sobota, 10 maja 2008

Rozdział 5


Rozdział 5

Nie chcę cię stracić


- Nie mogę uwierzyć, że ją do tego przekonałaś! - oznajmił Artur swojej siostrze następnego dnia. - Mnie nie chciała słuchać.
- Nigdy nie zrozumiesz dziewczyn - odparła Mary. - Czasem faceci nas nie przekonają do niczego, ale inna dziewczyna może zdziałać cuda.
- Jeszcze raz bardzo ci dziękuję. Poinformujesz o tym rodziców?
- Nie trzeba. Wczoraj wieczorem napisałam do nich, że Molly przyjedzie do nas na święta.
- To świetnie! Mam nadzieję, że zgodzą się, żeby przyjechała.
- Nie martw się - rzekła Mary. - Przecież oni ją lubią. Na pewno się zgodzą.
Dwa dni później Hera – płomykówka Mary - przyniosła list od państwa Weasleyów.  Gryfonka znalazła brata na błoniach i powiedziała mu, że rodzice przysłali list. Ten kiwnął głową i, wraz z siostrą, udał się do pokoju wspólnego. Usiedli przy kominku i zaczęli czytać:

   
Kochane dzieci,
Z przyjemnością spędzimy tegoroczne święta wraz z Molly. Mamy nadzieję, że jej rodzice o tym wiedzą.
Możecie zaprosić na święta jeszcze paru przyjaciół. Mamy dużo miejsca w domu, jakoś się pomieścimy.
Nie będziemy Was pytać, jak Wam idzie nauka,  bo niedługo się spotkamy.
Całusy przysyłają

Rodzice


- Możemy jeszcze kogoś zaprosić na święta? - zapytał Artur. - To się dobrze składa.
- Co masz na myśli?
- Rodzice Daniela wyjeżdżają na narty, a on ich nie znosi… nart, rzecz jasna. Miałem go do nas zaprosić...
 - Mówisz o Danielu Jonesie?
- Tak.
- Niech no tylko przekroczy próg mojego pokoju, a gorzko tego pożałuje! - oznajmiła buntowniczo Mary. - Wiesz, jaka jestem.
- W takim razie też kogoś zaproś na święta - stwierdził Artur.
- Ciekawe, kogo? Wszyscy wyjeżdżają do domów. Z wyjątkiem Severusa. Oznajmił, że nie ma zamiaru psuć sobie świąt ciągłymi kłótniami swoich rodziców. Prosił, żebyśmy go ze sobą nie zabierali. Woli je spędzić w Hogwarcie.
- A co z tą dziewczyną, która śpiewała solówkę na urodzinach dyrektora?
- Chodzi ci o Marlenę? Szczerze... to nie wiem. Wiesz, poszukam ją i spytam o to.
Po tych słowach wyszła z Wieży Gryffindoru i udała się do Wielkiej Sali. Jednak Marlenę spotkała już w sali wejściowej. Mary podeszła do niej.
- Cześć. Słuchaj, Marlena... Wyjeżdżasz do domu na święta?
- Nie - odparła Krukonka. - Właśnie dostałam list od rodziców. Napisali, że wyjeżdżają do Chorwacji na konferencję w sprawie ograniczeniu praw dementorów.
- Co? - zdziwiła się Mary. - Jak można w święta wyjeżdżać na spotkania służbowe?
- Najwyraźniej można - mruknęła ponuro Marlena. - Szukam profesor McGonagall, żeby zapisać się na listę osób, które zostają w Hogwarcie...
- Daj spokój! - żachnęła się Mary. - Mam lepszy pomysł. Możesz pojechać do mnie na święta.
- Nie chcę...
- To żaden problem. Będzie dużo miejsca. Poza tym, będzie też Molly.
- Serio? - spytała Marlena z nutą optymizmu. - To będzie fajnie. Okej, jadę.
Nagle podeszły do nich Narcyza i Andromeda.
- Mary, mamy do ciebie prośbę - odparła młodsza siostra Black.
- Tak?
- Chciałybyśmy przyjechać do ciebie na święta - odparła Andromeda.
- A co na to wasi rodzice... i Bella?
- Napisałyśmy do rodziców, że zostajemy w Hogwarcie w celu douczenia się do egzaminów. Wiecie, jestem na piątym roku, więc rodzicom napisałam, że bardziej przygotuję sie do sumów, a Narcyza dopisała, że musi napisać długie wypracowanie o wilkołakach na obronę przed czarną magią.
- A co na to Bella? - spytała z niepokojem Mary.
- Nic - odrzekła Narcyza. - Stwierdziła tylko, że od tej nauki zostaniemy kujonkami.
- Nie ma sprawy. Napiszę do rodziców, że przyjedziecie do nas na święta. Będą szczęśliwi. Mama chciała was poznać. Poza tym, będą też Marlena i Molly.
- Ekstra! - odparła Andromeda. - W nocy możemy  urządzać sobie pogaduchy!
Następnego dnia Mary napisała do rodziców, kto przyjedzie jeszcze z nimi na święta. Tak jak się spodziewała, państwo Weasleyowie bardzo się ucieszyli na wieść, że Andromeda i Narcyza również przyjadą. Zapewnili, że wszystko przygotują jak należy.
Po urodzinach Dumbledore'a wszyscy podziwiali uzdolnienia wokalne Mary, Narcyzy, Marleny i Molly. Nauczyciele wróżyli im karierę piosenkarską, a niektórzy uczniowie biegali za nimi z prośbami o autograf. One jednak nie sądziły, że zrobią karierę w show-biznesie. Jednak los może przynieść im wiele niespodzianek, jak to podkreślał profesor Flitwick.
W trakcie pobytu w Hogwarcie Mary i jej przyjaciele zauważyli, że Remus przynajmniej raz na miesiąc znika na parę dni ze szkoły, nie mówiąc o tym nikomu. James, Syriusz i Peter próbowali się czegoś dowiedzieć na ten temat, lecz on tłumaczył się problemami zdrowotnymi i nie chciał wdawać się w szczegóły. Co prawda, próbowali naciskać, lecz Mary, Lily i Dorcas ich pohamowały. Były pewne, że gdy Remus będzie chciał im coś na ten temat powiedzieć, to powie. Trzeba dać mu tylko trochę czasu.
Na początku grudnia Hogwart obudził się przykryty białą kołdrą.  Uczniowie bardzo się z tego ucieszyli. Urządzali sobie bitwy na śnieżki, lepili bałwana, zasypywali nauczycieli warstwami śniegu. James i Syriusz zaczarowali śniegowe kule tak, aby wszędzie latały za Severusem i waliły go po głowie. Robiliby to do przerwy świątecznej, gdyby nie interwencja Lily. Użyła Zaklęcia Lewitacji i  zasypała Gryfonów dwutonową warstwą śniegu. Po dwóch godzinach odkopał ich Hagrid i zabrał ich do skrzydła szpitalnego. Przez dwa tygodnie musieli zażywać eliksir pieprzowy, żeby wykurować się z przeziębienia.

*  *  *

Septymiusz i Cedrella byli bardzo szczęśliwi, goszcząc na święta Andromedę i Narcyzę. Bardzo chcieli poznać córki Cygnusa i Druelli, ale z powodu związania się z Septymiuszem, Blackowie robili wszystko, aby zapomnieć, że Cedrella kiedykolwiek należała do ich rodziny. Jednak sam widok Andromedy i Narcyzy uszczęśliwiał państwa Weasleyów. Mary im sprawiła prawdziwy prezent gwiazdkowy!
Nadszedł dzień Wigilii Bożego Narodzenia. Cały dzień Weasleyowie i ich goście brali udział w przygotowaniach do tego wieczoru. Siostry Black, Mary, Marlena, Molly i Cedrella przyrządzały potrawy wigilijne, a gdy panowie przynieśli do domu choinkę, pomogły im ją ubrać. Podczas kolacji Cedrella wyczarowała złote gwiazdki, które latały po całym domu, a Septymiusz włączył radio. Akurat jakaś czarownica śpiewała Cichą Noc. Reszta domowników dołączyła do niej. Po śpiewaniu kolęd Celestyna Warbeck, młoda piosenkarka, zaczęła śpiewać ulubioną piosenkę Molly: Wyczarowałeś ze mnie serce. Artur co chwilę zerkał na swoją byłą dziewczynę, ale gdy ich spojrzenia spotykały się ze sobą, natychmiast odwracali od siebie wzrok.
Przy stole wszyscy byli zajęci rozmową. Państwo Weasleyowie rozmawiali ze swoimi siostrzenicami, Artur z Danielem,  Molly z Billiusem, a Mary z Marleną. Gdy Narcyza opróżniła ostatni półmisek, ona i Molly umyły naczynia i wraz z resztą osób posprzątały po kolacji. Następnie wszyscy umyli się i udali się do swoich pokoi. Daniel dzielił pokój z Arturem, a siostry Black, Molly i Marlena z Mary. Państwo Weasleyowie wyczarowali dodatkowe łóżka dla gości. Wszyscy, zbyt zmęczeni na jakiekolwiek rozmowy, natychmiast zasnęli.
Następnego dnia Mary obudził wesoły gwar. Otworzyła oczy i zobaczyła stos prezentów w nogach swojego łóżka. Spojrzała na swoje przyjaciółki. Wszystkie były zajęte rozpakowywaniem prezentów. Gdy podniosła pierwszy prezent, dziewczyny odwróciły się w jej stronę.
- Wesołych świąt! - powiedziała Andromeda.
- I nawzajem - mruknęła Mary. - Kiedy wstałyście?
- Niedawno - odpowiedziała Molly. - Nie spodziewałam się, że od twoich rodziców coś dostanę.
- Dziwisz się? - mruknęła Narcyza. - Wszystkie coś od nich dostałyśmy. Dziewczyny, urządzamy wieczorem pogaduchy?
- Doskonały pomysł! - odparła Marlena. - Będzie fajnie. Noc zwierzeń... Wiesz, Mary... Twój brat ma zabawne pomysły.
- Artur? - Mary akurat jego najmniej by podejrzewała o coś takiego.
- Nie. Billius. Fajne prezenty dostałyśmy od niego.
Mary wzięła paczkę od swojego najstarszego brata i rozpakowała ją. W środku były...
- Rękawice bokserskie? - Dziewczyna o mało nie wybuchnęła ze śmiechu. - To zupełna nowość...
- Ale praktyczne - zauważyła Andromeda. - Gdyby Malfoy cię zaczepiał, możesz założyć rękawice i przyłożyć mu z lewej i z prawej.
Dziewczyny wybuchnęły śmiechem. Nagle rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju wszedł Daniel.
- Cześć... - zaczął nieśmiało chłopak.
- O co chodzi? - spytała uprzejmie Marlena.
- Ja...
- Rozmawiałeś z moim bratem? - spytała ostro Mary.
- No... tak...
- A co ci powiedział, jeżeli chodzi o wstęp do TEGO pokoju?
- Że to może się dla mnie źle skończyć…
- Dokładnie. Więc spływaj stąd, inaczej nie ręczę za siebie.
- Okej - rzekł Daniel. Gdy wychodził, odwrócił się i dodał:
- Chciałem wam życzyć wesołych świąt.
Gdy wyszedł, Narcyza zwróciła się do Mary:
- Byłaś dla niego trochę wredna.
- Prawidłowo. My, dziewczyny, powinnyśmy takie być.
Oprócz rękawic bokserskich Mary i jej koleżanki dostały perfumy od Artura i Daniela (Molly posmutniała, gdy spojrzała na liścik od swojego byłego chłopaka, który głosił: Dla najpiękniejszej); od Jamesa, Syriusza, Remusa i Petera Mary dostała stos czekoladowych żab; Sev, Dorcas i John przysłali jej i Marlenie Fasolki Wszystkich Smaków Bertiego Botta oraz najsłodszą czekoladę z Miodowego Królestwa. Od Lily dostały książkę z różnymi przydatnymi zaklęciami (Na ludzi takich jak Potter - dopisała).
Resztę dnia domownicy spędzili na wspólnym spacerze po pobliskim lesie. Dziewczyny (wraz z Cedrellą), zaczęły obrzucać panów śnieżkami. Oni odpowiedzieli tym samym. Wieczorem bitwa zakończyła się wygraną pań. O dziewiątej wszyscy wrócili do domu cali mokrzy. Gdy się przebrali, Cedrella i Molly przygotowały kolację. Siostry Black wychwalały potrawy sporządzone przez Molly, dodając, że nawet ich domowe skrzaty nie dorównują jej do pięt. Artur próbował zagadnąć do niej, ale ona bez przerwy go unikała.
O dwunastej Weasleyowie i ich goście udali się do swoich pokoi. Gdy dziewczęta przebrały się w piżamy, Mary zapaliła lampkę przy swoim łóżku i wraz z resztą przyjaciółek usiadła na podłodze.
- To najpiękniejsze święta w moim życiu - westchnęła Narcyza. - Nie to co w domu.
- Taak - przyznała Andromeda. - Rodzice wciąż biadolą o kastracji mugolaków. Koszmar. Dziewczyny… Nie myślałyście nigdy o karierze piosenkarek?
- Dlaczego pytasz? - zdziwiła się Molly.
- Tak cudnie śpiewałyście na urodzinach dyrektora. Mogłybyście założyć zespół.
- Zespół? - żachnęła się Mary. - Coś ty! Jeszcze by nas wyśmiali. No dobra, głosy mamy dobre, ale na karierę jeszcze za wcześnie. Może za parę lat.
- Gdyby to było możliwe, to założyłabym zespół - odezwała się Molly. - Może koncerty pozwoliłyby mi zapomnieć o problemach.
- Może - mruknęła Mary. - A może nam o nich opowiesz? Ostatnio wydajesz się bardzo nieszczęśliwa. Artur powiedział mi, że rozstaliście się ze sobą. Byliście świetnie dobraną parą. Jak to się stało? Powiedz, będzie ci lżej.
Przez chwilę Molly wpatrywała się w swoje dłonie. Po minucie odezwała się:
- No dobrze... ale nie przerywajcie mi. Będzie mi łatwiej.
Zaczerpnęła powietrza i odparła:
- To się zaczęło podczas podróży do Hogwartu. Postanowiłam przedstawić Artura moim braciom. Spotkaliśmy ich w drugim wagonie. Weszliśmy do przedziału i oznajmiłam im, że Artur to mój chłopak... a oni... zrobili mi straszną awanturę. Oświadczyli, że nie będą tolerować, że moim chłopakiem jest zdrajca krwi. Byłam kompletnie zaskoczona! Oni nigdy się tak nie zachowywali. Zwykle nie zwracali uwagi na czystość krwi. Nie wiem, w co ich wstąpiło.
- Ucieszyłam się, gdy trafili do Ravenclawu - ciągnęła Molly. - Nie musiałam ich zaprowadzać do pokoju wspólnego i po drodze wysłuchiwać ich kazań na temat prawidłowego doboru chłopaków. Ale następnego dnia było gorzej. Spotkałam ich na trzecim piętrze, gdy wraz z bandą Belli Black znęcali się nad Arturem. Z pomocą Melindy i Cassidy oszołomiłam ich i wezwałam profesor McGonagall. Dała im szlaban i kazała nam odprowadzić Artura do skrzydła szpitalnego.  Gdy stamtąd wracałam, spotkałam Bellę. Chciała ze mną porozmawiać.  Poszłyśmy do pustej klasy i wszystkiego się dowiedziałam. Ona i jej banda  spotkali Fabiana i Gideona w pociągu i wmówili im brednie o zdrajcach krwi. Cały czas ich podpuszczali przeciwko Arturowi. Przekazała mi też ostrzeżenie. Kazała mi rozstać się z Arturem, inaczej skrzywdzi moich braci. Wiedziałam, że to nie są puste słowa. Wiecie, jaka ona jest. Nie mogłam do tego dopuścić. Nie mogłam... - Po policzkach spływały jej łzy. - Bella zakazała mi tego mówić komukolwiek, inaczej użyje Klątwy Cruciatus na moich braciach. Następnego dnia poszłam do Artura. Zrelacjonowałam mu rozmowę z Bellą. Stwierdziliśmy, że dla bezpieczeństwa Fabiana i Gideona powinniśmy się rozstać. Jednak on przyrzekł, że nigdy o mnie nie zapomni, i że będzie na mnie czekać. Do końca swoich dni.
Po tych słowach Molly rozpłakała się na dobre. Dziewczyny nie wiedziały, co powiedzieć, szczególnie Andromeda i Narcyza. Nie podejrzewały Belli o coś takiego. Znęcanie się nad Arturem i poniżanie go to jedno, a szantaż i groźba użycia Zaklęcia Niewybaczalnego to drugie. Trzeba coś z tym zrobić - stwierdziły w myślach siostry.
- Nie możesz ulegać Belli - oświadczyła Andromeda. - Ona nie ma prawa tobą rządzić!
- Ale co ja mam zrobić? - zaszlochała Molly.
- Iść do dyrektora - odparła Mary. - On może wszystko. Przekaże twoją informację Slughornowi, a on ukarze Bellę i jej kumpli… a w szczególności Bellę, bo w końcu to jej chory plan.  Poza tym, Artur cię kocha. Obiecał, że nigdy nie wyrzuci cię ze swojego serca. Olej Bellatriks i wróć do niego. Pokaż jej, że masz w nosie jej groźby i publicznie okazuj Arturowi swoją miłość.
Molly spojrzała Mary prosto w oczy. Widać w nich było zrozumienie. Po chwili do pokoju weszła Cedrella.
- Wszystko w porządku? Słyszałam czyjś płacz.
- Wszystko jest okej - mruknęła Marlena.
- To dobrze... ale kładźcie się już spać. Jest późno.
- Racja - mruknęła Narcyza, gdy matka Mary zamknęła drzwi. - Chodźmy spać.

*  *  *

Mary obudził czyjś szept. Przetarła oczy i wyszła z pokoju. Na schodach stali Artur i Molly. Mary usłyszała strzęp rozmowy:
- ...naprawdę tak powiedziała?
- Tak... i zgadzam się z nią. Nie mogę ulegać Belli. Poza tym... kocham cię. Nie chcę cię stracić.
- Ja ciebie też, kochanie.
Po chwili Mary usłyszała cmoknięcie, a za nim następne. Uśmiechnęła się i wróciła do pokoju.

*  *  *

Gdy Mary zeszła na śniadanie, zauważyła, że rodziców nie ma w domu. Usiadła obok Marleny i posmarowała tosta dżemem.

- Gdzie są mama i tata? - spytała Artura

- W pracy. Mary, mam do ciebie prośbę. Mogłabyś na parę godzin udać się z dziewczynami i Danielem do lasu. Billius zgodził się z wami pójść. Ja i Molly - objął dziewczynę ramieniem, a ona uśmiechnęła się do niego. On odwzajemnił jej uśmiech. - chcemy... eee... zostać na parę godzin sami.
   
- Nie ma sprawy. Za kwadrans nas nie ma.
   
Po śniadaniu Molly umyła naczynia i poszła wraz z Arturem życzyć reszcie miłego spaceru. Gdy zamknęli drzwi domu, Marlena szepnęła do Mary:
   
- Myślisz o tym samym, co ja?
   
- No jasne -  rzekła Mary i obie zachichotały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz