wigilii Bożego
Narodzenia. Cały dzień Weasleyowie i ich goście brali udział w przygotowaniach
do tego wieczoru. Siostry Black, Mary, Marlena, Molly i Cedrella przyrządzały
potrawy wigilijne, a gdy panowie przynieśli do domu choinkę, pomogły im ją
ubrać. Podczas kolacji Cedrella wyczarowała złote gwiazdki, które latały po
całym domu, a Septymiusz włączył radio. Akurat jakaś czarownica śpiewała Cichą
Noc. Reszta domowników dołączyła do niej. Po śpiewaniu kolęd Celestyna
Warbeck, młoda piosenkarka, zaczęła śpiewać ulubioną piosenkę Molly: Wyczarowałeś
ze mnie serce. Artur co chwilę zerkał na swoją byłą dziewczynę, ale gdy ich
spojrzenia spotykały się ze sobą, natychmiast odwracali od siebie wzrok.
Przy stole wszyscy byli zajęci rozmową.
Państwo Weasleyowie rozmawiali ze swoimi siostrzenicami, Artur z Danielem,
Molly z Billiusem, a Mary z Marleną. Gdy Narcyza opróżniła ostatni półmisek,
ona i Molly umyły naczynia i wraz z resztą osób posprzątały po kolacji.
Następnie wszyscy umyli się i udali się do swoich pokoi. Daniel dzielił pokój z
Arturem, a siostry Black, Molly i Marlena z Mary. Państwo Weasleyowie
wyczarowali dodatkowe łóżka dla gości. Wszyscy, zbyt zmęczeni na jakiekolwiek
rozmowy, natychmiast zasnęli.
Następnego dnia Mary obudził wesoły
gwar. Otworzyła oczy i zobaczyła stos prezentów w nogach swojego łóżka.
Spojrzała na swoje przyjaciółki. Wszystkie były zajęte rozpakowywaniem
prezentów. Gdy podniosła pierwszy prezent, dziewczyny odwróciły się w jej
stronę.
- Wesołych świąt! - powiedziała
Andromeda.
- I nawzajem - mruknęła Mary. - Kiedy
wstałyście?
- Niedawno - odpowiedziała Molly. - Nie
spodziewałam się, że od twoich rodziców coś dostanę.
- Dziwisz się? - mruknęła Narcyza. -
Wszystkie coś od nich dostałyśmy. Dziewczyny, urządzamy wieczorem pogaduchy?
- Doskonały pomysł! - odparła Marlena.
- Będzie fajnie. Noc zwierzeń... Wiesz, Mary... Twój brat ma zabawne pomysły.
- Artur? - Mary akurat jego najmniej by
podejrzewała o coś takiego.
- Nie. Billius. Fajne prezenty
dostałyśmy od niego.
Mary wzięła paczkę od swojego
najstarszego brata i rozpakowała ją. W środku były...
- Rękawice bokserskie? - Dziewczyna o
mało nie wybuchnęła ze śmiechu. - To zupełna nowość...
- Ale praktyczne - zauważyła Andromeda.
- Gdyby Malfoy cię zaczepiał, możesz założyć rękawice i przyłożyć mu z lewej i
z prawej.
Dziewczyny wybuchnęły śmiechem. Nagle
rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju wszedł Daniel.
- Cześć... - zaczął nieśmiało chłopak.
- O co chodzi? - spytała uprzejmie Marlena.
- Ja...
- Rozmawiałeś z moim bratem? - spytała
ostro Mary.
- No... tak...
- A co ci powiedział, jeżeli chodzi o
wstęp do TEGO pokoju?
- Że to może się dla mnie źle skończyć…
- Dokładnie. Więc spływaj stąd, inaczej
nie ręczę za siebie.
- Okej - rzekł Daniel. Gdy wychodził,
odwrócił się i dodał:
- Chciałem wam życzyć wesołych świąt.
Gdy wyszedł, Narcyza zwróciła się do
Mary:
- Byłaś dla niego trochę wredna.
- Prawidłowo. My, dziewczyny,
powinnyśmy takie być.
Oprócz rękawic bokserskich Mary i jej koleżanki
dostały perfumy od Artura i Daniela (Molly posmutniała, gdy spojrzała na liścik
od swojego byłego chłopaka, który głosił: Dla najpiękniejszej); od
Jamesa, Syriusza, Remusa i Petera Mary dostała stos czekoladowych żab; Sev,
Dorcas i John przysłali jej i Marlenie Fasolki Wszystkich Smaków Bertiego Botta
oraz najsłodszą czekoladę z Miodowego Królestwa. Od Lily dostały książkę z
różnymi przydatnymi zaklęciami (Na ludzi takich jak Potter - dopisała).
Resztę dnia domownicy spędzili na
wspólnym spacerze po pobliskim lesie. Dziewczyny (wraz z Cedrellą), zaczęły
obrzucać panów śnieżkami. Oni odpowiedzieli tym samym. Wieczorem bitwa
zakończyła się wygraną pań. O dziewiątej wszyscy wrócili do domu cali mokrzy.
Gdy się przebrali, Cedrella i Molly przygotowały kolację. Siostry Black
wychwalały potrawy sporządzone przez Molly, dodając, że nawet ich domowe
skrzaty nie dorównują jej do pięt. Artur próbował zagadnąć do niej, ale ona bez
przerwy go unikała.
O dwunastej Weasleyowie i ich goście
udali się do swoich pokoi. Gdy dziewczęta przebrały się w piżamy, Mary zapaliła
lampkę przy swoim łóżku i wraz z resztą przyjaciółek usiadła na podłodze.
- To najpiękniejsze święta w moim życiu
- westchnęła Narcyza. - Nie to co w domu.
- Taak - przyznała Andromeda. - Rodzice
wciąż biadolą o kastracji mugolaków. Koszmar. Dziewczyny… Nie myślałyście nigdy
o karierze piosenkarek?
- Dlaczego pytasz? - zdziwiła się
Molly.
- Tak cudnie śpiewałyście na urodzinach
dyrektora. Mogłybyście założyć zespół.
- Zespół? - żachnęła się Mary. - Coś
ty! Jeszcze by nas wyśmiali. No dobra, głosy mamy dobre, ale na karierę jeszcze
za wcześnie. Może za parę lat.
- Gdyby to było możliwe, to założyłabym
zespół - odezwała się Molly. - Może koncerty pozwoliłyby mi zapomnieć o
problemach.
- Może - mruknęła Mary. - A może nam o
nich opowiesz? Ostatnio wydajesz się bardzo nieszczęśliwa. Artur powiedział mi,
że rozstaliście się ze sobą. Byliście świetnie dobraną parą. Jak to się stało?
Powiedz, będzie ci lżej.
Przez chwilę Molly wpatrywała się w
swoje dłonie. Po minucie odezwała się:
- No dobrze... ale nie przerywajcie mi.
Będzie mi łatwiej.
Zaczerpnęła powietrza i odparła:
- To się zaczęło podczas podróży do
Hogwartu. Postanowiłam przedstawić Artura moim braciom. Spotkaliśmy ich w
drugim wagonie. Weszliśmy do przedziału i oznajmiłam im, że Artur to mój
chłopak... a oni... zrobili mi straszną awanturę. Oświadczyli, że nie będą
tolerować, że moim chłopakiem jest zdrajca krwi. Byłam kompletnie zaskoczona!
Oni nigdy się tak nie zachowywali. Zwykle nie zwracali uwagi na czystość krwi.
Nie wiem, w co ich wstąpiło.
- Ucieszyłam się, gdy trafili do
Ravenclawu - ciągnęła Molly. - Nie musiałam ich zaprowadzać do pokoju wspólnego
i po drodze wysłuchiwać ich kazań na temat prawidłowego doboru chłopaków. Ale
następnego dnia było gorzej. Spotkałam ich na trzecim piętrze, gdy wraz z bandą
Belli Black znęcali się nad Arturem. Z pomocą Melindy i Cassidy oszołomiłam ich
i wezwałam profesor McGonagall. Dała im szlaban i kazała nam odprowadzić Artura
do skrzydła szpitalnego. Gdy stamtąd wracałam, spotkałam Bellę. Chciała
ze mną porozmawiać. Poszłyśmy do pustej klasy i wszystkiego się
dowiedziałam. Ona i jej banda spotkali
Fabiana i Gideona w pociągu i wmówili im brednie o zdrajcach krwi. Cały czas
ich podpuszczali przeciwko Arturowi. Przekazała mi też ostrzeżenie. Kazała mi
rozstać się z Arturem, inaczej skrzywdzi moich braci. Wiedziałam, że to nie są
puste słowa. Wiecie, jaka ona jest. Nie mogłam do tego dopuścić. Nie mogłam...
- Po policzkach spływały jej łzy. - Bella zakazała mi tego mówić komukolwiek,
inaczej użyje Klątwy Cruciatus na moich braciach. Następnego dnia poszłam do
Artura. Zrelacjonowałam mu rozmowę z Bellą. Stwierdziliśmy, że dla
bezpieczeństwa Fabiana i Gideona powinniśmy się rozstać. Jednak on przyrzekł,
że nigdy o mnie nie zapomni, i że będzie na mnie czekać. Do końca swoich dni.
Po tych słowach Molly rozpłakała się na
dobre. Dziewczyny nie wiedziały, co powiedzieć, szczególnie Andromeda i
Narcyza. Nie podejrzewały Belli o coś takiego. Znęcanie się nad Arturem i
poniżanie go to jedno, a szantaż i groźba użycia Zaklęcia Niewybaczalnego to drugie.
Trzeba coś z tym zrobić - stwierdziły
w myślach siostry.
- Nie możesz ulegać Belli - oświadczyła
Andromeda. - Ona nie ma prawa tobą rządzić!
- Ale co ja mam zrobić? - zaszlochała Molly.
- Iść do dyrektora - odparła Mary. - On
może wszystko. Przekaże twoją informację Slughornowi, a on ukarze Bellę i jej
kumpli… a w szczególności Bellę, bo w końcu to jej chory plan. Poza tym, Artur cię kocha. Obiecał, że nigdy
nie wyrzuci cię ze swojego serca. Olej Bellatriks i wróć do niego. Pokaż jej,
że masz w nosie jej groźby i publicznie okazuj Arturowi swoją miłość.
Molly spojrzała Mary prosto w oczy.
Widać w nich było zrozumienie. Po chwili do pokoju weszła Cedrella.
- Wszystko w porządku? Słyszałam czyjś
płacz.
- Wszystko jest okej - mruknęła
Marlena.
- To dobrze... ale kładźcie się już
spać. Jest późno.
- Racja - mruknęła Narcyza, gdy matka
Mary zamknęła drzwi. - Chodźmy spać.
* * *
Mary obudził czyjś szept. Przetarła
oczy i wyszła z pokoju. Na schodach stali Artur i Molly. Mary usłyszała strzęp
rozmowy:
- ...naprawdę tak powiedziała?
- Tak... i zgadzam się z nią. Nie mogę ulegać
Belli. Poza tym... kocham cię. Nie chcę cię stracić.
- Ja ciebie też, kochanie.
Po chwili Mary usłyszała cmoknięcie, a za
nim następne. Uśmiechnęła się i wróciła do pokoju.
* * *
Gdy Mary zeszła na śniadanie, zauważyła, że rodziców nie ma
w domu. Usiadła obok Marleny i posmarowała tosta dżemem.
- Gdzie są mama i tata? - spytała Artura
- W pracy. Mary, mam do ciebie prośbę. Mogłabyś na parę
godzin udać się z dziewczynami i Danielem do lasu. Billius zgodził się z wami
pójść. Ja i Molly - objął dziewczynę ramieniem, a ona uśmiechnęła się do niego.
On odwzajemnił jej uśmiech. - chcemy... eee... zostać na parę godzin sami.
- Nie ma sprawy. Za kwadrans nas nie ma.
Po śniadaniu Molly umyła naczynia i poszła wraz z Arturem
życzyć reszcie miłego spaceru. Gdy zamknęli drzwi domu, Marlena szepnęła do
Mary:
- Myślisz o tym samym, co ja?
- No jasne - rzekła Mary i obie zachichotały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz