[music]
Rozdział 25
Mroczna aura
- Czego może chcieć ode mnie Remus? - zdziwiła się Mary.
-
To chyba dobrze, że chce się z tobą spotkać, prawda? - powiedział James
lekko drżącym głosem. Mary spojrzała na niego. Kątem oka zdążyła
dostrzec, że spojrzał porozumiewawczo na Syriusza, lecz obaj szybko
odwrócili wzrok, jak na nich spojrzała.
- O co chodzi?
-
O nic - odparł wymijająco Syriusz. - Słuchaj, mówiłaś, że Remus
ignoruje cię, nie możesz zamienić z nim nawet słowa, a teraz masz ku
temu okazję. Bez powodu nie wysyłałby do ciebie wiadomości, tylko by do
ciebie podszedł po sprawdzianach. Może chce ci się z czegoś zwierzyć.
Mary oprzytomniała. Syriusz może mieć rację - pomyślała. - A jeśli Remus chce mi zdradzić swój sekret, który tak bardzo skrywa przed całym światem?
-
Weźcie moją miotłę - rzuciła krótko Mary. Syriusz wziął od niej
Zmiatacza, a ona sama popędziła w stronę sowiarni. Po drodze dwukrotnie
poślizgnęła się o mokrą murawę, jednak dotarła na miejsce. Gdy weszła do
środka, rozejrzała się po wieży, lecz nikogo nie zastała.
- Remus?
- Jestem na górze!
Mary
wbiegła na górę i ujrzała go. Stał oparty o jedyną czystą część muru,
nieopodal wylotu dla ptaków. Gdy ją zobaczył, uśmiechnął się.
- Coś się stało?
- Nic szczególnego. Syriusz napomknął, że chcesz mi coś ważnego powiedzieć…
Mary poczuła ukłucie żalu. Miała nadzieję, że Remus spotkał się z nią po to, by
wyjawić jej swój sekret. Opowiadanie o Belli już ją męczyło. Ale może,
jak mu zdradzi swój sekret, on podzieli się swoim. Warto spróbować.
Zaczerpnęła
powietrza i opowiedziała Remusowi wszystko od momentu pierwszego listu
od Bellatriks. Słuchaj ją uważnie, jego twarz nie zdradzała żadnych
emocji. Trochę ją to zdziwiło, gdyż każdy, komu to opowiadała jakoś na
to wszystko reagował, a Remus nawet, jeśli był wzburzony nie dał tego po
sobie poznać. Gdy skończyła westchnął i rzekł:
- I to jest ten wielki problem, przez który do nikogo się nie odzywałaś?
Pytanie Remusa zbiło Mary z tropu.
- Nie rozumiem.
-
Daj spokój. Wystarczyło od razu pójść do Dumbledore’a z tą sprawą, a
nie czekać, aż ktoś cię nakryje z tymi listami. Zachowałaś się
idiotycznie.
-
Idiotycznie? - Mary nie wiedziała, co powiedzieć. Nie spodziewała się
takiej reakcji ze strony Remusa. Zmienił się. To nie ulegało żadnych
wątpliwości. Nigdy by tak nie zareagował na tak poważną sprawę. Myślała,
że zrozumie, czemu nie chciała innych narażać.
-
A jak to nazwać inaczej? - ciągnął Remus lekko znudzonym głosem. – To,
że się od nas izolowałaś, by nam zapewnić bezpieczeństwo, nic by nie
zmieniło. I tak Bella by wprowadziła swój plan w życie. O ile już nie
wprowadziła.
-
Przyganiał kocioł garnkowi - warknęła Mary. Czuła, że z każdą sekundą
wzbiera w niej wściekłość. - Sam się izolujesz od ludzi. Jedynie
trzymasz się blisko Syriusza, Jamesa i Petera, a tak unikasz ludzi jak
ognia.
Remus zbladł lekko.
- To co innego…
-
Wcale nie! Nie wiem, co cię gryzie, ale na tej trójce świat się nie
kończy. Jest wiele osób, którym mógłbyś zaufać. Lily, Dorcas… Ja…
- Nie masz pojęcia, co mówisz - wymamrotał Remus, nie patrząc jej w oczy. - Gdybym wam powiedział, odsunęłybyście się ode mnie.
- Co ty chrzanisz?! Nigdy byśmy tego nie zrobiły! Nigdy!
-
Naprawdę? - Remus spojrzał na nią z mieszaniną złości i pogardy. - No
tak, zapomniałem, że wielka Mary Weasley jest nieomylna w każdej
sprawie. Myślisz, że jesteś w stanie wszystko zrozumieć? Ja naprawdę się
nie dziwię, że tyle osób cię nienawidzi. Jesteś doprawdy irytująca i
zbyt pewna siebie. Zresztą nie zdziwiłbym się, gdybyś tych gróźb Belli
nie wymyśliła sobie, by zwrócić na siebie uwagę…
Tego
Mary nie wytrzymała. Zacisnęła pięść i uderzyła Remusa w twarz. Chłopak
zachwiał się i złapał za policzek. Z kącików ust spływała strużka krwi.
Spojrzała na niego zimno. Chciała mu zadać taki sam ból, jak on jej.
-
Według ciebie, ja sobie wymyślam pogróżki od Belli? Myślisz, że z
takich rzeczy można sobie żartować?! Jesteś bezczelny, Remusie Lupin.
Spójrz lepiej na siebie. A może ty wciskasz ludziom kit, mówiąc o swoim
rzekomym słabym zdrowiu, by wszyscy się nad tobą litowali? Jak to mówią
mugole? Ach, tak, cicha woda brzegi rwie. To powiedzenie dobrze cię
opisuje. Od początku byłeś dwulicową i fałszywą świnią! Żałuję, że w
ogóle ci wyjawiłam swój sekret. Pomyśleć, że ja cię…
Nie dokończyła, tylko okręciła się na pięcie i wybiegła z sowiarni.
* * *
Najbliższe
parę tygodni były dla Mary męczące. Przez cały ten czas unikała Remusa
jak tylko nadarzała się okazja. Jego obecność na lekcjach oraz w
Wielkiej Sali jakoś znosiła, a w innych sytuacjach, gdy tylko go
zobaczyła, starała się ulotnić. Wbrew pozorom, nie była na niego
obrażona Co prawda, była na niego zła i wściekała się, jak wspominała tę
pamiętną rozmowę w sowiarni, jednakże w głębi ducha się z nim zgadzała.
To nastawienie ludzi do jej osoby było jej winą. Mogła pójść do
Dumbledore’a od razu, a nie zamykać się przed całym światem. Jednakże to
wcale nie zmniejszało jej niepokoju, co do zachowania Remusa. Teraz nie
miała żadnych wątpliwości, że coś się stało. Gdyby wszystko było w
porządku, nie zachowywałby się tak. Co więcej, teraz przypominał ją samą
sprzed roku. Z nikim nie gadał tylko z Jamesem, Syriuszem i Peterem.
Nadal chciała się dowiedzieć, co takiego Remus ukrywa, lecz już nie
chciała naciskać, gdyż ich kolejna sprzeczka mogłaby przynieść bardzo
przykre konsekwencje.
Jakby tego było mało, Mary rozmyślała nad słowami, które na sam koniec skierowała do Remusa. Pomyśleć, że ja cię…
Co ona takiego chciała powiedzieć? Coś takiego mogłaby powiedzieć tylko
wtedy, jakby się w nim zakochała, a przecież tak nie było. Uważała go
za bliskiego przyjaciela, powiernika największych sekretów… Ale czy na
pewno? Za wszelką cenę chciała poznać tajemnicę Remusa, ale dlaczego? Z
czystej ciekawości, chęci pomocy, wsparcia, czy też dlatego, że jednak
coś do niego czuła? Za każdym razem, gdy o tym myślała, odpędzała te
myśli. Przecież ma dopiero dwanaście lat! Co ona może wiedzieć o
miłości? Co prawda, kochała swoich rodziców, braci, ale to zupełnie co
innego. To, co czuje do Remusa, może być jedynie niewinnym zauroczeniem,
ale i tego nie może być pewna. Ostatnimi czasy bardzo rzadko rozmawiała
z Remusem, więc skąd ta nagła eksplozja uczuć do niego? Już sama nie
była pewna, co o tym wszystkim myśleć.
Z
pewnością miałaby mętlik w głowie, gdyby nie wsparcie jej przyjaciółek.
Dorcas, Lily i Marlena pocieszały ją, by nie przejmowała się tym, co
nagadał jej Remus. Dorcas nawet miała ochotę powiedzieć mu parę słów do
słuchu, jednakże Lily szybko ją powstrzymała. Mary była im wdzięczna za
ich wsparcie. W tego typu sprawach mogła tylko na nie liczyć. Chłopakom
nie warto było zawracać tym głowy. Szczególnie Jamesa i Syriusza nie
chciała stawiać w trudnej sytuacji. W końcu Remus to ich przyjaciel.
Aby
już więcej nie myśleć o Remusie i swoich uczuciach do niego, Mary
skupiła się na treningach i nauce. Z powrotem stała się jedną z
ulubienic profesora Slughorna i z chęcią zapraszał ją, Lily i Severusa
na spotkania najzdolniejszych uczniów. Z innych przedmiotów również się
poprawiła, szczególnie z transmutacji, ku wielkiej radości profesor
McGonagall. Jeżeli chodziło o treningi, również nie było na co narzekać.
Mary dawała z siebie wszystko, by nie dać satysfakcji Gwenog do głupich
docinków na temat jej formy. James i Syriusz wiele razy starali się do
niej zagadać, lecz szybko ich spławiała. Była pewna, że chcą porozmawiać
na temat Remusa, a ona nie miała ochoty na razie poruszać tego tematu.
Nie po to skupiła się na treningach i nauce, by teraz wszystko to
spieprzyć. Dlatego tego typu rozmowy odkładała w bardzo odległą
przyszłość.
* * *
- Mary, mogłabyś chwilę zostać? - zapytała profesor Fontane.
- W porządku - odrzekła niepewnie Mary i zwróciła się do przyjaciółek: - Idźcie, spotkamy się później.
Gdy
klapa w podłodze zamknęła się, profesor Fontane wskazała pusty fotel
przy stoliku z kryształową kulą. Mary nie wiedziała, o co może chodzić.
Usiadła naprzeciwko profesor Fontane i spytała:
- Cos się stało, pani profesor?
- Muszę z tobą porozmawiać.
Mary
zmarszczyła brwi. Miała złe przeczucia. Profesor Fontane była
jasnowidzącą, więc mogła zobaczyć coś naprawdę strasznego. Szczególnie,
co John powiedział jej po pierwszej lekcji wróżbiarstwa…
- Chodzi o twojego ojca. Byłam u niego parę dni temu.
Mary
zrozumiała. Zapomniała, że John obiecał porozmawiać z matką, czy by nie
pomogła Septymiuszowi w znalezieniu przyczyn jego pogarszającego się
zdrowia. Jednakże obawiała się, że profesor Fontane nie ma dla niej
dobrych wiadomości.
-
Gdy z nim rozmawiałam, wyczuwałam wokół niego mroczną aurę. Tak jakby
nawiedzał go zły duch. Wykonałam rytuał, służący do odpędzania złych
mocy, więc to powinno pomóc. Ale martwi mnie coś jeszcze.
Mary poczuła, że żołądek podchodzi jej do gardła.
-
Mogę się mylić - ciągnęła profesor Fontane - ale wydaje mi się, że jest
pod wpływem jakiegoś silnego nieznanego mi uroku. Prawdopodobnie
czarnomagicznego.
-
To niemożliwe - zaprzeczyła Mary. - Mój ojciec pracuje w Departamencie
Magicznych Katastrof i nie ma styczności z niczym związanym z czarną
magią.
-
Dlatego podkreślam, że to moje przypuszczenia. Nie jestem nieomylna,
Mary. Nawet największemu jasnowidzowi może zdarzyć się błąd zawodowy.
Niemniej jednak są przypadki, gdzie mam stuprocentową pewność…
- Przypadki? - powtórzyła Mary zdziwionym głosem.
- Pewnie wydaje ci się, że w ten sposób traktuję ludzi przedmiotowo, prawda? Wierz mi, nigdy tam nie robię, ale w tym jednym…
- Mówi pani o moim ojcu?
- Na Boga, nie! Chodzi mi o Bellatriks Black.
Mary wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
- Nie bardzo rozumiem…
-
Gdy profesor McGonagall przekazała całemu gronu pedagogicznemu o
groźbach panny Black … cóż, wcale mnie to nie zdziwiło. Powtarzałam
Dumbledore’owi, by coś zrobił z tą dziewczyną, ale mnie nie posłuchał i
teraz ma efekty…
- O czym pani mówi? - Mary czuła się coraz bardziej przerażona.
-
Panna Black uczęszczała na moje lekcje w czasie jej nauki w Hogwarcie.
Podczas pierwszej naszej lekcji doznałam wizji, gdy dotknęłam jej
filiżanki z herbacianymi fusami. Widziałam setki zwłok w kałużach krwi,
Mroczny Znak na niebie i Bellatriks z zakrwawionym nożem w jednej ręce i
zakrwawioną różdżką w drugiej. Ponadto, stała u boku Tego, Którego
Imienia Nie Wolno Wymawiać, patrząc na niego z uwielbieniem.
- To już wtedy pani wiedziała, kim Bella zostanie w przyszłości?
-
Miałam nadzieję, że to tylko pojedyncza wizja albo że los panny Black
się zmieni. Niestety, nic na to nie wskazywało. W dodatku, podobnych
wizji miałam więcej. Obserwowałam ją przez parę lat i widziałam, jak
wzrasta w niej okrucieństwo, jej pożądanie do zadawania bólu, pragnienie
dołączenie do grona śmierciożerców, zostanie prawą ręką Czarnego Pana…
-
To okropne! - Mary wzdrygnęła się, patrząc na profesor Fontane z
przerażeniem. - Wspominała pani, że rozmawiała o tym z Dumbledorem…
-
Niestety, profesor Dumbledore nie pojmuje szlachetniej sztuki
wróżbiarstwa. Gdyby nie moja dobra opinia, w ogóle usunąłby ten
przedmiot ze standardów edukacyjnych. Gdy go ostrzegałam, co wyrośnie z
panny Black, on to wszystko zbagatelizował. Był głuchy na moje
argumenty, wręcz mnie wyprosił ze swojego gabinetu!
- Ale dlaczego…
-
Dumbledore wierzy, że w każdym jest choćby odrobina dobra, nawet w
Sama-Wiesz-Kim. Nawet, jakby coś dobrego było w Bellatriks Black, w co
szczerze wątpię…
- To znaczy, że gdyby Dumbledore zareagował…
-
Och nie, nawet tak nie myśl! - odparła profesor Fontane, przerażona
tokiem rozmowy. - Nikt nie ponosi winy za to, kim się stała panna Black.
Zauważ, że robiłam wszystko, by temu zapobiec, lecz widocznie jej
przeznaczeniem było stać się tym, kim teraz jest.
-
Pani profesor… - Przez moment Mary się zawahała. Od ich pierwszej
lekcji nie miała okazji z nią porozmawiać o tamtym incydencie, a teraz
była doskonała okazja. - Podczas pierwszej naszej lekcji również pani
miała wizję, prawda?
Profesor Fontane spojrzała na nią zlękniona.
- Cóż, pewnie każdy to zauważył…
- Ale czy ta wizja… miała coś wspólnego ze mną?
Zapanowała
głęboka cisza. Profesor Fontane spojrzała na swoje dłonie, jakby nie
wiedziała, co odpowiedzieć. Mary nadal nie opuszczało złe przeczucie. Od
początku czuła, że to ma związek z nią, ale pewności nie miała. A
teraz…
- John wspominał, że pani wizje często dotyczą spraw, które mogą mieć wpływ na los wielu ludzi…
- To prawda - odparła w końcu profesor Fontane. - I tak. Ta wizja dotyczyła ciebie.
Wiedziałam - pomyślał Mary.
- A czego ona dotyczyła?
Profesor Fontane przygryzła wargi i rozmyślała nad czymś gorączkowo. Jednakże jej dumanie trwało krócej.
-
Ujmę to tak. Jeśli moja wizja się sprawdzi, nastaną mroczne czasy dla
ludzkości. Nie mogę ci zdradzić szczegółów w obawie, że przez czysty
przypadek nieświadomie zrealizujesz tę wizję, rozumiesz?
- T-tak - wyjąkała Mary.
- Obiecaj mi tylko jedno. Nigdy, ale to nigdy nie zbliżaj się sama do jeziora na szkolnych błoniach.
- Ja…
- Obiecaj!
- Ja… dobrze, obiecuję.
Profesor Fontane odetchnęła z ulgą. Mary powstała i rzekła:
- Chyba już pójdę. Nie chcę się spóźnić na zielarstwo.
Profesor Fontane tylko kiwnęła głową. Gdy Mary otworzyła klapę w podłodze, nauczycielka wtrąciła:
- Jeszcze jedno.
Mary spojrzała na nią ze skupieniem.
-
Postaraj się zrozumieć Remusa. Wiem, że zranił cię, ale to, co skrywa,
jest naprawdę ogromnym ciężarem i słusznie się obawia, że ludzie go
odtrącą.
- Ale…
- Ponadto, nie powinnaś mieć wątpliwości, co do swoich uczuć. To nie złudzenie, to co czujesz, jest prawdziwe.
Mary jedynie kiwnęła głową i zeszła po drabinie z mętlikiem w głowie.
* * *
Nadszedł
październik, a z nim początek sezonu Quidditcha. Gwenog wycikała ze
swoich zawodników siódme poty. Za wszelką cenę chciała pokazać, że jej
drużyna jest najlepsza, tym bardziej, że cały Gryffindor pokładał w niej
ogromne nadzieje. Nie bez powodu profesor McGonagall zaproponowała jej
stanowisko kapitana, gdyby nie miała stuprocentowej pewności, że jest
najlepsza.
Mimo
katorżniczych treningów, Mary nie mogła przestać myśleć nad słowami
profesor Fontane. Na samą myśl o tym, że ona i Dumbledore wiedzieli, co
wyrośnie z Belli, robiło jej się niedobrze. Można było temu zapobiec.
Przecież istnieją jakieś metody zmiany osobowości, szczególnie w świecie
mugoli. Jednakże profesor Fontane robiła wszystko, by temu zapobiec, a
skoro jej się nie udało… Właściwie, Mary pamiętała, że profesor
Dumbledore też reagował na niepokojące zachowanie Belli parę miesięcy
przed atakiem na Artura i to też nic nie dało. Może faktycznie nie dało
się zapobiec tej wizji?
Mary
powiedziała Lily, Dorcas, Marlenie, Johnowi i Severusowi o wizji, która
objawiła się profesor Fontane podczas ich pierwszej lekcji
wróżbiarstwa. Przesiedzieli dwa tygodnie w bibliotece, szukając czegoś
na temat zaklętych jezior, morskich potworów czy też znaczenia motywu
jeziora w sztuce jasnowidzenia. Lily doszła do wniosku, że ostrzeżenie
profesor Fontane przed zbliżaniem się do jeziora mogło mieć znaczenie
zarówno dosłowne, jak i potoczne. Równie dobrze może to symbolizować coś
zupełnie nie związane z jeziorem na szkolnych błoniach. Znaleźli wiele
informacji, jednakże nie wiedzieli, jak się do nich odnieść. Było
mnóstwo mitów, legend, nawet wzmianek w historii czarodziejów na temat
jezior, jednakże nie wiedzieli, jaki to ma związek z wizją profesor
Fontane.
Przez
ostatnie parę tygodni ignorowanie Remusa stało się jeszcze trudniejsze
niż wcześniej. Mary zauważyła, że teraz spogląda na nią smutnym
wzrokiem. Może chciał ją przeprosić? Może źle się czuł po tej całej
kłótni? Nie wiedziała. Zbyt bardzo ją bolały jego słowa, by znowu do
niego zagadać. A może jej się tylko zdaje i Remus w ogóle nie chce mieć z
nią nic wspólnego? Ponadto, słowa profesor Fontane spowodowały, że nie
ufała już swoim uczuciom. Skoro to, co czuje do Remusa jest prawdziwe,
to czy to, co czuje do niego, to coś więcej niż przyjaźń?
Nadszedł
dzień meczu Gryfonów ze Ślizgonami. Jak to zwykle bywa, gdy jakiś
członek drużyny Gryfonów wchodził do Wielkiej Sali rozbrzmiewały brawa
ze stołu Gryffindoru i gwizdy ze strony stoły Slytherinu. Gdy Mary
weszła do środka, nie przejęła się kąśliwymi uwagami Regulusa Blacka, że
przed upływem kwadransu spadnie z miotły i połamie wszystkie kości,
tylko dumnie pomaszerowała w stronę swojego stołu i usiadła obok
Syriusza.
- I jak, Mary? - zagadnął wesoło James. - Gotowa na starcie ze Ślizgonami?
- No pewnie. Trzeba skopać parę tyłków.
- I o to chodzi! - Syriusz poklepał ją po ramieniu. - Mówiłem, że stara Mary wróciła.
-
Och, przymknij się, Black. - Mary dała mu kuksańca w bok, ale również
się zaśmiała. Nie zwracała uwagi na to, ze Remus spoglądał na nią swym
smutnym spojrzeniem.
- Czemu Regulus tak na ciebie się patrzy? - zdziwił się James, patrząc na stół Slytherinu.
-
W końcu szpieguje dla Belli, no nie? - rzekła ironicznie Mary.
Odwróciła się i pokazała Regulusowi wulgarny gest. Ten prychnął jedynie
pogardliwie i zabrał się za swoją owsiankę. - Może po meczu rzucimy na
niego jakiś fajny urok, co?
-
Tylko nie Zaklęcie Zapomnienia - ostrzegła Lily, patrząc na Mary srogim
spojrzeniem. - Zapomniałaś już , jak załatwiłaś Jorkins?
- Evans, robisz się nudna, wiesz? - jęknął James z miną cierpiennika. Lily już chciała się odgryźć, gdy nagle Syriusz krzyknął:
- Mary, patrz!
Mary
spojrzała ku sklepieniu Wielkiej Sali i zamarła. Zza chmur wyłoniła się
postać dużego czarnego puchacza, niosącego duży pakunek. Mary zerwała
się z miejsca i w ostatniej chwili odskoczyła, gdyż puchacz rzucił
paczkę prosto w jej jajecznicę, obryzgując Syriusza i Dorcas resztkami.
-
Teraz rozumiem, co miałeś na myśli, mówiąc, że ten ptak jest
postrzelony, Syriuszu - warknęła Gryfonka, otrzepując się z żółtka.
-
Za drugim razem upaskudził pokój Mary - odezwał się John, który wraz z
Marleną na widok puchacza od razu ruszyli w stronę stołu Gryfonów. - Co
ona tym razem przysłała?
Mary
spojrzała na stół prezydialny. Dumbledore i reszta nauczycieli patrzyli
na nią w skupieniu. Zresztą, cała Wielka Sala patrzyła wyłącznie na
nią. Kątem oka dostrzegła triumfalny uśmiech na twarzy Regulusa. On wie, co to jest
- pomyślała. Nie myśląc ani chwili dłużej sięgnęła po pakunek. Był
niezbyt ciężki i owalny. W dodatku mokry i to nie dlatego, że przy
okazji przewrócił jej puchar z sokiem dyniowym. Rozerwała papier i gdy
ujrzała zawartość, wrzasnęła przeraźliwie i wyrzuciła ją daleko przed
siebie.
-
Mary, co to było? - zapytał Syriusz, zrywając się z miejsca. To samo
zrobili Lily, Remus, Peter, James i Dorcas. Mary patrzyła na pakunek z
przerażeniem. Bełkotało coś do siebie, ale nic nie dało się zrozumieć.
Nagle kilka dziewcząt zaczęła wrzeszczeć. John podszedł bliżej w stronę
stołu prezydialnego, lecz nagle zastygł w miejscu.
- O mój…
- John, co to jest? - zapytała Lily drżącym głosem.
Nie
musiał odpowiadać. Dumbledore wstał ze swojego złotego krzesła, obszedł
stół prezydialny i podniósł zawartość paczki. I wtedy wszyscy
zobaczyli, co to jest.
A była to odcięta, zmasakrowana głowa Septymiusza Weasleya.