wtorek, 27 maja 2008

Rozdział 6


Rozdział 6

Jestem w ciąży


Nadszedł dzień powrotu do Hogwartu. Artur, Daniel i dziewczyny spakowali kufry dzień wcześniej, jednak musieli wyjechać później, gdyż Molly źle się poczuła. Podczas śniadania szybko popędziła do łazienki i zamknęła się w niej. Cedrella i Septymiusz martwili się, czym mogła się zatruć dziewczyna ich syna. Wszyscy jedli to samo i nic im nie było. Może to tylko chwilowe - pomyśleli.
Molly wyszła z łazienki około dziesiątej, mówiąc, że trochę ja zemdliło, ale już wszystko w porządku. Uspokojeni Weasleyowie szybko zagonili dzieciaki do samochodu i popędzili na dworzec. Na peron wpadli za pięć jedenasta. Państwo Weasleyowie i Billius szybko pożegnali się z resztą i zagonili ich do pociągu. Po chwili pociąg ruszył.
Podróż minęła dość spokojnie. Molly i Artur poszli do innego przedziału, a Daniel musiał się zadowolić towarzystwem dziewczyn. Nie odzywał się do nich, tylko przysłuchiwał się ich rozmowie i śmiał się razem z nimi. Gdy zaczynało się ściemniać, pociąg zaczął hamować. Dziewczęta i Daniel zdjęli kufry z półek i założyli na siebie szaty.
Gdy uczniowie wysiedli z pociągu, Mary i Marlena odnalazły wzrokiem swoich przyjaciół. Pożegnały się z siostrami Black i Danielem, po czym pobiegły przywitać się z Lily, Dorcas i Johnem. Uścisnęli się między sobą i zajęli jeden z powozów, które zawiozły ich do zamku. Całą drogę opowiadali sobie o spędzonych przez nich świętach. Gdy weszli do sali wejściowej, szybko udali się na kolację. Po przekroczeniu progu Wielkiej Sali, Lily, Dorcas i Mary pożegnały się  z Marleną i Johnem, po czym  poszły zająć miejsca przy stole Gryfonów. Usiadły naprzeciwko Jamesa, Petera i Syriusza.
- Cześć, chłopaki! - odparła entuzjastycznie Mary. - Gdzie zgubiliście Remusa?
- Hej, dziewczyny - przywitał się Syriusz. - Remusa nie było w pociągu.
- Jak to nie było go? - spytała zdziwiona Dorcas. - Chyba wiedział, kiedy wracamy do szkoły?
- No pewnie - żachnął się James. - Przecież to nie Peter, który wiecznie ma dziurę w pamięci! - Blondyn spojrzał na przyjaciela z wyrzutem. - Wybacz Pete, ale to prawda. W każdym razie, myślę, że nasz Remusek musiał zostać dłużej w domu. Miewa okresy, gdy fatalnie się czuje…
- Tak - odrzekła Mary. - Tylko że... Remus nigdy nam nie skarżył się na problemy zdrowotne. Powinniście z nim o tym pogadać.
James przytaknął, po czym zwrócił się do Lily:
- Jak ci minęły święta, Lily?
Rudowłosa nie odpowiedziała. Nałożyła sobie na talerz pieczonych ziemniaków i zaczęła je jeść.
- Powtórzę jeszcze raz. Jak ci minęły święta?
Lily nadal milczała. James tracił cierpliwość. Poczekał, aż dziewczyna jeść ziemniaki i nałoży sobie na talerz kiełbaski, i rzekł:
- To powiesz mi czy nie?
Jednak i tym razem nie uzyskał odpowiedzi. James stracił cierpliwość i ryknął:
- EVANS! TY ZAROZUMIAŁY KUJONIE, PODLIZUJĄCY SIĘ BEZ PRZERWY SLUGHORNOWI! ODPOWIADAJ!
Lily spojrzała na Jamesa wściekłym wzrokiem. Chwyciła puchar z sokiem dyniowym i wylała jego zawartość na głowę Gryfona. Odłożyła sztućce, po czym ruszyła w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Po drodze zatrzymał ją profesor Slughorn. Szepnął coś do Lily i podszedł do Mary, Dorcas i chłopaków.
- Panie Potter, jutro po lekcjach chcę pana widzieć w moim gabinecie. Musimy przedyskutować pański szlaban.
Gdy Slughorn odszedł, Dorcas szepnęła do kuzyna:
- No to się popisałeś…
- Nie moja wina, że Slughorn wszedł do sali! - syknął James. - Musiałem coś powiedzieć, aby Lily zareagowała.
- I zareagowała - odparła Mary. - Ale chyba nie tak, jak chciałeś?
- Jasne, że nie! Czemu ona nie może sie ze mną zaprzyjaźnić?
- Ja jej się nie dziwię - rzekła Dorcas. - Z twoim poczuciem humoru... Szkoda słów. - Zwróciła się do Mary. - Spędziliśmy razem święta. W Boże Narodzenie powtórzył twój numer z budzikiem. Myślałam, że mu urwę...
- Niepotrzebnie mu to zasugerowałaś - odpowiedziała Mary z uśmiechem na twarzy. - Może by tego nie zrobił, gdybyś mu dobitnie nie powiedziała, żeby nie powtarzał tego numeru.
- A może przynajmniej ty nam opowiesz, jak spędziłaś święta? - spytał ponuro James.
Mary opowiedziała jemu, Dorcas, Syriuszowi i Peterowi, jak spędziła święta (pominąwszy rozmowę z Molly). Chłopaki parsknęli śmiechem, gdy dowiedzieli się, co dostała od Billiusa. Następnie zabrali się do kolacji. Gdy wszystko zjedli, udali się do Wieży Gryffindoru. Po drodze Peter opowiadał im, jak spędził święta z matką. Mary szybko mu przerwała w obawie przed zanudzeniem słuchaczy.
- Syriuszu, a ty jak spędziłeś święta?
- Ja... zostałem w Hogwarcie.
- Dlaczego? - zdziwiła się Dorcas.
- Nie znoszę świąt w domu. Ciągłe biadolenie o miejscu naszej rodziny w hierarchii wartości. Żałosne.
- Czemu mi nie powiedziałeś, że zostajesz w szkole? - spytała Mary. - Gdybym wiedziała, to zaprosiłabym cię do siebie.
- Nie chciałem robić kłopotu. Tylko bym zawadzał…
- Nieprawda! Pomagałbyś w ścinaniu choinki, rozbawiałbyś nas podczas kolacji wigilijnej. Następnym razem jedziesz do nas na święta. Bezapelacyjnie.
- A jeśli nie będzie miejsca…
- Z tym nie będzie problemu - odparł Artur. Pierwszoroczni Gryfoni podskoczyli z wrażenia. Nie mieli pojęcia, od jak dawna szedł za nimi. - U nas jest bardzo dużo miejsca. Nasza mama odziedziczyła dom po ciotce Bercie, a ona była bardzo bogata. Inni Blackowie  wściekli się, gdy się o tym dowiedzieli, więc ciotka została wymazana z drzewa genealogicznego Blacków.
- A gdzie zgubiłeś Molly? - spytała Mary swojego brata
- Musiała pójść do pani Pomfrey. Rozbolał ją żołądek.
Gryfoni stanęli przed portretem Grubej Damy.
- Hasło?
- Bananowe ciasto - odrzekł Artur, po czym wraz z resztą wszedł do pokoju wspólnego.
Przed pójściem spać Mary miała natłok myśli. Rozmyślała o Molly i Remusa. Martwiła się o dziewczynę swojego brata. Rano źle się czuła i nikt nie wiedział dlaczego. Ciśnienie było w normie, a nie wyglądała na chorą. Co się mogło stać?
Mary nie rozumiała również, czemu martwi sie o Remusa. Przecież nie mógł przyjechać do szkoły w takcie choroby. Ale czy to cos poważnego? W ciągu ostatnich paru miesięcy chłopak znikał bardzo często. Co prawda, mówił, że czasem gorzej się czuje, ale to tylko jego wersja. Może prawda jest inna? Mroczna? Wstydliwa dla Remusa?

*  *  *

O wpół do dziewiątej Mary zeszła na śniadanie do Wielkiej Sali. Przy stole siedzieli już wszyscy jej przyjaciele. Gdy usiadła obok Lily, spojrzała na chłopców. Remusa wciąż nie było. Uśmiechnęła się bez żadnego entuzjazmu i nałożyła sobie na talerz trochę jajecznicy.

Dziesięć minut przed dziewiątą pierwszoroczni Gryfoni udali się na lekcję eliksirów. Kątem oka Mary zobaczyła, że Molly i Artur też postanowili udać się na lekcje. Jednak nie to było ciekawe. Gdy skierowali się do wyjścia z Wielkiej Sali, od stołu Ślizgonów wstali Malfoy, Bella oraz Lestrange'owie i poszli za parą. Mary postanowiła nieco zwolnić.
   
W sali wejściowej zobaczyła, jak Molly i Artur kierują się w stronę błoni. Po chwili rozległ się gwizd. Gryfoni odwrócili się. To Rufus zagwizdał.
   
- Zapomniałaś o naszej umowie, Prewett? - krzyknęła Bella z szyderczym uśmiechem.
   
Molly nie wiedziała, co robić. Rozejrzała się po sali. Zauważyła Mary, a ta zachęcająco kiwnęła głową. Molly uśmiechnęła się i pocałowała Artura, a on odwzajemnił jej pocałunek.
   
Ślizgonom szczęki opadły ze zdziwienia. Nie wiedzieli, że ta Prewett będzie taka głupia. Wyglądało na to, że nie zależy jej na swoich braciach. Natomiast Mary czuła w sercu rozpierającą dumę. Była zadowolona z tego, że Molly w końcu postawiła się Belli i jej bandzie.
   
Bellatriks wyprostowała się i podeszła do Molly i Artura. Mary zrobiła to samo.

- Nie zależy ci na braciach?! - ryknęła Ślizgonka, plując na Artura. - Naprawdę masz ich w nosie? Proszę bardzo! Sama tego chciałaś! Zobaczymy, jak długo wytrzymają...
   
- Weź się ogarnij, Black! - żachnęła się Mary. Molly, Artur, Bella i reszta Ślizgonów spojrzeli na nią. - To się robi nudne. Tylko na tyle cię stać? Doprawdy, jesteś żałosna! Z twoimi żartami nawet do kabaretu by cię nie przyjęli. I zrób coś z twarzą! Cała ci się łuszczy! Idź do pani Pomfrey. Ona ma jakieś toniki na takie przypadki. Ach, i umyj w końcu włosy, bo kleją ci się od łoju, kuzyneczko.
   
Ostatnie słowo powiedziała bardzo wyraźnie, by zbiegowisko w sali wejściowej dobrze usłyszało, że ona i Bella są ze sobą spokrewnione. Rozległy się pojedyncze śmiechy, jednak szybko umilkły, gdy Bella obrzuciła zebranych morderczym spojrzeniem. Następnie okręciła się na pięcie i pobiegła w stronę marmurowych schodów, a jej banda tuz za nią. Mary, uśmiechając się do siebie z satysfakcją, ruszyła w stronę lochów. Weszła do klasy równo z resztą uczniów. Zajęła miejsce obok Lily i Dorcas, a chłopcy usiedli dalej. Dziewczęta co jakiś czas rzucały w stronę Mary przerażone spojrzenia. Nie sądziły, że ich przyjaciółka odważy się publicznie poniżyć Bellatriks Black. Miały przeczucie, że nie ujdzie jej to płazem i już wkrótce Bella się zemści na Mary. Jednakże ich rozważania przerwał głos profesora Slughorna:
   
- Na dzisiejszej lekcji sporządzimy eliksir pieprzowy. Jak wszyscy wiecie, jest on stosowany przy przeziębieniach. Składniki są w szafkach, a instrukcja na tablicy. Macie na to dwie godziny.
   
Nie było potrzeby przedłużać czasu, gdyż wszyscy skończyli sporządzać eliksir przed końcem drugiej godziny eliksirów. Slughorn przeszedł się po klasie i obejrzał wszystkie wywary. Gdy to uczynił, zaczerpnął powietrza i oświadczył:
   
- Dzisiejszy eliksir był jednym z najłatwiejszych, Jednak widzę, że nie wszyscy sporządzili go prawidłowo. - Jego wzrok padł na Petera. - Jednak są pewne osoby, które trzeba wyróżnić za bezbłędne uwarzenie wywaru. Więc... dziesięć punktów dla pana Severusa Snape'a. Doskonale, mój chłopcze. Oby tak dalej. Dziesięć punktów dla panny Weasley. - Mary zarumieniła się. - Moja droga, mówiąc szczerze, z dnia na dzień twoje wywary są coraz lepsze. Zastanów się nad karierą uzdrowiciela. Dziesięć punktów  dla panny Baddock…  dla panienek Vance... i dla panny Evans, oczywiście. - Slughorn spojrzał na Lily i uśmiechnął się do niej. -  Mam przeczucie, że twoje dzieci odziedziczą po tobie talent do sporządzania eliksirów. No, możecie już iść… Pan Potter zostaje! - dodał Slughorn chłodnym tonem.
    
Wszyscy, prócz Jamesa i Slughorna, opuścili lochy i udali się na błonia. Jednak Mary została. Zauważyła przy drzwiach Wielkiej Sali Molly, machającą do niej. Podeszła do niej.
   
- O co chodzi?
   
- Postanowiłam pójść do Dumbledore’a - oświadczyła Molly drżącym głosem. - No wiesz... W sprawie Belli. Jednak głupio jest mi iść samej...
   
- Mogę z tobą pójść.

Molly uśmiechnęła się i wraz z Mary ruszyła w stronę marmurowych schodów. Po dziesięciu minutach (za każdym razem schody się zmieniały) dziewczęta stanęły przed kamienną chimerą.

- Owocowe żelki - odparła Molly.
   
Chimera ożyła i odskoczyła na bok. Za chimerą było tajne przejście. Gryfonki weszły do środka i pojawiły się spiralne, ruchome schody. Jechały spiralą do góry, aż schody zatrzymały się i ukazały się drzwi z mosiężną kołatką w kształcie gryfa. Molly zapukała kołatką trzy razy. Gdy ona i Mary usłyszały, żeby weszły, otworzyła drzwi.
   
Gabinet dyrektora był wielki i okrągły. Słychać było dziwne odgłosy, wydawane z dziwnych, srebrnych instrumentów. Ściany były obwieszone portretami byłych dyrektorów Hogwartu, którzy drzemali sobie w ramach. Na biurku leżała Tiara Przydziału, a za nim siedział Albus Dumbledore.
   
- Witajcie. W czym mogę pomóc?
   
Molly spojrzała na Mary, a ta uśmiechnęła się do niej i kiwnęła zachęcająco głową. Molly zaczerpnęła powietrza i opowiedziała dyrektorowi wszystko, co zaplanowała Bella. Gdy skończyła swoją opowieść, Dumbledore odpowiedział:
   
- Dziękuję ci, że mi o tym powiedziałaś. Jeszcze dzisiaj zwołam zebranie opiekunów domów i naradzimy się, co dalej robić. Musimy działać ostrożnie, gdyż nie wiadomo, do czego może się posunąć panna Black.
   
- Dziękuję... - Molly zachwiała się i przytrzymała się o blat biurka. Po chwili zemdlała.
   
- Molly! - krzyknęła Mary i ukucnęła obok niej. Próbowała ją ocucić. - Molly! Słyszysz mnie?
   
Dumbledore podszedł do niej i ukucnął tuż obok. Wyciągnął różdżkę i wycelował w pierś Molly.
   
- Enervate!
  
 Molly otworzyła oczy. Powoli próbowała wstać.  Dyrektor i Mary zrobili to samo.
   
- Nic ci nie jest?
   
- Nie... Po prostu... zasłabłam...
   
- Zaprowadź Molly do skrzydła szpitalnego - odrzekł Dumbledore do Mary.
   
Mary posłuchała go i udała się z Molly do pielęgniarki. Po jakichś dziesięciu minutach stanęły przed drzwiami skrzydła szpitalnego. Pani Pomfrey zaprosiła je do środka. Gdy Molly usiadła na łóżku, pielęgniarka spytała:
   
- Co się stało, panno Prewett?
   
- Zasłabłam... Ale już mi lepiej...
   
- Zjedz to. - Pani Pomfrey dala jej tabliczkę czekolady. - Dobrze ci zrobi. - Po tych słowach spojrzała na Mary ciepłym wzrokiem. - Możesz poczekać na zewnątrz? Muszę ją przebadać. Mogła złapać jakiegoś wirusa.
   
Mary zgodziła się i wyszła z sali. Chodziła po całej długości korytarza. Po paru minutach zaczynała się niecierpliwić. Co tak długo? Te badania za długo trwają. Może Molly zachorowała na coś poważnego? Nie... Inaczej ona też by była chora... Chyba…
   
Gdy miała już paradować do środka, drzwi skrzydła szpitalnego otworzyły się i pojawiła się Molly.  Miała kamienną twarz.
   
- I jak? – zapytała Mary. - Co ci dolega?
   
Molly zamknęła drzwi i oparła się o nie.
   
- Nic... Ale...
   
- Ale co?
   
Molly zaczerpnęła powietrza i odparła:
   
- Ja... jestem w ciąży...

sobota, 10 maja 2008

Rozdział 5


Rozdział 5

Nie chcę cię stracić


- Nie mogę uwierzyć, że ją do tego przekonałaś! - oznajmił Artur swojej siostrze następnego dnia. - Mnie nie chciała słuchać.
- Nigdy nie zrozumiesz dziewczyn - odparła Mary. - Czasem faceci nas nie przekonają do niczego, ale inna dziewczyna może zdziałać cuda.
- Jeszcze raz bardzo ci dziękuję. Poinformujesz o tym rodziców?
- Nie trzeba. Wczoraj wieczorem napisałam do nich, że Molly przyjedzie do nas na święta.
- To świetnie! Mam nadzieję, że zgodzą się, żeby przyjechała.
- Nie martw się - rzekła Mary. - Przecież oni ją lubią. Na pewno się zgodzą.
Dwa dni później Hera – płomykówka Mary - przyniosła list od państwa Weasleyów.  Gryfonka znalazła brata na błoniach i powiedziała mu, że rodzice przysłali list. Ten kiwnął głową i, wraz z siostrą, udał się do pokoju wspólnego. Usiedli przy kominku i zaczęli czytać:

   
Kochane dzieci,
Z przyjemnością spędzimy tegoroczne święta wraz z Molly. Mamy nadzieję, że jej rodzice o tym wiedzą.
Możecie zaprosić na święta jeszcze paru przyjaciół. Mamy dużo miejsca w domu, jakoś się pomieścimy.
Nie będziemy Was pytać, jak Wam idzie nauka,  bo niedługo się spotkamy.
Całusy przysyłają

Rodzice


- Możemy jeszcze kogoś zaprosić na święta? - zapytał Artur. - To się dobrze składa.
- Co masz na myśli?
- Rodzice Daniela wyjeżdżają na narty, a on ich nie znosi… nart, rzecz jasna. Miałem go do nas zaprosić...
 - Mówisz o Danielu Jonesie?
- Tak.
- Niech no tylko przekroczy próg mojego pokoju, a gorzko tego pożałuje! - oznajmiła buntowniczo Mary. - Wiesz, jaka jestem.
- W takim razie też kogoś zaproś na święta - stwierdził Artur.
- Ciekawe, kogo? Wszyscy wyjeżdżają do domów. Z wyjątkiem Severusa. Oznajmił, że nie ma zamiaru psuć sobie świąt ciągłymi kłótniami swoich rodziców. Prosił, żebyśmy go ze sobą nie zabierali. Woli je spędzić w Hogwarcie.
- A co z tą dziewczyną, która śpiewała solówkę na urodzinach dyrektora?
- Chodzi ci o Marlenę? Szczerze... to nie wiem. Wiesz, poszukam ją i spytam o to.
Po tych słowach wyszła z Wieży Gryffindoru i udała się do Wielkiej Sali. Jednak Marlenę spotkała już w sali wejściowej. Mary podeszła do niej.
- Cześć. Słuchaj, Marlena... Wyjeżdżasz do domu na święta?
- Nie - odparła Krukonka. - Właśnie dostałam list od rodziców. Napisali, że wyjeżdżają do Chorwacji na konferencję w sprawie ograniczeniu praw dementorów.
- Co? - zdziwiła się Mary. - Jak można w święta wyjeżdżać na spotkania służbowe?
- Najwyraźniej można - mruknęła ponuro Marlena. - Szukam profesor McGonagall, żeby zapisać się na listę osób, które zostają w Hogwarcie...
- Daj spokój! - żachnęła się Mary. - Mam lepszy pomysł. Możesz pojechać do mnie na święta.
- Nie chcę...
- To żaden problem. Będzie dużo miejsca. Poza tym, będzie też Molly.
- Serio? - spytała Marlena z nutą optymizmu. - To będzie fajnie. Okej, jadę.
Nagle podeszły do nich Narcyza i Andromeda.
- Mary, mamy do ciebie prośbę - odparła młodsza siostra Black.
- Tak?
- Chciałybyśmy przyjechać do ciebie na święta - odparła Andromeda.
- A co na to wasi rodzice... i Bella?
- Napisałyśmy do rodziców, że zostajemy w Hogwarcie w celu douczenia się do egzaminów. Wiecie, jestem na piątym roku, więc rodzicom napisałam, że bardziej przygotuję sie do sumów, a Narcyza dopisała, że musi napisać długie wypracowanie o wilkołakach na obronę przed czarną magią.
- A co na to Bella? - spytała z niepokojem Mary.
- Nic - odrzekła Narcyza. - Stwierdziła tylko, że od tej nauki zostaniemy kujonkami.
- Nie ma sprawy. Napiszę do rodziców, że przyjedziecie do nas na święta. Będą szczęśliwi. Mama chciała was poznać. Poza tym, będą też Marlena i Molly.
- Ekstra! - odparła Andromeda. - W nocy możemy  urządzać sobie pogaduchy!
Następnego dnia Mary napisała do rodziców, kto przyjedzie jeszcze z nimi na święta. Tak jak się spodziewała, państwo Weasleyowie bardzo się ucieszyli na wieść, że Andromeda i Narcyza również przyjadą. Zapewnili, że wszystko przygotują jak należy.
Po urodzinach Dumbledore'a wszyscy podziwiali uzdolnienia wokalne Mary, Narcyzy, Marleny i Molly. Nauczyciele wróżyli im karierę piosenkarską, a niektórzy uczniowie biegali za nimi z prośbami o autograf. One jednak nie sądziły, że zrobią karierę w show-biznesie. Jednak los może przynieść im wiele niespodzianek, jak to podkreślał profesor Flitwick.
W trakcie pobytu w Hogwarcie Mary i jej przyjaciele zauważyli, że Remus przynajmniej raz na miesiąc znika na parę dni ze szkoły, nie mówiąc o tym nikomu. James, Syriusz i Peter próbowali się czegoś dowiedzieć na ten temat, lecz on tłumaczył się problemami zdrowotnymi i nie chciał wdawać się w szczegóły. Co prawda, próbowali naciskać, lecz Mary, Lily i Dorcas ich pohamowały. Były pewne, że gdy Remus będzie chciał im coś na ten temat powiedzieć, to powie. Trzeba dać mu tylko trochę czasu.
Na początku grudnia Hogwart obudził się przykryty białą kołdrą.  Uczniowie bardzo się z tego ucieszyli. Urządzali sobie bitwy na śnieżki, lepili bałwana, zasypywali nauczycieli warstwami śniegu. James i Syriusz zaczarowali śniegowe kule tak, aby wszędzie latały za Severusem i waliły go po głowie. Robiliby to do przerwy świątecznej, gdyby nie interwencja Lily. Użyła Zaklęcia Lewitacji i  zasypała Gryfonów dwutonową warstwą śniegu. Po dwóch godzinach odkopał ich Hagrid i zabrał ich do skrzydła szpitalnego. Przez dwa tygodnie musieli zażywać eliksir pieprzowy, żeby wykurować się z przeziębienia.

*  *  *

Septymiusz i Cedrella byli bardzo szczęśliwi, goszcząc na święta Andromedę i Narcyzę. Bardzo chcieli poznać córki Cygnusa i Druelli, ale z powodu związania się z Septymiuszem, Blackowie robili wszystko, aby zapomnieć, że Cedrella kiedykolwiek należała do ich rodziny. Jednak sam widok Andromedy i Narcyzy uszczęśliwiał państwa Weasleyów. Mary im sprawiła prawdziwy prezent gwiazdkowy!
Nadszedł dzień Wigilii Bożego Narodzenia. Cały dzień Weasleyowie i ich goście brali udział w przygotowaniach do tego wieczoru. Siostry Black, Mary, Marlena, Molly i Cedrella przyrządzały potrawy wigilijne, a gdy panowie przynieśli do domu choinkę, pomogły im ją ubrać. Podczas kolacji Cedrella wyczarowała złote gwiazdki, które latały po całym domu, a Septymiusz włączył radio. Akurat jakaś czarownica śpiewała Cichą Noc. Reszta domowników dołączyła do niej. Po śpiewaniu kolęd Celestyna Warbeck, młoda piosenkarka, zaczęła śpiewać ulubioną piosenkę Molly: Wyczarowałeś ze mnie serce. Artur co chwilę zerkał na swoją byłą dziewczynę, ale gdy ich spojrzenia spotykały się ze sobą, natychmiast odwracali od siebie wzrok.
Przy stole wszyscy byli zajęci rozmową. Państwo Weasleyowie rozmawiali ze swoimi siostrzenicami, Artur z Danielem,  Molly z Billiusem, a Mary z Marleną. Gdy Narcyza opróżniła ostatni półmisek, ona i Molly umyły naczynia i wraz z resztą osób posprzątały po kolacji. Następnie wszyscy umyli się i udali się do swoich pokoi. Daniel dzielił pokój z Arturem, a siostry Black, Molly i Marlena z Mary. Państwo Weasleyowie wyczarowali dodatkowe łóżka dla gości. Wszyscy, zbyt zmęczeni na jakiekolwiek rozmowy, natychmiast zasnęli.
Następnego dnia Mary obudził wesoły gwar. Otworzyła oczy i zobaczyła stos prezentów w nogach swojego łóżka. Spojrzała na swoje przyjaciółki. Wszystkie były zajęte rozpakowywaniem prezentów. Gdy podniosła pierwszy prezent, dziewczyny odwróciły się w jej stronę.
- Wesołych świąt! - powiedziała Andromeda.
- I nawzajem - mruknęła Mary. - Kiedy wstałyście?
- Niedawno - odpowiedziała Molly. - Nie spodziewałam się, że od twoich rodziców coś dostanę.
- Dziwisz się? - mruknęła Narcyza. - Wszystkie coś od nich dostałyśmy. Dziewczyny, urządzamy wieczorem pogaduchy?
- Doskonały pomysł! - odparła Marlena. - Będzie fajnie. Noc zwierzeń... Wiesz, Mary... Twój brat ma zabawne pomysły.
- Artur? - Mary akurat jego najmniej by podejrzewała o coś takiego.
- Nie. Billius. Fajne prezenty dostałyśmy od niego.
Mary wzięła paczkę od swojego najstarszego brata i rozpakowała ją. W środku były...
- Rękawice bokserskie? - Dziewczyna o mało nie wybuchnęła ze śmiechu. - To zupełna nowość...
- Ale praktyczne - zauważyła Andromeda. - Gdyby Malfoy cię zaczepiał, możesz założyć rękawice i przyłożyć mu z lewej i z prawej.
Dziewczyny wybuchnęły śmiechem. Nagle rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju wszedł Daniel.
- Cześć... - zaczął nieśmiało chłopak.
- O co chodzi? - spytała uprzejmie Marlena.
- Ja...
- Rozmawiałeś z moim bratem? - spytała ostro Mary.
- No... tak...
- A co ci powiedział, jeżeli chodzi o wstęp do TEGO pokoju?
- Że to może się dla mnie źle skończyć…
- Dokładnie. Więc spływaj stąd, inaczej nie ręczę za siebie.
- Okej - rzekł Daniel. Gdy wychodził, odwrócił się i dodał:
- Chciałem wam życzyć wesołych świąt.
Gdy wyszedł, Narcyza zwróciła się do Mary:
- Byłaś dla niego trochę wredna.
- Prawidłowo. My, dziewczyny, powinnyśmy takie być.
Oprócz rękawic bokserskich Mary i jej koleżanki dostały perfumy od Artura i Daniela (Molly posmutniała, gdy spojrzała na liścik od swojego byłego chłopaka, który głosił: Dla najpiękniejszej); od Jamesa, Syriusza, Remusa i Petera Mary dostała stos czekoladowych żab; Sev, Dorcas i John przysłali jej i Marlenie Fasolki Wszystkich Smaków Bertiego Botta oraz najsłodszą czekoladę z Miodowego Królestwa. Od Lily dostały książkę z różnymi przydatnymi zaklęciami (Na ludzi takich jak Potter - dopisała).
Resztę dnia domownicy spędzili na wspólnym spacerze po pobliskim lesie. Dziewczyny (wraz z Cedrellą), zaczęły obrzucać panów śnieżkami. Oni odpowiedzieli tym samym. Wieczorem bitwa zakończyła się wygraną pań. O dziewiątej wszyscy wrócili do domu cali mokrzy. Gdy się przebrali, Cedrella i Molly przygotowały kolację. Siostry Black wychwalały potrawy sporządzone przez Molly, dodając, że nawet ich domowe skrzaty nie dorównują jej do pięt. Artur próbował zagadnąć do niej, ale ona bez przerwy go unikała.
O dwunastej Weasleyowie i ich goście udali się do swoich pokoi. Gdy dziewczęta przebrały się w piżamy, Mary zapaliła lampkę przy swoim łóżku i wraz z resztą przyjaciółek usiadła na podłodze.
- To najpiękniejsze święta w moim życiu - westchnęła Narcyza. - Nie to co w domu.
- Taak - przyznała Andromeda. - Rodzice wciąż biadolą o kastracji mugolaków. Koszmar. Dziewczyny… Nie myślałyście nigdy o karierze piosenkarek?
- Dlaczego pytasz? - zdziwiła się Molly.
- Tak cudnie śpiewałyście na urodzinach dyrektora. Mogłybyście założyć zespół.
- Zespół? - żachnęła się Mary. - Coś ty! Jeszcze by nas wyśmiali. No dobra, głosy mamy dobre, ale na karierę jeszcze za wcześnie. Może za parę lat.
- Gdyby to było możliwe, to założyłabym zespół - odezwała się Molly. - Może koncerty pozwoliłyby mi zapomnieć o problemach.
- Może - mruknęła Mary. - A może nam o nich opowiesz? Ostatnio wydajesz się bardzo nieszczęśliwa. Artur powiedział mi, że rozstaliście się ze sobą. Byliście świetnie dobraną parą. Jak to się stało? Powiedz, będzie ci lżej.
Przez chwilę Molly wpatrywała się w swoje dłonie. Po minucie odezwała się:
- No dobrze... ale nie przerywajcie mi. Będzie mi łatwiej.
Zaczerpnęła powietrza i odparła:
- To się zaczęło podczas podróży do Hogwartu. Postanowiłam przedstawić Artura moim braciom. Spotkaliśmy ich w drugim wagonie. Weszliśmy do przedziału i oznajmiłam im, że Artur to mój chłopak... a oni... zrobili mi straszną awanturę. Oświadczyli, że nie będą tolerować, że moim chłopakiem jest zdrajca krwi. Byłam kompletnie zaskoczona! Oni nigdy się tak nie zachowywali. Zwykle nie zwracali uwagi na czystość krwi. Nie wiem, w co ich wstąpiło.
- Ucieszyłam się, gdy trafili do Ravenclawu - ciągnęła Molly. - Nie musiałam ich zaprowadzać do pokoju wspólnego i po drodze wysłuchiwać ich kazań na temat prawidłowego doboru chłopaków. Ale następnego dnia było gorzej. Spotkałam ich na trzecim piętrze, gdy wraz z bandą Belli Black znęcali się nad Arturem. Z pomocą Melindy i Cassidy oszołomiłam ich i wezwałam profesor McGonagall. Dała im szlaban i kazała nam odprowadzić Artura do skrzydła szpitalnego.  Gdy stamtąd wracałam, spotkałam Bellę. Chciała ze mną porozmawiać.  Poszłyśmy do pustej klasy i wszystkiego się dowiedziałam. Ona i jej banda  spotkali Fabiana i Gideona w pociągu i wmówili im brednie o zdrajcach krwi. Cały czas ich podpuszczali przeciwko Arturowi. Przekazała mi też ostrzeżenie. Kazała mi rozstać się z Arturem, inaczej skrzywdzi moich braci. Wiedziałam, że to nie są puste słowa. Wiecie, jaka ona jest. Nie mogłam do tego dopuścić. Nie mogłam... - Po policzkach spływały jej łzy. - Bella zakazała mi tego mówić komukolwiek, inaczej użyje Klątwy Cruciatus na moich braciach. Następnego dnia poszłam do Artura. Zrelacjonowałam mu rozmowę z Bellą. Stwierdziliśmy, że dla bezpieczeństwa Fabiana i Gideona powinniśmy się rozstać. Jednak on przyrzekł, że nigdy o mnie nie zapomni, i że będzie na mnie czekać. Do końca swoich dni.
Po tych słowach Molly rozpłakała się na dobre. Dziewczyny nie wiedziały, co powiedzieć, szczególnie Andromeda i Narcyza. Nie podejrzewały Belli o coś takiego. Znęcanie się nad Arturem i poniżanie go to jedno, a szantaż i groźba użycia Zaklęcia Niewybaczalnego to drugie. Trzeba coś z tym zrobić - stwierdziły w myślach siostry.
- Nie możesz ulegać Belli - oświadczyła Andromeda. - Ona nie ma prawa tobą rządzić!
- Ale co ja mam zrobić? - zaszlochała Molly.
- Iść do dyrektora - odparła Mary. - On może wszystko. Przekaże twoją informację Slughornowi, a on ukarze Bellę i jej kumpli… a w szczególności Bellę, bo w końcu to jej chory plan.  Poza tym, Artur cię kocha. Obiecał, że nigdy nie wyrzuci cię ze swojego serca. Olej Bellatriks i wróć do niego. Pokaż jej, że masz w nosie jej groźby i publicznie okazuj Arturowi swoją miłość.
Molly spojrzała Mary prosto w oczy. Widać w nich było zrozumienie. Po chwili do pokoju weszła Cedrella.
- Wszystko w porządku? Słyszałam czyjś płacz.
- Wszystko jest okej - mruknęła Marlena.
- To dobrze... ale kładźcie się już spać. Jest późno.
- Racja - mruknęła Narcyza, gdy matka Mary zamknęła drzwi. - Chodźmy spać.

*  *  *

Mary obudził czyjś szept. Przetarła oczy i wyszła z pokoju. Na schodach stali Artur i Molly. Mary usłyszała strzęp rozmowy:
- ...naprawdę tak powiedziała?
- Tak... i zgadzam się z nią. Nie mogę ulegać Belli. Poza tym... kocham cię. Nie chcę cię stracić.
- Ja ciebie też, kochanie.
Po chwili Mary usłyszała cmoknięcie, a za nim następne. Uśmiechnęła się i wróciła do pokoju.

*  *  *

Gdy Mary zeszła na śniadanie, zauważyła, że rodziców nie ma w domu. Usiadła obok Marleny i posmarowała tosta dżemem.

- Gdzie są mama i tata? - spytała Artura

- W pracy. Mary, mam do ciebie prośbę. Mogłabyś na parę godzin udać się z dziewczynami i Danielem do lasu. Billius zgodził się z wami pójść. Ja i Molly - objął dziewczynę ramieniem, a ona uśmiechnęła się do niego. On odwzajemnił jej uśmiech. - chcemy... eee... zostać na parę godzin sami.
   
- Nie ma sprawy. Za kwadrans nas nie ma.
   
Po śniadaniu Molly umyła naczynia i poszła wraz z Arturem życzyć reszcie miłego spaceru. Gdy zamknęli drzwi domu, Marlena szepnęła do Mary:
   
- Myślisz o tym samym, co ja?
   
- No jasne -  rzekła Mary i obie zachichotały.