Rozdział 3
Rozmowa
Pierwsze
poranne promyki słońca obudziły Mary. Pech chciał, żeby zajęła łóżko, gdzie
najmocniej świeci słońce. Uznawszy, że dalsze spanie nie ma sensu, młoda
Gryfonka wstała, wzięła swoją szatę i weszła do łazienki. Po paru minutach
wyszła z niej ubrana w strój z barwami Gryffindoru. W kieszeni szaty znalazła
list od profesor McGonagall, w którym były podane godziny posiłków. Mary
spojrzała na swoje przyjaciółki. Wszystkie spały. Zerknęła na zegarek. Było za
dziesięć ósma. Rudowłosa ustawiła budzik na ósmą dziesięć i położyła go tuż
przy uchu Dorcas. Dziewczyna zachichotała i wyszła z dormitorium.
Mary miała
pewien problem w znalezieniu Wielkiej Sali. Co chwilę schody przesuwały się na
inne miejsce. Po jakichś piętnastu minutach przekroczyła próg sali. Gdy weszła,
śniadanie było na stołach. Nauczyciele już siedzieli przy swoim stole, Ślizgonów
i Puchonów jeszcze nie było, a przy stole Krukonów siedzieli Marlena i
John. Gdy zobaczyli Mary, pomachali do niej. Rudowłosa spojrzała na swój stół.
Siedział tam tylko jeden uczeń. Na jego widok serce dziewczyny zaczęło bić
coraz szybciej. To był... James Potter! Kuzyn Dorcas! Mary bała się tego
spotkania. Odkąd mrugnął do niej podczas Ceremonii Przydziału, obawiała się, że
próbuje ją poderwać. Artur ostrzegał ją, że męska część szkoły może z nią
flirtować, żeby się potem nad nią znęcać ze względu na jej pochodzenie. Ale przecież Artur nie musi mieć racji -
pomyślała. Bez wahania podeszła do stołu Gryfonów i usiadła obok Jamesa.
- Cześć -
przywitała się Mary. - Mam na imię Mary Weasley.
James
spojrzał na rudowłosą swoimi orzechowymi oczami. Po chwili uśmiechnął się i
odparł:
- Miło mi cię
poznać. Jestem James Potter. Dorcas to moja kuzynka.
- Wiem.
Mówiła mi…
- Sądzisz, że
Lily polubiłaby mnie? - wypalił James.
- Lily? -
spytała Mary. Nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. - Wiesz... Nie sądzę. To
znaczy... - James spuścił ponuro głowę. - Z tego co mówiła, wywnioskowałam, że
nie polubiła cię, ale może to się zmienić. Wystarczy, że nie będziesz dokuczał
jej i Seve...
Nie
dokończyła zdania, bo rozległ się czyjś krzyk:
- MARY
WEASLEY, JUŻ NIE ŻYJESZ!
Nauczyciele,
Mary, James, Marlena i John utkwili wzrok na wejściu do Wielkiej. Po chwili do
środka wpadła wściekła Dorcas. Zatrzymała się przy Mary i zaczęła się
wydzierać:
- CZY
TOBIE MÓZG WYSSAŁO?! CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ?! MYŚLAŁAŚ, ŻE TO BĘDZIE ZABAWNE?!
- Myślałam,
że nie obudzicie się na śniadanie - mruknęła Mary, szczerząc zęby. - Nastawiłam
wam budzik...
- A po co
położyłaś go przy mojej głowie? - spytała Dorcas ciszej, żeby któryś z
nauczycieli nie podszedł do nich.
- No... ale
przecież wstałaś...
- Nawet James
czegoś takiego mi nie zrobił. - Dorcas uspokoiła się i usiadła obok swojej
przyjaciółki. Zauważyła Jamesa. - O, widzę, że się zaprzyjaźniliście...
Ostrzegam cię, kuzynie. - Zwróciła się do Jamesa. - Wytniesz mi taki
numer w wakacje, a gorzko tego pożałujesz!
Mary i James
ryknęli śmiechem. Dorcas przewróciła oczami i nalała sobie soku dyniowego
do pucharu.
W Wielkiej
Sali zaczęli zbierać się uczniowie. Kwadrans przed dziewiątą, gdy w jadalni
było pełno uczniów, opiekunowie domów zaczęli rozdawać im rozkłady zajęć. Gdy
profesor McGonagall dała plan pierwszorocznym Gryfonom, Lily powiedziała:
- Mamy teraz
zaklęcia. Lepiej wróćmy do Wieży Gryffindoru po książki.
- Później
mamy transmutację i zielarstwo z Puchonami - odparł James i uśmiechnął się do
Lily. Ona jednak odwróciła się od niego. Chłopak w ponurym nastroju wyszedł z
Wielkiej Sali.
- Nie dasz mu
żadnej szansy? - spytała ostrożnie Mary.
- Nie -
odparła krótko Lily i wyszła z jadalni.
- Minie sporo
czasu, zanim się do niego przekona - mruknęła cicho Dorcas.
- Co masz na
myśli? - zapytała Mary.
- No wiesz,
kto się czubi, ten się lubi - odpowiedziała brunetka. - Jednak widząc ich
relacje, to musiałby się zdarzyć cud, aby Lily traktowała lepiej Jamesa.
- Racja -
odezwał się Syriusz. Dziewczyny odwróciły się do niego. - Gdy weszliśmy do
dormitorium, James mówił tylko o niej. Biedak. A tak w ogóle, jestem Syriusz
Black.
- Bardzo mi
miło - odpowiedziała Dorcas i wyciągnęła do niego rękę. - Ja jestem Dorcas
Meadowes, a to jest Mary Weasley.
Syriusz
wyciągnął rękę do Mary, jednak dziewczyna nie uścisnęła jej. Gryfon spojrzał na
nią zdziwionym spojrzeniem.
- Co jest?
- Nie rozumiem
cię. Przecież należysz do rodziny Blacków. Oni nienawidzą zdrajców krwi.
- Proszę, nie
wspominaj o mojej rodzinie - odrzekł Syriusz i zarumienił się. - Brzydzę się ich.
Oni i ich chore tradycje... Nienawidzę tego. Nieważne, czy jesteś czystej krwi,
czy też nie. Ważne jest twoje wnętrze.
Mary
zamyśliła się. Nigdy nie słyszała, żeby chłopak mówił takie rzeczy.
Spodziewałaby się tego po dziewczynie, ale on... Wydawał się czuły, troskliwy.
- Na razie
tylko ty, kuzynie, nie jesteś do mnie wrogo nastawiony - stwierdziła Mary,
uśmiechając się do Syriusza.
- Kuzynie?
- Tak -
odpowiedziała Mary. - Jestem córką Septymiusza i Cedrelli Weasley.
- Super! Jesteś
moją drugą kuzynką, która nie ma świra na punkcie czystości krwi! Właśnie...
Andromeda chciała się z tobą widzieć. Chce z tobą porozmawiać. Będzie na ciebie
czekać w bibliotece w trakcie drugiego śniadania.
Mary była
kompletnie zaskoczona. Po spotkaniu z siostrami Black stwierdziła, że one
najchętniej zadźgałyby ją nożem, byle nikt nie dowiedział się, że są ze sobą
spokrewnione. Jednak Andromeda była bardzo miła. Może ma jej coś ważnego do
przekazania?
- A nas to
nie przedstawisz, Syriuszu? - odezwał się chłopak o jasnych, brązowych włosach,
wskazując na siebie i na niskiego chłopca o blond włosach.
-
Zapomniałem, wybacz - mruknął Syriusz, po czym ponownie zwrócił się do Mary i
Dorcas. - To jest Remus Lupin… - Wskazał na chłopca, który przypomniał kuzynowi
Mary o swoim istnieniu. - …a to Peter Pettigrew. - Wskazał na pulchnego
chłopca.
Gdy
pierwszoroczni Gryfoni wymienili ze sobą słowa powitania, ruszyli do Wieży
Gryffindoru i zabrali książki na dzisiejsze lekcje. Pod klasą zaklęć stali
James, Lily i siostry Vance. Lily stała odwrócona plecami do Jamesa,
rozmawiając z Hestią i Emeliną. Zanim Dorcas i Mary podeszły do nich, drzwi
klasy otworzyły się. Uczniowie weszli do środka. Zajęli miejsca w ławkach i
spojrzeli na nauczyciela. Był maleńki i stał na stosie książek.
- Witajcie,
uczniowie! - oznajmił ciepło profesor. - Nazywam się Filius Flitwick i będę was
uczyć zaklęć. Nie powinniście mieć żadnych problemów z tym przedmiotem.
Większość uczniów zdaje sumy z zaklęć na P. Dzisiaj nie będziemy rzucać żadnych
zaklęć... - W klasie rozległy się jęki zawodu. - ... ale zajmiemy się różnymi
sposobami wymachiwania różdżką. Być może podczas ćwiczeń z waszych różdżek
wytryśnie parę iskier. Zaczynamy.
Profesor
Flitwick machnął różdżką i na tablicy pojawiły się sposoby poruszania różdżką.
Po przepisaniu notatki rozpoczęły się ćwiczenia. Pod koniec lekcji z różdżek
Mary, Jamesa, Lily, Hestii, Remusa i Dorcas wytrysnęły kolorowe iskry.
Przez całą
przerwę pierwszoroczni Gryfoni szukali klasy transmutacji, jednak bez skutku.
Po drodze spotkali Molly i Mary spytała ją o drogę. Gryfonka zaprowadziła ich
pod klasę. Nie odzywała się przez całą drogę. Mary spostrzegła, że twarz Molly
jest mokra od łez. Niepokoiła się o nią. Co się mogło stać? Czy to przez Artur?
Nie... Na pewno nie... A może jednak...?
- Wchodzisz
czy nie? - rozległ się głos Dorcas.
Mary
oprzytomniała. Nie zauważyła, gdy ona i reszta Gryfonów stanęła pod klasą
transmutacji. Weszła do środka, a reszta za nią. Wszyscy zajęli swoje miejsca i
spojrzeli w stronę biurka nauczyciela. Siedział na nim bury kot. Nagle kot
zeskoczył z biurka i zamienił się w profesor McGonagall. Rozległy się brawa i
okrzyki podziwu. Nauczycielka podziękowała i machnęła różdżką. Drzwi zamknęły
się.
- Dzień dobry
- przywitała się starsza kobieta. - Jestem profesor McGonagall, będę was uczyć
transmutacji. Transmutacja jest najbardziej złożonym i skomplikowanym rodzajem
magii, jakiego będziecie się uczyć w Hogwarcie. Tylko nielicznym osobom uda się
opanować sztukę zamieniania jednego przedmiotu w drugi.
McGonagall
zaczerpnęła powietrza i kontynuowała:
- Dzisiaj
zajmiemy się zaklęciem świetlnym. Czy ktoś wie, do czego ono służy?
Wszyscy Gryfoni
zgłosili się do odpowiedzi. Profesor McGonagall udzieliła głosu Jamesowi.
- Tak, panie
Potter?
- Zaklęcie
świetlne rozświetla ciemne pomieszczenia, a czasem, jeśli zaklęcie jest dość
silne, pokazuje to, co zostało ukryte za pomocą magii.
- Doskonale -
odparła nauczycielka. - Dziesięć punktów dla Gryffindoru. Pan Potter ma rację.
Silne zaklęcie świetlne pokazuje to, co zostało magicznie ukryte. To zaklęcie
nie powinno sprawić wam żadnych trudności. Przepiszcie instrukcje z tablicy, a
potem zabierzemy się za ćwiczenia.
Po
przepisaniu notatki Gryfoni wyjęli różdżki i zaczęli rzucać zaklęcie. Gdy im
się udało, gasili swoje różdżki i znów ją zapalali. Jedynie Peter nie potrafił
rzucić tego zaklęcia. Profesor McGonagall kazała mu w wolnym czasie ćwiczyć.
Po drodze do
Wielkiej Sali Dorcas przypomniała Mary o spotkaniu z Andromedą. Dziewczyna
podziękowała przyjaciółce i popędziła do biblioteki. Dziesięć po jedenastej
weszła do środka. Przy jednym z regałów stała dziewczyna o jasnobrązowych
włosach. Gdy zobaczyła Mary, uśmiechnęła się i podeszła do niej.
- Cześć -
przywitała się Andromeda. - Chciałam z tobą porozmawiać. Usiądźmy.
Ona i Mary
zajęły miejsca przy stoliku, który był jak najdalej od wścibskich oczu
bibliotekarki. Gdy Ślizgonka upewniła się, że pani Pince jest zajęta układaniem
książek, odezwała się:
- Chciałam
cię przeprosić za zachowanie Belli. Ona jest taka jak rodzice. Nienawidzi
mugolaków i zdrajców krwi…
- Zauważyłam
- wtrąciła Mary.
- Ja i
Narcyza też takie byłyśmy, ale zmieniłyśmy się - ciągnęła Andromeda. - Mam dość
tej manii czystości krwi.
- Wiesz... -
odparła rudowłosa, przypominając sobie słowa Syriusza. - Nieważne jest
pochodzenie. Ważne jest wnętrze człowieka.
- Racja -
mruknęła Ślizgonka. - Mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółkami.
- Jasne -
odrzekła Mary.
Nagle do
biblioteki weszła grupka Ślizgonów. Wśród nich były Bella i Narcyza. Zauważyły
Mary i Andromedę. One i trzech chłopaków w wieku Belli podeszły do nich.
- Andromedo!
- szepnęła Bella tak, aby bibliotekarka niczego nie usłyszała. - Schodzisz na
psy! Jak możesz zadawać się z tym... czymś?
- Przestań,
Bellatriks. - Gdy Mary usłyszała pełne brzmienie imienia najstarszej siostry
Black, parsknęła śmiechem. Bella spojrzała na nią groźnie, lecz Andromeda nie
pozwoliła jej cokolwiek powiedzieć, mówiąc: - Nie rozumiem, jak możesz wciąż
ślepo słuchać poglądów naszych rodziców.
- Jak możesz
mówić o tym z taką obojętnością? - syknął blondyn z przylizanymi do tyłu
włosami. - To święte zasady! Zadawanie się z Weasleyami to przestępstwo!
- Słuchaj -
odezwała się Mary do blondyna. Ślizgon nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem. -
Ile zapłaciłeś psu, który tak wylizał twoje włosy? A może to był oswojony
tygrys?
Andromeda i
Narcyza parsknęły śmiechem. Blondyn zbladł. Podniósł rękę. Już chciał uderzyć
Mary, gdy rozległ się pisk:
- CO TO MA
ZNACZYĆ?! TO JEST BIBLIOTEKA, A NIE ARENA BOKSERSKA! WYNOCHA!
Pani Pince
machnęła różdżką i blondyn wyleciał na korytarz. Bella i dwaj bruneci wyszli z
pomieszczenia. Narcyza usiadła obok swojej siostry.
- Wciąż
próbuje mnie przeciągnąć na swoją stronę - mruknęła z zażenowaniem najmłodsza
siostra Black. - Mam tego dość. - Spojrzała na Mary. - My się poznałyśmy w
pociągu. Nie zdążyłam powiedzieć, że miło mi cię poznać.
- I nawzajem
- mruknęła Mary. - Kim byli ci trzej?
- Tamci
bliźniacy to Rabastan i Rudolf Lestrange - odpowiedziała Narcyza - a tamten
blondyn to Lucjusz Malfoy. Oni i nasza siostra znęcają się nad twoim bratem.
- Nad
Arturem? - zdziwiła się Mary. - Jak może się dawać tym obleśnym gumochłonom?
Ona i siostry
Black opowiadały sobie o dzisiejszym dniu w Hogwarcie i o nauczycielach.
Za piętnaście dwunasta Mary pożegnała się z Narcyzą i Andromedą i skierowała
się do cieplarni. Na błoniach wpadła na Lily.
- Dobrze, że
jesteś. Musisz mi pomóc.
- Co się
stało? - spytała Mary.
Lily nie
odpowiedziała i pociągnęła Gryfonkę za sobą. Stanęły przy pochodni... ale na
niej ktoś był powieszony. Po chwili okazało się, że to Severus. Jego szata była
przywiązana do pochodni.
- Potter tak
urządził Severusa - wyjaśniła przyjaciółce Lily. – Jak go spotkam, urwę mu łeb.
- Słyszałam o
zaklęciu, które pomogłoby Severusowi - odpowiedziała Mary i wycelowała różdżką
w mur. - Bombarda!
Huknęło i mur
eksplodował. Severus wstał z ziemi, otrzepując szatę z pyłu. Lily odwiązała mu rąbek
szaty od pochodni i spojrzała na Mary.
- Coś ty
zrobiła?!
- Myślałam,
że to inaczej zadziała - wybąkała Mary. - Zaraz to naprawię. Reparo!
Po chwili
przed nimi stał nietknięty mur. Jednak pochodnia leżała na ziemi. Severus
podniósł ją i odparł:
- Dzięki... a
co z tym?
- Może nikt
nie zauważy, że jej nie ma - odrzekła nieśmiało Mary. Nagle rozległ się głośny
śmiech. Mary, Lily i Severus odwrócili się. Na ziemi leżeli James i Syriusz,
tarzając się ze śmiechu. Lily powiedziała Severusowi, żeby wracał do zamku, po
czym ona i Mary podeszły do swoich kolegów.
- Potter, ty
parszywy pneumokoku! - wrzasnęła Lily. - Nażarłeś się szaleju czy co?
- No... -
James wstał z ziemi i uśmiechnął się. - To był żart...
- Lepiej mi
nie wchodź w drogę, bo jak wpadnę w szał, to wylądujesz w skrzydle szpitalnym!
- wydarła się Lily i poszła w stronę cieplarni.
- Ona mnie
nie lubi - odparł ponuro James.
- Mówiłam ci,
żebyś zachowywał się normalnie - upomniała go Mary. - Gdybyś tego nie zrobił...
- Ale to był
żart! - żachnął się James. - Smark był sam, nie mogliśmy się powstrzymać. Ale
ty byłaś najlepsza! Rozwaliłaś mur jednym zaklęciem! To dopiero coś!
Mary
zarumieniła się. Podniosła pochodnię, którą Sev rzucił na ziemię.
- Co z tym
zrobimy? - spytała chłopaków.
- Wrzućmy do
Zakazanego Lasu - odrzekł wesoło Syriusz. - Chodźcie! Nikt nie zauważy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz