Rozdział 35
Zemsta
- To nie
do pomyślenia! Co im odbiło, by użyć czarnej magii…
- Dobrze
wiesz, że to sprawka Regulusa.
- Ale i
tak to wręcz oburzające! Gdyby nie Severus, znów doszłoby do tragedii...
- A co ma
z tym wspólnego Smarkerus?
Strzęp
rozmowy wybudził Mary z letargu i od razu tego pożałowała, bo pierwsze, co
poczuła, to ogromny ból w klatce piersiowej. Jęknęła cicho i spróbowała otworzyć
powieki. Oślepiająca biel dała jej do zrozumienia, że jest w skrzydle
szpitalnym. Przed oczami zaczęły jej przelatywać pojedyncze obrazy. Trening
Quiditcha... Spacer z Syriuszem… Tora atakująca dwóch zamaskowanych napastników…
- Syriusz...
- wychrypiała Mary i ponownie jęknęła. Wtedy drzwi skrzydła szpitalnego otworzyły
się i do środka wpadli Dorcas, Lily i Syriusz.
- Mary!
Obudziłaś się...
- Błagam,
nie rzucajcie się na mnie - ostrzegła przyjaciół, zmuszając się resztkami sił,
by usiąść. - Czuję się jakby mnie hipogryf kopnął.
- Całe
szczęście, że nic ci nie jest - stwierdziła Dorcas ze łzami w oczach. - Juz
baliśmy się, że skończysz jak twój brat.
- Wyjaśni
mi ktoś, co się stało? Pamiętam, że wracaliśmy z Syriuszem z treningu i
pojawiła się Tora, a potem...
- Zostaliśmy
zaatakowani - zaczął opowiadać Syriusz. - Przez Mulcibera i Avery'ego.
- To byli
oni? - Mary poczuła, jak Tora ociera się o jej dłoń. Podrapała ją za uchem. -
Od kiedy to oni są tak zwinni i szybcy?
- Bo nie
są. Tego dnia zażyli Felix Felicis.
- To
Eliksir Szczęścia, o ile dobrze pamiętam...
- Dokładnie.
Także nic dziwnego, że Tora nie mogła ich zaatakować.
- I nic
dziwnego, że opanowali Zaklęcia Niewerbalne, bo normalnie zajęłoby im to całe
życie. A trzeci napastnik, który mnie unieruchomił? Miał bardzo znajomy głos…
- To był
Regulus – odparła z goryczą Lily. - To był jego plan. Z tego co powiedział
Dumbledore'owi chciał się wykazać Bellatriks.
- Zostali
złapani? - zdziwiła się Mary. Dobrze pamiętała, że bandy Belli nie złapano to
ataku na Artura.
- Tora
swoim rykiem obudziła cały zamek, także wszyscy widzieli tę scenę z okien dormitoriów.
Nauczyciele natychmiast zareagowali. Jeszcze nigdy nie widziałam Dumbledore'a
tak wściekłego. Gdy zbiegł na błonia, machnął różdżką i oplótł napastników
długim ognistym biczem. Potem się okazało, że to Regulus, Avery i Mulciber.
- I
urządzili ten cyrk tylko po to, by zaimponować Belli? - zapytała sceptycznie
Mary.
- Niezupełnie
- rzekł Syriusz, patrząc z troską na Mary. - Chcieli cię wykluczyć z następnego
meczu Quidditcha.
- No to im
się udało. Ledwo sie mogę ruszać... Czym w ogóle oberwałam?
- Sectumsemprą.
- Że co?
Tym samym zaklęciem, które wypróbowała Bellatriks na moim bracie?
-
Dokładnie - odparła Lily. - Chcieli też Severusa namówić, by do nich dołączył,
ale zdecydowanie odmówił.
- Szkoda,
że nie ostrzegł mnie przed ich powalonym pomysłem - warknęła Mary.
- Nie
martw się, Lily juz sie nim zajęła - odparła Dorcas, szczerząc zęby. -
Wydzierała sie na niego przy wszystkich przez ponad godzinę.
- Zanim
się obudziłam, usłyszałam, jak mówiliście, że Severus mi pomógł. W jaki sposób?
- Gdy
przyniesiono cię tutaj, wpadł tu jak burza, pochylił się nad tobą i zaczął
szeptać jakąś nieznaną wszystkim formułę zaklęcia. W każdym razie zadziałało,
bo rany zaczęły się zabliźniać i zrastać. Powiedział, że to powstrzyma
krwawienie i cię uleczy. Wspomniał tylko, że ból będziesz odczuwać przez parę
dni, ale to minie, po czym wyszedł.
- Jednak
potrafi się zachować jak przyjaciel - westchnęła Mary, choć w głębi ducha czuła, że po prostu nie chciał jej mieć na sumieniu
przez głupotę swoich kumpli.
- Ja bym
na twoim miejscu się nie cieszyła - odparła ponuro Lily. - Przypadkiem usłyszałam parę dni temu, że
planuje z tymi debilami dołączyć do śmierciożerców.
- No chyba
go posrało! Po tym wszystkim, co zrobiła Bella, chce być jej podwładnym?
- Dobrze
wiesz, że przez tych ćwoków się zmienił i tylko z Lily kontakt utrzymuje –
przypomniała jej Dorcas. - Nic dziwnego, że zamroczyli mu mózg.
Nagle
drzwi skrzydła szpitalnego otworzyły się i do środka weszła profesor
McGonagall. Na widok Mary odetchnęła z ulgą.
- Dzięki
Bogu, obudziłaś się! Baliśmy się najgorszego. Dobrze się czujesz, panno Weasley?
- Jestem
obolała, ale ogólnie wszystko w porządku, pani profesor.
- Nie mam
zbyt wiele czasu, ponieważ dyrektor wyjechał do Londynu, także chciałam ci tylko
jedno przekazać: w trakcie meczu Quidditcha nie będzie nikogo z grona
pedagogicznego.
Mary
spojrzała pytająco na profesor McGonagall, lecz po chwili zrozumiała co miała
na myśli.
-
Rozumiem, pani profesor. Dziękuję.
- Mam
nadzieję, że skutecznie wykorzystasz tę informację. Oczywiście, ci zwyrodnialcy
zostali zawieszeni, jeśli chodzi o...
- Niech
pani pozwoli im w tym meczu zagrać - poprosiła Mary. - Koniecznie muszą być na
boisku.
Profesor
McGonagall spojrzała na nią zdumiona, lecz i ona szybko zrozumiała słowa
podopiecznej. Krótko kiwnęła głową i wyszła na korytarz.
- Eee, co
to było? - zapytał Syriusz, nie kryjąc zdziwienia.
- Profesor
McGonagall dała mi wolną rękę, bym mogła się zemścić na Ślizgonach. Dlatego
nikogo z grona pedagogicznego nie będzie na następnym meczu.
- Ale przecież
do tej pory nie wyjdziesz stąd - zaprotestowała Dorcas.
- Dlatego
skorzystam z pomocy Huncwotów i Irytka. Syriuszu, mam dla ciebie zadanie...
* * *
W całej
szkole mówiono tylko o ataku na Mary przez Regulusa, Avery'ego i Mulcibera.
Większość uczniów była w szoku, jak można było użyć czarnej magii na
piętnastoletniej uczennicy, lecz Ślizgoni puszyli się z tego powodu i uważali
tę trójkę za małych bohaterów, szczególnie, że wykluczyli Mary z pierwszego
meczu Quidditcha w sezonie.
Następnego
dnia Mary skonsultowała z Huncwotami swój plan. James i Syriusz przyjęli go z
wielką radością, nawet Peter był podekscytowany. Remus bardziej przejmował się
jej stanem zdrowia, ale też postanowił pomóc. Wiele godzin spędzili, omawiając
szczegóły planu, by wszystko wypaliło. Przybył nawet Irytek na jej prośbę i gdy
dowiedział się, że odegra kluczową rolę w tym przedsięwzięciu, trząsł się z
podniecenia.
Nadszedł
mecz Gryfonów ze Ślizgonami. Mary, rzecz jasna, została w skrzydle szpitalnym
ze względu na swoje rany. Jednakże była pewna, że mecz nie potrwa zbyt długo,
także dla zabicia czasu zajęła się tekstem piosenki do płyty. Odkąd się wybudziła,
głownie na tym się skupiała, by zając się tym z dziewczynami na poważnie, gdy dojdzie
do siebie. W ciągu tych paru dni udało jej sie napisać cztery piosenki, z czego
była bardzo dumna. Potrzebowały jeszcze trzech, by mogły przedstawić wstępny
projekt producentowi, lecz była co do tego dobrej myśli.
Nagle
rozległ się huk. Pani Pomfrey podeszła do okna i wyjrzała na błonia. Hałas i
odgłosy paniki dochodziły aż do skrzydła szpitalnego. Mary westchnęła.
- Niech
lepiej pani przygotuje kilka antidotów przeciw oparzeniom i innym świństwom -
ostrzegła ją Mary. - Za chwilę będzie tu gorąco.
- Mój
Boże, czy ty abyś na pewno nie przesadziła? - spytała przerażona pielęgniarka.
- Chyba nie kazałaś Irytkowi oblać ich kwasem?
- Aż tak
szalona nie jestem. Kazałam chłopakom przygotować tylko kadź z nierozcieńczoną
ropą czyrakobulwy z esencją jadu bahamek.
Pani
Pomfrey odetchnęła z ulgą, ale nie na długo. Kwadrans później do skrzydła szpitalnego
wprowadzono wszystkich członków drużyny Ślizgonów z licznymi poparzeniami, powiększającymi
się bąblami i skórą pokrytą mchem. Jeden ze Ślizgonów - ze skórą pokrytą korą
jarzębiny - podszedł do łóżka Mary.
- Ty suko!
- Czyżbyś
to był ty, Regulusie? – spytała słodko Mary, nie kryjąc rozbawienia w głosie. -
Zmieniłeś się trochę.
- Wiem, że
to twoja robota! – wycedził Regulus przez zaciśnięte zęby.
- Mój drogi,
a jak miałabym opuścić skrzydło szpitalne po tym, co mi zrobiłeś? Zastanów się
dobrze. Wiem, że to wielki wysiłek, ale myślenie z reguły nie boli.
- Stul
pysk! Na pewno nasłałaś Irytka na nas i oblał nas tym świństwem!
- A masz
na to jakieś dowody? Właśnie, nie masz. Także zamknij swój pokryty jarzębiną
ryj i daj się doprowadzić do ładu, bo inaczej ta urocza twarzyczka zostanie ci
na stałe.
Regulus
chciał się odgryźć, lecz pani Pomfrey popchnęła go mocno na łóżko i kazała
siedzieć spokojnie. Mary uśmiechnęła sie do siebie. O tak - pomyślała. - Zemsta
jest naprawdę słodka.